To bezdyskusyjne. Królowa jest tylko jedna. To Anna Wintour – od 1988 roku, kiedy została naczelną amerykańskiej edycji miesięcznika „Vogue”, najpotężniejsza postać światowej mody. Kobieta, która wprowadziła modę do kultury globalnej, stała się dyktatorką wśród dyktatorów. Wyznacza nie tylko trendy, ale tworzy standardy. Dyktuje, co kupić, na co poświęcić uwagę, wobec czego nie wolno przejść obojętnie. Stała się ikoną branży, ale zasłynęła własnym stylem; rozgłos nadał jej głośny film „Diabeł ubiera się u Prady”, ale uznanie świata budowała z determinacją od pierwszej posady w Ameryce. Ukryła się za maską na tyle szczelną, iż – jak pisze jej biografka – „nawet jej przyjaciele nie są zgodni, czy Anna jest ekstrawertyczką czy introwertyczką”.
Amerykanka wychowana w Anglii, co przydało jej europejskiego charme’u, intelektualnie ukształtowana przez ojca, naczelnego redaktora londyńskiego tabloidu „Evening Standard”, prowadzonego w taki sposób, iż udawało się w nim godzić populizm z wyrafinowaniem. „W domu Anna wiodła życie przepełnione kulturowym przywilejem i komfortem oraz, za sprawą Charlesa, wpływami. Gdy weszła w wiek dojrzewania, gdziekolwiek się pojawiła w Londynie, rozpoznawano w niej córkę cenionego redaktora prasowego, Charlesa Wintoura”. Już rodowód zapewnił jej solidny edukacyjny grunt, zaś praca w Ameryce nadała jej profesjonalny dynamizm.