Bronisława Wilimowska: Wszystko dla niej było malarstwem (fragmenty książki autorstwa Karola Czejarka) – cz. 3

przegladdziennikarski.pl 2 tygodni temu

O Stano Gaï – jako artystce malarce

Dlaczego „o Stano Gaï – jako artystce malarce?” – ponieważ Bronia odziedziczyła po niej geny malarskie.

Stano Gaï była malarką bardzo znaną w czasach, gdy jeszcze mieszkała w Rosji.

Wystawiała swoje obrazy w Sankt Petersburgu, Monachium, a potem (w latach 1909-1913) wielokrotnie w Warszawie. Jednak przede wszystkim (w latach 1914­1939 rokrocznie) w Paryżu, m.in. w „Salon National des Beaux Arts”.

Na początku swej kariery sygnowała swoją twórczość: Stano Paradowska, a do­piero później jako Stano-Gaï (dla ułatwienia wymawiania i zapamiętania swego na­zwiska, szczególnie przez obcokrajowców).

Pseudonimy te stanowią cząstki jej imienia – Stanisława oraz nazwiska mężów -Paradowskiego i Gajewskiego. I tak w annałach sztuki polskiej pozostała jako Stano Gaï. Należałoby w tym miejscu wspomnieć, iż imieniem nadanym Stano przy chrzcie była „Tatiana”. Imię „Stanisława” było imieniem przybranym przez Stano, wybranym przez nią samodzielnie prawdopodobnie przy przejściu na wiarę katolicką.

Podkreślić trzeba, iż Stano była bardzo piękną i atrakcyjną kobietą; wyróżniał ją – i to w każdym okresie życia – prawdziwie artystyczny wygląd. Wystarczy popatrzeć na niżej zamieszczone zdjęcia i portret.

Przypomnijmy też jeszcze raz, iż Stano Gai’ była uczennicą Ilji Jefimowicza Riepi­na i Archipa Iwanowicza Kuindżiego! Tych artystów nie trzeba szerzej przedstawiać, gdyż informacje o nich znajdują się w każdym leksykonie sztuki czy encyklopedii powszechnej.

Stano utrzymywała się z własnych zasobów; z korespondencji pomiędzy Stano, a Jej ojcem chrzestnym Longinem Pantelejewem wynika, iż trudy życia w Paryżu chociaż gwałtownie wyczerpały posiadane przez nie środki finansowe,, stąd nieraz znajdo­wała się w dramatycznie trudnej sytuacji.

Jednak zawsze ratunkiem dla niej było malowanie (znajomi chętnie kupowali jej obrazy – zwłaszcza portrety).

Pokaźną część majątku po rodzicach w szczególności pozostającego na Kaukazie „za­brała” jej rewolucja proletariacka 1917 roku w Rosji, a potem wysokie koszty związane z poszukiwaniem ciała ukochanego Stefana i wyjaśnieniem jego tragicznej śmierci.

Po śmierci Stefana Jelity Gajewskiego i po zakończeniu I wojny światowej, Stano Gaï powróciła z Les Sables-d’Olonne do Paryża i wychowywała swoje dzieci samot­nie. W Paryżu zmuszona była wynajmować coraz tańsze pracownie artystyczne. Na szczęście znajdowała takie, m.in. przy ulicy Montparnasse, które jednocześnie były mieszkaniem.

Artystka zamieszkała w jednej z nich, zapewniając dzieciom (mimo poważnych trudności finansowych) stosowną naukę w szkołach i na studiach.

Stefan (junior) uczył się m.in. u słynnego pianisty – wirtuoza Alfreda Cortot, Alu-sia pilnie ćwiczyła na skrzypcach także pod kierunkiem wytrawnych pedagogów.

Po latach dumna mama chwaliła się tym, iż Stefan koncertował już w wieku 12 lat!

Już w wieku chłopięcym zdobył uznanie i wielką sympatię wybitnego polskie­go kompozytora Piotra Perkowskiego (1901-1990) – założyciela i pierwszego prezesa Stowarzyszenia Młodych Muzyków Polaków w Paryżu (rok powstania – 1930).

Po wielu latach, kiedy Tunia rozpoczęła studia w warszawskiej PWSM (1965) P. Perkowski sympatię do Stefana przeniósł na Jego córkę i uczynił ją stałą wykonaw­czynią swoich utworów fletowych.

Bronia w tym czasie, już jako osoba pełnoletnia, wróciła do Warszawy, przede wszystkim w celu załatwienia spraw majątkowych związanych ze spadkiem po ojcu.

Podczas jednego z pobytów w Polsce, poznała w Krynicy Stanisława Wilimow-skiego i… mając 24 lata, wzięła z nim ślub!

Czy to ona była przyczyną rozwodu pułkownika z jego pierwszą żoną – Janiną Meyer – trudno jest dzisiaj ustalić.

Bronia natomiast wielokrotnie powtarzała przyjaciołom i znajomym, iż była to mi­łość od pierwszego wejrzenia, czyniąc ich małżeństwo bardzo SZCZĘŚLIWYM!

Związek ten początkowo nie znalazł aprobaty rodziny Stanisława Wilimowskiego, ale dzięki niezaprzeczalnemu urokowi i walorom charakteru Broni, w końcu został zaakceptowany przez seniorkę rodu – matkę Stanisława – ANIELĘ.

Janina Meyer (żona Stanisława) w tym czasie weszła w nowy związek małżeński z hrabią Janem Broel-Platerem.

Trzeba tu uzupełnić chronologię faktów – wyżej powiedzieliśmy o ślubie Bro­ni i Stacha, zaś przyjazd do Warszawy Stano z Alusią i Stefanem nastąpił 10 lat później – w sierpniu 1939 roku.

I wtedy RODZINA POŁĄCZYŁA SIĘ – STANO, ALUSIA, STEFAN i BRO­NIA ze STACHEM W SIERPNIU 1939 ROKU!

Ponieważ kamienica Broni przy ul. Żurawiej 13 w Warszawie została na początku wojny kompletnie zniszczona, Stano Gai wraz z Alusią i Stefanem wynajęli aparta­ment przy ul. Św. Krzyża; mieszkały tam także 3 siostry Cichockie, z których jedna -Mieczysława – poznała (pokreślmy to) – w romantycznych okolicznościach Stefana i niedługo została Jego żoną.

Z tego związku przyszła na świat Elżbieta (TUNIA) Gajewska.

Tunia – gdyż tak nazwała ją babka, zdrabniając jej imię: Elżbietunia!

Stano Gai wszystkim bliskim lubiła nadawać zdrobnienia, używało się ich tyl­ko w rodzinie. Ją np. w Petersburgu nazywano „Tata”, a w Warszawie „Dudu”, dla wnuczki była „Babą Dudu”; Antoniego Paradowskiego nazywała – „Tonia”, a przy­braną matkę Marię – „Mula”.

Stefana – „Tuf”, Alę – „Illis” lub „Ila”,

Bronię – „Bobi”, zaś mamę Tuni – „Misia”.

Któregoś dnia Tunia przyznała się piszącemu te słowa, iż i ona odziedziczyła tę skłonność po swojej babce!

Bronia (zawsze) darzyła Stano miłością nadzwyczajną

Napisała o tym w swoich wspomnieniach, które pewnego dnia (porządkując pra­cownię Cioci), odnalazła Jej bratanica – Elżbieta Gajewska i przekazała autorowi niniejszej książki, upoważniając go do stosownego wykorzystania.

Odnalezione niedawno „Wspomnienia” mają w przeważającej części postać ma­szynopisu, pozostałe zachowały się w rękopisie.

Szczerze mówiąc, te wspomnienia nadają się na oddzielną książkę (może kiedyś taka powstanie?). Pozostawiony przez Bronię rękopis jest objętościowo bardzo ob­szerny, więc wykorzystując go w tym momencie na użytek niniejszej książki, przy­toczę tylko jego najistotniejsze fragmenty, a szczególnie te, które wzbogacą naszą wiedzę o relacjach córki (Broni) z matką (Stano Gai’).

Maszynopis powstał na potrzeby materiałów przeznaczonych przez Bronię do prze­kazania na „wieczne przechowanie” do Ossolineum. Rękopisy – z pewnością później, kiedy Bronia uwierzyła, iż (ja, Karol Czejarek) napiszę o Niej książkę, którą drogi Czy­telniku trzymasz w tej chwili w swoich rękach.

