Na portalu Strategic Culture ukazuje się masa szalenie ciekawych tekstów. Na jeden z takich tekstów trafiłem w ostatnich dniach. Autorem jest Alastair Crooke, brytyjski dyplomata, a adekwatnie były dyplomata, bo teraz określić go można mianem dysydenta. Spędził wiele lat na Bliskim Wschodzie i jego wiedza o tym regionie świata jest porównywalna z wiedzą Thierry Meyssana. Jego tekst nie dotyczy tym razem Bliskiego Wschodu, ale USA. Moim zdaniem znaczenie tego tekstu jest większe, gdyż rola i wielkość USA upoważniają do zadania pytania, czy cały świat pozostało do uratowania. Oto ten tekst:
Początek tłumaczenia.
Czy Trump może uratować Amerykę przed nią samą?
Autor: Alastair Crooke
Trump może po prostu przez cały czas wspinać się po [swoich] metafizycznych schodach, aby móc powiedzieć, iż tylko on ma wizję uratowania Ameryki przed III wojną światową.
W zeszłym tygodniu rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow odrzucił, jako niezadowalające, propozycje pokojowe Trumpa dla Ukrainy. Zasadniczo rosyjski pogląd jest taki, iż wezwania do zamrożenia konfliktu mijają się z celem: Z rosyjskiej perspektywy takie pomysły – zamrożone konflikty, zawieszenia broni i siły pokojowe – nie kwalifikują się jako rodzaj opartego na traktatach porozumienia „Big Picture”, za którym Rosjanie opowiadają się od 2021 roku. [pisałem o tym tu i tu]
Bez trwałego, nieodwracalnego zakończenia konfliktu Rosjanie będą woleli polegać na wyniku na polu bitwy – choćby przy wysokim ryzyku, iż ich odmowa spowoduje dalszą eskalację – nie wykluczając nuklearnej – amerykańskiego niebezpiecznego zachowania.
Pytanie brzmi raczej: Czy trwały pokój między USA a Rosją jest w ogóle możliwy?
Śmierć byłego prezydenta Jimmy’ego Cartera przypomina nam o burzliwej „rewolucji” w polityce lat 70-tych, która została zawarta w pracach Zbiga Brzezińskiego, doradcy Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego – rewolucji, która od tamtego czasu do dziś wpływa na stosunki USA-Rosja.
W erze Cartera nastąpił główny punkt zwrotny wraz z wynalezieniem przez Brzezińskiego uzbrojonego konfliktu tożsamościowego i jego poparciem dla tych samych narzędzi tożsamościowych – stosowanych szerzej – w celu poddania zachodnich społeczeństw pod kontrolę technokratycznej elity „[sprawującej] ciągły nadzór nad każdym obywatelem … [wraz z] manipulacją zachowaniem i funkcjonowaniem umysłowym wszystkich ludzi …”.
Krótko mówiąc, przełomowe książki Brzezińskiego opowiadały się za zarządzaną kosmopolityczną sferą tożsamości, która zastąpiłaby kulturę wspólnotową – tj. wartości narodowe. To właśnie we wrogiej reakcji na tę technokratyczną wizję „kontroli”, leżą korzenie dzisiejszych problemów, które wybuchają wszędzie, na wszystkich globalnych frontach.
Mówiąc wprost, obecne wydarzenia są pod wieloma względami powtórką burzliwych lat siedemdziesiątych. Dzisiejszy marsz w kierunku antydemokratycznych norm rozpoczął się od przełomowego „The Crisis of Democracy” (1975), Komisji Trójstronnej – prekursora WEF („Davos”) i Bilderbergów -, z (mówiąc słowami Brzezińskiego) międzynarodowymi bankami i międzynarodowymi korporacjami, koronowanymi na główną siłę twórczą w miejsce „państwa narodowego, jako podstawowej jednostki zorganizowanego życia człowieka”.
Nienawiść Brzezińskiego do Rosji nie była niczym nowym. Sięga ona raczej czasów Instytutu Hudsona w latach 70. i senatora Henry’ego „Scoopa” Jacksona, dwukrotnego kandydata do nominacji Demokratów w wyborach prezydenckich w 1972 i 1976 roku. Jackson (norweskiego pochodzenia) po prostu nienawidził komunizmu; nienawidził Rosjan i miał duże poparcie w Partii Demokratycznej.
