Czerpanie ze źródła, czyli skąd się wzięły nazwy miejscowości w powiecie wrocławskim

powiatwroclawski.pl 5 dni temu

Bydlary czy Żebraki? Owsianka czy może Niemaszchleba? Nazwy nadawane tuż po wojnie wsiom i miasteczkom na Dolnym Śląsku nawiązywały do ich słowiańskiego rodowodu. Problem w tym, iż ich znaczenie można było różnie interpretować.

Skąd adekwatnie wzięły się nazwy miasteczek, wsi, rzek czy wzgórz na Dolnym Śląsku, w tym w Powiecie Wrocławskim? Czy są to tłumaczenia nazw niemieckich, czy może wymyślili je urzędnicy według własnego widzimisię? Najczęściej ani jedno, ani drugie. Główną zasadą nadawania nazw po wojnie było sięgnięcie po ich pierwotne, słowiańskie brzmienie, o ile tylko miejscowości te miały na tyle długą historię. Napływający na Dolny Śląsk od przełomu XII i XIII w. niemieccy osadnicy najczęściej przekształcali czy raczej zniekształcali zastane i obco dla nich brzmiące nazwy, których znaczenia choćby nie rozumieli. Zapisywano je ze słuchu, nie przejmując się regułami ortograficznymi, bo jeszcze nie istniały. jeżeli słowiańską nazwę trzeba było przytoczyć w dokumencie pisanym po łacinie i do tego zanotować ją przy pomocy łacińskich liter, zapis siłą rzeczy daleki był od brzmienia oryginału. Przykłady? W samym tylko XIV w. nazwę Domasław, wsi na południe od Wrocławia, zapisywano jako Domizlau, Domsla, Dumslaw, Tumsla, Dompslaw, Dompschow, Domislow, villa Domislavia, czy Domslaw. To oczywiście nie wyczerpuje jej wszystkich wersji, jakie pojawiały się na przestrzeni wieków. Mimo takiej różnorodności, językoznawcy nie mieli jednak większego problemu z ustaleniem od czego albo raczej od kogo ta nazwa pochodzi – od imienia Domasław, osoby związanej z tym miejscem, być może właściciela tutejszego folwarku.

Swoją drogą, to zadziwiające, jak trwałe okazały się wczesnośredniowieczne nazwy na niemieckim już później Dolnym Śląsku. W wydanym w 1910 r. słowniku miejscowości Powiatu Wrocławskiego znajdujemy takie przykłady, jak Xięzałąka, Xiondslas, Kzienzowiesch czy Genschiorek. Ale także w stosunku do nazw o niemieckim brzmieniu autor słownika, językoznawca Paul Hefftner, najczęściej nie wypiera się ich słowiańskiego pochodzenia. Co innego naziści, którzy pod koniec lat 30. zmieniali nazwy brzmiące polsko, a za takie uznali m.in. te kończące się na – itz, jako zniemczenie polskiego -ic czy -ice. To wtedy Tschechnitz (Siechnice) zmieniło się w Kraftborn, a Gnichwitz (Gniechowice) w Altenrode. Także Czernica została wtedy przechrzczona z Tschirne na Grossbrück.

Zaraz po drugiej wojnie, gdy na tzw. Ziemie Odzyskane zaczęli napływać Polacy, obce dla nich nazwy niemieckie trzeba było zamienić na swojskie, polskie. W datowanym na luty 1946 r. piśmie prof. Zygmunta Wojciechowskiego, założyciela Instytutu Zachodniego, do Ministerstwa Administracji Publicznej czytamy: „Umieszczenie u wejścia do osady tabliczki z urzędową, polską jej nazwą zmienia natychmiast jej charakter. Państwo bierze przez ten akt symbolicznie osadę w swoje trwałe posiadanie, osadnik czuje się w tej chwili bardziej swojsko, bardziej u siebie: urzędowa nazwa polska jest pierwszorzędnym środkiem do przełamania nieszczęsnej »psychozy tymczasowości« […]”.

