Kiedyś w kalendarzu patronami dni byli święci. Dzisiaj zastępuje się ich rozmaitymi „dniami czegoś tam…”. Są świeckie „święta” bardziej popularne, jak dzień kobiet, wagarowicza, zakochanych, itp., ale i mniej hucznie obchodzone, jak dni imigranta, diabetyka, czy „kolorowych skarpetek”. Czasami intencje są szlachetne, czasami chodzi o zastępowanie chrześcijańskiego kalendarza „poprawnymi politycznie” intencjami. Na pytanie wystukane w Google „jakie święto wypada 25 kwietnia?”, otrzymamy np. odpowiedź, iż to „Światowy Dzień Walki z Malarią, święto ustanowione w 2007 roku przez Światową Organizację Zdrowia (WHO)”. Kiedyś patrona dnia ogłaszała w naszym świecie Stolica Apostolska, dzisiaj już WHO. Takie czasy, ale i one się zmieniają.
Pozostańmy przy dacie 25 kwietnia, który powinien być bardziej „dniem gilotyny”. Tego dnia po raz pierwszy użyto jej w 1792 roku w Paryżu i to ze względów… „humanitarnych”. Gilotyna, która stała się atrybutem rewolucyjnego terroru, została zaprojektowana w celu „uwzględnienia kwestii humanitarnych”, tymczasem tylko zracjonalizowała barbarzyństwo. Biorąc jednak pod uwagę motywy wymyślenia tej maszynerii, warto by taka UE , czy KE jakoś uczciły „geniusz republikanizmu”.
W okresie Ancien Régime, wobec szlachty wykonywano wyroki śmierci przez ścięcie. Pospólstwo było wieszane. 28 listopada 1789 roku doktor Joseph-Ignace Guillotin, poseł z Paryża, zaproponował Narodowemu Zgromadzeniu Konstytucyjnemu nowy sposób uśmiercania, który miała zdemokratyzować system sprawiedliwości. 25 kwietnia 1792 roku „gilotyna” rozpoczęła po raz pierwszy swoją pracę na Place de Grève w Paryżu.
Gilotyna jest maszyną francuskiej konstrukcji służącą do dekapitacji. Używano jej we Francji, ale też wyeksportowano do niektórych kantonów Szwajcarii, do Grecji, Szwecji, Belgii i Niemiec (trafiła tam w czasie francuskiej obecności w Nadrenii po I wojnie, ale gwałtownie się przyjęła w całej późniejszej III Rzeszy). We Francji została użyta ostatni raz 10 września 1977 r. w więzieniu Baumettes w Marsylii, a po zniesieniu kary śmierci w 1981 r. została na stałe umieszczona w Fort Écouen w departamencie Val-d’Oise. Nazwa maszyny pochodzi od nazwiska deputowanego, doktora Guillotina, który przeforsował jej użycie w Zgromadzeniu Konstytucyjnym, ale jej projektantem był doktor Antoine Louis. Pierwszą maszynę wykonał zaś, a jakże niemiecki konstruktor… fortepianów i klawesynów z Paryża, Tobias Schmidt (jak się okazuje muzyka nie zawsze łagodzi obyczaje, a Niemcy mieli do takich konstrukcji od zawsze odpowiedni dryg). Użycie gilotyny było poparte opinią ekspertów medycznych, którzy twierdzili, iż przecięcie rdzenia kręgowego powoduje natychmiastową utratę przytomności.
Gilotyna jako element „społecznego postępu” wspierany przez wolnomularzy
Joseph Ignace Guillotin, zastępca i sekretarz nowo utworzonego Narodowego Zgromadzenia Konstytucyjnego, wygłosił 10 października 1789 r. przemówienie dotyczące proponowanej przez siebie reformy prawa karnego. Dzięki wsparciu Mirabeau, bronił idei, iż prawo powinno być równe dla wszystkich, co dotyczyło także kary śmierci. W pierwszym artykule przyjętej ustawy stwierdza się, iż „przestępstwa tego samego rodzaju będą karane tymi samymi rodzajami kar, niezależnie od rangi i statusu osoby winnej”. Ustawa znosiła tortury, dopuszczając dekapitację i proponowała skonstruowanie maszyny, która zastąpi rękę kata. Guillotin uważał, iż użycie mechanicznego urządzenia do egzekucji zagwarantuje dodatkowo „równość i człowieczeństwo”.
