105 lat po Bitwie Warszawskiej czas na nowy Cud nad Wisłą!

pch24.pl 6 godzin temu

105 lat temu Wojsko Polskie zatrzymało bolszewicką nawałę niosącą pożogę i zniewolenie. Tamten „cud nad Wisłą” ocalił świeżo odzyskaną niepodległość. Dziś jednak wolność Rzeczypospolitej jest znów zagrożona – tym razem ze strony wrogów jeszcze bardziej perfidnych niż kałmucka horda z 1920 roku. Ich pokonanie także wymaga cudu, ale nie dokona się on bez naszego wspólnego wysiłku.

Choć w 1920 roku obroniliśmy się przed zalewem bolszewizmu, a w 1989 formalnie wyzwoliliśmy z panującej od 1945 roku czerwonej okupacji, która przyszła po 1945 roku, to nad naszym krajem wciąż krąży widmo komunizmu. I to zarówno w sferze etyki, polityki jak i gospodarki.

Konieczność powrotu do prawa naturalnego

Każde prawo państwowe powinno opierać się na tym naturalnym. Niestety, przedstawiciele polskich władz dość często o tym zapominają. A to w imię pozytywizmu prawnego, a to zobowiązań wobec innych państw. Takim prawem naturalnym jest choćby nierozerwalność więzi rodzinnej.

Jednym z rażących przykładów łamania go jest los mieszkającego do niedawna w Szwecji małżeństwa Ewy i Roberta Klamanów. Urząd socjalny północnego sąsiada Polski im najstarszą córkę, która kłamała na temat rzekomego znęcania się nad nią.

Po pewnym czasie Klamanowie wrócili do Polski z trójką pozostałych córek. Wtedy to szwedzki urząd socjalny zwrócił się do polskich władz o wydanie dzieci w celu umieszczenia ich w pieczy zastępczej w Szwecji. Ministerstwo Sprawiedliwości przekazało sprawę do Sądu Rejonowego w Nysie. Polski kurator, po zbadaniu sytuacji, wydał opinię pozytywną o rodzinie Klamanów. Mimo tego sąd uznał, iż Polska nie ma w tej sprawie jurysdykcji i zdecydował o natychmiastowym przekazaniu również trójki pozostałych dzieci do Szwecji.

W efekcie pod koniec czerwca 2024 r. zostały one odebrane rodzicom w asyście polskiej policji i Szwedzki urząd socjalny umieścił je w trzech różnych rodzinach zastępczych. Ta bulwersująca sprawa jest niechlubnym przykładem przedkładania przez państwo bezdusznej procedury nad dobro własnych obywateli.

Historia rodziny Klamanów to bolesne przypomnienie, iż polskie państwo zbyt często staje po stronie procedury, a nie po stronie obywatela. Dzieci odebrane przez służby obcego państwa, brak pełnego postępowania wyjaśniającego, pozytywna opinia polskiego kuratora, a pomimo tego – decyzja o natychmiastowym przekazaniu dzieci – odcięcie ich od rodziny i własnego kraju. Trudno, doprawdy, o dobitniejszy przykład naruszenia prawa naturalnego.

Niechęć państwa do naturalnej wolności rodzin widać również w innych sferach życia. I tak na przykład Ministerstwo Edukacji Narodowej proponuje, by szkoły wspierające edukację domową otrzymywały pełną dotację jedynie dla 96 uczniów, zamiast jak to jest obecnie- 200. Zamiast więc wspierać rodziców, którzy sami biorą odpowiedzialność za wychowanie i kształcenie swoich dzieci, państwo stawia im kolejne bariery.

Zarówno przykład Klamanów, jak i na pozór mniej drastyczne cięcia edukacji domowej łamią zasadę subsydiarności, zgodnie z którą państwo pełni rolę pomocniczą wobec obywatela i rodziny. „Nowy cud nad Wisłą” oznacza zatem prymat rodziny i jej ochronę w sądach, urzędach i parlamencie.

Czas na mądrą politykę

Kolejnym zatrutym obszarem III RP jest polityka. Partyjniactwo, warcholstwo, prywata, korupcja, to problemy z bogatą w Rzeczypospolitej tradycją. Czas jednak powiedzieć im dość. A odejście od zbolszewiczenia życia publicznego wymaga wprowadzenia dwóch rzeczy naraz: ograniczenia władzy oligarchii i powstrzymania ochlokracji.

Ideałem byłby powrót do ustroju gwarantującego ciągłość władzy, ustroju, w którym obowiązują przejrzyste zasady odpowiedzialności i hierarchii, czyli do monarchii. Skoro jednak to dziś niemożliwe, trzeba przynajmniej dążyć do systemu przypominającego klasyczną politeię, opartego na poszanowaniu instytucji publicznych i myśleniu propaństwowym.

Dominująca w takim ładzie elita zachowywałaby zdrowy opór wobec nacisków obcych podmiotów, w tym Brukseli. Szanowałaby ludzi bez względu na narodowość, ale zarazem wiedziała, iż ma obowiązki głównie względem własnych obywateli. A nie – jak to dziś bywa– stawiała na pierwszym miejscu dobro nielegalnych i nierzadko agresywnych migrantów, ekologistyczną ideologię czy interesy obcych mocarstw.