Bronia, chcąc nakreślić sylwetkę matki, musiała sięgnąć do wszystkich zakamarków swojej pamięci i SERCA, by wyrazić to, co wraz z nią przeżyła; ukazać chwile ich wspól­nego wieloletniego życia, które UKSZTAŁTOWAŁY Bronię, taką, jaką potem BYŁA!

Stano Gaï odegrała bowiem w twórczości córki i w ogóle w Jej życiu – prze­ogromną rolę.

Człowiek odchodząc, zabiera bezpowrotnie bogactwo doświadczeń, przeżyć i do­znań, które zgromadził. Dlatego tak ważne jest, aby nasi przodkowie spisywali dzieje swych losów, a także w stosownym czasie przekazywali je swoim dzieciom!

Stano Gaï – na szczęście – tak zrobiła, wiele opowiadając córce o swoim życiu, które miała opisać szczegółowo, ale wspomnianego pamiętnika nigdy nie odnalezio­no. Ze wspomnień Broni dowiadujemy się, iż podobno świadomie go zniszczyła?!

Zatem swoje wspomnienia o matce Bronia opracowała z własnej pamięci. I uczy­niła to, dokumentując przy okazji CAŁĄ twórczość Stano, zarówno malarską, jak i pisarską. Zawarła to… aż w sześciu tomach, oddając je na – wspomniane już -„wieczne przechowanie” do archiwum Ossolineum – ściślej: Biblioteki Zakładu Na­rodowego im. Ossolińskich Polskiej Akademii Nauk (PAN) we Wrocławiu, w paź­dzierniku 1980 roku.

Wspomnienia o matce powstały kilkanaście lat po śmierci Stano Gaï, za namową piszącego te słowa, czyli w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Dzięki matce, Bronia poznała także barwne sylwetki swoich dziadków i ich bajecz­nie piękne opowieści o Gruzji. Dowiedziała się, jak wyglądało życie matki w Sankt Petersburgu, w którym Stano Gaï spędziła młodość, a Jej ojciec Antoni Paradowski ukończył studia medyczne i rozpoczął działalność naukową.

Tam też – jak już wiadomo – Bronia przyszła na świat. Potem Jej rodzice (na usilne życzenie Stano Gaï) przenieśli się do Warszawy, gdy ich córka była jeszcze „małą” dziewczynką.

Bronia zawdzięcza matce odnalezienie w 1957 roku w ówczesnym Leningradzie (który przybrał po Sankt Petersburgu nową nazwę) grobu swojego dziadka – profeso­ra Iwana Tarchan-Mourawi. I choć rozbudowujące się dynamicznie po wojnie miasto pochłonęło stare nekropolie, to jednak udało się Broni dotrzeć do grobu dziadka!

Ostał się, mimo rewolucyjnej zawieruchy 1917 roku i przetrwał straszliwe dni oblężenia podczas wojny niemiecko-radzieckiej.

A Bronia – napisała w swoim pamiętniku: „byłam zaskoczona, widząc na grobie świeże kwiaty…”!

Okazało się, iż grobem opiekowała się leciwa siostra ostatniej żony dziadka (He­leny ANTOKOLSKIEJ). To jej Bronia zawdzięcza, iż gruziński uczony, prof. M.G. Saakaszwili (prowadzący badania nad dorobkiem naukowym Jej dziadka) odnalazł Bronię, doprowadzając wiele lat później do swego spotkania z nią w Tbilisi.

Pod wpływem ojca, Stano przysięgła sobie, iż wyjdzie za mąż za Polaka. Tak też się stało, gdy poślubiła Antoniego Paradowskiego, więc nie tylko zrealizowała swój zamiar aby zostać żoną Polaka, ale także wyjechała z nim do Polski­jak się potem okaże NA ZAWSZE. Tak była zafascynowana historią i kulturą Polaków i Polski, którą dzięki swemu pierwszemu mężowi poznała, nim jeszcze osobiście ją zobaczyła.

Bronia wspominając tamte odległe czasy związane ze swym dziad­kiem, opisuje też w swoich wspomnieniach, jak zupełnie przypadko­wo została zaproszona do Moskwy z delegacją ZPAP. Program pobytu delegacji ZPAP w Moskwie przewidywał też odwiedziny w jednej z republik ZSRR, więc korzystając z okazji -poprosiła o GRUZJĘ! Będąc w Tbilisi, już pierwszego dnia pobytu, przyszedł do Jej hotelowego pokoju młodzieniec, który okazał się być synem prof. Saakaszwilego. Dzięki niemu poznała niedługo dużą gromadkę ludzi ze swojej bliższej i dalszej rodziny.

Dzięki nim Bronia wraz z drugim mężem Olgierdem, który towa­rzyszył Jej w tej podróży trafiła także m.in. do ruin zamku Georgija Saakadze – protoplasty rodu jej Dziadka, który dzięki swemu niezwykłemu męstwu – stał się bohaterem narodowym Gruzji, nazwanym WIELKIM MOURAWIM.

Istnieje sześciotomowa książka Anny Antonowskiej, opisującej historyczną prze­szłość Gruzji, zatytułowana „Wielki Mourawi” i poświęcona G. Saakadze. Autorka urodziła się i żyła w Tbilisi na przełomie 19. i 20. wieku. Książka napisana w języku rosyjskim, w tłumaczeniu polskim m.in. Marii Mongirdowej, wydana została w Pol­sce przez wydawnictwo „Czytelnik” w 1951 roku. Na jej podstawie powstał później scenariusz filmu zatytułowanego „Orzeł Kaukazu”.

Bronia trafiła wtedy również do dawnej stolicy kraju – Maschety – gdzie podzi­wiała dzieło wspaniałego artysty ogrodnika Mamułaszwilego – także jednego z Jej „gruzińskich” przodków, który był autorem przepięknych „rzeźb” z kwiatów i kamie­ni, pokazywanych z wielkimi sukcesami na wielu międzynarodowych wystawach.

Z podróży do Gruzji powstał przepiękny cykl obrazów Bronisławy Wilimowskiej (dziś już mało pamiętany), które Bronia eksponowała w Tbilisi w 1967 roku.

W „pamięci” Broni z ówczesnego pobytu w Gruzji pozostała też odnaleziona foto­grafia, którą często wspominała, a która jest portretem jedenastoletniej dziewczynki w kostiumie do konnej jazdy.

Była to fotografia jej matki – smukłej młodej dziewczyny o nieco chłopięcym wy­glądzie, miękkiej owalnej twarzy, z dużymi ciemnymi oczami, a przede wszystkim opadającymi na ramiona długimi włosami, które kłóciły się z ową chłopięcością.

Tę fotografię pokazywała Bronia – z ogromną dumą i niemal zawsze ze łzami w oczach – niemal każdemu, kto odwiedzał Ją w pracowni!

Po swym ojcu Stano Gai’ odziedziczyła zamiłowanie do sportu: pływała, uprawiała szermierkę i strzelectwo, a jazda konna była jej szczególnie ulubioną rozrywką.

Ale jej rodzice (dziadkowie Broni, co stale z dumą podkreślała) dbali także o Jej – Stano – harmonijny rozwój intelektualny. Ukończyła Ona bowiem PETERSBUR­SKĄ AKADEMIĘ SZTUK PIĘKNYCH.

Pragniemy w tym miejscu ponownie podkreślić, iż Stano Gai wyróżniały ponad wszelką przeciętność, nie tylko talent artystyczny, poglądy filozoficzne czy siła charak­teru, ale również zastanawiająca i nie do końca zrozumiała dla wszystkich (jeśli się nie zna najważniejszych szczegółów z Jej życia) MIŁOŚĆ DO POLSKI I POLAKÓW!

Zwłaszcza jeżeli uświadomić sobie, JAK TO SIĘ STAŁO, iż wychowana w kulturze rosyjskiej i mówiąca początkowo TYLKO po rosyjsku, nauczyła się języka polskiego – dzięki prof. Janowi Łosiowi i nauczyła tego języka trójkę swoich dzieci wychowując je na patriotów polskich.

Najstarsza – Bronia – wychowywała się od małego dziecka w Warszawie i nauka języka polskiego była dla Niej czymś naturalnym.