Przebija tu wiara w „postęp” i rzekome „odrzucenie okrucieństwa”, jako część „filozofii Oświecenia”. Pomysł maszyny do dekapitacji uważano za znaczny „postęp” i powstał on przede wszystkim w głowach członków loży masońskich (należał do nich sam Guillotin). Poszczególne paragrafy jego projektu mówiły: „Kara śmierci polegać będzie na zwykłym pozbawieniu życia, bez stosowania wobec skazanego jakichkolwiek tortur./ Każdemu skazanemu na śmierć zostanie ścięta głowa./ Każdy, kto został skazany na śmierć za zbrodnię morderstwa, podpalenia lub otrucia, zostanie zaprowadzony na miejsce egzekucji w czerwonej koszuli (…)”. Zresztą do tych artykułów powrócono dwadzieścia lat później, podczas przyjęcia Kodeksu karnego z 12 lutego 1810 r.
Instrument ten podlegał licznym modyfikacjom i zmianom na przestrzeni lat. We Francji przyjął ostateczną formę dopiero po roku 1870. Maszynę wyposażono w trapezowy stalowy tasak ze ściętym ostrzem, zamontowaną na podstawie z przykręconymi metalowymi rozpórkami. Całość miała około 4 metrów wysokości i ważyła pół tony. Ostrze o wadze około czterdziestu kilogramów miało zwykle długość skoku wynoszącą około 2,30 m. Kształty się nie zmieniały, jedynie dokonywano zmian akcesoriów, jak koszyka na odciętą głowę. Zaczynano od skórzanej torby, później był wiklinowy kosz wypełniony trocinami, a następnie prosty metalowy pojemnik, który było łatwo i praktycznie spłukiwać strumieniem wody.
Gilotyna – „Mściciel ludu”
Częstotliwość funkcjonowania „Wdowy”, jak popularnie przezywano gilotynę, w pamięci zbiorowej, symbolizuje przemoc rewolucji. Inne nazwy gilotyny to „Mściciel ludu”, czy bardziej ludycznie – „narodowy fryzjer”. „To narzędzie robi wszystko, to ono rządzi” – pisał Bertrand Barère de Vieuzac, polityk czasów rewolucji francuskiej, dziennikarz, członek Komitetu Ocalenia Publicznego i… wolnomularz. Pierwszą straconą osobą był niejaki Nicolas Jacques Pelletier, przestępca pospolity, oskarżony o napad i zgilotynowany na Place de Grève właśnie 25 kwietnia 1792 r. Drugim był już więzień „polityczny” Collenot d’Angremont, aresztowany w Sèvres i podejrzewany o podżeganie do zamachu na mera Pétiona. Ten został oskarżony o spisek kontrrewolucyjny. 21 sierpnia o godzinie 22:00 Collenot został przewieziony na Place du Carrousel, a tłuszcza po drodze zrywała z niego „surdut narodowy” i klaskała, gdy wchodził na szafot. Jego zakrwawioną głowę pokazano tłumowi, a taki gest powtarzano później podczas kolejnych egzekucji.
Od 21 sierpnia 1792 roku gilotyna stała się stałym i często używanym wyposażeniem rewolucyjnego systemu sprawiedliwości. Pierre Louis Manuel, prokurator Komuny Paryskiej, zakazał demontażu maszyny, która pozostawała na Place du Carrousel. 10 maja 1793 r. dekret rewolucyjny na jej miejsce wyznaczył Place de la Révolution, dawniej Plac Ludwika XV, a w tej chwili Plac Zgody (Concorde) i niemal wszystkie egzekucje odbywały się na tym właśnie miejscu. Tutaj zgilotynowano m.in. 21 stycznia 1793 r. ostatniego władcę Francji Ludwika XVI, czy Królową Marię Antoninę (16 października 1793). Gilotyna stała przy wejściu na Pola Elizejskie, koło pomnika miasta Brest. Naprzeciw, w ogrodach Tuileries, gromadziła się publika, a przy wejściu na most stanęła choćby gospoda o nazwie… „Cabaret de la Guillotine”, która cieszyła się dużą frekwencją, zwłaszcza w „godzinach pracy” maszyny. W czasach Wielkiego Terroru egzekucje były wielkim hitem, a ludzie płacili od dwudziestu do trzydziestu „sous” za miejsce na tarasie Tuileries.
