Czy ktoś jeszcze ich widzi? Uchodźcy z Ukrainy przez cały czas potrzebują pomocy

upday.com 1 rok temu
Zdjęcie: Fot. Mateusz Marek/PAP


W nocy przyjechały dwa transporty ludzi, ok. 60 osób, które przez ostatnie 6 dni jechały pokątnie przez tereny wojenne, by wydostać się z Ukrainy. Artur Dudek z Fundacji Otwarty Dialog mówi: - Przyjechał w tym transporcie chłopiec. Może 11 lat. Przez 3 tygodnie siedział w schronie i nie wychodził na zewnątrz. Dopiero w czasie ucieczki na nowo zobaczył słońce.


Nieustający ruch

W ośrodku tranzytowym przy warszawskim Dworcu Wschodnim wrze. Gdy wchodzę do namiotu, omal nie zostaję rozjechana przez 4-latkę na dziecięcym rowerku. Kilkoro maluchów biega bez butów, inne siedzą w strefie kuchennej w krzesełkach na nóżkach i są karmione przez mamy. Zauważam też kobietę z niemowlęciem przy piersi.

Ruch na granicy się wzmaga. Mówi o tym i Artur, i statystyki Straży Granicznej. Po względnie spokojnej jesieni, w grudniu pojawiło się na niej więcej uchodźców. W okolicach świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra granicę przekraczało od 20 do 30 tys. osób.

Autokar zabierający uchodźców do Polski

Polska wydała 5,5 mld zł na uchodźców z Ukrainy. Jak podaje MSWiA, z ośrodków dla migrantów skorzystało już 386 tys. uchodźców, teraz mieszka w nich ponad 85 tys. Ukraińców. To niewiele, zważywszy, iż jest ich w tej chwili w Polsce ok. 1,1 mln. W październiku Polska otrzymała od Unii Europejskiej środki na pomoc Ukraińcom w Polsce. 700 mln zł, czyli 144,6 mln euro to jednak kropla w morzu potrzeb. MSWiA złożyło wniosek o kolejne 200 mln zł.

Ośrodek tranzytowy dla Ukraińców przy Dworcu Wschodnim

W sumie do Polski od 24 lutego do końca roku przyjechało 8 830 251 osób z Ukrainy. Spora część z nich traktuje Polskę jako przystanek w dalszej drodze do państw zachodnich.

Ukraińcy otrzymali pomoc na rok, teraz będą musieli dopłacać do zakwaterowania. To ma mobilizować ich do stanięcia na nogi.

- Pierwsza fala uchodźców to osoby, które uciekały przed wojną z tym, co miały pod ręką. w tej chwili wśród osób przekraczających granicę ok. 10 proc., to osoby, które ewakuują się z Ukrainy – informuje por. SG Anna Michalska, rzecznik prasowy Straży Granicznej. - Osobom, które uciekają przed wojną z Ukrainy, funkcjonariusze SG wskazują, gdzie mogą szukać pomocy w zależności od tego, jakiej potrzebują, czy to nocleg, czy jakakolwiek inna – dodaje.

Spędzają w białych namiotach najwyżej 48 godzin, zanim kolejny bus zabierze ich do Norwegii lub Danii, gdzie czeka już na nich praca i hostel. Coraz częściej wśród Ukraińców słychać obiegową opinię, iż „Polska już nie pomaga”.

Szafka z żywnością

- Gdy tu trafiają, widzą, iż to jednak nieprawda i udzielamy pomoc. Bywają zmęczeni ucieczką i zostają w Polsce. Niektórzy, mając choćby ustalony wyjazd do innego kraju, nie chcą się ruszać. Pytają nas, gdzie na mapie jest Norwegia. „To za daleko”, mówią – opowiada Artur Dudek.

Co się z nimi dzieje? Otwarty Dialog znajduje im mieszkanie na 120 dni oraz pomoc w znalezieniu pracy. Przekazuje kontakty do kilku sprawdzonych agencji pracy. Łatwo się naciąć na oszustów. Nie wszystkie firmy w Polsce i za granicą mają dobre intencje wobec uchodźców.

