"Była dokładnie 6:43". U nich spadły drony, opowiadają nam, co się tam działo

natemat.pl 4 godzin temu
– Nie dowierzamy. Ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. To mi się w głowie nie mieści – powtarzają pytani przez nas mieszkańcy wsi Wyryki na Lubelszczyźnie, gdzie dron spadł na dom mieszkalny. W innych miejscowościach jest nie mniejszy szok. Mieszkańcy opowiadają nam o środowym poranku, który wstrząsnął Polską. Są obawy, przerażenie, ale i kpiny. Oto, jak atak rosyjskich dronów wyglądał z ich perspektywy.


– Wszyscy, jako mieszkańcy, usłyszeliśmy jeden wielki huk myśliwców. Była mniej więcej godzina 6.50. To był powtarzający się dźwięk. Jakby miejscowość była okrążana samolotem z jednego końca do drugiego. Samolot leciał nisko. Ten huk był przerażający – mówi nam mieszkanka Wyryk.

To dość długa wieś, ciągnie się przez około 6 kilometrów. Do zdarzenia, które wstrząsnęło Polską doszło tuż przy końcu wsi, od zachodniej strony. – Ja słyszałam trzy okrążenia w niewielkich odstępach czasowych. Jakby samolot oddalał się i zbliżał. Byliśmy jeszcze w łóżku. To był szok. Dzieci przerażone pytały, co to za hałas – opowiada kobieta.

O godzinie 7.10 zaczęły jeździć służby. W okolicy domu, na który spadł dron, gwałtownie zrobił się korek. Ludzie nie mogli dojechać do pracy. Odwołano lekcje w dwóch szkołach, bo busy też stały w korkach. Nikt nie wiedział, co się dzieje.

"Strasznie współczuję ludziom, którym zerwało dach"


Wyryki w woj. lubelskim to najbardziej wstrząsający przypadek związany z atakiem rosyjskich dronów. Nie cała wieś słyszała wybuch. W dalszych częściach nie było go słychać.

– Ja słyszałam. Na niebie pojawił się myśliwiec i krążył po okolicy. Już sam ten dźwięk wzbudził mój niepokój. A potem słychać było wybuch. To trwało chwilę. Dzieci w tym momencie szykowały się do szkoły i nie wiadomo było, czy iść, czy nie iść. Było zaskoczenie. Przerażenie. Strach – relacjonuje inna z mieszkanek. Mieszka ok. kilometra od zniszczonego domu.

Pomyślała krótko: – Wojna.

Po kilku minutach wszystko się uspokoiło, emocje zaczęły opadać.

– Nogi wróciły do normy z konsystencji galarety. Ale w miejscowości jest ogólne poruszenie. To wydarzenie dnia. Rodzina z Polski dzwoni, pyta, czy wszystko w porządku. Strasznie współczuję ludziom, którym zerwało dach. Nie chciałabym być na ich miejscu. Dzięki Bogu mają piętro i poddasze. Byli na dole, bo widziałam ich potem przy Urzędzie Gminy. Na szczęście nic im się nie stało – mówi nam kobieta.

O właścicielach domu mieszkańcy mówią nam: – To starsze małżeństwo. Mają już dorosłe dzieci, które z nimi już nie mieszkają. Wszyscy się tu znamy. Myślę, iż cała społeczność będzie się mobilizować, żeby pomóc poszkodowanym.

Dalsza część artykułu poniżej:


Ludzie nie mogą wyjść z szoku, iż to wszystko zdarzyło się akurat tu.

– To jest nie do wyobrażenia. Zawsze uważaliśmy, iż mieszkamy w bardzo spokojnym zakątku, w którym nic się nie dzieje, bo to jest koniec Polski. Cisza. Spokój. Fajne warunki, by żyć w sielskim poczuciu bezpieczeństwa. A tu nagle coś takiego się dzieje. To jest niewyobrażalne. Do mnie to jeszcze nie dociera. Wyryki były anonimowe. A teraz są sławne na całą Polskę. Przedziwna sytuacja – mówi mieszkanka.