Aby poczuć się u siebie osadnicy sami spontanicznie nadawali zasiedlanym wsiom i miasteczkom polskie nazwy, nie oglądając się na urzędników. Z reguły były to dosłowne tłumaczenia nazw niemieckich. Ludzie traktowali je jako coś własnego, co mogą dowolnie zmieniać. W powiecie wrocławskim przejściowe nazwy miały np. Pasikurowice, które pierwsi osiedleńcy nazwali Paskarowicami, Szczodre było przez krótki czas Sybilinem (jako tłumaczenie niemieckiego Sybillenort), Olbrachtowice Wojciechowem, a Pożarzyce Pozarzeczem. Nazwy były też nadawane przez różne instytucje, np. przez Dyrekcję Okręgową Kolei Państwowych w Poznaniu. W miarę uruchamiania kolei na Dolnym Śląsku polskie nazwy nadawała ona stacjom, do których docierały pociągi. Chodziło o to, by repatrianci przybywali do miejsc już niejako oswojonych, wziętych w polskie posiadanie.

W styczniu 1946 r. powołano oficjalną Komisję Ustalania Nazw Miejscowości, w której skład wchodzili m.in. historycy i językoznawcy, przewodniczył jej zaś profesor Stanisław Srokowski. Celem Komisji była „praca nad usunięciem zniekształceń i chrztów niemieckich oraz przywróceniem nazw historycznych, zapisanych w różnych dokumentach z wczesnych wieków państwowości polskiej”.

Źródła nie zawsze dawały jednoznaczną odpowiedź na pytanie o genealogię nazwy. Niemieckie Bettlern np. od razu kojarzy się z niemieckim słowem Bettler, czyli żebrak, albo dawnym Bette, oznaczającym podatek płacony przez wolnych ludzi. Ale może też odwoływać się do słowiańskiego bydlo, czyli… miejsce zamieszkane. Do dzisiaj w języku czeskim ”byt” to mieszkanie, a „bydlici” to mieszkańcy. Może też chodzić o staropolskie słowo „bydlarz”, czyli pastuch bydła. Profesor Rospond, autor „Słownika etymologicznego nazw geograficznych Śląska” i członek Komisji twierdzi, iż Bettleren, Bethlern (zapisy z XIV w.) oznacza właśnie „bydlarze”, gdzie litera „y” przekształciła się w „e”, natomiast „d” w „t”, co podobno nie było rzadkością. Nieprawdopodobne wydaje się przy tym, żeby położona na równinie blisko Wrocławia wieś, otoczona żyznymi ziemiami miała słynąć akurat z żebractwa, za to z hodowli bydła – jak najbardziej. Zastanawia tylko, iż niemieckie Bettlern to dzisiaj ani Bydlary, ani Żebraki, ale Bielany Wrocławskie. Taka zagadka.



Łatwiej było z Długołęką, która brzmi jak tłumaczenie niemieckiej nazwy Langewiese. Etymologia jest jednak odwrotna, to Langewiese jest adaptacją nazwy Dlugalanka z 1300 roku. Nie chodzi przy tym o zwykłą łąkę o dużych rozmiarach. „Łąka” oznaczała kiedyś nizinę nad skrętem rzeki, a skręt i w ogóle coś wygiętego nazywano łękiem. Z kolei współcześnie łęg to podmokła łąka w dolinie rzecznej. Długołęka oznacza więc rozległy podmokły teren w zakolu rzeki, a rzut oka na mapę pokazuje, iż rzeczek w pobliżu rzeczywiście nie brakuje.

Do położenia w pobliżu wody odwołuje się też Trestno (niem. Treschen), przysiółek znany dziś z wodowskazu na Odrze. Na pierwszy rzut oka trudno się w tej nazwie dopatrzyć podobieństwa do jakiegokolwiek znanego nam słowa. A trst’ to w dawnej słowiańszczyźnie trzcina, występująca we współczesnym języku rosyjskim jako trostnik.

Kto wie, co to jest tynina, ten nie będzie miał kłopotu z rozszyfrowaniem nazwy Tyniec (niem. Tinz). Tyn czy tynina to w gwarze ogrodzenie domu z sosnowych albo jodłowych gałęzi. Tyniec oznaczał niegdyś osadę obronną otoczoną mocnym, wysokim ogrodzeniem. Podwrocławski Tyniec (nad Ślęzą i Mały) zapisano w źródłach jako villa Tinech (1180-1201), Thinech (1204 r.) czy Tynez (1209 r.). Nam jednak najbardziej spodobał się zapis Tyncia z 1335 r. – ciocia z Tynci brzmiałoby naprawdę zabawnie.

