„Bezpieczne Podlasie” na półmetku

polska-zbrojna.pl 3 tygodni temu

Sytuacja jest stabilna, ale nie możemy wykluczyć, iż to cisza przed burzą – mówi gen. dyw. Arkadiusz Szkutnik. Dowódca 18 Dywizji Zmechanizowanej oraz operacji „Bezpieczne Podlasie” zdradza, z jakimi wyzwaniami przez ostatnie miesiące mierzyli się stacjonujący przy granicy polsko-białoruskiej żołnierze, opowiada też o wzmacnianiu zapory i taktyce, która pozwala na zabezpieczenie tego terenu.

Panie generale, minęły trzy miesiące od rozpoczęcia operacji „Bezpieczne Podlasie”. Z jakimi wyzwaniami mierzyli się przez ten czas żołnierze?

Gen. dyw. Arkadiusz Szkutnik: Początek operacji „Bezpieczne Podlasie” nie był łatwy. Wówczas mieliśmy do czynienia już nie z osobami, które chcą po prostu przekroczyć granicę, ale także zorganizowanymi grupami, których zadaniem była przede wszystkim eskalacja sytuacji na tych terenach. Ci, którzy je tworzyli, byli odpowiednio kierunkowani przez tamtejsze służby, otrzymywali także od Białorusinów narzędzia, lewarki, drabiny, granaty hukowe, które miały im w tym pomóc. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Duże zagrożenie dla żołnierzy i funkcjonariuszy stanowiły również wystrzeliwane z procy stalowe kulki. Ostatnio sytuacja się nieco uspokoiła, zmniejszyła się też liczba migrantów, którzy jednocześnie podejmują próby przekroczenia granicy. w tej chwili takie grupy liczą mniej więcej po 25 osób. Ale uważam, iż to cisza przed burzą.

REKLAMA

Skąd taka opinia?

Chociażby ze względu na tę agresję, której doświadczaliśmy na początku naszej operacji. Bez wątpienia drugiej stronie chodziło o to, aby sprawdzić naszą taktykę, przekonać się, jakie są słabe punkty naszych pododdziałów, czy jak to zrobić, aby je jak najbardziej rozproszyć. Ale to się nie udało. Mniej więcej co dwa tygodnie zmieniamy nasz sposób działania, postawiliśmy na mobilność i unikanie schematów. Wcześniej poszczególne zmiany na posterunkach rotowały się regularnie, o stałych godzinach, więc dla drugiej strony jasne było to, iż najlepiej uderzyć w trakcie zmiany służby, bo wówczas żołnierze są już zmęczeni i myślą o odpoczynku. Dlatego to się już zmieniło. Na granicy pojawiło się też więcej pojazdów, patroli mieszanych, składających się m.in. z żandarmów z oddziału specjalnego i policjantów z oddziałów prewencji. Już sam fakt, iż oni się pojawiają wśród żołnierzy, studzi działania po drugiej stronie, bo wiadomo, iż jeżeli użyliby środków przymusu bezpośredniego, to zrobiliby to skutecznie. Wprowadzenie tych mobilnych patroli, a także przeorganizowanie systemu wzajemnego powiadamiania i ostrzegania zagwarantowało nam też to, iż gdziekolwiek by się coś działo, w ciągu 10 minut na miejscu takiego zdarzenia mogą się pojawić odpowiednie siły. Mamy również bardzo dobrze, wręcz doskonale zorganizowaną tzw. drugą linię, gdzie żołnierze operują w lesie, łącznie z terenami parków narodowych.

Mówi Pan o siłach szybkiego reagowania?

Chodzi o żołnierzy, którzy prowadzą tam patrole, no i pomagają tym, którzy już się na teren Polski przedostali. Często są to osoby wycieńczone, ale też wcześniej pobite przez Białorusinów. Ponieważ, jak mówią, są traktowane w bestialski sposób, bo np. skończyły im się pieniądze, nie mogą kupować narzędzi, telefonów, pożywienia, przez co stały się bezużyteczne. Między innymi z tego wynika ta ich ogromna determinacja, aby przedostać się do Polski. Ale wśród nich pojawia się też coraz więcej ludzi, którzy przyznają, iż byli szkoleni, czy to na Białorusi, czy w Moskwie, np. z konstruowania improwizowanych ładunków wybuchowych. Dlatego bardzo dużo uwagi przykładamy do weryfikacji osób, które znajdą się na terenie naszego kraju. Ale to już zadanie innych służb, wojsko zatrzymuje takie osoby i przekazuje je ich funkcjonariuszom.

A na jakim etapie są prace mające na celu identyfikację zabójcy sierż. Mateusza Sitka?