"Dziś w mojej miejscowości Czosnówka spadł dron"


Zdjęcia zniszczonego domu pokazał na FB poseł PiS i były prezydent Białej Podlaskiej Dariusz Stefaniuk.

"Niepokojące wydarzenia w naszym regionie! Dziś w mojej miejscowości Czosnówka spadł dron – na szczęście upadł na pole, z dala od zabudowań i nikomu nic się nie stało. Niestety, gorzej było w miejscowości Wyryki (pow. włodawski). Tej nocy dron uderzył w dom mieszkalny. To cud, iż nikt nie ucierpiał" – informował.



Wyryki znajdują się około godziny drogi na południe od Białej Podlaskiej. Czosnówka – około 15 minut. Tu służby znalazły pierwszego rosyjskiego drona, który został zestrzelony po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej. Był uszkodzony. Jak podała lubelska policja, zgłoszenie wpłynęło od mieszkańców.

Gdy pytamy o zdarzenie w Czosnówce, jeden z mieszkańców twierdzi, iż słyszał drona o 1-2 w nocy.

– Cały czas było słychać, iż latają. Nie wiem, czy jeden, czy więcej, bo nie było widać. Dźwięk był głośny. Na początku myślałem, iż to może samolot. Ale potem pomyślałem: "To chyba dron". To był taki dźwięk, jakby motor bez tłumika jeździł. Teraz zastanawiam się, dlaczego w nocy nikt nie reagował. Podejrzewam, iż u nas nikt tego drona nie zestrzelił, tylko on spadł – mówi.

Rano, po godz. 6., zobaczył parę radiowozów. Dowiedział się, iż dron spadł na pola, około kilometra od jego domu. – Ja nie mam żadnych odczuć na ten temat. Jestem spokojny. Ale słyszałem, iż niektórzy się boją – mówi.

"Wyszedłem na dwór i akurat wtedy nastąpił huk. Dostał pociskiem"


Jak wiemy, dronów, które naruszyły polska przestrzeń powietrzną oraz miejscowości, gdzie spadły, było więcej. Całą środę powiększała się ich lista.

W województwie lubelskim szczątki dronów odnaleziono też w miejscowościach: Cześniki, Wohyń oraz Krzywowierzba-Kolonia. W miejscowości Wyhalew trafiono na szczątki pocisku niewiadomego pochodzenia.

Elementy dronów odkryto też w Mniszkowie w województwie łódzkim. Oraz w Oleśnie w województwie warmińsko-mazurskim, ok. 15 km od Elbląga.

Rafał Skorupski, sołtys z Krzywowierzby-Kolonii, usłyszał drona po 6 rano. – Byłem w domu. Zerwałem się do okna, ale go nie widziałem. Wyszedłem na dwór i akurat wtedy nastąpił huk. Był tak duży, iż dzieci od razu zaczęły płakać. Nie wiedziały, co się dzieje. Szykowały się do szkoły, ale nie poszły, bo zaczęły się bać. Dużo ludzi nie posłało dzieci do szkoły – mówi naTemat.

Od razu wezwał 112. Domyślił się, iż to dron został zestrzelony nad polami. Była dokładnie 6:43.

– Słyszałem dwa myśliwce. Od razu wiedziałem, iż skoro przyleciały, to strzelały do drona. Słyszałem go może przez 10 sekund, za chwilę przestało być go słychać. A potem był tylko jeden huk wybuchu. Dostał pociskiem – mówi.

Jak twierdzi, jego koledzy widzieli moment zestrzelenia. – Stali na podwórku i widzieli, jak spada do dołu. Tak jakby wronę ktoś postrzelił. Wpadł w kukurydzę. Został potem w niej odnaleziony. Pocisk prawdopodobnie spadł na pole pomidorów – opowiada.

"Całą noc słychać było huk myśliwców. Pewnie już wiedzieli, iż coś będzie leciało i musieli to obserwować"


Tu wszystko rozegrało się około 1,5 kilometra od zabudowań. Wieś nie jest duża. Jak mówi sołtys, obejmuje 400 hektarów, ale liczy tylko 10 budynków. Mieszka w niej pięć rodzin.

