Powidz – niedokończona historia
Wystarczy przypomnieć 2019 rok, gdy administracja Trumpa wstrzymała budowę bazy w Powidzu – kluczowego hubu logistycznego NATO. Inwestycję dokończono dopiero za Joe Bidena. Teraz, gdy Trump powraca do Białego Domu, pytanie nie brzmi „czy”, ale „kiedy” usłyszymy o redukcji wojsk. Dla Powidza oznaczałoby to katastrofę – baza kosztowała setki milionów złotych, a jej militarne znaczenie trudno przecenić. Bez amerykańskich żołnierzy stałaby się jedynie kosztownym symbolem naiwnej wiary w niezmienność sojuszy.
Dyplomatyczna schizofrenia
Pentagon milczy, a Rada Bezpieczeństwa Narodowego USA ogranicza się do enigmatycznych frazesów o „stawianiu Ameryki na pierwszym miejscu”. Tymczasem relokacja z Jasionki – bazy kluczowej dla pomocy Ukrainie – pokazuje, jak krucha jest logika amerykańskich decyzji. Generał Skrzypczak słusznie wskazuje na rażące błędy w komunikacji: Waszyngton wydaje decyzje, a Warszawa musi je gorączkowo tłumaczyć.
Co dalej z wschodnią flanką?
Jeśli USA rzeczywiście wycofają połowę swoich sił z regionu, będzie to jawny sygnał dla Putina: Ameryka wycofuje się z gry. W obliczu rosyjskiej militaryzacji Obwodu Kaliningradzkiego i białoruskich manewrów z wagnerowcami, Polska zostałaby z dramatycznym wyborem – błagać o zwiększenie kontyngentów innych państw NATO lub radykalnie zwiększać własne wydatki obronne. Na to natomiast nie jesteśmy gotowi, ponieważ skupialiśmy się na papierowych słomkach, melexach nad Morskie Oko i stałym przytwierdzeniu nakrętek do butelek. Zapomnieliśmy w tym wszystkim, iż niepodległość nie jest dana raz na zawsze.
Na razie rząd uspokaja – baza w Powidzu funkcjonuje normalnie, a Amerykanie nie pakują walizek. Ale w polityce Trumpa jedyną stałą jest nieprzewidywalność. Po Jasionce może przyjść czas na kolejne lokalizacje. Historia uczy, iż gdy Ameryka zaczyna mówić o „racjonalizacji obecności wojskowej”, sojusznicy powinni sięgać po projekty ustaw zwiększających budżet obronny. I przygotowywać naród na samotną walkę o bezpieczeństwo.