Brzeziński, Polak z pochodzenia, podzielał rusofobię Scoopa Jacksona. Przekonał on (w 1979 r.) prezydenta Cartera do wpojenia w Afganistanie zradykalizowanego dżihadyzmu, aby odeprzeć świecką, socjalistyczną tradycję Kabulu, którą wspierała Moskwa. Wynik wojny w Afganistanie został następnie przedstawiony jako wielkie amerykańskie zwycięstwo (którym nie było).
Jednak – i o to właśnie chodzi – twierdzenie o zwycięstwie stanowiło podstawę koncepcji islamskich bojowników, jako idealnych „rozpuszczalników” w projektach zmiany reżimu (i przez cały czas tak jest, czego świadkami jesteśmy dziś w Syrii).
Ale Brzeziński miał jeszcze więcej rad do przekazania prezydentowi Carterowi. W swojej Wielkiej Szachownicy z 1997 r. Brzeziński argumentował, iż Ameryka i Kijów mogą potencjalnie wykorzystać starodawne złożoności kulturowe i językowe (jak to miało miejsce w Afganistanie), aby stworzyć fundament, wokół którego władza w Heartlandzie mogłaby zostać rozwiązana poprzez odmówienie Rosji kontroli nad Ukrainą:
Przekonywał, iż „bez Ukrainy Rosja nigdy nie stałaby się potęgą w Heartlandzie; ale z Ukrainą Rosja może i będzie [potęgą w Heartlandzie]”. Zalecał, by Rosja została wplątana w podobne ukraińskie bagno tożsamości kulturowej.
Dlaczego ta decyzja polityczna była tak szkodliwa dla perspektyw ostatecznego pokoju między USA a Rosją? To dlatego, iż Kijów, wspierany przez CIA, promował całkowicie fałszywe twierdzenie tożsamościowe, iż „Europa kończy się na Ukrainie” – i iż poza nią leżą „Słowianie”.
Sama ta manipulacja pozwoliła Kijowowi przekształcić się w ikonę totalnej wojny kulturowo-tożsamościowej z Rosją, pomimo faktu, iż język ukraiński (poprawnie znany jako rusiński) nie jest językiem germańskim. Nie ma też żadnego DNA Wikingów (germańskiego) wśród współczesnych zachodnich Ukraińców.
Pragnąc wesprzeć Kijów i przypodobać się Bidenowi, UE rzuciła się na ten ukraiński rewizjonizm strategiczny: „Ukraina” jako „wartości europejskie” broniące się przed „rosyjskimi” (azjatyckimi) wartościami. Był to biegun, choć fałszywy, wokół którego można było budować jedność europejską w czasie, gdy w rzeczywistości jedność UE rozpadała się.
Czy zatem „trwały pokój” z Rosją jest możliwy? jeżeli miałby on polegać na dążeniu do utrzymania Ukrainy jako wojowniczego bastionu „Europy i jej wartości” przeciwko „regresywnej sferze słowiańskiej”, to pokój nie jest możliwy. Ponieważ założenie to byłoby całkowicie fałszywe i z pewnością doprowadziłoby do wznowienia konfliktu w przyszłości. Moskwa niemal na pewno odrzuciłaby taki układ.
Jednak wśród amerykańskiej opinii publicznej narasta niepokój, iż wojna na Ukrainie wydaje się bez końca eskalować, a opinia publiczna obawia się, iż Biden i „jastrzębie” w Kongresie prowadzą USA w kierunku „nuklearnego holokaustu”.
Czy my – ludzkość – mamy przez cały czas balansować na krawędzi zagłady, jeżeli „porozumienie” Trumpa – ograniczone do Ukrainy – zostanie odrzucone w Moskwie? Pilna potrzeba powstrzymania eskalacji jest oczywista, ale przestrzeń manewru politycznego stale się kurczy, ponieważ nie ustępuje nacisk jastrzębi z Waszyngtonu i Brukseli, by wymierzyć śmiertelne uderzenie w Rosję.
