23 grudnia po godzinie 15:00 z rozdzielnika organizacje pozarządowe otrzymały projekt „o wygaszeniu rozwiązań wynikających z ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa oraz o zmianie niektórych innych ustaw”.
Dokument ma 59 stron. 3 dni robocze.
Nowy standard. Nie pierwszy to przecież raz, kiedy sprawy fundamentalne (zamknięta strefa nadgraniczna, ograniczenie prawa do azylu) “załatwia się” pseudokonsultacjami bez znaczenia.
Oczywiście mogę zakasać rękawy, zagnać siebie i zespół do roboty i przygotować nasze uwagi. Tylko po co? Ostatnie tego typu praktyki pokazały mi jasno, iż to nie ma znaczenia, nasze zdanie, opinie, uwagi poparte praktyką, badaniami, zapisami prawa międzynarodowego… choćby nie mam pewności, iż ktoś to czyta. Bo (także wbrew standardom) nikt nam już na nic nie odpowiada. Konsultacji się ani nie ogłasza, ani nie prowadzi, ani nie podsumowuje. Się coś komuś rozsyła. Koniecznie w pilnym trybie.
Utrzymuje się nas w nieustannej sytuacji kryzysowej — 3 dni konsultacji wskazują jasno, iż sprawa jest nagła i pilna. Tylko czy faktycznie taka jest? Wszyscy wiemy, iż nie. Świadomość zmian, które przyjdą, wynika już choćby nie z ostatniej nowelizacji, a z całego mechanizmu tego nowego prawa uchodźczego. Ta nieustanna sytuacja kryzysowa jest głęboko szkodliwa nie tylko dla nas jako ludzi, ale dąży ku psuciu demokracji. Nadwyręża się kryzys, aby pchać słabe prawo. Pisane pod publiczkę, z nikim nie skonsultowane, nieprzedyskutowane, własne.
I tak jeszcze tylko tu nadmienię, iż konsultacje obejmować winny także samych zainteresowanych i zainteresowane — ukraińskie uchodźczynie i uchodźców. Państwo dzięki narzędzi partycypacyjnych powinno stworzyć możliwość wysłuchania ich opinii. Tylko kogo to obchodzi?
Państwo nie słucha. Jak nie słuchało. Nie rozmawia. Tak jak nie rozmawiało. Zmienia znaczenia słów. Tak jak już to wcześniej robiło. Bo jak się dobrze postarać, utrzymać trend, to może za kilka lat konsultacje społeczne będą znaczyły to, co chcą rządzący, aby znaczyły — przypadkowego maila „z rozdzielnika”, na którego odpowiedzi nie zwraca się uwagi?
Może przypomnijmy tę smutną prawdę, którą każdy i każda kto pracowała po wybuchu pełnoskalowej wojny widziała na własne oczy — bez pomocy ruchu wolontariackiego, organizacji społecznych i samorządowców państwo by się zatkało. Więc jeżeli ktoś komuś powinien za tamto dziękować, to władze polskie ludziom w Polsce (Polakom i migrantom i uchodźcom), iż to udźwignęli. I naprawdę nie ma aż takiego znaczenia, kto wtedy rządził, ci czy tamci. Mam przekonanie, iż wyglądało by to z grubsza dokładnie tak samo. Nie jest bowiem tak, iż wraz z wygranymi wyborami spływa na człowieka wiedza wszelka. Nie spływa. Spływa przekonanie o omnipotencji. Ale wiedza i umiejętność, a przekonanie o wiedzy i umiejętności to jednak dwie zupełnie różne rzeczy.
Czemu o tym piszę? Bo jak dostaję przypadkowego maila („konsultacje” nie były ogłaszane) z projektem zmian to odnoszę wrażenie, iż rządzący elegancko już tą omnipotencją obrośli, przekonaniem, iż wiedzą wszystko najlepiej.
W tym ujęciu cała ta demokracja to pójście wybory co cztery lata.
Żródło materiału: Stowarzyszenie Interwencji Prawnej