Natomiast Alicja i Stefan urodzeni i wychowani we Francji uczyli się polskiego wyłącznie od Matki! Przy czym dodajmy, iż mówili po polsku perfekcyjnie, bez cu­dzoziemskiego akcentu i bardzo poprawnie gramatycznie, a chodzili tylko do francu­skich (później włoskich) szkół. Należy bezsprzecznie ten fakt uznać za niezwykły!

Spróbujmy zatem odpowiedzieć, jakie było prawdziwe źródło miłości Stano (bo Broni to wiadomo) do Polski?

W otoczeniu Jej Ojca profesora Iwana Tarchan-Mourawi było wielu Polaków -studentów, asystentów, czy znajomych i przyjaciół. I spośród nich Tatiana znalazła sobie męża. Traf chciał, iż był POLAKIEM!

Ale przyczyna Jej emfatycznej postawy w stosunku do Polski i Polaków była inna. Jej tajemnica tkwiła znacznie głębiej! Zwróciła mi na nią uwagę Tunia, ujawniając odnaleziony przez nią przypadkiem, odręcznie napisany, zwięzły i mówiący o najważ­niejszych faktach z Jej życia „Krótki życiorys”.

Tunia przekazując mi go ze łzami w oczach i drżącym głosem wyznała, iż „ży­ciorysu” tego nikt z rodziny do tej pory nie odnalazł, gdyż znajdował się wśród nie­zliczonej ilości papierów, dokumentów i nut do dziś znajdujących się w pracowni Broni. (Korzystając z okazji apeluję do Tuni, aby zachowaną pracownię uczynić „Izbą pamięci” po Broni, zorganizować w niej stałą – albo, co jakiś czas zmienianą – eks­pozycję Jej obrazów, zdjęć i dokumentów, a choćby ze sprzedażą licznych pozostałych jeszcze po Artystce rysunków, szkiców i akwarel). Ale wracając do odnalezionego życiorysu.

Leżał on sobie spokojnie, ponad 53 lata od śmierci Artystki, pomiędzy kartkami „Drobnych utworów na fortepian” Edwarda Griega!!! I to, to szokujące ODKRYCIE pozwala – naszym zdaniem – po wielu latach zrozumieć lepiej postać Stano Gai i Jej wspaniałych rodziców, tym bardziej, iż zniszczyła wszystkie wspomnienia, które z ży­cia spisała. A oto i ten dokument w jego oryginalnym brzmieniu:

Tak więc, próbując odpowiedzieć na pytanie skąd wzięła się żarliwa miłość Stano Gai do Polski i Polaków (którą po niej odziedziczyła Bronia), należy wziąć pod uwagę przede wszystkim Jej gruzińsko-polskie pochodzenie, a nadto niezwykłą szlachetność Jej rodziców – przybranej matki Marii Manassein (Rosjanki) i Ojca Iwana Tarchan-Mourawi (Gruzina), którzy z największą troską zadbali o „POLSKIE” wychowanie dziewczynki, uwzględniając polską część jej pochodzenia.

Stano sama pisze o tym w cytowanym w tym rozdziale swoim życiorysie, iż wycho­wana była „w tradycjach polskich” przez prof. Jana Łosia (1860-1928) – językoznawcę i slawistę, który od 1902 roku był profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i został w przyszłości autorem gramatyki historycznej języka polskiego! Co wydaje się jeszcze ważniejsze napisała: „Urodzona w r. 1878 w Leningradzie z Ojca gruzina Saakadze i matki polki zaginionej tragicznie, usynowiona przez Marję Manassein, […]”. Nigdy nie udało się ustalić kim była tragicznie zaginiona Polka. A może to właśnie po niej Stano przybrała swoje nowe imię „Stanisława”…? Nie odpowiemy już na to pytanie.

Należy w tym miejscu dodać, iż dzięki niezastąpionej inicjatywie i pomocy pani IWONY MAJKOWSKIEJ zostały odnalezione w ostatnim czasie, w Petersburgu i Moskwie listy Marii Manassein, Iwana Tarchan-Mourawi oraz samej Tatiany do Jej ojca chrzestnego Longina Fiodorowicza Pantelejewa – których nie poznał dotąd nikt z rodziny i dzięki którym mamy dowód wielkiej wzajemnej miłości łączącej Tatianę z rodzicami.

Warto w tym miejscu też dodać, iż Stano znała biegle nie tylko rosyjski, polski, francuski i angielski (wykonywała m.in. tłumaczenia prac naukowych z angielskiego na rosyjski dla Iwana i Marii). Znała też łacinę i grekę, o czym wspomina Tunia, bowiem pamięta, iż kiedy była młodą dziewczyną, Stano recytowała jej w oryginale m.in. fragmenty „Iliady i Odysei” Homera!

Przyjazd Broni (wtedy jeszcze „małej”) z Antonim Paradowskim po raz pierwszy do Polski

Stano Gai – przed ostateczną decyzją – wyjścia po raz pierwszy w swoim życiu za mąż, nie do końca była pewna swojego wyboru.

Kiedy po śmierci ukochanej przybranej Matki Marii (Muli) wpadła w depresję i próbowała pozbawić się życia, w niezwykłych okolicznościach uratował ją od nie­chybnej śmierci Antoni Paradowski, a Ona przesiąknięta uczuciem wdzięczności, postanowiła wtedy wyjść za niego za mąż.

Ale, gdy opadły po tym wydarzeniu pierwsze emocje i wróciła do równowagi psy­chicznej, zdała sobie sprawę, iż jej decyzja w sprawie zamążpójścia była przedwcze­sna. Być może zrozumiała, iż jej uczucie wobec przyszłego męża było zbyt mocno przesiąknięte wdzięcznością, by nazwać je WIELKĄ MIŁOŚCIĄ!

Jaki na to dowód? Ano taki, iż niedługo po zaręczynach, z wyraźną intencją ich zerwania, „wymknęła się” ukradkiem do Paryża. Wróciła dopiero na interwencję swego ojca, ale po krótkim pobycie w Petersburgu, uciekła ponownie. Razem jednak ojciec, związany „naukowo” z przyszłym mężem Stano Gai, wziąwszy go ze sobą – ruszył w pogoń za „uciekinierką”.

Gdy ojciec z Antonim odszukali córkę w Paryżu – w lipcu 1903 roku – posta­wił Ją (nie pytając o zgodę) na ślubnym kobiercu obok wymarzonego przez Niego narzeczonego.

Wkrótce, z tego związku, przyszła na świat ich pierwsza córeczka, która niestety umarła na zapalenie opon mózgowych (o czym była już mowa w jednym z wcześniej­szych rozdziałów).

Niedługo po tym wydarzeniu w 1906 roku urodziła się BRONIA!

Paradowski w międzyczasie ukończył studia i na wyraźne życzenie swej żony (wte­dy jeszcze Stano-Paradowskiej) – przenieśli się do Polski!

Przypomnijmy też w tym miejscu jeszcze raz krótko chronologię tych wydarzeń:

  • w roku 1902 Antoni Paradowski kończy studia i podejmuje pracę naukową i współpracę z Iwanem Tarchan-Mourawi;
  • w marcu 1903 roku umiera Maria Manassein; a z końcem lipca tego samego roku Stano i Antoni biorą ślub w Paryżu;
  • w 1904 roku wybucha wojna rosyjsko-japońska;
  • w roku 1906 Antoni broni swoją pracę doktorską i wydaje ją drukiem;
  • w roku 1908 Stano z Antonim już są w Polsce – w jednej z prasowych kronik towa­rzyskich Warszawy są wzmianki o ich uczestnictwie w życiu kulturalnym stolicy. Wspomnijmy w tym miejscu jeszcze i to, iż gdy w 1904 roku wybuchła wojna rosyjsko-japońska, Antoni Paradowski został powołany do wojska i przydzielony na jeden z najtrudniejszych odcinków frontu.

Był to wtedy rodzaj represji często stosowanej przez władze carskie wobec Pola­ków. Stano Gai zażądała wtedy od swego ojca interwencji w tej sprawie.

Oczywiście spełnił to żądanie i podczas rozmowy z ministrem wojny – podobno – użył szantażu, iż jeżeli jego zięć nie zostanie zwolniony ze służby, zagroził popełnie­niem samobójstwa w Urzędzie Ministerstwa Wojny! I to poskutkowało.

W ten sposób urzeczywistniły się dziecięce marzenia Stano Gai: została żoną Polaka, zamieszkała w jego ojczyźnie, którą kochała do końca swego życia. Spotkanie z Polską nie obyło się jednak bez kłopotów.