Z przykładów widać, iż dawne nazwy miejscowości najczęściej odnosiły się do cech danego miejsca, albo do osób z nim związanych. Z tego względu dziś choćby kierując się tylko intuicją dość łatwo odgadnąć niektóre z nich – Pasikurowice (niem. Paschkerwitz) już w 1332 r. nazywały się Passicurowicz jako nawiązanie do tych, którzy pasali kury (coś jak bydlarze w Bielanach). Sobótka (niem. Zobten) zwana w 1193 r. Soboth, w 1326 r. Sobota, a w 1353 Czobotten, w oczywisty sposób wzięła nazwę od soboty, bo w tym dniu odbywał się tam targ (o czym wiadomo z bulli papieskiej z 1148 r.). Mokronos (niem. Niederhof) pochodzi z kolei od nazwiska typu przezwiskowego – już w 1267 r. był wzmiankowany jako Mokronozi, czyli nazwa rodowa Mokronosy. Podobnie wieś Owsianka w gminie Kobierzyce. Gdzie tu przezwisko? Niemiecka nazwa to Haberstroh, czyli dosłownie „słoma owsiana” (Hafer/Haber owies, Stroh – słoma), a według niemieckich językoznawców takie wyrażenie oznaczało rzecz mało wartościową. I rzeczywiście, wieś ta nie przynosiła dochodu, co z kolei znajdowało wyraz w jej pierwotnej nazwie z 1329 r., brzmiącej Nichtbrod – po polsku Niemaszchleba. Żeby nie było zbyt prosto, Haberstroh to nazwisko, a może raczej przezwisko właściciela tej wsi, wzmiankowane w 1630 r. W tym wypadku Komisja zdecydowała się nawiązać właśnie do niego, wybierając Owsiankę zamiast starszego Niemaszchleba. Może obawiała się protestów mieszkańców? Dziś wiadomo np. iż wieś w Lubuskiem, której w 1948 r. nadano właśnie nazwę Niemaszchleba, w 1953 r. zmieniła ją na Chlebice.

Komisja Ustalania Nazw Miejscowości musiała dać przyzwolenie na każdą nazwę, która miała mieć oficjalny status. Nazwy ogłaszano w „Monitorze Polskim” – od tego czasu stawały się urzędowe i musiały być oficjalnie używane. Komisja pracowała przez 5 lat do końca 1950 r. i na Ziemiach Odzyskanych ustaliła ponad 32 000 nazw.

Tekst: Roman Skąpski

Zdjęcia: Marta Miniewicz

  1. Zdarza się, iż współczesne napisy z nazwami miejscowości mogą budzić konsternację i wprowadzać w błąd. W Bielanach Wrocławskich przez dłuższy czas nazwa pobliskiej wsi Ślęza zapisana była jako Ślęża (na zdjęciu widać zaklejoną kropkę nad „z”). Ciekawe, ile osób skręciło do Ślęzy leżącej nad rzeką Ślęzą i szukało tam góry Ślęży?
  2. Czasami spod tynku wyłania się dawna nazwa miejscowości. Na zdjęciu budynek stacyjny w Długołęce z przedwojenną nazwą stacji Sybillenort i…
  3. … powojennym napisem Szczodre
  4. Na jednym z budynków pomocniczych przy stacji kolejowej w Żórawinie widoczny jest przedwojenny napis: Rothbach (tak w 1937 roku „przechrzczono” podczas akcji zwanej niemieckim chrztem Śląska Rothsürben, czyli dzisiejszą Zórawinę). Zdjęcie za www.polska-org.pl
  5. A tutaj zdjęcie dla spostrzegawczych. Spod nazwy Sobótka wyłonił się napis Kobierzyce. Na stacji w Sobótce Wtórnie wykorzystano tablicę z budynku stacyjnego w Kobierzycach
  6. Pocztówka z Kobierzyc. Po nazwie miejscowości – Rösslingen wiemy, iż musiała zostać wydana pomiędzy 1937 a 1945 rokiem, gdyż wtedy zmieniono nazwę ze zbyt słowiańsko brzmiącej Koberwitz właśnie na Rösslingen. Co interesujące na budynku stacyjnym wciąż widoczna jest nazwa Koberwitz
Idź do oryginalnego materiału