Chiński długi marsz cz. II

takzetego.pl 1 rok temu

Czy Chiny są mocarstwem? Z pewnością tak. Czy USA są supermocarstwem? Tutaj również jest odpowiedź twierdząca. Czy chińskim elitom marzy się zdetronizowanie USA i powrót do sytuacji sprzed kilkuset lat, kiedy to państwo chińskie było największą potęgą globu? Myślę, iż i tutaj można by powiedzieć „tak”.

Foto: Wikimedia Commons

Gdy patrzymy na wszelkie wskaźniki ekonomiczne, to praktycznie zawsze dominują tutaj Chiny: produkcja, przemysł, energetyka, prężnie rozwijający się dział technologii (choć jeszcze mu daleko do standardów zachodnich), wielkie inwestycje infrastrukturalne, wzrost PKB, wydobycie surowców naturalnych, eksport… można tak bardzo długo.

Gdybyśmy przyrównali tę sytuację do II wojny światowej i rosnącego napięcia na linii Waszyngton-Tokio, to nasuwają się pewne analogie. Istnieje taka anegdota, jak to admirał Yamamoto (swoją drogą wybitny dowódca) przychodzi do sztabu w przeddzień ataku na Pearl Harbor i pokazuje statystyki: my produkujemy X, Ameryka produkuje 10X. My mamy Y okrętów, Ameryka ma 5Y okrętów i tak dalej.

Sytuacja jest w tej chwili podobna, ale nie taka sama. USA dalej ma najpotężniejszą armię świata, ma największą gospodarkę (choć już nie pod względem wszystkich wskaźników), ale niewątpliwie Chiny są, potencjalnie, jej najpotężniejszym rywalem w dziejach. Możliwe, iż choćby bardziej niebezpiecznym niż III Rzesza i Cesarstwo Japonii skumulowane razem.

Graham Allison spopularyzował kiedyś pojęcie „pułapki Tukidydesa”, czyli sytuacji w której narasta coraz większe napięcie pomiędzy mocarstwem nr 1 a pretendującym mocarstwem nr 2, co może doprowadzić do starcia kinetycznego pomiędzy nimi, czyli mówiąc wprost: do wojny.

Opcja morska, opcja kontynentalna

Można postawić taką tezę, iż Chiny starały się do tego konfliktu, na swój sposób, przygotować, ale nie otwarcie do niego dążyć. jeżeli spojrzymy na mapę Pacyfiku oraz mórz naokoło Chin, to zauważymy, iż wystarczy zająć kilka strategicznych punktów, by całkowicie odizolować państwo chińskie od reszty świata. Cieśnina Malakka, morza południowochińskie, filipińskie oraz łańcuch wysp japońskich to najważniejsze punkty, które dla Chin są oknami na świat. Wiedzą o tym i w Pekinie i w Waszyngtonie.

Za tezą chińskich przygotowań przemawia cała polityka ”pasa i szlaku”, którą my znamy pod nazwą „Nowego Jedwabnego Szlaku”. Budowa połączeń kontynentalnych z Azją Środkową, Bliskim Wschodem i Europą stanowiłyby pewien wentyl bezpieczeństwa w razie blokady morskiej od wschodu. Trzeba jednak od razu powiedzieć, iż takie połączenia nie byłyby w stanie zrekompensować wartości i ilości towarów dostarczanych drogą morską. Choćby już ze względu na sam tonaż. Sama koncepcja zaś stanęła na moment w miejscu, po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Przechodząc już do meritum: czy zagrożenie wojną USA-Chiny istnieje? Tak. Wedle zasady, którą cały czas chcę pokazywać, a jest tak banalna, iż się o niej zapomina, a mianowicie skala 1-10. Zawsze istnieją skrajności, których nie można wykluczyć i zagrożenie wojną po prostu trzeba brać w kalkulacje. Natomiast nie posiadam takiej wiedzy, by jednoznacznie stwierdzić jak wysokie jest to prawdopodobieństwo. Pamiętać należy, iż każda wojna ma w sobie dozę szaleństwa. Ją posiadały III Rzesza przy ”Operacjii Barbarossa”, Japonia przy ataku na Hawaje czy Rosja przy Ukrainie. A to tylko kilka takich przykładów najbardziej działających na wyobraźnię.

Sojusze i „sojusze”

USA posiadają w tym obszarze nie tylko całkiem spore siły: Japonia ok. 40 tysięcy, Korea Południowa ok. 23 tysiące, Guam ok. 4 tysięcy to tylko kilka przykładów.

W sumie sojusze USA w regionie wyglądają tak:

Korea Południowa – sojusz wojskowy (1953)

Japonią – sojusz wojskowy (1960)

Filipiny – sojusz wojskowy (1951)

Tajlandia – sojusz wojskowy (1962)

ANZUS, czyli układ sojuszniczy USA, Australii i Nowej Zelandii (1951)

AUKUS, układ sojuszniczy USA-Wielka Brytania-Australia (2021)

Umowa bilateralna z Indiami w formacie 2+2, MON&MSZ obu państw (2018). Wcześniej także umowa z 2016 roku.

Poza tym mamy liczne umowy wojskowe z: Brunei, Bangladeszem, Kambodżą, Indonezją, Malezją, Singapurem, Sri Lanką, Wyspami Salomona, Papuą, Timorem Wschodnim, Wietnamem, Tongą, Fidżi, Nepalem i Mongolią (chyba nikogo nie pominąłem).

Poza tym istnieje nieoficjalny QUAD, czyli umowa Japonia-Indie-Australia, o współpracy militarnej.

Chiny umowy o charakterze wojskowym mają głównie podpisane z Fidżi, Samoa, Wyspami Salomona (najświeższa) i Kambodżą. Natomiast jedynym partnerem, z którym Chiny mogłyby mieć jakąś wspólnotę interesów w regionie jest Pakistan. Chiny posiadają wiele umów z tymi samymi państwami co USA, ale są one przede wszystkim gospodarcze.

Ukraina i klęską szybkiej „operacji specjalnej” zmieniły optykę

Dlatego gdybym miał prorokować, to Chiny nie będą dążyły do wojny. Korzystają na globalizacji najwięcej i przez cały czas liczą, iż przegonią USA, co jeszcze nie jest przesądzone. Na razie widzimy bardziej wojnę gospodarczą i próbę wyczucia przeciwnika, jak daleko może się on posunąć. Moim zdaniem Chiny nie są zwyczajnie gotowe na taki konflikt, a USA mają świadomość wagi sojuszu w Azji Wschodniej i Południowej. Być może sytuacja nieco się zmieni po wyborach na Tajwanie, ale tutaj pozostaje nam tylko czekać na rozwój sytuacji.

Tutaj, na koniec, znowu zaryzykuję tezę, iż Chiny mogłyby pokusić się po Tajwan. Jednak tylko, gdyby Putinowi udała się 3-dniowa „operacja specjalna”. NATO mogłoby faktycznie mieć objawy „śmierci mózgowej”. Niemcy prowadziliby przez cały czas politykę energetyczną we współpracy z Kremlem, a sama Rosja mogłaby spokojnie stawiać warunki w naszej części Europy. Zaś Chiny widząc brak reakcji USA i słabość Zachodu mogłyby się zdecydować na próbę przejęcia Tajwanu. Ale to już można zostawić jedynie w sferze rozważań.

Idź do oryginalnego materiału