Początkowo Stano Gai jako przybyła z Rosji do kraju uciemiężonego i zaanekto­wanego przez carat, nie znalazła przychylności wśród rodaków męża. Szczere dekla­racje i manifestowanie przez Stano Gai swych uczuć wobec Polski długo (jeśli kiedy­kolwiek W OGÓLE), nie przynosiły dla niej zrozumienia, w podejrzliwych kręgach warszawskiej inteligencji.

czasem Antoni czuł się bardzo skrępowany egzaltacją żony. Sam był człowie­kiem bardzo zrównoważonym i raziła go każda przesada! Stąd „wybuchy” patrioty­zmu wynikające z charakteru Stano Gai, jego w końcu małżonki, musiały go drażnić. Zwłaszcza, iż nie odnosiły adekwatnego skutku.

Dopiero po jakimś czasie, gdy stopniowo przekonywano się o prawdziwości dekla­racji ze strony Stano Gai, zaczęła ona zyskiwać aprobatę, a choćby sympatię polskiego środowiska. Mogła choćby z czasem otworzyć salon literacko-artystyczny.

Jednak między małżonkami – jak ten okres relacjonowała swoim znajomym Bro­nia, opowiadając o matce – zaczął się w ich związku małżeńskim zarysowywać pierw­szy istotny konflikt.

Zwłaszcza, iż Stano Gai nigdy też nie chciała pogodzić się z konserwatywnymi poglądami na „życie rodzinne” swego męża.

Antoni cenił skromne i ciche, mieszczańskie życie, wykluczające ingerencję w nie obcych. Stano Gai natomiast – podkreślmy to – nie znosiła monotonii, szarzyzny i bezruchu.

Malowała, zapraszała interesujących ludzi i „godzinami” dyskutowała z nimi o li­teraturze i sztuce, a podczas takich spotkań (których bywało coraz więcej), także muzykowała. Przy czym nigdy nie udało się Jej (mimo wielu starań) wciągnąć męża we wspólne, uwielbiane przez nią życie towarzyskie.

Tylko w wyjątkowych sytuacjach – jak zapamiętała Bronia – brał on udział w du­etach śpiewaczych razem z żoną choć miał podobno bardzo ładny głos i był niezwykle muzykalny.

Jednak wzajemny stosunek małżonków do siebie, nad czym Bronia ubolewała, coraz bardziej stawał się obojętny i powoli ich związek zbliżał się ku końcowi. Czasem Stano Gai już na dobre weszła w środowisko warszawskich artystów! Nieufność do niej ustąpiła całkowicie po pewnym dość wymownym, ale znaczą­cym epizodzie. Ambasador carski we Francji, bawiący przejazdem z Paryża do Peters­burga w Warszawie (O CZYM ŚRODOWISKO WIEDZIAŁO) postanowił Stano Gai złożyć wizytę.

Na wizytówkę anonsującą carskiego dyplomatę, Stano Gai odpowiedziała zwię­złym listem, w którym Panu Ambasadorowi oświadczyła, iż w polskich domach NIE PRZYJMUJE SIĘ ROSJAN!

Odtąd jej stosunki z polskimi malarzami, muzykami i literatami znacznie się oży­wiły. Zaś jej wdzięk osobisty, talent i niekłamany patriotyzm doprowadziły do tego, iż w roku 1913 zorganizowano jej pierwszą wystawę indywidualną malarstwa w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych „Zachęta”.

„Trzy światy”, na kształtowanie które miały wpływ się charakteru Broni

Były nimi według spisanego przez Bronię „pamiętnika”:

Po pierwsze aura otaczająca mamę Stano Gai, pełna swobody intelektualnej, ar­tystycznego przejęcia i egzaltacji,

Ale także (po wtóre) atmosfera otaczająca jej ojca Antoniego Paradowskiego -pełna naukowej, „profesorskiej” powagi i racjonalizmu oraz

Po trzecie: świat „Julii”, która była Jej nianią – przeniknięty namiętną religijnością.

Dwa słowa o Julii: nazywała się Bernis.

Bronia opowiadała, iż Julia codziennie modliła się o miłość między jej rodzicami, a jednocześnie o ojczyznę, do której „wrócili”, spełniając marzenie Stano Gai.

Jak z tego widać, Bronia żyła wyłącznie w otoczeniu dorosłych, co uczyniło z niej dziecko „demonstrujące swą mądrość”, ale – skupione tylko na sobie. Co nie znaczy – iż beztroskie i zawsze – mimo wszystko – zadowolonej z siebie. Gdy jednak kiedyś zapytałem Bronię, czy pamięta jakieś zabawy z dzieciństwa i przyjaciół – gwałtownie i zde­cydowanie odpowiedziała przecząco.

Pamiętała głównie święta oraz przyjęcia „domowe”, które organizowała mama, w których jednak mogła uczestniczyć tylko w ich wstępnych fazach.

Zapamiętała gości, którzy w trakcie podawania herbaty wyrażali swoje opinie o obrazach mamy, pytali niekiedy i Ją o zdanie w tym względzie. Kiedyś odpowiedzia­ła zupełnie poważnie: „że Mama mogłaby malować lepiej!” – co wywołało niemałą konsternację. Stano Gai jako mama raczej popisywała się córką (niż widziała w niej przyszłą artystkę), co z kolei Bronię zwykle irytowało.

Z widoków „dawnej Warszawy” Bronia zapamiętała szczególnie dwa zdarzenia:

Jakąś dziwną karetę, przypominającą wielkie pudło bez okien, ciągniętą przez konie. Tylną ścianę pojazdu stanowiła krata z grubych prętów, na których mocno zaciskały się czyjeś ręce.

„Co to takiego?” – zapytała ojca, z którym była wtedy na spacerze.

„To skazańcy, których carat wywozi do więzienia” – usłyszała w odpowiedzi.

Zdarzenie drugie, które tkwiło w jej pamięci, to pokaźne stado krów na ulicy Zu-rawiej, przy której mieszkała wówczas z rodzicami w Warszawie.

Bronia choćby była zachwycona ich widokiem i choćby chciała jedną z krów pogła­skać, ale ojciec zdecydowanie odciągnął wtedy córkę na bok i poinformował, iż są one pędzone do rzeźni. Na co Bronia zareagowała, domagając się od pastucha, aby natychmiast stado wypuścił na wolność!

W tych wspomnieniach z dzieciństwa, o których sama tak chętnie zawsze opo­wiadała, choćby nie pytana o to, Bronia zapamiętała też, iż Stano Gai „studiowała” wtedy namiętnie filozofię buddyzmu i w związku z tym poddawała się różnym prak­tykom ascetycznym.

Te „praktyki” wynikały z przynależności jej matki do modnego wówczas Towarzy­stwa Teozoficznego. Prawdopodobnie Stano Gai’ uciekała w ten sposób (udając się w „inny” świat) od problemów swego nieudanego małżeństwa.

Pod wpływem matki, młodzieńcza twórczość Broni we Francji początkowo też skierowana była ku światu fantastyki i metafory. Dopiero po pewnym czasie wyzbyła się tych zainteresowań i świadomie skierowała ku realizmowi.

Był to zresztą bardzo istotny okres, w którym Stano Gai poznała Stefana Ga­jewskiego, NAJWIĘKSZĄ (jak zawsze sama podkreślała) MIŁOSC swego życia.

W tym okresie wszystko wokół Broni zaczęło się gwałtownie zmieniać – jak w najbar­dziej fantastycznych baśniach.

Ten człowiek (mowa o Stefanie Gajewskim) o naturze tyle gwałtownej, co roman­tycznej, uwiódł nie tylko matkę, ale i… Bronię, która (jak w swych opowiadanych wspomnieniach podkreślała) pokochała swego przyszłego ojczyma całym sercem i to także – jak matka – od PIERWSZEGO DNIA!

Stefan GAJEWSKI zdołał na tyle zafascynować Stano Gai’, iż ta definitywnie postanowiła rozejść się z mężem! (I wyjść za niego)!

Stefan zresztą stawiał sprawę prosto: albo małżeństwo, albo… śmierć. Już raz pró­bował dokonać samobójczej śmierci (po stracie własnej matki) i nie trwało długo, jak .Stano Gai uległa tej jego groźbie!

I tak dzieciństwo Broni kończy się rozwodem matki i wyjazdem do Paryża, a więc rozstaniem z Polską i to na długie – jak się potem okazało – lata.