„Ludyczny” charakter gilotynowania
Publiczne egzekucje stały się rewolucyjną „rozrywką” i wydobywały z ludzi najdziksze instynkty. „Wozy załadowane skazańcami, za którymi, wśród obelżywych krzyków i okrutnych pieśni, szły odrażające kobiety, zwane furiami gilotyny. Te matrony uczestniczyły w obradach Konwencji, wygwizdywały zbyt ostrożne oświadczenia i oklaskiwały jadowite przemówienia, zwłaszcza te wygłaszane przez Robespierre’a, ich idola. Regularnie widywano je robiące na drutach wokół szafotu – niektóre z nich najwyraźniej wypożyczały tam krzesła – i cierpliwie czekały na otwarcie krwawego teatru” – psiał Théophile Lavallée w swojej „Historii Paryża”. Fanatyzm tych kobiet przeraż&ał choćby policję, co odnotowano w jej raportach. Jeden z nich z początku 1794 roku stwierdza: „Zadziwiające jest widzieć, jak dzikie stały się te kobiety; Codziennie uczestniczą w egzekucjach. Ludzie mówią, iż kobiety stały się krwiożercze”. Ich wybryki i radykalizm doprowadziły do tego, iż na mocy dekretu z 21 maja 1795 r. zostały choćby wykluczone z trybun Konwentu, a dwa dni później ze zgromadzeń politycznych i zakazano im gromadzenia się. Ówczesna wersja radykalnego feminizmu została ograniczona.
Skazańcy
Osobny rozdział to zachowanie skazańców. Najbardziej jaskrawym przykładem pogardy dla śmierci była postawa Charlotte Corday, której wyniosłość i beznamiętność w obliczu śmierci, spowodowała, iż uderzenia topora nie zakłócił żaden wrzask ani obelgi. Publiczności się to jednak nie spodobało i już po egzekucji wyjęto jej głowę z worka i sponiewierano. Przykładem niezwykłej godności była też postawa Królowej Marii Antoniny Austriackiej, która patrzyła na oprawców do końca ze stoickim spokojem i przypisuje się jej słynne słowa, kiedy to wchodząc na szafot nadepnęła niechcący na nogę kata i powiedziała, „Monsieur, proszę o wybaczenie”… Wiadomo też o skazańcach, którzy w celach ćwiczyli godne umieranie i wchodzenie na szafot z dostojeństwem.
Po drugiej stronie była tchórzliwa postawa kurtyzany królewskiej Jeanne Vaubernier Du Barry, która do końca broniła się i krzyczała. Nazwano ją „jedyną kobietą, która nie umiała umrzeć”. Podobno słynny kat Sanson, relacjonując egzekucję generała Birona, zauważył przy tej okazji, iż od „czasu śmierci Madame Du Barry obywatele są mniej zawzięci wobec skazanych. Gdyby wszyscy tak krzyczeli i walczyli jak ona, gilotyna nie przetrwałaby długo”. To apokryf, ale wiele mówiący o ludzkich żądzach i emocjach.
Gilotyna w służbie walki z Kościołem
Kolejny rozdział historii pracy gilotyny to osoby duchowne. Marie Joseph Chalier, jeden z przywódców sankiulotów i członek rewolucyjnej rady miasta, po publicznym rozbiciu krucyfiksu oświadczył, iż „nie wystarczy doprowadzić do zagłady tyrana ciał, ale trzeba jeszcze obalić tyrana dusz”. Sam Chalier został uwięziony i stracony w czasie powstania żyrondystów i rojalistów. W czasie jego egzekucji gilotyna trzykrotnie ulegała awarii… Został więc ostatecznie przez kata dobity nożem. Powstanie w Lyonie i śmierć Chaliera skłoniły Konwent Narodowy do podjęcia akcji represyjnej przeciwko miastu, w której zginęło ok. 2000 osób. Osoba Chaliera stała się wówczas obiektem świeckiego kultu jako „męczennika rewolucji”. To on dał adekwatne podsumowanie rewolucyjnego antyklerykalizmu.
