

7% ludności aktywnej zawodowo to imigranci. Sytuacja ta była stabilna do czasu wybuchu wojny w Ukrainie, kiedy przyjęliśmy ok. 2 mln uchodźców. Część z nich weszła na krajowy rynek pracy, choć znaczna część jednak go obciążyła – biorąc pod uwagę choćby kwestię opieki społecznej.
Dziś rynek pracy w Polsce, ale i w regionie, wciąż potrzebuje pracowników. Trzeba jednak pamiętać, iż równie ważna jest spójność społeczeństwa, które ma swój limit uchodźców, jaki może przyjąć bez naruszenia tej zasady.
Wielką niewiadomą pozostają uchodźcy, którzy starają się, najczęściej nielegalnie, przekroczyć wschodnią granicę. Tematyce cudzoziemców na rynku pracy poświęcona była dzisiejsza konferencja naukowa zorganizowana przez opolski oddział ZUS-u i Politechnikę Opolską.
– Polska z pewnością jest dziś częściej celem emigracji zarobkowej – choćby jeżeli nie tej stałej czy przesiedleńczej, to na pewno dłuższej niż sezonowa. jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę badania sprzed wybuchu wojny, rośnie liczba odpowiedzi wskazujących na chęć zakotwiczenia się tutaj. Jednocześnie, jak wiemy, dziś więcej uchodźców z Ukrainy przebywa w Niemczech niż w Polsce – mówi prof. Brygida Solga z Politechniki Opolskiej.
– Dokonano ułatwień w dostępie do różnych zawodów dla cudzoziemców w Polsce, ale to nie tylko kwestia przepisów — również podejścia samorządów. Na przykład lekarze mają łatwiej, ale prawnicy już nie. Nasze przepisy dotyczące zatrudniania cudzoziemców nie są szczególnie proste na tle innych państw UE. Jednak jedno to mieć przepisy, a drugie – umieć je stosować. Dotyczy to zatrudniania cudzoziemców i migrantów – dodaje dr Izabela Florczak z Uniwersytetu Łódzkiego.
Co oznacza, iż prawo – mimo wprowadzanych zmian – wciąż nie zawsze i nie w pełni nadąża za rzeczywistością.
prof. Brygida Solga, dr Izabela Florczak:
Szersza relacja:
Autor: Sebastian Pec