Ameryka na Kaukazie, czyli ciche podgryzanie Rosji

polska-zbrojna.pl 2 godzin temu

Spektakl z czerwonym dywanem, na którym 15 sierpnia Donald Trump powitał na Alasce Putina, wywołał w Europie lęk, a także zaciemnił geopolityczny obraz sytuacji. Stany Zjednoczone ani myślą godzić się na odbudowę rosyjskiego imperium w sowieckich granicach. Co więcej, robią wiele, by ostatecznie wypchnąć Moskwę z jej dawnej strefy wpływów.

Kiedy Donald Trump przygotowywał się do przyjęcia Putina, amerykańscy żołnierze uwijali się na poligonach. I nie były to bynajmniej poligony środkowej i zachodniej Europy. Jeszcze pod koniec lipca w Turcji, jak również w sąsiedniej Gruzji, rozpoczęły się manewry „Agile Spirit 2025”. Oprócz gospodarzy wzięły w nich udział pododdziały z Niemiec, Bułgarii i Rumunii, a także z Mołdawii i Ukrainy. Celem było zacieśnianie więzów między Sojuszem i jego partnerami. Do pewnego stopnia również budowa interoperacyjności. Kluczową rolę w przedsięwzięciu odegrali spadochroniarze ze 173 Brygady Powietrznodesantowej US Army, którzy desantowali się w pobliżu Adany.

Zanim na gruzińskich i tureckich poligonach opadł kurz, po drugiej stronie Morza Czarnego przebiegały kolejne ćwiczenia. W Mołdawii wspólnie trenowało 300 żołnierzy miejscowej armii, natomiast w Rumunii około 120 Amerykanów z US Army Europe & Africa oraz z Gwardii Narodowej Karoliny Północnej. Celem tych ćwiczeń było przede wszystkim podniesienie poziomu wyszkolenia mołdawskich wojsk.

REKLAMA

W sierpniu Amerykanie ćwiczyli także w Armenii. Przedsięwzięcie pod kryptonimem „Eagle Partner 2025”, jak wyjaśniali jego organizatorzy, miało pomóc armeńskiemu wojsku w przygotowaniach do udziału w ewentualnych misjach pokojowych. Szczególny nacisk położono na procedury związane z ewakuacją medyczną.

Amerykańscy żołnierze ze 173 Brygady Powietrznodesantowej podczas ćwiczeń „Agile Spirit 2025” w Gruzji, 3 sierpnia 2025 r.

Każde z tych ćwiczeń ma inną historię. Z armiami Mołdawii i Gruzji Amerykanie współpracują od lat, podczas gdy wojskowe kontakty z Armenią to nowość. Odmienny jest też polityczny background. Mołdawskie władze już dawno obrały wyraźnie prozachodni kurs. O ile jednak znaczna część społeczeństwa popiera integrację z Unią Europejską, o tyle członkostwo w NATO już niekoniecznie. Niemniej polityczne elity, świadome zagrożeń ze strony Rosji, zmuszone są szukać sojuszników na Zachodzie – także w wymiarze wojskowym. Ku Zachodowi w szybkim tempie zwraca się również Armenia. Kraj ten przez lata był bliskim sojusznikiem Rosji. Kiedy jednak Azerbejdżan zajmował sporne terytoria Górskiego Karabachu, a poproszona o interwencję Moskwa milczała, zrewidował dotychczasową politykę. W wygaszeniu wieloletniego konfliktu z najbliższym sąsiadem ostatecznie pomogły Stany Zjednoczone. Na początku sierpnia w Waszyngtonie Armenia i Azerbejdżan podpisały porozumienie pokojowe. O wiele bardziej skomplikowane stosunki panują między USA a Gruzją. Gruzini od czasów prezydentury Micheila Saakaszwilego zmierzali ku integracji z Zachodem. Zmieniło się to wraz z dojściem do władzy partii Gruzińskie Marzenie. Obecne władze Gruzji coraz bardziej ciążą w stronę Kremla – nie przyłączyły się do nakładanych na Rosję sankcji, wprowadziły też kilka kontrowersyjnych zmian w prawie, choćby opartą na putinowskim wzorcu ustawę o zagranicznych agentach. USA i Unia Europejska nałożyły na Tbilisi sankcje, jednak do ostatecznego rozstania dotychczasowych partnerów jak dotąd nie doszło.

Niezależnie jednak od różnic w stosunkach z Mołdawią, Armenią i Gruzją, pewne jest jedno – Amerykanie (i szerzej Zachód) coraz mocniej akcentują swoją obecność w państwach dawnego ZSRS, marginalizując przy tym Rosję. Miejscowe elity, a w jeszcze większym stopniu społeczeństwa, widzą w tym szansę na bezpieczeństwo i względny dobrobyt. Innymi słowy korzyści, których nie jest im w stanie zapewnić Moskwa. Sami Amerykanie z kolei widzą szansę na robienie z nimi interesów, co w przypadku obecnej administracji ma szczególne znaczenie. Przykład? TRIPP, czyli Szlak Trumpa na rzecz Międzynarodowego Pokoju i Dobrobytu, który ma połączyć Azerbejdżan z jego enklawą na terenie Armenii – Nachiczewańską Republiką Autonomiczną. Przez najbliższe 99 lat mają nim zarządzać Stany Zjednoczone. A przecież – jak zauważa Wojciech Górecki, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich – to element ważnego szlaku handlowego, który łączy Chiny i Azję Środkową z Europą, pomijając przy tym Iran i Rosję.

Oczywiście nie wszystkie z byłych sowieckich republik są dla Amerykanów i Zachodu tak samo ważne czy to ze względów strategicznych, czy handlowych. Trudno też przypuszczać, by Trump zgodził się na ich członkostwo w NATO. Ameryka nie będzie chciała do tego stopnia drażnić Rosji, tym bardziej iż za jej plecami stoją Chiny. Niemniej wydaje się, iż osłabianie Moskwy przez cały czas pozostaje w orbicie zainteresowań Białego Domu. A to pozwala na pewien optymizm także w kontekście rozgrywki o przyszłość Ukrainy. Jakkolwiek chaotyczne i trudne do zrozumienia byłyby działania amerykańskiej administracji w ostatnim czasie.

Łukasz Zalesiński , dziennikarz portalu polska-zbrojna.pl
Idź do oryginalnego materiału