Niestety, polska scena polityczna bliższa jest teraz farsie niż prawdziwej państwowości (chyba iż takiej z dykty i paździerzu). Jedni bronią upartyjnienia sądów, drudzy – w imię populizmu – rozniecają w społeczeństwie nienawiść do sędziów. Oba obozy łamią fundament, na jakim powinno opierać się dobrze urządzone państwo: niezależność wymiaru sprawiedliwości od bieżących rozgrywek partyjnych. Sędzia w państwie cywilizowanym nie jest bowiem ani narzędziem partii, ani jej wrogiem – jest strażnikiem prawa i obrońcą dobra wspólnego.

„Nowy cud nad Wisłą” w polityce wymagałby zatem rozgonienia całej postokrągłostołowej klasy politycznej i dopuszczenia do steru państwa nowego pokolenia – nie „młodych gniewnych” bez dorobku, ale ludzi już dojrzałych, najlepiej majętnych, a z całą pewnością- prawych. W końcu, chcemy przecież ludzi wchodzących do polityki nie po to, by się wzbogacali, ale by służyli społeczeństwu.

Trzeba też pamiętać, iż polityka wyrasta z tego, co dzieje się wokół– z życia społecznego. „Niech rozkwita sto kwiatów” – głosił Mao Tse Tung, tylko, iż potem zaraz je deptał. W Polsce powinniśmy jednak naprawdę pozwolić zakwitnąć tym kwiatom, nie dopuścić do tego, by zostały zniszczone przez państwową machinę.

Niech zatem rosną oddolne inicjatywy – organizacje sąsiedzkie, koła gospodyń wiejskich, grupy samokształceniowe, stowarzyszenia miłośników historii i tradycji! Niech tworzą się organizacje obywatelskie patrzące każdej władzy na ręce!

Państwo zaś powinno wobec takich inicjatyw zachować zdrowy dystans: nie przeszkadzać, ale też nie rozpieszczać grantami. Publiczne dotacje uzależniają, a uzależnienie to ostatnie, czego potrzebuje społeczeństwo organiczne.

Dlatego ideałem byłoby, aby finansowanie organizacji społecznych przejęły elity – ludzie zamożni, którzy rozumieją, iż posiadanie majątku to nie tylko przywilej, ale i obowiązek służenia dobru wspólnemu. To jednak wymagałoby rozwijania takiej gospodarki, która pozwalałaby tworzyć klasę samodzielnych ekonomicznie obywateli – niezależnych od państwowych łask. Bez tego obywatel będzie zawsze petentem, a państwo – wszechwładnym rozdawcą.

…i odejście od gospodarki postbolszewickiej

Niestety, obecna gospodarka to kolejna sfera zbolszewiczenia polskiego państwa. W 2025 roku Dzień Wolności Podatkowej przypadł dopiero na 29 czerwca. To tak jakbyśmy pół roku pracowali tylko po to, by płacić daniny.

Wprawdzie ich część idzie na rzeczy niezbędne: wojsko, policję, sądownictwo, ale też znaczna część służy powiększaniu aparatu biurokratycznego, obsłudze zadłużenia (którego mogłoby wszak w takiej skali nie być), a także zakrojonym na szeroką skalę programom redystrybucyjnym. Czyli kupowaniu głosów.

Polską przedsiębiorczość duszą nie tylko podatki. Niekiedy bardziej uciążliwe okazują się nadmierne regulacje gospodarki. Na początku transformacji koncesji wymagało 11 branż, a w tej chwili liczba koncesjonowanych branż jest w tej chwili 3-cyfrowa. Mnożą się regulacje — czy to za sprawą ustaw z inicjatywy krajowej, czy to dostosowania do przepisów narzucanych przez UE.

Jednak nie zawsze tak było. Wszak ustawa Wilczka z 1988 roku zakładała koncesjonowanie jedynie 11 branży. Mieściła się na 5 stronach maszynopisu, zawierała 54 artykuły i prostą jak drut zasadę: co nie jest zabronione, jest dozwolone. Co interesujące ustawa, niemal w całości, jest zgodna z wymogami Unii Europejskiej, a przy tym – gotowa do wdrożenia od zaraz.

Byłby to bez wątpienia, powiew wolności dla polskiej gospodarki – nie tylko dla gigantów przemysłu, ale przede wszystkim dla małych i średnich przedsiębiorstw. Dziś wiele z nich, uwięzionych w sieci absurdalnych przepisów, przerzuca się do szarej strefy.

Powrót ustawy Wilczka, pełna ochrona rodziny przez państwo i klasa polityczna wierna dobru wspólnemu – to byłby prawdziwy, nowy cud nad Wisłą. I wbrew pozorom- jest on możliwy, choć czasu pozostało już niewiele…

Stanisław Bukłowicz

Idź do oryginalnego materiału