
Ostatniego dnia kwietnia USA i Ukraina podpisały rodzącą się w mękach i awanturach umowę o minerałach. Daje ona Amerykanom połowę zysków z wszelkich przyszłych projektów wydobywczych w Ukrainie. Szczególnie cenne w tym kontekście są dla nich minerały ziem rzadkich. Według ukraińskich danych kraj ten posiada 5 proc. światowych zasobów mineralnych, w tym 23 z 50 minerałów uznanych za najważniejsze przez rząd USA.
Z politycznego punktu widzenia umowa przede wszystkim zmienia dynamikę procesu pokojowego. Każdy z państw coś na niej zyskał, ale każdy też coś stracił, co może mieć duży wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. Oto główne zyski i straty, które wynikają z umowy dla Ukrainy, USA i Rosji.
Ukraina – dobra umowa, złe gwarancje
Ukrainie ostatecznie udało się wynegocjować znacznie lepszą umowę niż ta, którą proponowali Amerykanie na początku rozmów. Kijów nie zdołał jednak przeforsować swojego głównego postulatu związanego z bezpieczeństwem.
Plusy. Przede wszystkim Ukraińcy wchodzą w układ z Amerykanami bez kolosalnego długu, który usiłował przepchnąć Trump. Tym długiem miała być przeznaczona przez jego poprzednika militarna pomoc dla Ukrainy.
Trump wyliczał ją na niebotyczne kwoty – raz na 500 mld dol., innym razem na 350 mld dol. Ostatecznie amerykański Departament bezpieczeństwa określił skalę pomocy na 182 mld dol. (europejskie wyliczenia są jeszcze niższe), jednak w umowie o minerałach żaden dług nie został zawarty. To oznacza, iż Ukraińcy będą płacić swoimi zasobami jedynie za przyszłą pomoc wojskową.
Także pod względem gospodarczym umowa jest znacznie korzystniejsza dla Kijowa niż jej poprzednie wersje. Amerykańsko-Ukraiński Fundusz Inwestycyjny na rzecz Odbudowy nie będzie kontrolowany przez Amerykanów, jak wcześniej proponowano, ale będzie zarządzany wspólnie przez oba kraje.
Co więcej, Kijów zachowa pełną własność swoich zasobów oraz infrastruktury. Według wcześniejszych propozycji, mieli to wszystko częściowo kontrolować Amerykanie, wraz z tak kluczowymi elementami jak elementy kopalni, gazo- i ropociągi, porty, a choćby drogi.
W końcu, to Ukraina będzie decydować, jakie minerały i kiedy wydobywać.
Umowa, z której potencjalne zyski mogą iść w setki miliardów dolarów, może też być silnym motywatorem dla USA do kierowania dalszej pomocy militarnej do Kijowa. Wszak ogromne złoża pożądanych przez Waszyngton minerałów leżą na Donbasie, o który w tej chwili realizowane są zażarte walki. Amerykanie wydają się rozumieć ten aspekt umowy. W dniu jej podpisania Biały Dom zatwierdził sprzedaż Ukrainie broni o wartości 50 mln dol.
Minusy. Kluczowym minusem umowy jest brak gwarancji bezpieczeństwa ze strony USA. Tym samym Ukraińcom nie udało się przeforsować swojego głównego postulatu. Zawarte w tekście umowy „długoterminowe strategiczne dopasowanie” między oboma krajami czy „wsparcie USA dla bezpieczeństwa Ukrainy, dobrobytu, odbudowy i integracji z globalnymi ramami gospodarczymi” – to zbyt ogólne sformułowania, aby traktować je w kategoriach choćby minimalnych gwarancji ze strony Waszyngtonu.
Choć Amerykanie zyskali sporą motywację do zabezpieczania Kijowa pomocą militarną, to odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo wciąż spoczywa w pełni na barkach Ukraińców. o ile nastawiony na transakcyjność w międzynarodowych relacjach Trump – lub którykolwiek z jego następców – uzna, iż zyski z interesu nie są satysfakcjonujące, Amerykanie będą mogli po prostu się wycofać.
Starający się o przyjęcie do Unii Europejskiej Ukraińcy twardo negocjowali taką formułę umowy, aby nie zamykać sobie tej furtki, a jednak umowa ma w sobie spory potencjał do tworzenia napięć z europejskimi partnerami.
Owszem, w umowie są zawarte zapisy, iż nie może być ona sprzeczna z intencjami Ukrainy przystąpienia do UE, jednak sama umowa bezsprzecznie faworyzuje Stany Zjednoczone, jeżeli chodzi o przyszłe korzyści dotyczące korzystania z zasobów Ukrainy, a także odbudowy tego kraju. To może nie spodobać się europejskim krajom, które w wymiarze finansowym zainwestowały w pomoc Ukrainie więcej niż USA. W tym sensie Kijów stąpa po cienkim lodzie.
USA – polityczny sukces za kota w worku
Dla Trumpa umowa z Ukrainą stanowi pierwszy sukces w nieoczekiwanie bolesnym dla niego procesie przywrócenia pokoju w regionie. Jednak pod względem biznesowym zdecydował się na wyjątkowo niepewny projekt.
Plusy. Pokój w Ukrainie miał być jednym z głównych celów administracji Trumpa, ale mimo szumnych zapowiedzi amerykańskiemu prezydentowi nie udało się go zrealizować ani w ciągu „24 godzin”, ani choćby pierwszych 100 dni swojej prezydentury. Umowa o minerałach jest czymś, co w końcu Trump może przedstawić wyborcom jako swój sukces w wyboistym procesie negocjacji pokojowych.
