2025 rok ma się ku końcowi, ale końca rosyjsko-ukraińskiej wojny przez cały czas nie widać. Minione dwanaście miesięcy nie przyniosło przełomu – wbrew buńczucznym zapowiedziom Kremla, armii rosyjskiej nie udało się rozstrzygnąć konfliktu na polu bitwy. Te zaś drastycznie się przeobraziło, choć jedna jego cecha pozostaje niezmienna – front to przez cały czas „maszynka do mielenia mięsa”, głównie rosyjskiego. Mijający rok rosjanie zamkną ze stratą kolejnych 400 tys. żołnierzy – zabitych, rannych, zaginionych i wziętych do niewoli – kilka mniejszą niż w najkrwawszym 2024 roku.
Na początku mijającego roku ukraińska armia wciąż utrzymywała pozycje w rosyjskim obwodzie kurskim. Kontrolowany przez Ukraińców obszar znacząco się skurczył w porównaniu ze zdobyczami z początku wyprawy do rosji (z lata 2024 roku), niemniej wciąż mieliśmy do czynienia z sytuacją przeniesienia działań zbrojnych na terytorium agresora. Kreml nie mógł tej zniewagi znieść, stąd desperackie próby wyparcia wojsk ukraińskich, w kwietniu 2025 roku zwieńczone sukcesem. Zapracowali na niego nie tylko rosjanie, ale i wydatnie wspierający ich północni Koreańczycy. Trup ścielił się gęsto – odzyskanie obszaru o wielkości przeciętnego polskiego powiatu (nieco ponad 1000 km kw.) kosztowało rosjan i ich sojuszników życie i zdrowie 40 tys. ludzi. ale w ostatecznym rozrachunku, po ośmiu miesiącach walk, obwód kurski został odbity – i jeżeli idzie o osiągnięcia na froncie jest to jedyne bezapelacyjne zwycięstwo Moskwy w 2025 roku. Warto wszak dodać, iż po sukcesie militarnym Kreml „zapominał” o konieczności odbudowy zniszczonych podczas działań wojennych miejscowości – ma wszak inne priorytety, związane z kontynuowaniem napaści – ale to temat na odrębny komentarz.
—–
Jeśliby porównać mapy z oznaczonymi rosyjskimi zdobyczami z grudnia 2023 roku, z grudnia 2024 roku i obecne – na pierwszy rzut oka nie zobaczymy żadnych zmian. Dopiero w dużym powiększeniu i po uważnym przestudiowaniu poszczególnych odcinków frontu dostrzeżemy symboliczne korekty. Po wejściu rosyjsko-ukraińskich zmagań w fazę wojny pozycyjnej – co nastąpiło jesienią 2023 roku – rosjanie zajęli zaledwie 1,5 proc. powierzchni Ukrainy. W tym czasie szeregi ich armii uszczupliły się o milion (!) żołnierzy – taki jest ludzki wymiar tego sukcesu. Co należy podkreślać w obliczu coraz popularniejszych – także w Polsce – narracji, wedle których rosjanie niepowstrzymanie prą na zachód. W przypadku niektórych prorosyjskich przekazów, owo parcie przyrównywane jest do uporu i determinacji armii czerwonej z lat 1943-45 – co jest wybitnie absurdalną analogią. Sowieci wszak w dwa lata przesunęli front o 2 tys. km, żołnierzom putina w podobnym czasie udało się odeprzeć Ukraińców na głębokość do 50 km. Punktowo, w kilku szerokich na kilkanaście kilometrów pasach natarcia. Gieorgij Żukow pewnie przewraca się w grobie na dźwięk porównań jego wyczynów z osiągnięciami walerija gierasimowa, dowódcy putinowskiej armii.
„Ale to nie jest wojna o teren!”, słyszymy co jakiś czas. Tego rodzaju opinie mają usprawiedliwiać brak rosyjskich zdobyczy oraz rzucić światło na rzeczywiste intencje Moskwy. Ta mianowicie ma dążyć do złamania kręgosłupa ukraińskiej armii, poprzez narzucenie jej wojny na wyniszczenie – ludzi i zasobów, których w rosji jest więcej niż w Ukrainie. W stosowanym momencie – gdy Ukraińcy wreszcie nie będą już mieli kim i czym walczyć – Moskwa przymusi Kijów do odpowiednich ustępstw, także terytorialnych. W takim ujęciu koszmarne rosyjskie straty są rodzajem inwestycji – „na dziś” wydaje się ona przepłacona, ale efekt docelowy ją uzasadni.
Nie da się wykluczyć, iż putin tak właśnie kalkuluje i oczyma wyobraźni widzi już Zadnieprze jako część federacji, oddaną przez Kijów po druzgocącej klęsce. Rzecz w tym, iż rozmiar owej klęski musiałby być przeogromny, by Ukraina udzieliła rosji takich koncesji. A takiego rezultatu – totalnego rzucenia Ukrainy na kolana – rosjanie bez użycia broni jądrowej nie wywalczą. Nie w perspektywie najbliższych kilkunastu miesięcy, w trakcie których sami muszą zakończyć wojnę, bo zaczyna ona drastycznie przerastać ich możliwości. I kończąc ów wątek terenowy – w rozmowach pokojowych obszar znajdujący się pod kontrolą ma zawsze istotne znacznie. Jest atutem pokonanego czy słabszego przeciwnika – w najgorszym razie towarem, którym można kupczyć, redukując skalę porażki. Obie strony o tym wiedzą i choćby już z tego powodu to JEST wojna o teren.
—–
W dalszej części tekstu przyglądam się obszarowi, gdzie jest ona toczona. Opisuję realia frontu oraz konsekwencje bezwzględnej dominacji dronów na polu bitwy. Wspominam o rozszerzeniu strefy walk na głębokie zaplecze obu stron. Materiał ten znajdziecie w portalu „Polska Zbrojna” – oto link do całości.
—–
A gdybyście chcieli wesprzeć mój ukraiński raport, polecam się poniżej.
Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
Szanowni, to dzięki Wam powstają także moje książki! W sklepie Patronite możecie nabyć je w wersji z autografem i pozdrowieniami. Szeroka oferta pod tym linkiem.
Nz. Ukraiński artylerzysta/fot. SzG ZSU.