Ośrodek tranzytowy dla Ukraińców przy Dworcu Wschodnim

Gdy rozmawiam z wolontariuszami, podchodzi do stoiska chłopak, który tłumaczy, iż nie potrafi dogadać się z przyszłym pracodawcą. Nie zgadza się wcześniej umówiona stawka, liczba osób w pokoju, chłopak nie wie nawet, do jakiej miejscowości jedzie.

- Załatwiali to przez kolegę – mówi Artur, wskazując chłopaka. – Najpierw dowiedz się, jakie pieniądze dostaniesz, jaką umowę i koniecznie podaj mi nazwę firmy. Sprawdzimy to dla ciebie – tłumaczy chłopakowi.

Każdego dnia setki osób przyjeżdża tu i stąd wyjeżdża. By ocenić, ile łóżek jest wolnych, wolontariusze wywieszają karteczki z datą odjazdu. Aktualnie w namiocie śpi 111 osób.

- Z mieszkaniami nie mamy kłopotu, właściciele lokali sami do nas dzwonią z pytaniem, czy mamy jakąś rodzinę. Ubrań też mamy zapas – tłumaczy Artur. – Najbardziej brakuje nam pieniędzy na zakupy, nasze pensje i zatrudnienie kierowcy. Z tego powodu prawdopodobnie zamkniemy się pod koniec miesiąca. Potrzebujemy sponsorów.

Nie mogą przecież wystawić migrantów za drzwi i powiedzieć, znajdźcie sobie adres mieszkania w wyszukiwarce. – Albo zdjęcia. Do wydania numeru PESEL potrzeba zdjęcia, gdy przyjeżdża do nas 5-osobowa rodzina, musimy wydać co najmniej 150 złotych na zdjęcia do wniosku. A tych rodzin w ciągu dnia przyjeżdża kilkanaście – mówi Artur.

Odzyskać godność – znaleźć pracę

Platforma Migracyjna EWL przygotowała raport dotyczący aktywizacji zawodowej uchodźców z Ukrainy. Od wybuchu wojny, tj. 24 lutego 2022 roku, niemal 1,5 mln migrantów otrzymało w Polsce status ochrony tymczasowej. Dzięki niemu mogli skorzystać z uproszczonego dostępu do ryku pracy oraz pomocy socjalnej.

"Ułatwienie obywatelom Ukrainy podejmowania pracy w Polsce okazało się bardzo dobrą decyzją, na której skorzystały obie strony. Osoby, które znalazły w naszym kraju schronienie przed rosyjską agresją, dzięki podjęciu pracy zyskały poczucie stabilizacji i samodzielność. Polscy pracodawcy natomiast znaleźli pracowników tak bardzo poszukiwanych szczególnie w czasie trwających już prac sezonowych" – mówiła ministra Marlena Maląg.

💬Minister @MarlenaMalag w #Warszawa: Obywatele Ukrainy podejmują u nas pracę w hotelarstwie, gastronomii, opiece, usługach. W ramach wsparcia aktywizacji zawodowej i integracji cudzoziemców ogłosiliśmy konkurs ofert „Razem Możemy Więcej”, realizowane są kursy j. polskiego.

— Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej (@MRiPS_GOV_PL) February 6, 2023

Raport optymistycznie stwierdza, iż wszyscy, którzy chcieli znaleźć pracę w Polsce - znaleźli ją. Choć wskazuje też, iż prawdopodobnie większość z nich podejmuje zadania poniżej ich poziomu wykształcenia i kwalifikacji zawodowych.

Większość osób, które przyjechały do Polski, pracuje w woj. mazowieckim, ale dwie kolejne duże grupy znalazły zatrudnienie na Śląsku oraz w Wielkopolsce. Paulina Kirschke jest prezeską Fundacji im. Woykowskiej w Poznaniu.

W roku wojny natychmiast ruszyła do pomocy. Nie tylko osobiście pomagała osobom z Ukrainy, które szukały schronienia w Polsce, ale także podjęła szereg działań w ramach fundacji. W tym aktywizacji zawodowej Ukrainek, które przyjechały do Polski. To one stanowiły większość migrantów, przekraczających granicę. W Polsce i wędrując do innych państw Europy, musiały liczyć się z tym, iż będą jedynym żywicielem rodziny.