Na marginesie wspomnień Broni o matce trzeba podkreślić, iż Bronię wielokrot­nie dręczyło sumienie, iż o wiele rzadziej w Jej opowieściach pojawiał się jej praw­dziwy ojciec.

Można by choćby pomyśleć, iż traktowała go nieżyczliwie. Jednak w rzeczywi­stości tak nie było. Choć pamiętała go – jak nieraz podkreślała – już tylko „dość mgliście.”

„Na pewno był osobą, która nie spełniała oczekiwań Stano Gai’. Był bardzo ascetyczny i nie umiał stworzyć atmosfery ciepła i życzliwości”.

Lecz w opinii Broni był człowiekiem PRAWYM i OBOWIĄZKOWYM! Przede wszystkim oddanym bez reszty swemu zawodowi, po prostu przede wszystkim – ZNA­KOMITYM (chwalonym przez pacjentów) LEKARZEM!

A ponadto – co też nieustannie podkreślała Bronia – „długo i cierpliwie czekał na powrót żony”. Wierzył, iż do niego wróci. Ona jednak była kobietą, która nigdy nie zmieniała raz podjętej decyzji!

Kiedyś Stano Gai – zapragnęła uwiecznić wizerunek Antoniego i namalowała jego portret „z pamięci”. Zawarła w nim całą serdeczność i życzliwość, jaką dla Niego „w głębi serca” – mimo wszystko żywiła! Jednak obraz ten nie przetrwał do czasów współczesnych.

Wyjazd do Paryża

Wyjazd Stano… był nie tylko „ucieczką” przed byłym mężem, ale też przed zbliża­jącą się niechybnie I wojną światową.

Trasa wiodła przez Kraków i Krzeszowice, gdzie pożegnali się z bliskimi.

Stamtąd dalej „uciekali” przez Wiedeń, w którym zatrzymali się na kilka dni.

Bronia zapamiętała ten pobyt w stolicy „kraju Mozarta”, gdyż wieczorami Stano Gai ze Stefanem Gajewskim ruszali „w miasto” – ją pozostawiając pod opieką poko­jówki w hotelu (przeciwko czemu – wtedy – jako mała jeszcze dziewczynka – ostro, jak twierdziła – zawsze protestowała).

Spokojne i pogodne miesiące, które poprzedzały wybuch wojny w 1914 roku, mi­nęły w Paryżu bardzo szybko. A wybuch wojny wygnał „Gajewskich” z Paryża.

Z tego okresu Bronia na zawsze zapamiętała niekończące się podróże w wagonach towarowych, aż w końcu zatrzymali się w Les Sables-d’Olonne w rejonie La Van-dee (Wandea – departament w nadmorskiej, zachodniej części Francji) na wybrzeżu atlantyckim. Stano Gai znała tę miejscowość jeszcze z czasów panieńskich, gdyż była tam kiedyś z rodzicami.

W okolicy pozostało trochę „rojalistów”, jak wówczas nazywano zubożałą arysto­krację, która mimo, iż zachowała „stare zamki”, prowadziła żywot bardzo skromny i oszczędny. Mimo tego „Gajewscy” zaznali od dawnych przyjaciół Stano Gai serdecz­nej gościny i, jak Bronia na jednym ze swych wernisaży w pracowni na Świętojańskiej opowiadała – żyli przez cały okres wojny (pierwszej wojny światowej oczywiście) w dość komfortowych warunkach.

Ta sielanka miała jednak i swoje ciemne strony, bowiem „ucieczka” z Paryża spo­wodowała przede wszystkim skomplikowaną sytuację ojczyma.

Stefan Gajewski był bowiem obywatelem austriackim, co oznaczało możliwość deportowania go lub internowania w każdej chwili, gdyby miejscowe władze tak po­stanowiły. Tylko dzięki energii i zapobiegliwości Stano Gai udało się go wówczas uchronić przed obu tymi nieszczęściami.

Nie było to łatwe, tym bardziej, iż miejscowa ludność, „skażona” podejrzliwością niepewnych czasów, w każdym cudzoziemcu dopatrywała się szpiega.

Broni – jako młodocianej osobie „na szczęście” to nie przeszkadzało; poznała ser­deczną przyjaciółkę – Odille, z którą dzieliła czas na dziecięce zabawy.

Także Stano Gai ze Stefanem Gajewskim (jak Bronia zapamiętała) wiedli w tym czasie dość „rozrywkowe” życie: jeździli konno i uprawiali różnego rodzaju sporty wodne. Każde pojawienie się Stano Gai na plaży wzbudzało sensację: jej krótko ostrzyżone rude włosy, obcisłe stroje kąpielowe i spacery. w butach na wysokim ob­casie za każdym razem wzbudzały niemałe zainteresowanie, szczególnie mężczyzn.

Gdy zrobiło się chłodno, jak wspominała Bronia, „ich rodzina” zamieszkała w domu, który należał do rodziny napoleońskiego marszałka Berthier’a. Wcześniej mieszkali w pensjonacie pani Mulot.

W „dworku marszałkowskim” Bronia po raz pierwszy w życiu otrzymała na pod­daszu samodzielny pokój, co zapamiętała dokładnie, gdyż było to dla Niej wielkim wydarzeniem.

Dzięki zatrudnieniu przez Stano Gai’ francuskiej nauczycielki, Bronia coraz swo­bodniej posługiwała się językiem francuskim i w swym pokoju mogła czytać do woli, jako iż obok niego znajdowała się pokaźna biblioteka gospodarza domu.

O Stefanie Gajewskim jako swym ojczymie, Bronia wyrażała się zawsze bardzo pozytywnie. Nieustannie podkreślała „wszem i wobec”, iż był uroczym, czułym i wyrozumiałym człowiekiem.

Często wieczorami przychodził gasić w jej pokoju lampę, przy której uczyła się, bądź czytała.

Zabierał ją także dość często na długie spacery na wydmy lub do lasu; mama wte­dy mogła spokojnie malować.

Jesienią zbierali suche szyszki do kominka, by w domu pachniało lasem!

(Po wielu latach Bronia zapragnęła odwiedzić Les Sables-d’Olonne i przemierzyła ten szlak wspólnych wędrówek z ojczymem, oddając się wspomnieniom z tamtych lat. Ale wtedy Stefana nie było już na „naszym” świecie od 10 lat).

Gdy bowiem zaczęła się tworzyć Armia Generała Hallera, Stefan koniecznie chciał – przypomnijmy – do niej wstąpić.

Nieżyczliwi mu Alzatczycy robili wszystko, aby utrudnić mu włączenie się do tej armii, tłumacząc Mu, iż jest Polakiem, a Polski wciąż nie ma na mapie Europy, a więc Polaków również.

Mimo wszystko Gajewski postanowił wyjechać. bez stosownej do tego przepustki.

Ale już na dworcu został (jako Austriak) aresztowany przez żandarmów z rozka­zem wywiezienia Go do twierdzy na wyspie D’Yeu.

Lecz jeszcze tego samego dnia Stano Gai otrzymała wiadomość, iż Jej mąż utonął podczas transportu!

Stano Gai – jak było w jej zwyczaju – z ogromną energią rozpoczęła starania urzę­dowe o ustalenie okoliczności śmierci męża!

Wydała na to (jak Bronia opowiadała swoim przyjaciołom) wszystkie oszczędno­ści, choćby na opłacenie rybaków, którzy przeszukiwali przybrzeżne wody w poszuki­waniu ciała. Bez skutku.

Sytuacja stała się dla niej DRAMATYCZNA. Została bowiem sama z kilkuletnią Bronią i jej maleńką przyrodnią siostrzyczką Alusią, a do tego okazało się, iż spodzie­wa się kolejnego dziecka.

Według odnalezionych dokumentów, DZIECI Stano Gai przyszły na świat:

Alusia – w maju 1916 roku, a Stefan w lipcu 1918 roku.

Jak Bronia pisze w swym pamiętniku: rozpoczęły się wtedy DLA NAS „koszmarne miesiące walki o zdobycie środków na utrzymanie rodziny”.

Na szczęście Stano Gai jako silna przez całe swoje życie kobieta, niedługo po urodzeniu małego Stefana „powoli odzyskiwała siły i równowagę psychiczną”. I. postanowiła utrzymywać siebie i dzieci, zarabiając malowaniem obrazów, przede wszystkim portretów.