Ale patrząc z perspektywy Trumpa, zadanie negocjowania z Putinem nie jest proste. Zachodnia opinia publiczna po prostu nigdy nie była psychologicznie przygotowywana na możliwość pojawienia się silniejszej Rosji. Wręcz przeciwnie, musiała wysłuchiwać zachodnich „ekspertów” szydzących z rosyjskiego wojska, oczerniających rosyjskie przywództwo jako niekompetentne, a jego przywódców przedstawiających w swoich telewizjach jako czyste zło.
Mając na uwadze przełomowy wkład Brzezińskiego w demokrację i jej późniejsze „skoncentrowanie” w elitarnej, zarządzanej technokratycznie „sferze tożsamościowej”, nietrudno dostrzec, w jaki sposób kraj tak rozdrobniony jak Ameryka znajduje się na straconej pozycji, gdy świat zmierza w kierunku wielobiegunowości opartej na [różnorodności] kulturowej.
Oczywiście nie jest do końca prawdą stwierdzenie, iż Ameryka nie ma wspólnej kultury, biorąc pod uwagę dużą różnorodność kultur imigrantów w USA, ale prawdą jest, iż to, co jest postrzegane jako tradycyjna kultura, jest kwestionowane. W końcu było to sednem ostatnich wyborów prezydenckich – i wyborów w wielu innych krajach.
Pogląd, iż wysłannicy Trumpa zostaną najpierw wysłani do Moskwy i gdy wrócą z pustymi rękami, to Trump wkroczy, by zawrzeć umowę z Ukrainą, nie odzwierciedla tego, co Moskwa bez końca podkreśla. Potrzebne jest porozumienie oparte na traktacie „Big Picture”, które określi architekturę bezpieczeństwa i granice między interesami bezpieczeństwa Heartlandu i Rimlandu.
Ale czy taka umowa nie będzie postrzegana przez wielu Amerykanów jako „słabość”; jako rezygnacja z amerykańskiego „przywództwa” i „wielkości”? Oczywiście, iż będzie to postrzegane w ten sposób, ponieważ Trump skutecznie przypieczętowałby porażkę Ameryki i zmienił pozycję Stanów Zjednoczonych, jako jednego wśród równych sobie w nowym Koncercie Mocarstw – tj. w wielobiegunowym świecie.
To wielka „prośba”. Czy Trump może to zrobić – przełknąć amerykańską dumę? Jedną z realnych dróg naprzód byłby powrót do pierwotnego węzła gordyjskiego i rozplątanie go: tj. rozplątanie węzła, jakim jest niezawarcie po II wojnie światowej pisemnego traktatu ograniczającego ciągłe przesuwanie się NATO [na zachód], a tym samym zakończenie udawania, iż przemieszczanie się NATO do dowolnego miejsca nie jest niczyją sprawą poza jego własną.
Niestety, innym możliwym sposobem na „zrównoważenie” pozorów amerykańskiej i natowskiej porażki na Ukrainie, może być – postrzegane przez jastrzębich doradców Trumpa – spustoszenie Iranu, jako sygnał amerykańskiej „męskości”.
Negocjacje, w ostatecznym rozrachunku, dotyczą interesów i umiejętności rozwiązania zagadki postrzegania przez dwie strony tego, jak „druga strona” postrzega samą siebie – jako słabość lub siłę. Trump, jeżeli znajdzie się w rzeczywistym impasie w sprawie Ukrainy, może przez cały czas wspinać się po metafizycznych schodach, aby po prostu powiedzieć, iż tylko on ma wizję uratowania Ameryki przed III wojną światową. Ocalić Amerykę przed nią samą.
Koniec tłumaczenia.
