Polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych coraz częściej wymyka się próbom sensownej syntezy. Łaska Trumpa na pstrym koniu jeździ, o czym boleśnie przekonują się Ukraińcy. Co z tego wynika dla Polski?
Po pierwsze: czas porzucić przekonanie, iż sojusz z USA to aksjomat. To układ dynamiczny – zależny od polityki, nastrojów, kalkulacji. Polska, jako państwo frontowe, musi przyjąć do wiadomości, iż amerykańska polityka zagraniczna jest podatna nie tylko na zmiany administracji, ale w jakiejś mierze zależy też od kaprysów głowy państwa. Że pomoc może być uzależniona od kalkulacji geopolitycznych, a nie od zobowiązań traktatowych. I iż choćby najbardziej spektakularne deklaracje – o „niezachwianym wsparciu” czy „strategicznym partnerstwie” – mogą zostać zrelatywizowane, gdy w grę wchodzi szybki deal.
Po drugie: przykład Ukrainy pokazuje, iż choćby bliski partner może zostać wezwany do „ustępstw na rzecz pokoju”. Że gwarancje bezpieczeństwa mogą być reinterpretowane, a zasady, na których zbudowano ład międzynarodowy – negocjowane. I iż w sytuacji kryzysowej to nie katalog zobowiązań, ale bieżący interes polityczny decyduje o tym, kto otrzyma pomoc, a kto zostanie wezwany do „realizmu”.
Po trzecie wreszcie: musimy mieć własną strategię – nie tylko wobec rosji, ale także wobec zmieniającej się roli Ameryki. Musimy inwestować we własne zdolności obronne, budować regionalne koalicje, rozwijać niezależne systemy technologiczne. Być gotowymi na moment, w którym wiarygodność sojusznicza USA zostanie wystawiona na próbę. Przetrwanie naszego kraju nie może być zależne od wyniku tego testu…
—–
To mój krótki komentarz do wydarzeń z ostatnich dni. Jego bardziej rozwiniętą wersję, opublikowaną na portalu „Polska Zbrojna, znajdziecie pod tym linkiem.
Zdjęcie ilustracyjne, wykonałem je latem tego roku na przygranicznym pasku. Za trzcinami jest już Białoruś, czyli de facto roSSja.