Rewolucja 1789 roku była niewątpliwie jednym z ważniejszych wydarzeń w dziejach cywilizacji łacińskiej. Zanegowała ona społeczno-polityczne zasady rządzące Europą, a Kościołowi Katolickiemu przeciwstawiła „dziki ateizm” i antyklerykalizm. Gilotyna odsłoniła skutki rządów motłochu, opartych na „piekielnej nienawiści jednych obywateli wobec drugich”. Triada „wolności, równości i braterstwa” oznaczała niszczenie dawnej cywilizacji i atak na wszystkie tradycje, a także na funkcjonowania Kościoła, który był ostoją dawnego porządku. Jak zauważył ks. bp Pelczar, rewolucja była przede wszystkim przewrotem religijnym, a dopiero później społecznym i politycznym. Pryzpomnijmy, iż w swoim opisie skutków rewolucji polski duchowny przypomniał, iż 26 sierpnia 1789 roku Zgromadzenie Konstytucyjne uchwaliło Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, na której ideologii zbudowany jest zresztą cały obecny porządek społeczny. Dokument milczeniem pomijał jednak „osiemnaście wieków chrystianizmu, który przyniósł ludzkości wolność, braterstwo i równość, ale w duchu Bożym”.
27 lipca 1794 szesnaście karmelitanek, skazanych na śmierć, poszło na gilotynę modląc się śpiewem Te Deum, a wchodząc na szafot odnawiały na głos swoje zakonne śluby. Podobnie było podczas stracenia jedenastu urszulanek z Valenciennes, które odśpiewały Te Deum i litanię do Najświętszej Maryi Panny. W Orange zakonnice ucałowały gilotynę na znak wdzięczności za łaskę męczeństwa. Represje wówczas objęły około 40.000 duchownych. W odpowiedzi na bestialstwo rewolucji, za broń chwycili w obronie swojej wiary i swojego króla powstańcy w Wandei, Bretanii, Normandii i Prowansji. W odpowiedzi rozpoczęło się ludobójstwo. W samym Paryżu tracono na gilotynie do 60 osób dziennie.
Samo gilotynowanie stało się ceremonią quasi-religijną. Towarzyszyły jej parodie kościelnych pieśni, małpowano też „Litanię do Najświętszej Maryi Panny”, którą śpiewały idące na śmierć zakonnice. Modlitwę zastąpiono „Litanią do świętej Gilotyny”. Gilotyna była też motywem wyrobów z biżuterii, noszono ją jako broszkę, kolczyki, czy naszyjnik. W gilotynowanie bawiły się dzieci, z motywami tej maszyny były produkowane wyroby rzemieślnicze, jak kubki, guziki do ubrań, szyldy sklepowe, talerze. Powstała choćby „ceramika rewolucyjna”. Miała też wpływ na modę. Wśród młodych kobiet była to suknia „w stylu rzymskim”, z bardzo głębokim dekoltem, wyraźnie przypominająca koszulę idącego na śmierć człowieka, z czerwonym szalem zarzuconym na ramiona. Włosy związywano z tyłu głowy, zaczesując tak, by odsłaniały kark, co miało przypominać o cięciu ostrza gilotyny.
Niewygodny świadek „postępu”
Gilotyna stała się „strażnikiem rewolucji” i posiała szeroko swoje ziarna strachu. Dla przykładu sowiecki terror z XX wieku był motywowany niemal identycznie. Za jej pomocą w rewolucyjnej Francji niszczono Kościół, ale też przeprowadzano też np. „czystki w armii”, czy karano „spekulantów”, „szkodników gospodarczych”’ i „kontrrewolucjonistów”. Komuniści z Rosji byli tylko naśladowcami.
Jako wygodne narzędzie egzekucji, gilotyna przetrwała też czasy po upadku rządów rewolucyjnych, a egzekucje ponownie odbywały początkowo na Place de Grève. 29 listopada 1851 r. szafot przeniesiono przed więzienie Grande Roquette. W listopadzie 1870 r. rusztowanie zniknęło, a gilotynę umieszczono bezpośrednio na ziemi, na pięciu płytach, które do dziś można zobaczyć pod numerem 16 na rue de la Croix-Faubin. Ostatnia publiczna egzekucja miała miejsce w Wersalu, 17 czerwca 1939 r. przed więzieniem Saint-Pierre (seryjny morderca pochodzenia niemieckiego Eugen Weidmann).