Obserwuję ewolucję podejścia Rosji do zachodnich propozycji „pokojowych”. Początkowo opierały się one na tym, co parafowano w czasie rokowań w Istambule na początku konfliktu. Z czasem, gdy Rosja zrozumiała, iż ten konflikt jest de facto wojną zastępczą całego NATO, a Ukraina jest jedynie pionkiem do zbicia, usztywniła swoje stanowisko, nie zawraca sobie głowy Ukrainą i domaga się rozmów pokojowych bezpośrednio z USA. Domaga się – jak to określił Crooke – porozumienia „Big Picture”. Ale takiego porozumienia nie będzie. Zachód będzie walczył do ostatniego Ukraińca, a gdy ich zabraknie, do wojny będą wpychane kolejne kraje. Być może i nasz. Jaki będzie ostateczny los Ukrainy? Nie wiadomo. Wygląda na to, iż choćby Rosjanie na razie nie mają na to pomysłu.
Crooke trafnie przewiduje, iż reakcją USA na porażkę na Ukrainie może być jakaś inna projekcja siły. Stawia na atak na Iran. Moim zdaniem Trump już zrozumiał, iż Ukraina jest stracona i z tą projekcją siły już mamy do czynienia. Proszę popatrzeć na jego plany zagarnięcia Grenlandii, przyłączenia Kanady jako kolejnego stanu i odebranie Panamie kontroli nad kanałem. Ataku na Iran nie wykluczam. Ale na razie amerykańska opinia publiczna już jest w ten sposób „urabiana”.
Crooke trafnie zauważa, iż problemem (właściwie należałoby powiedzieć: jednym z problemów) jest idea Brzezińskiego, która opowiadała się „za zarządzaną kosmopolityczną sferą tożsamości, która zastąpiłaby kulturę wspólnotową – tj. wartości narodowe”. Obserwujemy to na każdym kroku. Pojęcie państwa narodowego jest dziś tępione na wszelkie sposoby! W Europie zachodniej coś takiego praktycznie już nie istnieje. We wschodniej Europie proces niszczenia jest w toku.
Tak jak wszyscy inni analitycy i komentatorzy, także i Crooke opisuje jedynie sytuację i przebieg wydarzeń, nie zadając pytania o ich przyczyny. Nie rozumie, iż neoliberalizm, postmodernizm i inne „izmy”, niszczenie państw narodowych, upadek szkolnictwa i nauki, projekty takie jak „Great Reset”, ideologia gender, terror LGBT i cała masa innych procesów, które obserwujemy obecnie, nie wzięła się z niczego. Jest wynikiem wzrostu znaczenia i obecnej dominacji tego, co ja nazywam obiegiem kapitałowym. Nikt nie rozumie tego, iż wraz z nim powstała nowa siła. Siła, która nie tylko jest niezależna od kontroli społecznej, ale o której istnieniu społeczeństwo w ogóle nie ma pojęcia! Proces jej powstawanie nie był związany z żadną ideą. On te idee tworzył! Był to proces monetarny. Siła ta jest także niezależna od kontroli państwa. Wręcz przeciwnie! To ona kontroluje państwo i polityków! Ta siła kreuje także potrzebne sobie idee. Niektóre wystarczy wyciągnąć z szuflady. Idea niszczenia państw narodowych powstała w roku 1925. Jej autorem jest Richard Nikolaus Coudenhove-Kalergi. Opisał ją w książce Praktischer Idealismus. Jego córka opisuje z rozbrajającą szczerością, jak niedługo po jej ukazaniu się, zjawił się u nich wysłannik znanej rodziny bankierskiej na literę „R”, aby wyrazić zachwyt nad tą książką, poparty sporą sumą pieniędzy. Nazwiska takie jak Hayek, Friedman czy inni „myśliciele” neoliberalizmu także nie wzięły się znikąd. Politycy jak Reagan i Thatcher nie pojawili się za dotknięciem różdżki czarnoksiężnika. Nie inaczej było z Brzezińskim.
Proces dochodzenia do dominacji obrotu kapitałowego dotyczył głównie dolara, więc w ten sposób dał on dolarowi – a pośrednio także USA – narzędzie do faktycznej dominacji nad światem i sterowania procesami politycznymi, gospodarczymi i społecznymi na skalę globalną. Jakiekolwiek zachwianie tej dominacji będzie odebraniem tej władzy. Dlatego walka o jej utrzymanie jest walką egzystencjalną i jej wynik zadecyduje o tym, jaki będzie nasz świat. Czy w ogóle będzie istniał…