Donald Trump za wszelką cenę chcę doprowadzić do zakończenia wojny w Ukrainie. Jednak dużo wskazuje na to, iż największą cenę – zgodnie z jego planem rozejmu – ma zapłacić Kijów. Nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy mieliby nie tylko zrzec się około 20 proc. swojego terytorium, ale też zapomnieć o członkostwie w NATO, a tym również prawdopodobnie w Unii Europejskiej.
Co tak naprawdę czeka Ukrainę, jeżeli doszłoby do podpisania rozejmu z Rosją? O tym rozmawiamy z Jackiem Kluczkowskim, ambasadorem RP w Kijowie w latach 2005-2010.
***
Mateusz Przyborowski: Przyszłość Ukrainy jawi się w ciemnych barwach?
Jacek Kluczkowski: Takie obawy były od jakiegoś czasu. Już w trakcie kampanii wyborczej Donald Trump i wcześniej Republikanie jasno dawali do zrozumienia, iż będą dążyć do szybkiego kompromisu z Rosją.
Ten kompromis oznacza jednak koszty, a w tym przypadku głównymi "płatnikami" będą Europa i Ukraina. To jest rzeczywiście dramatyczny zwrot wydarzeń, a dla samej Ukrainy oznacza poważne ustępstwa polityczne i terytorialne.
Wśród "płatników" nie wymienił pan Rosji.
Diabeł tkwi w szczegółach. Administracja Trumpa nie wyklucza zaostrzenia sankcji wobec Rosji, jeżeli ta nie okaże skłonności do współpracy. Jednocześnie pojawiają się też głosy, iż USA mogłoby dozbroić Ukrainę, jeżeli Rosja nie będzie respektować przyszłych porozumień. To kij, jaki w rękach mają trzymać Amerykanie.
Wielu komentatorów uważa jednak, iż USA zdradziły Ukrainę.
To słowo wytrych. Zmiana amerykańskiej polityki wobec Ukrainy jest radykalna, co zostało potwierdzone wynikami ostatnich wyborów. Groźniejsze jest chyba to, iż została podważona filozofia istnienia ładu międzynarodowego i traktatów, które określają, w jaki sposób ustanawia się granice.
Nikt nie wspomina, iż USA w 1994 roku, gdy Ukraina przekazywała broń atomową Federacji Rosyjskiej, zresztą pod naciskiem państw zachodnich, dały jej w zamian pewne gwarancje suwerenności. One nie zostały zapisane w szczegółach, ale świat zachodni wziął wtedy na siebie moralną odpowiedzialność za ochronę suwerenności naszego sąsiada. I, niestety widać, jak to się skończyło.
Zdaniem ekspertów wojna się zakończy, ale kosztem Ukrainy. Z kolei Trump chce osiągnąć jak największe korzyści na tym konflikcie.
Moim zdaniem wojna się nie zakończy, tylko zostanie zamrożona.
Moim zdaniem dla takiego rozwiązania nie znajdzie się większość w ukraińskim parlamencie ani w społeczeństwie. Wydaje mi się również, iż na pierwszy plan wyjdzie teraz partnerstwo ukraińsko-europejskie, o ile Europa zachowa swoją spójność i jedność.
"Powrót Ukrainy do granic sprzed 2014 roku jest nierealistycznym celem" – powiedział minister obrony USA Pete Hegseth.
Ukraina, choćby przy wsparciu państw UE, Wielkiej Brytanii czy Kanady nie będzie w stanie odzyskać zajętych przez Rosję terytoriów. Ważne jest natomiast coś innego, co staje się dyskusyjne: chodzi o gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. Tymi gwarancjami mógłby być na przykład specjalny układ, o który zabiegał Petro Poroszenko i Wołodymyr Zełenski w pierwszej fazie, podobny do tego, jaki USA mają z Izraelem czy Koreą Południową. O tym nie ma mowy, bo Amerykanie wyraźnie umywają ręce.
Nie ma też mowy o członkostwie Ukrainy w NATO, co zamknęłoby groźbę ponownej rosyjskiej agresji. Zostają więc siły europejskie albo połączone z krajami G7. Jednak nie jest to żadna gwarancja, ponieważ te siły nie wezmą udziału w ewentualnym konflikcie. jeżeli doszłoby do niego, zostałyby wycofane z Ukrainy. Są to zatem dosyć słabe gwarancje, jakie wspólnota międzynarodowa może przedstawić dla dalszego pokoju.
Perspektywa członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej też wydaje się mało realna.
Przy dobrej woli rozmowy akcesyjne mogą się toczyć, ale droga będzie długa i skomplikowana. choćby gdyby Ukraina spełniła warunki członkostwa, wiele państw UE mogłoby blokować ten proces. Ostateczna decyzja wymaga zgody wszystkich państw członkowskich, a to może być problematyczne.
Czy w dłuższej perspektywie Ukraina może stać się częścią Rosji?