Te prace są bardzo intensywne, ale jest to temat, który jest poruszany tylko podczas odpraw odbywających się w ścisłym gronie. Nie mogę więc wiele o tym mówić, ale wygląda na to, iż służby są już bardzo bliskie ujawnienia tej osoby.

Wracając jeszcze do sytuacji na granicy. We wrześniu Polskę spustoszyła powódź, wówczas uwaga społeczeństwa, mediów była skierowana przede wszystkim w stronę południowo-zachodniej części kraju. Co się wówczas działo na wschodzie?

Myślę, iż ta sytuacja była na Białorusi odnotowana, ale wówczas okazało się, iż to, iż na granicy operuje jeden związek taktyczny, czyli 18 Dywizja Zmechanizowana, powoduje większą elastyczność działania i dowodzenia. W czasie powodzi mogłem pozwolić sobie na to, żeby w ciągu 24 godzin wycofać z tego rejonu 22 Batalion Piechoty Górskiej z Kłodzka, aby żołnierze mogli pojechać do swoich domów i walczyć o swoje dobytki. Wcześniej na granicy działali żołnierze ze 120 jednostek, więc sama procedura takiego działania pewnie potrwałaby dłużej. Ja jako dowódca 18 DZ i operacji „Bezpieczne Podlasie” mam po prostu większą swobodę podejmowania decyzji. o ile na którymś odcinku potrzebne są np. spycharki, przyjeżdżają one z podległych dywizji jednostek, nie muszę pisać pisma z prośbą o skierowanie tu takiego sprzętu. W ten sposób wymiana dokumentów została ograniczona do minimum, co ma duże znaczenie, jeżeli chodzi o czas działania. No i bardzo dobrze znam swoich dowódców. Wiem, iż ten jest świetny, jeżeli chodzi np. o organizację pracy w garnizonie, a inny sprawdzi się w terenie i będzie umiał porwać za sobą żołnierzy. Ale proszę mnie źle nie zrozumieć. To nie chodzi o to, aby nagle wszyscy żołnierze byli w polu. Owszem, to jest ważne, ale aby było to prawidłowo zrealizowane, ktoś te działania musi zaplanować. Synergia jest tu kluczowa, a także to, aby adekwatne osoby były we adekwatnym miejscu.

A jak w tej chwili wygląda służba samych żołnierzy, którzy operują na tzw. pasku?

Przede wszystkim służba trwa 12 godzin, po czym następują 24 godziny czasu wolnego. Mogą oczywiście wystąpić przypadki wydłużenia czasu służby w sytuacjach konieczności zakończenia zadań już rozpoczętych. Proszę sobie wyobrazić, iż mamy informacje o tym, iż duża liczba osób usiłuje w którymś miejscu przekroczyć granicę. Wówczas nie mogę powiedzieć, jest 17.00, to jedźcie do bazy, jakoś to będzie. Ale oczywiście wszystko jest prawnie uregulowane. Jeszcze raz podkreślę, to nie jest praca, tylko służba.

Jak długo poszczególni żołnierze stacjonują na terenach przygranicznych?

Ja oraz dowódcy poszczególnych zgrupowań zostaliśmy skierowani na tereny przygraniczne na czas trwania operacji „Bezpieczne Podlasie”, czyli na pół roku, natomiast poszczególne pododdziały rotują się maksymalnie do trzech miesięcy pobytu na granicy, w praktyce dowódcy ustalają rotacje w terminach dwu–trzytygodniowych.

Granica weryfikuje?

Zdecydowanie tak. Na pewno są żołnierze, którzy służąc tu zastanawiają się, czy wojsko na pewno jest dla nich, bo nie dość, iż prowadzą realne działania, to jeszcze często służą daleko od domu. A przecież żołnierz zawodowy nie jest przypisany do służby w danym rejonie jak żołnierz obrony terytorialnej. A co by było, gdyby taka osoba została skierowana do służby poza granicami kraju? W porównaniu do tego, czego świadkiem byłem, służąc w Iraku czy Afganistanie, to można powiedzieć, iż tu są warunki naprawdę komfortowe. Chodzi nie tylko o realizację samych zadań, ale także warunki socjalno-bytowe. Te są tu w tej chwili doskonałe, bardzo zmieniły się względem tych, które wojsko pamięta z początków działań na granicy. Do tego dochodzi gratyfikacja finansowa, bo oprócz uposażenia, zaprowiantowania każdy żołnierz otrzymuje 180 zł dodatku dziennie, do tego dochodzą też nagrody finansowe, które osobiście przyznaję za wykonywanie dodatkowych obowiązków lub doskonałe wykonanie jakiegoś zadania. Więc naprawdę nie ma tu na co narzekać.

Trwają też prace nad wzmocnieniem zapory.