Na początku wraz ze współpracowniczkami i miastem po prostu organizowały zbiórki dla uchodźców. W tym opatrunków, bielizny termicznej, powerbanków także dla żołnierzy na froncie. Pamięta spotkanie w fundacji, jeszcze w marcu, gdy w jednym z naszych pomieszczeń trwała zbiórka, ludzie wchodzili i wychodzili z lekarstwami, bandażami, puszkami z konserwami. W drugim siedziały dziewczyny z kilkorgiem przyjaciół z organizacji społecznych i rozrysowali na flipchartach, jak powinien wyglądać system pomocy.

Kursy j. polskiego organizowane dla Ukrainek

- gwałtownie zorientowałam się, iż kryzys psychiczny może dotknąć także tych, którzy pomagają. Wolontariusze działali dynamicznie, byli skupieni na pracy, na swoim zadaniu, tak samo jak uchodźczynie, ale przecież każdy ma jakiś kres wytrzymałości. Zgłosiły się do nas psycholożki Karolina Pudełko i Ewelina Szewczyk i zorganizowałyśmy pomoc psychologiczną, nie tylko dla migrantów, ale także wolontariuszy – mówi Paulina.

Wkrótce pojawiły się grupy robocze utworzone przez Woykowską we współdziałaniu z innymi organizacjami i miastem Poznań. Paulina była odpowiedzialna za obszar pracy. Razem z dyrektorem wydziału gospodarczego oraz dyrektorką powiatowego urzędu pracy, chciała zapewnić migrantkom możliwość zarobkowania.

Kursy j. polskiego organizowane dla Ukrainek

- Po kilku miesiącach już było widać, iż zaczyna w nich rosnąć frustracja. Te kobiety w Ukrainie miały swoje firmy, były lekarkami, prawniczkami, a tutaj sprzątały w hotelach – zauważa Paulina. Zorganizowały więc kursy doradztwa zawodowego, na których eksperci pomagali napisać CV i tłumaczyli, jak wygląda rekrutacja do firm. – Większość z nich jednak dotychczas parała się pracami dorywczymi. Poza tym podstawowym problemem niezależnie od wykształcenia była nieznajomość języka – wyjaśnia Paulina.

W czerwcu zatem ruszyły z kursem języka polskiego. – Sprawdziło się, więc zaczęłyśmy się zastanawiać, co jeszcze możemy dla nich zrobić. I pojawił się kurs programowania – mówi prezeska fundacji im. Woykowskiej.

To nie jest łatwa nauka. Po ośmiu godzinach pracy, zajmowaniu się dziećmi, nie zawsze znajdują jeszcze energię na siadanie do komputera i trenowanie pisania kodów. Jednak jest w nich determinacja, która nie pozwala przestać się starać.

Feministyczna rewolucja

Paulina nie ukrywa, iż fascynują ją zmiany, jakie zachodzą w uchodźczyniach. Przyjechały do Polski, wynosząc z domu bardzo tradycyjne, a przede wszystkim silnie uwarunkowane patriarchalnie, wychowanie. Teraz stają się samodzielne. – Na początku niektóre z nich dzwoniły do swoich mężów na froncie, by zapytać, do jakiej szkoły zapisać dziecko. Gdy dostały od nas narzędzia, które pozwoliły im stać się niezależnymi, wiele nie chce wracać do Ukrainy. A jeżeli wrócą, to na swoich warunkach, jako zupełnie inne osoby. Czekam na tę rewolucję.

Opowiada o Natalii:

– Przyjechała i powiedziała od razu: „Nie pójdę zmieniać pościeli, bo nigdy z tego nie wyjdę”. Pracuje w fundacji i szuka nowych wyzwań.

Są też inne postawy. Niektóre z kobiet żyją, jakby swoje pragnienia odwiesiły na kołek. Czekają aż z mężem, który wróci z frontu, będą mogły wyjechać do Włoch albo Niemiec. Wtedy dopiero zaczną żyć naprawdę.

