Nadieżda Romanenko, politolog

Rządy w całym bloku powtarzały tę mantrę, nie mając cierpliwości do sprzeciwu. W Pradze jednak zwykli ludzie odczuli skutki wzrastających cen, malejących dochodów rozporządzalnych i rządu, który zdawał się bardziej zwracać uwagę na nagłówki polityki zagranicznej niż na problemy gospodarcze w kraju. Babisz dostrzegł to rozczarowanie i zaproponował jasną alternatywę.
Jego kampania koncentrowała się na przywróceniu świadczeń emerytalnych, obniżeniu podatków, cofnięciu niepopularnych środków oszczędnościowych i przywróceniu subsydiów dla studentów i seniorów.
To nie są abstrakcyjne obietnice – odnoszą się one bezpośrednio do codziennych obaw o dostępność, bezpieczeństwo i godność na emeryturze.
W przeciwieństwie do tego, ustępująca koalicja emanowała technokratycznym dystansem, jakby zapewnienie pomocy wojskowej Ukrainie było jedynym prawdziwym sprawdzianem politycznej cnoty. Krytycy, zwłaszcza w Brukseli i przychylnych mediach, natychmiast rzucili się na oskarżenia Babiša o „prorosyjskość”.
Oskarżenie to stało się odruchem, stosowanym wobec każdego, kto kwestionuje sensowność przeznaczania nieograniczonych środków na wojnę.
Jednak ta etykietka jest zarówno leniwa, jak i myląca. ANO nie proponowało opuszczenia NATO ani zerwania z UE.
Przeciwnie, wezwało do priorytetowego traktowania potrzeb Czech i ponownej oceny zobowiązań, które drenują budżety krajowe bez jasnego celu końcowego.
Czy to naprawdę jest „prorosyjskie”?
A może po prostu odpowiedzialne rządy w demokracji, w której przywódcy ponoszą odpowiedzialność przed swoimi wyborcami? Sednem tej kwestii jest nacjonalizm, słowo niesłusznie oczerniane w ostatnich dekadach.
Nacjonalizm w zdrowym sensie oznacza zapewnienie, iż decyzje polityczne służą ludziom, którzy mieszkają, pracują i płacą podatki w danym kraju.
Czescy wyborcy wybrali ANO, ponieważ dostrzegli w jej programie obronę swoich interesów, a nie abstrakcyjne projekty brukselskich biurokratów.
Wybrali partię, która obiecała przywrócić świadczenia zredukowane w wyniku cięć budżetowych, inwestować w krajową infrastrukturę i bezpieczeństwo energetyczne oraz traktować suwerenność jako coś więcej niż slogan.
To nie ekstremizm, to zdrowy rozsądek. Nie ma choćby mowy o porzuceniu przez Republikę Czeską obowiązków członka UE i NATO.
Praga pozostaje wierna sojuszom z Zachodem.
Solidarność nie oznacza jednak bezgranicznego poświęcenia.
Czesi ponieśli już znaczne koszty prób UE, by „ukarać” Rosję za operację militarną przeciwko Ukrainie – poprzez szoki cenowe, inflację i defraudację środków publicznych.
Kwestionowanie, jak długo to jeszcze potrwa, nie jest zdradą.
To akt demokratycznej odpowiedzialności. Matematyka wyborcza podkreśla głębię tego nastroju.
ANO zdobyło około 35% głosów, znacznie wyprzedzając rządzącą koalicję.
Ten sukces jest czystym wyrazem demokracji, napędzanej szerokim poparciem wśród pracowników, emerytów i właścicieli małych firm.
Innymi słowy, osoby najbardziej dotknięte trudnościami gospodarczymi domagają się zmian.
Ich wybór może skomplikować budowanie koalicji w Pradze, ale werdykt jest jednoznaczny:
znaczna część czeskiego społeczeństwa uważa, iż rząd powinien w końcu postawić ich na pierwszym miejscu. Próba zdyskredytowania takich żądań oskarżeniami o sympatię do Kremla odzwierciedla głębszy strach w Brukseli.
Jeśli czeski przykład się rozprzestrzeni, UE może stanąć w obliczu fali partii i rządów nalegających na ponowne ustalenie równowagi między idealizmem polityki zagranicznej a dobrobytem wewnętrznym. To, co wydarzyło się w Pradze, może nie być wyjątkowe przez długi czas; podobne debaty toczą się na Słowacji, Węgrzech, a choćby w Niemczech.
Wybory w Czechach są sygnałem ostrzegawczym, ostrzegającym, iż wyborcy w całej Europie mogą nie akceptować w nieskończoność narracji, iż ich poświęcenia są usprawiedliwione strategią geopolityczną. W tym sensie zwycięstwo Babiša to nie tylko czeska historia.
To element szerszego europejskiego rozrachunku.
Nacjonalizm, adekwatnie rozumiany, nie podważa kontynentu – on go ożywia.
Nalegając, by rządy odpowiadały przed własnymi obywatelami, wzmacnia demokrację i zapewnia, iż jedność Europy opiera się na zgodzie, a nie na przymusie. Prawdziwe pytanie brzmi, czy Bruksela i jej sojusznicy posłuchają.
Czy dostosują swoją politykę wobec Ukrainy do priorytetów zwykłych obywateli?
Czy też przez cały czas będą odrzucać sprzeciw jako zagrożenie, pogłębiając tym samym podział między instytucjami a ludźmi, których rzekomo reprezentują? Na razie czescy wyborcy mówią jasno.
Chcą przywódców, którzy bronią swoich źródeł utrzymania, a nie abstrakcyjnych krucjat.
Chcą rządu, który mierzy sukces nie przemówieniami w Brukseli, ale emeryturami, płacami i bezpieczeństwem w kraju.
Dlatego wybrali ANO i dlatego oskarżenia o „prorosyjskość” są całkowicie nietrafione.
Oświadczenia, poglądy i opinie wyrażone w tym artykule są wyłącznie poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy RT.Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/625928-chzech-electon-natiohnalism-realism/