Podczas niemieckiej okupacji mężczyzn gilotynowano na dziedzińcu paryskiego więzienia Santé, a kobiety na dziedzińcu więzienia Petite-Roquette, przy rue de la Roquette nr 143. Gilotyny były też poza Paryżem i ostatnia egzekucja już powojenna miała miejsce w Marsylii, w Les Baumettes. Jej ofiarą był we wrześniu 1977 roku niejaki Hamid Djandoubi. Tunezyjczyk, który w 1974 porwał i zamordował 21-letnią Francuzkę Elisabeth Bousquet. Prezydent Valéry Giscard d’Estaing odrzucił jego prośbę o akt łaski.Kodeks karny z 1791 r. przewidywał, iż egzekucja ma być wykonana publicznie. W okresie III Republiki w kilkudziesięciu miastach znajdowały się gilotyny i odbywały się tam setki publicznych egzekucji, przyciągających dziesiątki tysięcy widzów. Z okazji Światowych Targów w 1889 roku, na które wybudowano w Paryżu jako symbol postępu wieżę Eiffel’a, agencja turystyczna Cooka wynajęła kilka powozów, aby zabrać turystów na publiczny „spektakl” wykonania kary śmierci przez zgilotynowanie. Nie były to już jednak tak masowe egzekucje jak w latach rewolucji. W latach 1870–1939 stracono w sumie 566 osób (w tym cztery kobiety). 24 czerwca 1939 r. wydano dekret znoszący publiczne egzekucje (w Anglii zniesiono je w 1868 r., w Holandii w 1860 r.). Od tej pory skazani na śmierć byli gilotynowani w obrębie murów więzień.
Maszyny trafiły do muzeów, ich ideologiczne „widmo krąży po świecie”
Dziś gilotyny trafiły do muzeów. Od czasu zniesienia kary śmierci w 1981 r., francuskie gilotyny przechowywane są w kilku miejscach, m.in. w Muzeum Cywilizacji Europejskiej i Śródziemnomorskiej (MUCEM). Dwie gilotyny pochodzące z departamentów zamorskich, przechowywane są w Krajowym Muzeum Więziennictwa, w piwnicy byłego więzienia Fontainebleau. W Belgii gilotynę można zobaczyć w Muzeum Historii Walonii w Liège, drugą w Muzeum Gruuthuse w Brugii, a trzecią w cytadeli w Dinant. W Algierii gilotyna z więzienia Serkadji, jako pamiątka z czasów kolonialnych Francji, jest eksponowana w Centralnym Muzeum Armii w Algierze. W 1903 roku Szwecja nabyła od Francji gilotynę, która została użyta tylko raz podczas egzekucji Alfreda Andera w 1910 roku. Egzekucja ta rozpaliła debatę na temat kary śmierci, a wszystkie skazane na nią w kolejnych latach wyroki zamieniano na dożywocie. Gilotyna użyta w tej jedynej egzekucji znajduje się od 1975 roku w Muzeum Nordyckim w Sztokholmie. Co ciekawe, w 1996 roku kongresmen z amerykańskiego stanu Georgia, demokrata (!) Doug Teper, zaproponował zastąpienie krzesła elektrycznego właśnie gilotyną. Propozycja została odrzucona, a gilotynę, nigdy nie zastosowaną w Stanach Zjednoczonych, uważano tam za metodę barbarzyńską i krwawą.
Gilotyna wymyślona w czasach rewolucji jako „humanitarne” narzędzie śmierci, była później już krytykowana przez lewicę, która przeszła na pozycje abolicjonistyczne. Duch „gilotynowania” przeciwników politycznych jednak ma się w tej formacji dobrze. Być może rzecz w tym, iż owo narzędzie przestało już służyć „właściwemu postępowi”. „Oduraczanie” okazało się metodą lepszą, niż „terror” i strach. Progresywni politycy w Brukseli prawdopodobnie „dnia gilotyny” raczej nie ustanowią, ale źródła i skutki ich pomysłów i wynalazków warto czasami przypominać.
Bogdan Dobosz