Myśliwce ostatnio latają tu bardzo często. – Codziennie krążą, o różnych godzinach. A tej nocy latały całą noc. Całą noc słychać było huk myśliwców. Pewnie już wiedzieli, iż coś będzie leciało i musieli to obserwować – mówi Rafał Skorupski.

Nigdy nie spodziewałby się, iż dron zostanie zestrzelony właśnie u nich. W Krzywowierzbie-Kolonii zaroiło się od straży, wojska i policji.

– Paniki nie widzę, ale ludzie zaczęli się obawiać. Zastanawiają się, czy kolejnej nocy coś nie zacznie latać. To nie było przekroczenie granicy przez jednego drona. To nie było tak, iż zabłądziło 20 dronów – mówi sołtys.

"Jest to szokujące. To jednak centrum Polski"


Krzywowierzba-Kolonia znajduje się ok. 30 kilometrów od granicy z Ukrainą. Ale Mniszków w powiecie opoczyńskim – 300 km. To województwo łódzkie. Dron rozbił się tu na obrzeżach miejscowości.

– Jest to szokujące. Jest strach. To jednak centrum Polski. Od granicy jesteśmy sporo oddaleni i nikt tu wcześniej o czymś takim nie myślał – reagują pytani przez nas mieszkańcy Mniszkowa.

– Ja mam obawy, iż taki obiekt wdarł się tyle kilometrów na terytorium Polski. Jasna sprawa, iż są emocje. Odczuwamy zagrożenie – twierdzi jeden z mężczyzn.

Ale osób, które tonują nastroje też nie brakuje.

– Ludzie mają swoje przemyślenia. Widać, iż niektórzy mają obawy, nie wiedzą, co się dzieje i spekulują, co to może być. Ale paniki nie ma. Życie toczy się dalej. Wszystko odbywa się tak, jak wcześniej – przekonuje mieszkaniec Mniszkowa.

W innych miejscach bywa, iż spotykamy się choćby z kpiną:


X: – Ja nic nie wiem, tyle co z radia. Cały dzień pracuję. Strach? Bez przesady. Na razie nie jest chyba tak źle.

Y: – Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Dowiedziałem się od znajomych, iż dron u nas spadł, ale nie bardzo mnie to interesuje. Nie mam z tego powodu żadnej traumy. Tyle, iż policja cały czas jeździ w tę i z powrotem. A o której to spadło?

Dalsza część artykułu poniżej:


"Życie toczy się dalej. Ludzie w pole jadą. Normalnie pracujemy"


Mieszkańcy, z którymi rozmawiamy kilka godzin po ataku rosyjskich dronów, w większości raczej zachowują spokój.

– Nie mam poczucia lęku, bo w ogóle nie mogę sobie tego w głowie ułożyć, jak to możliwe, iż to zdarzyło się akurat tutaj. Sytuacja jest trochę absurdalna. Najważniejsze to, żeby nie panikować. Bo co my możemy? Uciekać na pewno nie będziemy. Nigdy nie wiadomo, co może nam się przytrafić w szczerym polu – mówi mieszkanka Wyryk.

Jednak każdy zna kogoś, kto mocno się przeraził. Jedna z kobiet wspomina o koleżance, która spanikowała, gdy dziecko nie poszło do szkoły i musiało samo zostać w domu.

Inna mówi, iż z kolei jej dziecko nie chciało samo zostać w domu. – To są małe miejscowości. Dzieci się znają. Zaraz potworzyły grupy klasowe. Słyszałam też ich rozmowy. One tym żyją. One po prostu się bały – mówi.

Ale również tu, w Wyrykach, gdzie został uszkodzony dom, słyszymy: – Życie toczy się dalej. Ludzie w pole jadą. Słychać piły motorowe. Traktory jeżdżą, zbierają słomę. Normalnie pracujemy.

Idź do oryginalnego materiału