W ostatnich dniach w mediach społecznościowych zaczęły krążyć poruszające wpisy, które wywołały silne emocje i liczne komentarze. W centrum uwagi znalazł się fragment artykułu, rzekomo pochodzącego z renomowanego amerykańskiego dziennika, oraz zarzuty wobec ukraińskich władz. Sprawa gwałtownie nabrała rozgłosu, a jej echa dotarły także do polskiej sieci.

Fot. Warszawa w Pigułce
Fałszywy dekret Zełenskiego i 6000 ciał żołnierzy. Jak rosyjska propaganda stworzyła fake news na skalę międzynarodową
W sieci krąży wstrząsający przekaz: Ukraina nie chce przyjąć 6000 ciał poległych żołnierzy, bo nie chce wypłacać rodzinom odszkodowań. Ma to rzekomo wynikać z dekretu prezydenta Zełenskiego, opisanego w artykule „The Wall Street Journal”. Problem w tym, iż żaden taki dekret nie istnieje, a artykuł został sfabrykowany. Cała narracja okazała się elementem prokremlowskiej dezinformacji.
Szokujący post, sfabrykowany tekst, 75 tysięcy wyświetleń
17 czerwca w polskiej części platformy X pojawił się post, który natychmiast przyciągnął uwagę tysięcy internautów. Opublikowano w nim fragment rzekomego artykułu „WSJ” oraz informację, jakoby Ukraina miała odmówić przyjęcia 6000 ciał poległych żołnierzy. Powód? Wypłaty po 210 tys. euro dla każdej rodziny, co rzekomo stanowiłoby dla państwa zbyt duże obciążenie. Wpis zyskał ogromny zasięg i sprowokował falę agresywnych komentarzy pod adresem prezydenta Ukrainy.
W rzeczywistości artykuł nigdy nie ukazał się w „The Wall Street Journal”. Screen, który go ilustrował, został sfabrykowany, a przypisani do niego dziennikarze – Natalie Andrews i Georgi Kantchev – nie napisali niczego podobnego. Ich ostatni wspólny materiał dotyczył zupełnie innego tematu i opublikowano go 4 czerwca.
Wymiana ciał faktycznie miała miejsce, ale… została zakończona
Wszystko wskazuje na to, iż dezinformacja została zbudowana wokół rzeczywistego wydarzenia – wymiany ciał żołnierzy, którą uzgodniono podczas rozmów w Stambule 2 czerwca. Ustalono wówczas, iż każda ze stron przekaże po 6000 ciał. Ukraina rzeczywiście zwlekała z odbiorem pierwszej partii, co Rosja wykorzystała propagandowo. Jednak wymiana zakończyła się 16 czerwca – dokładnie wtedy, gdy w sieci zaczęły krążyć fałszywe informacje.
Sztab Koordynacyjny ds. Traktowania Jeńców Wojennych poinformował, iż Ukraina odebrała łącznie 6057 ciał. Po stronie ukraińskiej ruszyły procedury identyfikacyjne – m.in. sekcje zwłok i badania DNA. Według ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosja przekazywała ciała w skrajnie złym stanie, często wymieszane z ciałami własnych żołnierzy.
Kłamstwa o „zrzeczeniu się odszkodowań” i dekrecie Zełenskiego
Jednym z kluczowych elementów dezinformacji był rzekomy dekret prezydenta Zełenskiego, który miałby zobowiązywać rodziny poległych do zrzeczenia się prawa do odszkodowania. Żadnego takiego dekretu jednak nie ma. Rodziny ukraińskich żołnierzy mają prawo do jednorazowego świadczenia w wysokości 14 milionów hrywien – to przepis obowiązujący od początku wojny, wprowadzony uchwałą Rady Ministrów z lutego 2022 roku.
Nie ma też żadnych dowodów na to, iż Ukraina celowo unika wypłacania odszkodowań, nie odbierając ciał poległych. Wręcz przeciwnie – władze w Kijowie wskazują, iż to Rosja utrudnia identyfikację i stwarza problemy w procesie przekazywania zwłok.
Kto stoi za dezinformacją?
Źródłem wielu fałszywych treści była Diana Panczenko – znana z prorosyjskich poglądów ukraińska dziennikarka, którą organizacja Reporterzy bez Granic nazwała „rosyjskim agentem propagandowym”. To właśnie jej wpis z 8 czerwca wywołał lawinę teorii spiskowych. Panczenko napisała wówczas, iż Ukraina nie odbiera ciał, bo „pieniądze dla rodzin już zostały skradzione i wydane”.
Ukraińskie służby odpowiadają na te oskarżenia wprost: to element wojny informacyjnej i próba uderzenia w morale społeczeństwa. Jak podkreślają – wszystkie działania związane z repatriacją ofiar wojny są realizowane zgodnie z międzynarodowymi standardami i w porozumieniu z rodzinami poległych.
Propaganda uderza w emocje. Fake newsy łatwo się rozprzestrzeniają
Przypadek sfabrykowanego artykułu „WSJ” pokazuje, jak skutecznie można zbudować dezinformację, korzystając z emocji, autorytetów i pozornie wiarygodnych źródeł. Wystarczył jeden spreparowany screen, by narracja Kremla dotarła do dziesiątek tysięcy użytkowników w Polsce i za granicą.
Eksperci apelują: weryfikujmy źródła, nie udostępniajmy niesprawdzonych informacji i pamiętajmy, iż wojna toczy się nie tylko na froncie, ale także w przestrzeni informacyjnej.