Deokupcja

bezkamuflazu.pl 1 rok temu

Warmapper – serwis zajmujący się codzienną aktualizacją map ukraińsko-rosyjskiej wojny na podstawie zweryfikowanych informacji – opublikował interesujące statystyczne zestawienie. To kubeł zimnej wody zarówno na łby wielbicieli ruskiego miru, przekonujących o „wielkim rosyjskim zwycięstwie” i rychłym upadku Kijowa, ale i strumień chłodnego realizmu wylany na głowy zwolenników Ukrainy, pewnych, iż „teraz to już z górki”. O co chodzi?

Najpierw, tytułem wprowadzenia, poświęćmy nieco uwagi kwestii zysków/strat terytorialnych. Wielkość zajętego terytorium jest jednym z wyznaczników odniesionego zwycięstwa, analogicznie zatem strata to miara porażki. Ale… Ale można przegrać wojnę nie utraciwszy terenów – własnych bądź wcześniej zdobytych. Przykład armii niemieckiej z czasów I wojny światowej pasuje do tej sytuacji niemal jak ulał. W listopadzie 1918 roku Niemcy panowały nad rozległymi obszarami należącymi niegdyś do cesarskiej rosji, ich wojska wciąż znajdowały się na terytorium Francji i Belgii (choć teren objęty okupacją znacząco uległ zmniejszeniu po alianckich ofensywach). A mimo to Berlin musiał poprosić o rozejm – armia i społeczeństwo były bowiem zbyt wyczerpane czteroletnią wojną, by myśleć o jej kontynuacji. Ten klimat potwornego zmęczenia doskonale oddaje „Na zachodzie bez zmian”, tak w klasycznej książkowej odsłonie, jaki i w najnowszej, zeszłorocznej filmowej adaptacji.

Wróćmy do Ukrainy – z danych Warmappera wynika, iż rosjanie okupują w tej chwili 17,5 proc. tego kraju. To ponad 105 tys. km kwadratowych (z 604 tys.), tyle co niemal jedna trzecia powierzchni Polski (i obszar odpowiadający wielkości 3,5 Belgii). Sporo? Owszem, ale był czas – pod koniec marca ubiegłego roku – iż pod okupacją wojsk rosyjskich znajdowało się prawie 26 proc. Ukrainy. Przed 24 lutego 2022 roku Moskwa kontrolowała 7 proc. ukraińskiego terytorium – mowa tu Krymie i tak zwanych republikach ludowych (donieckiej i ługańskiej). Zatem przez kilka pierwszych tygodni pełnoskalowej inwazji moskalom udało się zająć niemal jedną piątką Ukrainy, co z wcześniejszymi zdobyczami oznaczało okupację przeszło jednej czwartej kraju.

Ale później mieliśmy haniebną ucieczkę rosjan spod Kijowa, następnie ciężkie walki w Donbasie, które dały moskalom prawie pełną kontrolę nad obwodem ługańskim. Potem zaś przyszła ukraińska kontrofensywa na charkowszczyźnie, kolejna na chersońszczyźnie, w wyniku których rosyjski stan posiadania znów się skurczył. Zwróćmy jednak uwagę na skalę tego sukcesu ZSU – w obu operacjach wyzwolono mniej niż 3 proc. terytorium Ukrainy.

Z drugiej strony, rosyjska ofensywa zimowa – która wedle zamierzeń Kremla miała roznieść ukraińskie linie obronne – skończyła się zdobyczami terytorialnymi poniżej 1 proc. powierzchni zaatakowanego kraju. Jej finalny akord w postaci wzięcia Bachmutu odtrąbiono w propagandzie jako wielki sukces, skrzętnie pomijając fakt, iż cała zimowa operacja zaczepna kosztowała życie i zdrowie 100 tys. żołnierzy i wagnerowców.

Ukraińskie sukcesy z czerwca i lipca również nie powalają na nogi, mówimy bowiem o obszarze odbitego terenu odpowiadającym połówce procenta całości powierzchni Ukrainy. W lipcu było to 85 km kwadratowych.

Tak doszliśmy do wspomnianych 17,5 proc., przez cały czas stanowiących pokaźną liczbę, która zarazem mówi nam, iż rosjanie utracili dotąd niemal połowę obszaru, jaki zajęli po 24 lutego 2022 roku. Trudno więc mówić o ich „wielkim zwycięstwie”, ale czy jest to porażka?

Jako się rzekło – choć zdobycze/straty są wskaźnikiem (nie)powodzenia działań zbrojnych, wcale nie muszą mieć decydującego wpływu na ostateczny wynik zmagań. Zwłaszcza w konfliktach na wyniszczenie, jak wspomniana I wojna światowa. Działania zbrojne w Ukrainie noszą wiele cech takiej wojny, czego najlepszym przykładem pozostaje uporczywa obrona Bachmutu. W przypadku Ukraińców nie chodziło w niej o teren, a o jak najdłuższe absorbowanie jak największych rosyjskich sił – i o stopniową, konsekwentną ich dezintegrację. W tym ujęciu bachmucka wiktoria rosjan jak żywo przypomina pyrrusowe zwycięstwa pierwszowojennych ofensyw.

Obecnie identyczną strategię wykrwawienia wroga starają się zastosować rosjanie na Zaporożu. Temu służy twarda obrona na umocnionych pozycjach i co rusz ponawiane kontrataki. Na szczęście Ukraińcy nie walczą tak desperacko i beznadziejnie źle jak wagnerowcy pod Bachmutem – więc nie ginie ich tak wielu. Ale choćby jeżeli „mają z górki”, to przed nimi i tak długa, żmudna droga.

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Nz. Leopard 2 gdzieś w rejonie walk/fot. ZSU

Idź do oryginalnego materiału