Malowała je na zamówienia od zaprzyjaźnionych rodzin francuskich, traktując jednak to zajęcie bardzo serio, zwłaszcza, iż „modelami” byli na ogół polegli na woj­nie członkowie tych rodzin.

Od swych ówczesnych zleceniodawców otrzymywała też pomoc w postaci paczek z odzieżą dla siebie i dzieci.

Gdy po pewnym czasie Stano Gai uznała, iż znów „stanęła na nogi”, postanowiła wrócić do Paryża. W międzyczasie jednak – pozostawione tam mieszkanie zostało wynajęte innym lokatorom (ponieważ przez długi czas nie opłacała czynszu).

Na szczęście nowy lokator (Hiszpan), okazał się niezwykle szlachetnym człowie­kiem, zakupił obrazy Stano Gai, zapłacił „zadośćuczynienie” za kupienie wynajmo­wanego przez nią mieszkania, a choćby zwrócił Jej jego wcześniejsze wyposażenie, w tym obrazy, farby i sztalugi.

Po latach Bronia często wspominała, jak to u boku matki stawiała wtedy swe pierwsze „malarskie” kroki.

Były to ilustracje do baśni, których setki – wymyślając je – opowiadała swemu przyrodniemu rodzeństwu. Można by choćby powiedzieć, iż stała się ich niańką!

Tymi rysunkami, które tak chętnie wtedy malowała, szczęśliwym trafem zainte­resował się pewnego razu Paul Collin, grafik pochodzący z Nancy, który wydał Jej zbiorek owych rysunków i malowideł.

Bronia otrzymała wtedy – z czego była bardzo dumna – swoje pierwsze w życiu „malarskie honorarium”!

Minęło kilka lat.

Bronia dorosła i zaczęła ubierać się stosownie do panującej mody.

Wielkoduszny i życzliwy Hiszpan, który pomagał wcześniej Stano Gai w utrzyma­niu się, kupując od niej obrazy, w międzyczasie „bez pamięci” zakochał się w Broni.

Gdy tylko Stano Gai to zauważyła, natychmiast zabroniła jej spotykania się z nim!

Wspominając tamte wydarzenia, Bronia wyznała, iż wtedy jeszcze nie umiała roz­różnić przyjaźni od miłości.

Posłuchała jednak matki, odrzucając wówczas adoracje, nie tylko owego Hiszpana, ale i wielu innych mężczyzn!

Pobyt Broni w Paryżu zakończył się w roku 1930 Jej wyjazdem do Polski!

W sumie – już po latach Bronia wspominała ten okres pobytu w Paryżu – jako lata poprzedzające II wojnę światową (z wyraźnie wyczuwalnym napięciem w stosunkach międzynarodowych), będące dla Stano Gai, a więc także dla niej, pasmem niekoń­czącej się walki o zdobycie środków utrzymania.

Raz powodziło im się lepiej, raz gorzej, tak iż niechętnie wracała do tamtych wspomnień.

Podobnie wcześniej, Stano Gai wielokrotnie rozważała możliwość repatriacji, ale jednocześnie nie widziała realnych podstaw do zagospodarowania się w kraju, przy znośnej – mimo wszystko – egzystencji zagranicą. To powstrzymywało ją od powrotu do Polski. Tym bardziej, iż od czasu rozstania się z Antonim Paradowskim, nie było od niego żadnego znaku życia.

Dopiero po jakimś czasie dotarła do nich wiadomość o jego śmierci.

Tak więc – szczerze mówiąc – nie miała dokąd wrócić!

Szukanie ewentualnej pomocy u rodziny Gajewskich nie wchodziło w rachubę. Podobnie, jak proszenie o pomoc Paradowskich.

Na to Stano Gai’ była nazbyt ambitna, wierzyła, iż talent artystyczny, jaki posia­da, pozwoli jej na utrzymanie się z własnej pracy!

Któregoś dnia, Bronia opowiadając o tym wszystkim, przypomniała sobie, iż am-basadorowa polska we Francji, nakłaniała Stano Gai’, by oddała dzieci do jakiejś ochronki, czy szkoły zakonnej z internatem, to znaczy – Bronię do szkoły, a młodsze rodzeństwo – do ochronki!

Lecz Stano Gai’ nie wyobrażała sobie jednak (co o niej dobrze świadczy) rozsta­nia z dziećmi!

Bronia też doskonale pamiętała ówczesny stan psychiczny swojej matki. Miała ona w tym okresie skłonności do mistycyzmu.

Wierzyła w to, iż już kiedyś ŻYŁA w starożytnym Egipcie, jako kobieta wy­wodząca się z którejś z dynastii egipskich faraonów?!

Twierdziła nawet, iż w Ermitażu znajduje się mumia jej dawnego ciała!

I chociaż filozoficzne przekonania matki były Broni obce, okultyzm, ogólnie mówiąc – mistycyzm, miały niewątpliwie wpływ na kształtowanie Jej wyobraźni artystycznej.

Stano Gai malowała w tym okresie jakieś naprawdę „dziwne” – jak podkreślała Bronia – wyobrażenia o reinkarnacji.

Na szczęście Bronia przyjmowała owe „skłonności” mamy z „przymrużeniem oka”, ale jednocześnie wzbudzały w niej zwiększone zainteresowanie starożytnością, a w szczególności egiptologią.

To, co Bronia z twórczości matki przyjmowała z największym zachwytem to była umiejętność portretowania.

Portrety malowane przez Stano Gai zawsze fascynowały nie tylko dużym podo­bieństwem, ale i – zdaniem Broni – wychwyconymi dyskretnie cechami psychicz­nymi modela!

Zadziwiały też niebanalnymi pomysłami kompozycyjnymi.

Znajomość z Paderewskim i nie tylko…

Na zawsze Bronia – „z czasów paryskich” zapamiętała, ich ówczesne stosunki to­warzyskie, o których z pasją lubiła opowiadać swoim przyjaciołom i znajomym!

„Przyjaźniliśmy się – opowiadała – przede wszystkim z Polakami, którzy stanowili dość liczną, w tamtym czasie, kolonię nadsekwańskiej stolicy”.

Szczególnie zapamiętała pierwsze spotkania z Hallerczykami, których Stano Gai pokazała Broni na jednej z licznych imprez charytatywnych, jakie Polacy wówczas organizowali dla zebrania gotówki i darów przeznaczonych na pomoc dla zmartwych­wstałej Ojczyzny.

Bronia wspominała, iż sama też ofiarowała wówczas jeden ze swych pierwszych obrazów na ten cel.

Zapamiętała nawet, iż kupił go niejaki baron Taube i zapłacił za niego – dobro­wolnie – bardzo dużą sumę, z której ona większą część dołożyła do sumy zebranych pieniędzy, na pomoc dla Polski. Była z tego faktu do końca swego życia, niezwykle dumna!

Obie z Mamą były – jak oświadczyła – żarliwymi uczestniczkami wszelkich akcji pomocy, ABY POLSKA WRÓCIŁA NA MAPĘ EUROPY.

Na pewnym przyjęciu polonijnym, co także często chętnie wspominała, została przedstawiona państwu Helenie i Ignacemu Paderewskim! Bronia, chwaliła się fak­tem, iż żona tego wielkiego polskiego pianisty, a jednocześnie działacza społeczno­-politycznego, bardzo Ją polubiła. A gdy dowiedziała się, iż także, jak jej matka – Sta­no Gai’ – również maluje, postanowiła zorganizować dla niej wystawę jej prac.

Gdy tylko Paderewscy zjeżdżali do Paryża, zapraszali Stano Gai’ i Ją (Bronię) do siebie.

Paderewski w ocenie Broni nie był politykiem „czystej krwi”, ale jako popularny – słynny artysta, zdawał sobie sprawę, iż wiele może dla Polski zrobić. I zrobił!

Z innych „paryskich” kontaktów Bronia chętnie wspominała przyjaźń z Marią Bri-gard de Pizano . Poznała Marię i jej męża Roberto Pizano na jakimś wernisażu. Byli Kolumbijczykami. Roberto Pizano był dyplomatą, ale porzucił karierę dyplomatycz­ną dla malarstwa!

Maria Pizano polubiła Bronię, tak dalece, iż pewnego razu choćby zaproponowała Broni wyjazd z nimi na kilka tygodni do Anglii, by zaopiekowała się w tym czasie ich dziećmi, a jednocześnie mogła podpatrywać Mistrza.