Warsztaty malarskie dla kobiet z Ukrainy

Fundacji Woykowskiej dostało się za to, iż pomaga uchodźcom. Gdy dały ogłoszenie, iż organizują darmowe kursy języka polskiego, ich konta w mediach społecznościowych zasypały komentarze: „płaci albo niech wypier*****”. – Zawsze odpisuję wtedy, iż zapraszam komentującego, aby powiedział to w twarz naszym kursantkom, a nie wyżywał się w internecie – mówi Paulina.

Czego potrzebują migranci dzisiaj, po roku od wybuchu wojny? Paulina Kirschke nie ma wątpliwości, iż integracji. - Po pierwsze muszą nauczyć się języka. Bez tego nie znajdą pracy. Nie wszystkie chcą skazywać siebie na sprzątanie w magazynach i hotelach. I my nie chcemy ich na to skazywać.

„My nie kradniemy”

- Chyba mogę powiedzieć, iż przyjechałam z miasta, które już nie istnieje – mówi Ilona z Mariupola. Przyjechała w czerwcu, od pół roku pomaga w Otwartym Dialogu. Ma 19 lat.

Zbombardowany budynek

Patrzy na osoby, które tutaj przyjeżdżają, potrafi je uspokoić. Przeszła tę samą drogę, co oni. Jest pełna energii i pozytywnego myślenia. Nie ma planów na przyszłość, na razie stara się pomóc jak największej liczbie osób.

Chciałaby zobaczyć jeszcze swoich rodziców, ale z drugiej strony widzi swoją szansę w Polsce, choć wyraźnie odczuwa zmianę nastrojów społecznych. Ich organizacji brakuje funduszy, bo ludzie już napatrzyli się na nieszczęście. Po roku o wojnie mówią ci, którzy trafiają do ośrodków, bo przywieźli ją ze sobą. Uciekali przed bombami, których huk przez cały czas słyszą w uszach.

- My nie kradniemy – mówi Alina, odnosząc się do niechęci Polaków do przyjezdnych.

Uchodźcy w kolejce po jedzenie

Badanie przeprowadzone przez Maison & Partners na zlecenie Warsaw Enterprise Institute ze stycznia 2023 roku pokazało, iż z miesiąca na miesiąc Polacy coraz częściej powtarzają argumenty rosyjskiej propagandy. 63 proc. z nich uważa, iż Polski nie stać na przyjmowanie migrantów, 41 proc., iż Ukraińcy przyjechali tu szukać lepszych pieniędzy.

Alina opowiada, jak po przyjeździe zabierała jedzenie do worka na śmieci, by mieć zapas dla siebie i 6-letniej córki. Nie kradła, zarobiła na sprzątaniu magazynu, w którym spały z dzieckiem. – Teraz się z tego śmieję, ale wtedy ten czarny worek na śmieci dawał mi poczucie bezpieczeństwa, kontroli i niezależności. Wszystkiego, czego pozbawia wojna.

Najpierw trafiła do centrum PTAK, stamtąd od Domu Matki, gdzie mieszka do tej pory. Jej córka chodzi do polskiej szkoły, zdobyła nowe znajomości, mówi po polsku. – Odmienia końcówki, czego ja nie potrafię – śmieje się Alina.

Wolontariusze ODF

Pytam je, czego najbardziej potrzebują osoby, które tutaj trafiają. Od razu odpowiadają, iż zapewnienia, iż dostaną pomoc i wszystko będzie dobrze.

Potem na pierwszy plan wychodzą potrzeby fizyczne. – Proszą o dezodoranty, pastę do zębów, maszynkę do golenia, portfel – wylicza Alina. Kiedyś trafiła tutaj matka z trójką dzieci. – Weszła, podała mi niemowlę na ręce, dała starszym dzieciom do ręki zabawki i położyła się spać. Zapewniła im bezpieczeństwo, mogła odpocząć.

Alina pokazuje mi swoje zdjęcie, jak siedzi przy stole z niemowlęciem owiniętym w pomarańczowy koc.

Wolontariusze zbierają też pieniądze, aby pomóc żołnierzom na froncie. Wysyłają im paczki oraz dofinansowują zakup dronów. Z kolei każdy, kto opuszcza ośrodek, wychodzi stąd z zapasem jedzenia, by w nowym miejscu móc ugotować ciepły posiłek dla rodziny.