Umowa oznacza jeszcze jedno polityczne osiągnięcie Waszyngtonu. USA zagwarantowały sobie możliwość zablokowania handlu ukraińskimi zasobami z innymi krajami, a w szczególności tymi, które sprzyjały Rosji w wojnie. Chodzi tu przede wszystkim o głównego geopolitycznego konkurenta Ameryki – Chiny. Umowa bez wątpienia wzmacnia międzynarodową pozycję USA, zabezpieczając temu krajowi łańcuchy dostaw w ważnym kraju naszego regionu.
To samo odnosi się do przyszłej odbudowy Ukrainy: „żadne państwo ani osoba, która sfinansowała lub zaopatrywała rosyjską machinę wojenną, nie będzie mogła skorzystać z odbudowy Ukrainy” – głosi tekst umowy. Warto w tym miejscu przypomnieć, iż ledwie cztery dni przed podpisaniem umowy w tej wersji Chińska Agencja Współpracy Międzynarodowej ds. Rozwoju sygnalizowała – nie pierwszy zresztą raz – gotowość tego kraju do uczestniczenia w powojennej odbudowie Ukrainy. W tym sensie jest to niezaprzeczalny sukces USA.
Jakkolwiek czerpanie zysków z przyszłego wydobycia minerałów ziem rzadkich jest interesem wysoce niepewnym, to znacznie konkretniejsze i szybsze zyski pomogą przynieść ukraińskie ropa i gaz. Poszerzenie umowy o zyski z ropy naftowej, gazu ziemnego i innych węglowodorów jest niewątpliwym ustępstwem Kijowa na rzecz Waszyngtonu. To w tej sferze Amerykanie mogą upatrywać wymiernych korzyści w przewidywalnej przyszłości.
Minusy. Z czysto finansowego punktu widzenia umowa o minerałach jest w ogromnym stopniu kupowaniem kota w worku. Zacznijmy od tego, iż mimo prześcigania się ekspertów w mierzeniu pokładów ukraińskich minerałów i wyliczaniu ich wartości na coraz większe miliardy dolarów, tak naprawdę nie wiemy o nich wiele.
Znakomitą większość badań geologicznych pod tym kątem przeprowadzono jeszcze w czasach ZSRR, z czego wiele w latach 60. To oznacza, iż wykonywane przestarzałymi metodami pomiary są mocno nieprecyzyjne. Nie znamy więc precyzyjnych wielkości złóż, ale też nie wiemy, na jakiej głębokości się znajdują, co w wielu wypadkach stawia pod znakiem zapytania opłacalność ich wydobycia.
Niezbędnym warunkiem wejścia poważnych amerykańskich podmiotów w wydobywczy biznes będzie stworzenie im wieloletnich gwarancji bezpieczeństwa. Jak wylicza Gracelin Baskaran, dyrektorka Programu Bezpieczeństwa Krytycznych Złóż Mineralnych w Center of Strategic and International Studies w Waszyngtonie, średnio, budowanie kopalni na świecie trwa około 18 lat i wymaga inwestycji w wysokości od 500 mln do 1 mld dol., by kopalnia mogła działać przez ok. 50 lat. Czy dziś ktokolwiek, łącznie z USA, jest w stanie zapewnić cywilnemu biznesowi taką czasową poduszkę bezpieczeństwa w tym jednym z najbardziej niestabilnych regionów świata? W tym kontekście warto pamiętać, iż znaczna ilość ukraińskich złóż znajduje się w rejonach położonych w bezpośredniej bliskości frontu.
Kolejnym biznesowym problemem jest to, iż na dziś aż 63 proc. kopalni węgla oraz połowa złóż manganu, cezu, tantalu i pierwiastków ziem rzadkich znajduje się pod rosyjską okupacją. Szczególnym problemem może być to, iż po rosyjskiej stronie frontu leżą aż dwa z czterech ukraińskich złóż tak pożądanego przez Amerykanów złóż litu, który jest kluczowym komponentem baterii litowo-jonowych.
W całej umowie jest dla Amerykanów jeszcze jeden potencjalny problem. Dziś jest ona na rękę obu krajom, więc oba mają interes w tym, aby ją realizować. ale jak już napisałem, ten region jest wyjątkowo podatny na najbardziej nieoczekiwane zmiany sytuacji. Podział 50/50 w zarządzaniu Amerykańsko-Ukraińskim Funduszem Inwestycyjnym na rzecz Odbudowy nie daje Waszyngtonowi żadnej kontroli w przypadku możliwych wstrząsów – czy to wojennych, czy też politycznych.
Rosja – nieoczekiwana zmiana miejsc
Kilka godzin po podpisaniu amerykańsko-ukraińskiej umowy Moskwa zareagowała w charakterystyczny dla siebie sposób – przypuściła atak rakietowy na Odessę, który spowodował znaczne zniszczenia i ofiary śmiertelne. Ta wściekłość jest zrozumiała. Jeszcze do niedawna Putin zręcznie rozgrywał amerykańskiego odpowiednika, stawiając niemożliwe do spełnienia warunki i przeciągając w nieskończoność negocjacje. Chłopcem do bicia w tamtej rozgrywce była Ukraina.
Nagle role się odwróciły. Biznesmen-Trump zyskał żywotny interes, aby stanąć po stronie Kijowa. Jednocześnie w stronę Moskwy płyną z Waszyngtonu pierwsze oznaki zniecierpliwienia – ostatnia z nich to niezadowolenie z zaledwie trzydniowego zawieszenia ognia proponowanego przez Putina.
Choć umowa jest znaczącą porażką Rosji, to i z niej płynie dla niej jedna nadzieja – to wspomniany już brak amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Teraz wiele będzie zależeć od tego, w jakim stopniu USA postawi na militarne wsparcie dla Kijowa.