Dzięki temu Bronia poznała także przyjaciół państwa Pizano, a przede wszystkim ich bliższą i dalszą rodzinę.

Zresztą nie tylko ona, ale i Stano Gai.

Wiele osób z tego grona zaczęło choćby adorować Bronię, a nie tylko matkę.

Z jednego balu, na którym były dzięki Marii Pizano, uciekły, nie mogąc znieść – jak opowiadała Bronia – ordynarnych, zaczepnych zalotów obecnych na balu panów?!

W galerii postaci, z którymi Stano Gai i Bronia spotykały się w Paryżu, był też m.in. prof. Charles Richet, znany ówczesny lekarz, fizjolog, pacyfista i przyjaciel dziadka Broni – Iwana Tarchan-Mourawi, laureat nagrody Nobla w 1913 roku.

On także zapraszał często do siebie Bronię z matką, zwykle w niedzielę, na obiad.

Profesor – podobno – bardzo cenił malarstwo Stano Gai i młodej Broni. Sędzi­wy uczony – co podkreślała Bronia – okazał się być również wielkim przyjacielem Polski.

Dzięki kontaktom z nim Bronia poznała też Stefana Ossowieckiego (futurologa – fantastę, z pogranicza jasnowidza; wróżbitę), z którym przyjaźń Broni trwała aż do jego tragicznej śmierci podczas Powstania Warszawskiego.

Bronia zawsze z wielką pasją opowiadała o nim, być może choćby istniał jakiś bliż­szy (nie tylko duchowy) kontakt między nimi?!

W całej galerii postaci, z którymi stykałyśmy się w Paryżu, na szczególne miejsce zasłu­guje profesor Charles Richet […]. Profesor zapraszał mnie czasem do siebie w niedzielę. Wówczas przy obiedzie spotykały się trzy pokolenia Richetów. Profesor – sędziwy, piękny starzec i jego żona, drobna szczupła staruszka, odnosili się do mnie z ciepłem i sympatią. Prof. Richet interesował się moim malowaniem. Bardzo cenił malarstwo mamy i zawsze podkreślał, iż jest córką jego przyjaciela. W bardzo zabawny sposób dodawał mi otuchy przy jakichś niepowodzeniach malarskich. Był postacią znaną nie tylko w kręgach nauko­wych, miał nagrodę Nobla. Chcąc mi dodać odwagi powiedział kiedyś: „Zobaczysz, jeszcze coś w życiu osiągniemy -i ty i ja.”. Ilekroć działo się na świecie coś, co związane było z Pol­ską i Polakami, gładził mnie po policzku, lub po włosach i mówił: „Jesteś córką dzielnego narodu”. Ciekawe, iż profesor wzbraniał się bardzo przed przyjazdem w odwiedziny do carskiej Rosji, choć zapraszał go przecież mój dziadek. Do Polski przyjeżdżał kilkakrot­nie w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Przyjaźnił się ze Stefanem Ossowieckim i próbował badać jego fenomenalne zdolności. Dzięki Richetowi poznałam Ossowieckiego i przyjaźniliśmy się aż do czasu jego tragicznej śmierci podczas Powstania Warszawskiego. Richet był wielkim sympatykiem Polski. Wierzył, iż chwila niepodległości Polski wydaje się bliska. Pisał o tem w czasie I Wojny Światowej. Pamiętam, iż podarował mi tomik swoich wierszy, w którym zamieścił kilka utworów o Polsce. Był jedną z najbardziej czarujących osób, jakie poznałam w życiu.”

Opowiadając o „okresie paryskim” Bronia bardzo często wspominała także swego przyrodniego brata, Stefana! Który w tym okresie (a Bronia opiekowała się nim, jak „matka”) zaczął ujawniać swój niebywały talent muzyczny.

Stano Gai choćby „oficjalnie” powierzała Broni opiekę nad pierwszymi krokami brata w tej dziedzinie.

Jako „pierwsza” więc – jego „nauczycielka od muzyki” – Bronia uczyła go czytać nuty i tłumaczyła podstawowe pojęcia muzyczne.

Chodziła z nim także na koncerty!

Sama bowiem uwielbiała grać na pianinie, śpiewać i namiętnie słuchać wszelkie­go rodzaju „muzykowania”; choć nigdy nie myślała o tym, aby uczynić z tego także część swojej pracy artystycznej. Nie było więc żadnego – jak wspominała Bronia -istotnego wydarzenia muzycznego w Paryżu, na które by w tamtym czasie nie poszli i nie uczestniczyła w nim razem ze Stefanem.

Zachwycali więc się Rubinsteinem, Hoffmanem, Paderewskim.

Pewnego dnia – siedmioletni wówczas Stefan, tak zachwycił się Symfonią Pasto­ralną Beethovena, iż postanowił zostać muzykiem. Ona w tym samym mniej więcej czasie, uczęszczając z bratem na koncerty, zakochała się „bez pamięci” (po raz pierw­szy w życiu) w młodym przystojnym dyrygencie, jednocześnie kompozytorze i piani­ście, pochodzącym z Ameryki, który prowadził wtedy koncerty „bethowenowskie”, … iż po jakimś czasie zaczęła się z tym dyrygentem spotykać.

Odtąd też zwykle z całą rodziną siedziała na każdym jego koncercie w reprezen­tacyjnej loży, do której ją zapraszał z „towarzyszącymi osobami”. I kiedyś zwierzyła się piszącemu te słowa, iż nie wiedziała, co wtedy bardziej przyciągało Ją do tego (podobno) nieprawdopodobnie przystojnego dyrygenta i pianisty – jego muzyka, czy li tylko „przystojność” wirtuoza?

Zaczęli już rozmawiać choćby ze sobą o ew. ślubie, do którego nie doszło! Dlaczego nie doszło, przedstawiała Bronia znajomym tak:

Któregoś dnia, przed pójściem na koncert, dostała okropnej wysypki alergicznej połączonej z obrzękiem i zaczerwienieniem twarzy. Poszła jednak na ten koncert, nie mogąc, a raczej nie chcąc odmówić swemu, także w niej zakochanemu muzykowi przyjścia na to wydarzenie. Mama (Stano Gai) przed pójściem na ten koncert rato­wała jej fatalny, chwilowy wygląd twarzy, ogromną ilością kremu Nivea i pudru.

Po koncercie mimo tego „chwilowego” defektu, poszła do garderoby pogratulo­wać swemu ukochanemu, a ten zaprosił ją na kolację.

I to w czasie jej trwania doszło do sprzeczki, tak iż Bronia zerwała z muzykiem!

Okazało się bowiem, iż chciał mieć żonę, li tylko jako matkę swoich dzieci. Jako całkowicie mu podporządkowaną „gospodynię” domu. Mowy nie było – w jego mniemaniu o małżeństwie – w którym istniałoby jakiekolwiek partnerstwo czy równouprawnienie?!

Gdy Bronia przedstawiła mu na ten temat swoje poglądy, ten lekceważąco od­powiedział jej: „To takie są Twoje poglądy na życie”. I w tym momencie czar Broni wobec WYBRANEGO prysnął! Przyspieszyło to jej myślenie o wyjeździe do Polski.

Tym bardzie, iż „opiekę” muzyczną nad bratem przejęła osobiście Stano Gai, przygotowując go do pierwszego publicznego występu w Radio Tour Eiffel (na co są dokumenty prasowe). A ponadto słynny wtedy Alfred Cortot przyjął go bezpłatnie w poczet swoich uczniów!

Na marginesie (oceniając tamten czas) należy też podkreślić, iż ówczesna sytuacja finansowa rodziny poprawiła się na tyle, iż latem mogli wyjeżdżać na wakacje „na wieś”. A choćby zakupić niewielki domek w Le Rouget – Vallee de la Marne.

Było to stare obejście wiejskie z wielkim kominkiem u wejścia, dwoma poko­jami na dole, trzema na górze, otoczone niewielkim ogrodem z kilkoma drzewami owocowymi.

Jej rodzeństwo przyrodnie podrosło, a ona sama była już na tyle samodzielna, iż pewnego dnia, zdecydowała o swoim wyjeździe do Polski!

Podczas swego drugiego powrotu z Warszawy do Paryża przywiozła choćby ze sobą swego narzeczonego – Stanisława Wilimowskiego, którego Stano Gai przyjęła z ogromną serdecznością.