Nie zajmuję im więcej czasu, bo do stoika podchodzi coraz więcej osób, które pytają o „komnaty”, czyli mieszkania. Żegnam się z Arturem, gdy zakłada buty dwuletniej dziewczynce. Przyjechała do ośrodka tranzytowego wczoraj. Jutro już jej tu nie będzie.

Po tamtej stronie

Jakub Łysiak od roku jeździ do Ukrainy i pomaga migrantom, niezleżnie czy chcą do Polski się dostać, czy żyć w huku bomb. Razem z Fundacją Taube Center for Jewish Life & Learning pomógł przewieźć do Polski ponad 1000 osób. Widział równie wiele osób wracających na wschód.

Mówi, iż w Polsce największy problem stanowiło znalezienie mieszkania dla rodzin z Ukrainy. - Sam kilkukrotnie płaciłem zaliczkę czy wpisywałem swój adres domowy, jako zabezpieczenie przy wynajęciu lokalu. Bo ile można mieszkać u kogoś kątem? Ci ludzie chcieli odzyskać poczucie sprawczości oraz kontroli nad własnym życiem. To, iż w wielu przypadkach praca, którą podejmowali była poniżej ich kwalifikacji i z niskimi zarobkami, to inna kwestia.

Żywność dla Ukrainy

Jakub zauważa, iż wielu migrantów wróciło do Ukrainy po upływie trzech miesięcy. Kończyło im się zezwolenie na pobyt tymczasowy, nie mieli pracy, nie mieli mieszkania, to nie było ich miejsce. Łatwiej było wrócić do Ukrainy.

A co czeka po tamtej stronie? Sam jest świadkiem tego, jak zmienia się zapotrzebowanie ukraińskiej ludności.

Łysiak mówi: “nie przywoź z Polski, kup na miejscu”. Po pierwsze pomagasz lokalsom, po drugie dajesz im właśnie tą sprawczość, której brakuje pomocy humanitarnej. - W wielu większych miastach można bez przeszkód kupić żywność, paliwo, ubrania... Problem z zaopatrzeniem mają jednak mniejsze miejscowości, często pozbawione możliwości dojazdu do miast z powodu zniszczonych dróg lub braku samochodu. Bo na ukraińskich drogach kilka pozostało już aut. Wszystkie powędrowały na front.

Osoby czekające na transport

Jak tam jest? Wszędzie na stacjach widać chłopaków w mundurach, wszędzie można kupić koszulki z hasłami wojennymi. Miasta wyglądają tragicznie, ciągle słychać alarmy bombowe, na które Ukraińcy już nie reagują, tak samo na dźwięk eksplozji niewybuchów, które postanawiają spełnić swoje przeznaczenie.

Kubę zawsze porusza widok starszych osób ustawiających się przy punkach żywnościowych. - To wstrząsające, jak dużo ich tu zostało, ale starych drzew się nie przesadza - mówi.

Ciągle słychać warkot generatorów prądu. One pozwalają przeżyć w Ukrainie. Dlatego jadąc z pomocą Kuba zawsze tankuje kilka kanistrów więcej, by rozdać je tym, którzy potrzebują.

- Żołnierze zawsze proszą o skarpety. Jak największe, najbardziej wytrzymałe. Chłopcy w okopach nie mają ochraniaczy, a stoją w błocie. Większość stacji to drewniane domy, w których siedzi 12 chłopaków suszących stopy. Na zewnątrz stoi HIMARS a oni grzeją nogi przy piecu, bo nie mają skarpet – opisuje Jakub Łysiak.

Za tydzień jedzie znowu. Wiezie chłopakom bieliznę termiczną. – Ludzie mówią, iż dobrze, iż zima taka łagodna w tym roku. Nie wiedzą, jak to jest być po tamtej stronie, bez prądu, na trzęsącej się od bomb ziemi, stojąc gołymi stopami w błocie.

Więcej od upday:

  • "Za wolność Naszą i Waszą". Polacy walczący w Ukrainie

  • „Za pokój! Za Rosję! Za prezydenta!". Gwiazdy, które popierają Putina

  • Orędzie Putina. 10 najważniejszych cytatów. "Jeśli USA, to my też"

Idź do oryginalnego materiału