Cesarzowa leżała w balii z gorącą wodą. Na dworze było zimno, a unosząca się para przysłaniała nieco widok na świat okryty cieniutką warstwą bieli. Dopiero spadł pierwszy śnieg. Mróz szczypał w policzki, ale podobno działało to doskonale na cerę, więc Słaumi nie zwracała na to uwagi. Wydawała się zrelaksowana, choć jeżeli ktoś znał ją tak dobrze jak Krztur, mógł dostrzec pewien rodzaj napięcia jaki w sobie kryła.
– To było naprawdę dobre dziesięć lat – zauważył popijając z kielicha coś, co nazywano nie bez przyczyny nektarem bogów. Robił to już od jakiegoś czasu i był w wyraźnie dobrym humorze. W przeciwieństwie do władczyni.
– No właśnie – westchnęła – minęło dziesięć lat, a wydaje się, iż to wszystko zaczęło się zaledwie wczoraj.
– Z perspektywy pałacu to naprawdę niewiele… Stakor rządził dłużej, a nie zrobił połowy tego co Ty.
– Stakor, pałac… Z perspektywy Archipelagu to było mgnienie oka, ale dla mnie? Dziesięć najlepszych lat minęło. Zauważyłeś, iż się postarzałam?
Krztur pociągnął spory łyk zanim zdecydował się na odpowiedź.
– Dojrzałaś – jak my wszyscy. Zyskałaś doświadczenie, którego na początku nam brakowało, kiedy obaliliśmy Dyktatora. Jesteś rozsądną, wyważoną, a jednocześnie zdecydowaną osobą – moim zdaniem jesteś znacznie lepszą władczynią niż dziesięć lat temu.
– Ech, nie o tym mówiłam, ale widzę, iż się uparłeś udawać, iż nie rozumiesz o czym mówię – wzięła głęboki wdech po chwili znikając pod wodą.
Krztur pociągnął kolejny łyk z kielicha i przeszedł się po tarasie spoglądając z góry na Pieślę. Nie był ciepło ubrany, ale nie odczuwał chłodu. Zwykle nie reagował na zimno tak jak inni ludzie. Spoglądając na miasto zamyślił się analizując wszystko co udało im się w ciągu tych lat zrobić. Ze wspomnień wyrwał go głos cesarzowej.
– Jak myślisz, co było największym sukcesem? – zapytała Słaumi jakby czytała mu w myślach.
– A wiesz, iż właśnie się nad tym zastanawiałem? Tak naprawdę nie ma jednej, spektakularnej rzeczy, bo nie budowałaś swojego pomnika, pałacu mającego wywyższyć Cię nad innych władców, czy świątyni, której widok miałby ludziom zapierać dech w piersiach…
Przyboczny cesarzowej potrząsnął głową.
– Nie. Ty zrobiłaś to, czego nie zrobił nikt przed Tobą. Zadbałaś o zwykłych ludzi. O ich domy, o ich zdrowie i potrzeby. Zmieniłaś zasady rozwoju całej Pieśli. Kiedy obiecywałaś coś zrobić zawsze dotrzymywałaś słowa. Nieważne z jakimi problemami musiałaś się mierzyć. Twoim sukcesem jest Pieśla taka, jaką jest dzisiaj.
– Ale lud nie jest zadowolony – z grymasem na twarzy sprzeciwiła się władczyni.
– Ludzie zawsze narzekają… Poza tym łatwo ich podburzyć, bo nie myślą racjonalnie, a zawsze znajdzie się ktoś chętny na zajęcie Twojego miejsca. Myślisz, iż Różyczka osiągnąłby choć ułamek tego co zrobiłaś? On choćby nie ma takich zamiarów. Zresztą… poczekaj kolejne dziesięć, może dwadzieścia lat. Dopiero z perspektywy czasu pewne rzeczy widzi się wyraźniej. Jestem przekonany, iż zapisałaś się w historii Archipelagu, a przecież nie powiedziałaś jeszcze ostatniego słowa.
– Królewskie łaźnie…
– jeżeli ten projekt się powiedzie wypełnisz ostatnie zobowiązania. Wbrew przeciwnikom, którym zależy jedynie na sabotowaniu Twojej pracy. Atakują, krytykują, przeszkadzają, bo dokładnie tak jak ja wiedzą, iż oni nie byliby wstanie osiągnąć tego samego. Im więcej Tobie się udaje tym marniejsi, mniej istotni i nie mający niczego do zaoferowania wydają się wszyscy barbarzyńcy i sPiSkowcy.
Cesarzowa przemyła twarz ciepłą wodą obserwując parę unoszącą się z jej rąk. Służący właśnie dolewał wrzątku. Przyjemne uczucie ciepła rozeszło się po całym jej ciele.
– Wchodzisz? Zimno mi kiedy na Ciebie patrzę. Wiem, iż nie zamarzniesz, ale…
Krztur wzruszył ramionami, ale bez sprzeciwu rozebrał się i zajął miejsce obok władczyni.
– To było dobre dziesięć lat – zamknął oczy zanurzając się w wodzie. Przez zmrożoną skórę przebijało się ciepło. Odczuwał to jak dziesiątki igieł wbijanych w ciało. Dziwne, ale i przyjemne uczucie – Zrobiliśmy więcej niż przypuszczałem. Wygraliśmy bitwy, których nie mieliśmy prawa wygrać, postawiliśmy budowle, o których choćby nie marzyliśmy.
– A co dalej?
– Dalej będziemy robić swoje aż nadejdzie kres. Będziemy rozwijać Pieślę, dokończymy królewskie łaźnie, a na koniec stoczymy walkę aby obronić Archipelag przed barbarzyńcami, którzy nie potrafią tworzyć, budować i cieszyć się życiem, zamiast tego pozostawiając po sobie tylko zgliszcza.
– W końcu przegramy. Nie da się wygrać wszystkich bitew.
– Wtedy po latach ludzie będą wspominać okres Twoich rządów i tęsknić za Tobą. Będą pamiętać o świetności Pieśli, snuć opowieści, tworzyć pieśni i żałować, iż pozwolili to wszystko zrujnować.
Po tych słowach zamilkli i pogrążyli się w zadumie. Dekada. Minione lata dla władczyni i jej przybocznego były wyjątkowe. Każde z nich wspominało jednak miniony czas z innej perspektywy. Cisza, która zapadła nie męczyła ich. Przez lata nauczyli się, iż nie tylko bitwy i spory, ale także spokój i wytchnienie mają swoje znaczenie.
Zapadał wieczór. Krztur spod przymkniętych powiek spoglądał na miasto. Cesarzowa zamknęła oczy i pogrążyła się w półśnie. Z bali pełnej wciąż gorącej wody unosiła się para. Mieszkańcy Archipelagu nieświadomi myśli i rozterek władczyni zajmowali się swoimi zwykłymi, codziennymi sprawami.
c.d.n.
(przeczytaj wszystkie odcinki Dyktatora…)
Tiopental Veritaserum
“Dyktator 7 wysp archipelagu Pieśla”, “Cesarzowa Pieśli” – odcinek 103
* Opowiadanie fikcyjne, ewentualne podobieństwo do osób i zdarzeń faktycznych jest przypadkowe.