Bronia często wspominała, iż Mama wtedy już przewidywała, iż niedługo Bronia ich opuści, mimo rysujących się wówczas korzystnych dla niej perspektyw zawodo­wych, które niespodziewanie otwarły się przed nią w Paryżu.

I rzeczywiście postąpiła tak, bo – jak twierdziła – została wychowana na Polkę, czuła się Polką i marzyła o mężu Polaku i ta okazja nadarzyła się!

Wróciła zatem NA STAŁE do kraju i zamieszkała z mężem w Warszawie.

Do Paryża – wspominała – stawiała się jednak na każde wezwanie Mamy. W koń­cu, około dwóch lat przed drugą wojną światową również Stano Gai zdecydowała się na wyjazd do Polski.

Bronia m.in. pomogła mamie zlikwidować jej paryskie mieszkanie, zorganizowała przeprowadzkę i wynalazła mieszkanie w Warszawie. Jednakże przed powrotem do Polski, jak się później okazało, na stałe – Stano z Alusią i Stefanem spędzili jeszcze dwa lata we Włoszech do lipca 1939 roku.

Życie w okupowanej Polsce w ocenie Broni

Gdy wybuchła wojna 1 września 1939 roku, wszyscy członkowie rodziny Broni znaleźli się – jak Bronia mówiła – „w podstępnie zaatakowanym kraju”.

Jej mąż – Stanisław Wilimowski – został wezwany do jednostki jako oficer szta­bowy, do której miał kartę mobilizacyjną. Pozory, iż Polskę w razie ataku Niemców obroni Francja i Anglia – rozwiały się!

Bronia nieustannie i przy każdej okazji opowiadała, zawsze się wzruszając, iż już 4 września zginął Jej mąż, który pod Złotym Potokiem został śmiertelnie ranny. I jak później udało się Jej ustalić: przywieziono go do szpitala w Lublińcu, zarządzanego w tym czasie już przez Niemców, w którym po kilku godzinach zmarł z upływu krwi nie otrzymując na czas potrzebnej pomocy.

Stefan – jak to już było wcześniej powiedziane, ale powtórzmy to: zgłosił się do wojska na ochotnika. Ale ponieważ nie miał jeszcze wieku poborowego, nie został przyjęty. W cichości ducha Bronia choćby cieszyła się z tego, gdyż chciała mieć rodzi­nę blisko siebie i uchronić przed grożącym jej niebezpieczeństwem.

Przyjaciele i znajomi doradzali jej choćby wtedy, aby opuściła Warszawę. Była żoną zawodowego oficera, co mogło na nią sprowadzić dodatkowe represje ze strony Niemców.

Nie zdecydowała się jednak na to!

Czekała na wiadomość od męża, wierząc, iż żyje, iż być może nie zdążył dotrzeć do swojej jednostki… tak, iż żyła wtedy w niebywałym stresie i niepokoju o jego los i zdrowie. Te fakty dodatkowo wpłynęły na to, iż nie wyjechała – jak Jej radzono – ze stolicy.

Także Stano Gai postanowiła pozostać w Warszawie!

Stefan ciągle domagał się wcielenia do armii. Był wściekły, iż nie udało mu się spełnić marzenia i czynnie bronić stolicy.

Pewnego dnia „wyszedł” z miasta na apel płk. Romana Umiastowskiego, który był podczas kampanii wrześniowej szefem propagandy w Sztabie Naczelnego Wodza. Dnia 6 września 1939 roku wezwał on przez radio mieszkańców Warszawy do bu­dowy barykad i umocnień wobec bezpośredniego zagrożenia stolicy przez Niemców. Jednocześnie wezwał wszystkich mężczyzn „zdolnych do noszenia broni”, niepowoła­nych dotychczas do wojska, do

BEZWŁOCZNEGO OPUSZCZENIA STOLICY i udania się na wschód, gdzie mieli zostać zmobilizowani.

I za tym wezwaniem podążył Stefan!

Bronia z matką i Alusią – pozostały w Warszawie!

Rozpoczęły się trudne dni oblężenia Warszawy przez Niemców.

Dopóki trwała walka – wspominała zawsze Bronia – „byłyśmy nieustannie zajęte”. Podobnie jak i inni mieszkańcy Warszawy.

Stano Gai’ trudno znosiła rozstanie ze Stefanem! Ukrywała jednak swoją rozpacz i niepokój o syna. Umiejętność – podkreślała to zawsze Bronia – postępowania w sy­tuacjach krytycznych i trudnych (TAKZE POŹNIEJSZA CECHA BRONI)

była najbardziej podziwianą przez Bronię cechą Mamy.

W obliczu niebezpieczeństwa (jak BRONIA), Stano Gai’ potrafiła być zawsze skupiona, twarda, zaradna i odpowiedzialna! Potrafiła podejmować słuszne decyzje nawet, gdy nie miała całkowitego rozezna­nia sytuacji.

I tak też było w tamtych dramatycznych dla Niej dniach.

Mimo ciężkich chwil w oblężonym mieście, Stano Gai, Bronia i Alusia nie do­puszczały do siebie żadnych niepokojących myśli.

Straszne dni zaczęły się – opowiadała zawsze Bronia na spotkaniach w pracowni – dopiero po kapitulacji stolicy.

Zarówno ludność cywilna, jak i pozostali w mieście żołnierze, nie mogli uwierzyć, iż poddajemy się!

Wci ąż i to dość długo wierzono w to, iż któregoś dnia sytuacja się zmieni! W oczach Broni pojawiały się zawsze – gdy o tym wspominała – łzy rozpaczy. Z BEZSILNOŚCI!

Wielu ludzi (co widziała na własne oczy) zapłakało też – jak mówiła Bronia – gdy 3 września 1939 r. Francja i Anglia wypowiedziały Niemcom wojnę, choć gwałtownie okazało się, iż było to tylko pustym gestem, zwłaszcza w zestawieniu z faktem zajęcia Warszawy przez Niemców.

Reasumując ten czas – Bronia pomimo swoich dramatycznych przejść, które były udziałem tysięcy Polaków – potwierdzała, iż były to dni, z Jej pespektywy: „szalonej odwagi, udręki, śmierci, ale także… żartu i kpiny z okupanta”.

Cała Jej rodzina uczestniczyła – od tamtych dni – w ruchu oporu.

„Wszyscy pełniliśmy w tym czasie bardziej lub mniej odpowiedzialne funk­cje”, podkreślała Bronia.

Stefan wrócił po paru miesiącach do Warszawy i także od razu włączył się w dzia­łalność konspiracyjną.

Wkrótce potem ożenił się, ale tak – mimo nieludzkich czasów – postępowało wtedy wielu młodych ludzi.

I tak żyjąc w ciągłym strachu, rodzina Broni doczekała się dnia 1 sierpnia 1944 roku, kiedy – Ona, Stefan i jego żona Mieczysława (która była w pierwszych miesią­cach ciąży) – zgodnie z otrzymanym rozkazem, przekazanym im przez Stano ruszyli na punkt zborny.

Z matką, gdy powstanie stało się faktem, została jedynie Alusia. Już pierwszego dnia Stefan dostał się w okolicy budynku Sejmu pod niemiecki ogień z karabinu maszynowego, zostając ciężko rannym.

Bronia sama, walcząc w zgrupowaniu Kryska, miała kolejne dni wypełnione wie­loma doraźnymi rozkazami – pełniąc funkcje: łączniczki, pielęgniarki, kucharki. czasem powstanie chyliło się ku upadkowi. Koniec powstania był dla niej strasznym przeżyciem. Niemcy masowo rozstrzeliwali powstańców.

Gdy zabierali się do rozstrzelania grupy, w której znajdowała się Bronia, stał się cud.

Zagonili ich do rozbiórki barykad na Czerniakowie, a potem pognali do Prusz­kowa, do obozu. Szczęśliwym trafem udało jej się odnaleźć i Stefana i szwagierkę i siostrę ze Stano Gai i „wylądować” pod pozorem gruźlicy u znajomych – państwa Marylskich, którzy mieszkali między Pruszkowem a Ursusem.

Karol Czejarek. Bronisława Wilimowska. Wszystko dla niej było malarstwem. Opowieść o niezwykle barwnym życiu i dokonaniach artystycznych. Wydawnictwo Aspra. Warszawa 2025

Idź do oryginalnego materiału