Biadolenie

bezkamuflazu.pl 2 godzin temu

Rosyjskie samoloty wojskowe naruszyły estońską przestrzeń powietrzną. Chodzi o trzy ciężkie myśliwce MiG-31. Informację na ten temat podał szef MSZ Estonii, potwierdzają ją również źródła NATO-wskie.

W polskich mediach typowa histeryczna reakcja – co obserwuję z rosnącym niesmakiem. Nie zrozumcie mnie źle, nie umniejszam wagi incydentu, ale spójrzmy na sprawy rzeczowo.

Pilotowane przez roSSjan samoloty zostały przechwycone przez włoskie F-35, które pełnią dyżur bojowy w krajach nadbałtyckich. Do przechwycenia doszło nad estońskimi wodami.

Przy czym owo przechwycenie w języku polskim „waży” znacznie więcej niż procedura, jaką opisuje. Ta zaś jest banalna. Zadaniem pary dyżurnej jest dotarcie do „intruza” i jego wizualna identyfikacja. To pierwsza część misji, o drugiej dalej.

rosjanie nad Bałtykiem latają nad wodami międzynarodowymi (zwykle w drodze z i do obwodu królewieckiego, z lub do bazy pod Petersburgiem), a naruszenia przestrzeni należą do rzadkości, realizowane są zwykle kilka sekund i najczęściej nie są intencjonalne (ten rejon usiany jest maleńkimi wyspami, należącymi do państw nadbałtyckich, łatwo nad nie wlecieć). Mimo to trzeba ich przechwytywać – dlaczego? Ano dlatego, iż moskale od lat ignorują obowiązek składania planów lotu i poruszania się z włączonym transponderem. Wojskowe radary widzą ich maszyny, ale dla cywilnych systemów pozostają one niewidzialne. A to stwarza potencjalne zagrożenie dla ruchu lotniczego. Przechwycenie jest więc nade wszystko dalszym lotem w towarzystwie rosjan, aż opuszczą naszą i międzynarodową strefę. W tym czasie transpondery pary dyżurnej niejako w zastępstwie wskazują lokalizację „niewidzianego” samolotu.

Media piszą o 12-munutowej obecności roSSjan w estońskiej przestrzeni. W większości relacji brakuje określania „łącznej”. A to słowo-klucz. Obejrzyjcie sobie linię brzegową Estonii – na dużym przybliżeniu googlowskiej mapy widzimy tam wyspę na wyspie. Lecąc wzdłuż brzegu, ruskie wpadały, wypadały, wpadały, wypadały z estońskiej przestrzeni. Tak uzbierało się te 12 minut, a nie ze stałej obecności nad estońskim interiorem.

„Samoloty zbliżyły się do stolicy Estonii”, alarmują media; i to już brzmi naprawdę poważnie. Oczyma wyobraźni – przekładając sprawy na realia polskie – widzimy ruskie maszyny gdzieś nad Mińskiem Mazowieckim, co oznaczałoby głębokie wtargnięcie. No ale pamiętajmy, iż Tallin to miasto portowe.

Nie wiem, czy incydent był celowy, choć media orzekły już, iż tak. prawdopodobnie był – w mojej ocenie, słaba reakcja Amerykanów na prowokację z dronami zachęci Moskwę do kolejnych tego typu akcji. Będą testować nasze natowskie czerwone linie w różnych miejscach wschodniej flanki. W tym przypadku dostali po łapach – ich MiG-i dały dyla, gdy tylko włoskie F-35 znalazły się w pobliżu. W gruncie rzeczy nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę różnice w poziomach wyszkolenia i przewagę techniczną zachodniego lotnictwa – ruski pilot może być bezczelny, ale samobójcą nie jest.

Jednak w mojej ocenie, tę bezczelność też trzeba ukrócić – i strzelać do łobuzów, nie tylko ich odpędzać. Tym na kremlowskim stolcu może się bowiem wydawać, iż nieużycie broni to wyraz słabości.

Ps. Ten incydent to kolejny dowód na istnienie europejskiej wspólnoty obronnej; nie pozwólmy, by w tym medialnym biadoleniu („olaboga, te bezczelne ruskie…”) nam to umknęło.

—–

A gdybyście chcieli wesprzeć mój ukraiński raport, polecam się poniżej.

Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Szanowni, moje książki powstają także dzięki Wam! W sklepie Patronite możecie nabyć je w wersji z autografem i pozdrowieniami. Szeroka oferta pod tym linkiem.

Idź do oryginalnego materiału