Nie. I nie wahałbym się choćby użyć stwierdzenia, iż nie stanie się to w perspektywie jednego pokolenia. Szczególnie na wschodzie Ukrainy, gdzie obywatele są rosyjskojęzyczni, Putin wykopał na całe pokolenie głęboką przepaść między oboma narodami. Ukraińcy widzą agresję Rosji jako zdradę i niesprawiedliwość.
Nad rozmowami Ukraina – UE będzie natomiast ciążył jeszcze jeden aspekt. To znaczy kwestia zakończenia stanu wojennego i przeprowadzenia całej procedury wyborczej. Prezydent Zełenski i jego otoczenie prawdopodobnie będą dążyli do odwleczenia tego momentu. Nie myślą niestety o tym, żeby stworzyć rząd jedności narodowej, który mógłby zwiększać konsolidację wewnętrzną. Wewnętrzne napięcia polityczne w Ukrainie raczej narastają, niż pojawia się pomysł porozumienia ponad podziałami.
Czego obawia się pan najbardziej po tym, jak Trump ogłosił swój plan ws. Ukrainy?
Najważniejszym wyzwaniem w mojej ocenie będzie utrzymanie stabilności makroekonomicznej Ukrainy, a także zapewnienie mechanizmów międzynarodowego finansowania, które pozwolą zachować równowagę wewnętrzną. Chodzi o to, aby część migrantów mogła wrócić do kraju, aby powstawały nowe miejsca pracy, aby zapewnić stabilność waluty i przyjazną atmosferę dla inwestycji zagranicznych.
Kluczowe projekty, takie jak wydobycie metali ziem rzadkich, nie będą przecież finansowane z budżetu federalnego USA, ale przez prywatne firmy. W kontekście ewentualnego ograniczenia lub choćby wstrzymania amerykańskiej pomocy, zarówno wojskowej, jak i humanitarnej, Ukraina może znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji. Już teraz odczuwalne są cięcia finansowania dla uniwersytetów, placówek kulturalnych i służby zdrowia. Brak dalszego wsparcia może doprowadzić do destabilizacji i osłabienia struktur państwowych.
Nawet nie chcę myśleć, jakie nastroje panują teraz wśród zwykłych Ukraińców.
Wiadomość o rozmowach Trumpa z Putinem i Zełenskim wywołała z pewnością szok poznawczy w ukraińskim społeczeństwie, zwłaszcza wśród środowisk eksperckich i politycznych. Ukraińcy często wierzyli, bo tak też im to przekazywano, iż to jest wojna USA i Rosji, a ich kraj znalazł się przypadkiem w trybach konfliktu supermocarstw.
W istocie jest to jednak ich wojna o ich niepodległość, prawa i demokrację. A w dodatku okazuje się, iż USA nie uważają tej wojny za swój problem. Co więcej, pojawiają się sugestie, iż pomoc, którą dotychczas udzielały USA, powinna zostać zwrócona przez Ukrainę.
USA sugerują też Europie, iż sama musi sobie radzić i Unia Europejska staje przed ogromnym wyzwaniem.
Pytanie, na ile UE będzie w stanie kompensować to wsparcie dla funkcjonowania państwa, gospodarki, całego systemu społecznego w Ukrainie. jeżeli dojdzie do załamania, skutki mogą być dramatyczne.
Do tego zobaczymy, jaka będzie odpowiedź Rosji. Zniechęcające jest to, iż Stany Zjednoczone już ogłosiły gotowość do daleko idących ustępstw, tymczasem Moskwa nie wykonała żadnego istotnego kroku w kierunku Ukrainy czy państw Zachodu.
Czy wyobraża pan sobie scenariusz, iż Trump będzie rozmawiał z Putinem o Ukrainie, ale bez Ukrainy?
Trudno sobie wyobrazić, by negocjacje odbywały się bez udziału Kijowa. Oczywiście USA mają w rękach potężny atut – wsparcie wojskowe dla Ukrainy. Mogą więc próbować wywierać presję na Kijów, by zaakceptował warunki rozmów. Jednak stanowisko Polski i innych państw europejskich jest jasne – proces pokojowy musi obejmować zarówno USA, Europę, jak i Ukrainę.
Nie ma wątpliwości, iż Ukraina, w sposób dla siebie nieoczekiwany, zostanie zmuszona do zasadniczej rewizji swoich najważniejszych podstaw polityki bezpieczeństwa w stosunku do Rosji. Moim zdaniem ani UE, ani najważniejsi sojusznicy nie pójdą na konfrontację z USA.
Wielu ekspertów zwraca ponadto uwagę, iż Rosja, choć pozornie silna, sama walczy z licznymi problemami – zarówno gospodarczymi, jak i politycznymi. Wojna, która początkowo pobudzała rosyjską gospodarkę, jednocześnie ją wyczerpywała. Proces pokojowy może być dla Kremla równie trudnym wyzwaniem jak sama wojna. Kluczową rolę odegrają tu także sankcje europejskie, które w przeciwieństwie do amerykańskich, mają realny wpływ na gospodarkę Rosji.