Tak, poszczególne przęsła, które dzięki np. lewarków były rozchylane przez migrantów, wzmocniono kolejnymi. Zostały one zamontowane w poprzek tych pionowych, co spowodowało, iż nie można się już przez nie przecisnąć. Trwa też budowa zapory elektronicznej. Będzie ona nasycona m.in. kamerami, również termo- i noktowizyjnymi, co da nam wgląd nie tylko w to, co dzieje się na samej granicy, ale także po jej białoruskiej stronie.

A to jest zgodne z prawem?

Tak, gdyż kamery będą ulokowane w Polsce. Pojawiła się też koncepcja, moim zdaniem bardzo dobra, aby na pasie granicznym zostały umieszczone także wieże obserwacyjne, oczywiście również wyposażone w nowoczesną technikę optoelektroniczną. Takie wieże w południowej części granicy posiada Straż Graniczna, co powoduje, iż na miejscu nie jest konieczna obecność żołnierza czy funkcjonariusza. jeżeli operator takiego systemu widzi, iż ma miejsce próba nielegalnego przekroczenia granicy, np. przez rzekę Bug, to taka informacja od razu trafia do odpowiednich służb bądź sił szybkiego reagowania. Tak iż budowa tej bariery elektronicznej i wież obserwacyjnych zapewni nam to, na czym najbardziej nam w tej chwili zależy, czyli bieżącą informację na temat tego, co się dzieje i w razie konieczności możliwość szybkiej reakcji, a docelowo także ograniczenie sił i środków, które będą stacjonować na granicy.

Kiedy to może się wydarzyć?

Prace na poszczególnych odcinkach granicy trwają, odpowiada za nie Straż Graniczna i powinny one się zakończyć do końca roku. Ale nie mogę mówić o szczegółach. Cały czas mierzymy się bowiem z presją migracyjną; miejsca, w których dochodzi do prób nielegalnego przekroczenia granicy, nie są przypadkowe. Migranci sprawdzili, w których miejscach jest to niemożliwe, a w których szanse są większe. Początkowo takim słabym punktem był teren na wysokości miejscowości Gruszki, gdzie ze względu na znajdujące się tam bagna nie było możliwości budowy stałej bariery. Jednak to ukształtowanie terenu nam sprzyjało, bo mieliśmy dobre warunki do obserwacji i zatrzymywania migrantów.

Zbliża się zima. Czy operacja „Bezpieczne Podlasie” jest na nią gotowa?

Tak, przygotowujemy się do zimy. Priorytetem jest dla nas zapewnienie drożności dróg i dobrych warunków służby samym żołnierzom. Na terenach przygranicznych może pojawić się sporo śniegu, będzie też ślisko, musimy więc zadbać o to, by nasze pojazdy mogły poruszać się bezpiecznie. A ze względu na przepisy dotyczące ekologii nie wszędzie możemy po prostu wysypać piasek czy sól. Trwa proces wydawania żołnierzom kurtek zimowych, zamówiliśmy również ocieplacze chemiczne do rękawic i butów. Żołnierze operujący w terenie otrzymają raki, rakiety śnieżne, aby mogli się swobodnie poruszać. Natomiast budki wartownicze są już zastępowane przez kontenery. Te co prawda nie są jeszcze podłączone do prądu, bo aby było to możliwe, musi się zakończyć budowa bariery elektronicznej. Jednak chodzi przede wszystkim o to, aby żołnierze mogli się gdzieś schronić, np. w czasie opadów deszczu czy śniegu, a nie by przebywali w nich przez cały czas służby. To mogłoby w konsekwencji doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji, bo proszę mi uwierzyć, samego przejścia zorganizowanej grupy nie słychać, łatwo byłoby więc ją przeoczyć, nie wiadomo też, jakie pomysły mogłyby przyszłyby do głowy samym migrantom.

A jeżeli chodzi o działania drugiej strony? Można je przewidzieć?

W zasadzie te działania są nieprzewidywalne. Spodziewamy się jednak próby przerzucenia przez granicę dużej grupy osób, a także dalszego poszukiwania słabych punktów, jeżeli chodzi o jej zabezpieczenie. Nie wykluczamy też, iż ta presja migracyjna może zostać przesunięta na południe, czyli na Bug. w tej chwili ta rzeka stanowi dla migrantów barierę nie do pokonania. Chociaż na tych terenach nie ma zapory, prób przekroczenia granicy było niewiele. Oni po prostu boją się wody. Ale z uwagi na to, iż zapora stała jest cały czas umacniana, niewykluczone, iż zaczną podejmować ryzyko przekraczania rzeki, mimo iż będzie się to wiązało z zagrożeniem ich zdrowia i życia. A jeżeli nie, może przekierują się na północ, w stronę Litwy. Ale operacja na pewno się nie skończy. Bo dla Białorusinów jest to biznes, i to dochodowy.

Rozmawiała: Magdalena Miernicka
Idź do oryginalnego materiału