Daniel Obajtek, eurodeputowany PiS i były prezes Orlenu, stawił się w środę w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie. Usłyszał zarzuty dotyczące umów detektywistycznych zawartych podczas jego kadencji w koncernie. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
Zarzuty dotyczą dwóch umów na usługi detektywistyczne o łącznej wartości 393,6 tys. zł. Prokuratura zgromadziła materiał dowodowy w postaci zeznań świadków, wyjaśnień podejrzanych oraz dokumentacji. Według rzeczniczki Prokuratora Generalnego Anny Adamiak umowy «miały służyć realizacji prywatnego interesu polecającego Daniela Obajtka i nie miały znaczenia ekonomicznego oraz nie dotyczyły bezpieczeństwa fizycznego i gospodarczego spółki».
Po wyjściu z prokuratury Obajtek stanowczo odrzucił zarzuty. «Usłyszałem zarzuty, nie przyznałem się do winy. Nie zrobiłem nic, broniłem interesów koncernu» – oświadczył dziennikarzom. Stwierdził też, iż «prokuratura dziś jest polityczna» i podkreślił: «Nie śledziliśmy posłów, dbaliśmy o interes gospodarczy firmy».
Demonstracja poparcia
Przed budynkiem prokuratury zgromadzili się zwolennicy byłego prezesa Orlenu. Obajtek zwrócił się do nich przed przesłuchaniem: «Dla mnie to wielki zaszczyt, iż jestem tu z wami, iż przyszliście, iż doceniacie cały dorobek naszego narodowego koncernu». Demonstranci skandowali hasło «Murem za Obajtkiem».
Premier Donald Tusk twierdził w marcu ubiegłego roku, iż detektyw wynajęty przez Obajtka śledził posłów opozycji. «W tym przypadku Marcina Kierwińskiego, Jana Grabca, Andrzeja Halickiego» – wskazał. Przesłuchanie Obajtka było możliwe po tym, jak Parlament Europejski uchylił w październiku jego immunitet poselski.
Uwaga: Ten artykuł został stworzony przy użyciu Sztucznej Inteligencji (AI).







