
Prokuratura w Korei Południowej postawiła byłemu prezydentowi Jun Suk Jeolowi poważne zarzuty dotyczące działania na szkodę interesów wojskowych państwa oraz współpracy z wrogim krajem. Według śledczych, Jun miał planować wysłanie dronów nad terytorium Korei Północnej, aby sprowokować kryzys i usprawiedliwić wprowadzenie stanu wojennego. Politykowi grozi choćby kara śmierci.
Śledztwo wszczęto w 2025 roku, po decyzji Trybunału Konstytucyjnego o usunięciu Juna z urzędu w kwietniu. Prokuratura badała, czy były prezydent celowo prowokował Pjongjang, by wywołać napięcia i uzyskać pretekst do przejęcia pełni władzy.
Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej rzeczniczka prokuratury Park Dzi Jang poinformowała, iż Jun, były minister obrony Kim Jong-hyun oraz były szef wywiadu wojskowego Jeo In-hyung „sprzymierzyli się”, by zwiększyć ryzyko konfrontacji z Północą i „zaszkodzić interesom wojskowym Republiki Korei”.
Dowody, na które powołują się śledczy, pochodzą m.in. z notatek byłego szefa kontrwywiadu. Wynika z nich, iż planowano „stworzyć niestabilną sytuację lub wykorzystać okazję do prowokacji”, a jednym z sugerowanych celów miało być miasto Pjongjang – tak, by „Północ straciła twarz” i była zmuszona do militarnej reakcji.
Już w październiku 2024 roku reżim północnokoreański informował, iż posiada dowody na wysyłanie przez Seul dronów, które miały zrzucać propagandowe broszury nad miastem. Władze Korei Południowej wówczas nie komentowały tych doniesień.
To nie pierwsze zarzuty wobec Juna. Były prezydent został wcześniej aresztowany pod zarzutem próby zamachu stanu w związku z ogłoszeniem stanu wojennego w grudniu 2024 roku, który tłumaczył „zagrożeniem ze strony Korei Północnej”.
Po jego odsunięciu od władzy w czerwcu stanowisko głowy państwa objął Li Dze Mjung – polityk o demokratycznych poglądach, promujący politykę łagodzenia napięć z Pjongjangiem.
Jeśli Jun zostanie uznany za winnego, grozi mu kara śmierci.














