Determinacja

bezkamuflazu.pl 1 rok temu

Od końca lutego ub.r. do połowy stycznia br. Ukraina otrzymała wsparcie militarne w wysokości 65 mld euro, co stanowi 135 proc. budżetu wojskowego rosji za 2022 rok. Czy putin spodziewał się tak wielkiej reakcji Zachodu? Z pewnością nie. Gdyby miał kryształową kulę i zerkał w przyszłość – gdzie dostrzegłby owo wsparcie, ale i inne skutki wywołanej przez siebie wojny – do inwazji by nie doszło. Dziś trudno się wycofać – bo dla putlera to wyrok śmierci – tym niemniej w lutym 2022 roku zawinięcie wojska do domu nie zostałoby odebrane jako słabość rosji i jej führera. Ba, uważam wręcz, iż znaleźliby się ważni politycy największego kalibru, którzy dziękowaliby Moskwie za „deeskalację i zachowanie pokoju”, pozwalając jej na pozostanie w „klubie poważanych mocarstw”.

No ale putler jest geniuszem geopolityki i ma do dyspozycji „drugą armię świata” – więc wyszło jak wyszło.

Zachodnie wsparcie w połączeniu z coraz bardziej dotkliwymi sankcjami, są najlepszym dowodem determinacji wolnego świata. Determinacji dziś oczywistej, na którą rosja nie może zamykać oczu, bo przelicytuje i ucierpi jeszcze bardziej.

O czym wspominam w kontekście Mołdawii. Moskwa rzeczywiście próbuje podburzać tę część Mołdawian, u których żywe są sowieckie sentymenty i prorosyjskie sympatie (to jakieś 30 proc. populacji). Istotnie, ma to cechy wojny hybrydowej, wszak celem protestów jest wywołanie ostrego kryzysu politycznego w najbiedniejszym kraju Europy. Kraju dotkniętym separatystycznym rakiem w postaci prorosyjskiego Naddniestrza – zbuntowanej prowincji, w której stacjonują moskiewskie „siły pokojowe”. W państwie graniczącym z Ukrainą, z którą rosja prowadzi regularną wojnę. Zresztą i bez tej wojny Mołdawia Moskwie nie leżała. Znacząca część elit politycznych i społeczeństwa zorientowała się na zachód, ku integracji z Europą, a przecież mówimy o dawnej radzieckiej republice, „tradycyjnej” rosyjskiej strefie wpływów.

Przed rokiem jednemu z rosyjskich zgrupowań inwazyjnych postawiono zadanie zdobycia wybrzeża Morza Czarnego, połączenia Krymu z Naddniestrzem, „zszycia rosyjskich ziem”. Na drodze stanęła armia ukraińska, ale gdyby nie jej opór, dziś prawdopodobnie nie byłoby już Mołdawii (podobnie jak Ukrainy). Dotarłszy do Naddniestrza, ruskie „zintegrowałyby” zbuntowany region z resztą państwa. Fizyczna obecność mas rosyjskiego wojska byłaby tu czynnikiem decydującym.

Czynnikiem, który dziś nie istnieje.

Komponent wojsk rosyjskich w Naddniestrzu liczy 1500-2000 żołnierzy, adekwatnie pozbawionych sprzętu ciężkiego. „Armia” separatystycznej republiki jest kilka większa, zaś potencjał mobilizacyjny pozwala na wystawienie kilkunastu tysięcy ludzi. I owszem, mołdawskie wojsko to zaledwie trzy tysiące żołnierzy, słabo wyszkolonych i uzbrojonych, ale…

Ale Mołdawia leży między Ukrainą a Rumunią, z dala od rosji. Przy granicy z Naddniestrzem znajdują się co najmniej trzy ukraińskie brygady osłaniające pobliską Odessę (również pełną wojska). To kilkanaście tysięcy żołnierzy, z których większość ma doświadczenie bojowe z walk na północy i wschodzie Ukrainy. Bardzo przyzwoicie wyposażonych i wyekwipowanych. A mowa wyłącznie o jednostkach gotowych do użycia „na już”. Oficjalnie Kijów niczego nie zapowiada, ale z wojskowego punktu widzenia jest oczywiste, iż Ukraińcy nie pozwolą sobie na prorosyjską rebelię za własnymi plecami. Że w razie potrzeby – i przy braku innych alternatyw – wesprą prozachodnie i proukraińskie władze Mołdawii, za którymi stoi większość obywateli tego kraju. Ukraińską armię „stać” na takie zaangażowanie – nie odbędzie się ono kosztem frontu w Donbasie czy Zaporożu.

Ale właśnie – inna alternatywa. Wśród prozachodnich Mołdawian jest wielu zwolenników zjednoczenia Mołdawii z Rumunią. Dwa lata temu poparcie dla takiego pomysłu wyrażało 44 proc. społeczeństwa (sondaż nie obejmował mieszkańców Naddniestrza). Zjednoczenie nie jest programem politycznym obecnych władz w Kiszyniowie – jest nim integracja z Europą na warunkach pełnej podmiotowości – tym niemniej w realiach rosyjskiego zagrożenia Rumunia, członek NATO, jawi się jako strategiczny partner. Oczywiście, Rumunii daleko do wojskowej potęgi, a Sojusz to organizacja kolektywna. Bukareszt samodzielnie nie zdecyduje się na jakąkolwiek interwencję w Mołdawii, ale…

Ale w NATO jest dziś większe wyczulenie na oceny i oczekiwania państw wschodniej flanki. Bo to one nie myliły się w diagnozach dotyczących rosyjskiego zagrożenia. I to one są zagrożone. Zrewoltowana i w efekcie przejęta przez (pro)ruskich Mołdawia to dla Rumunii wyzwanie podobne do tego, z jakim mierzyłaby się Polska po niedoszłej klęsce Ukrainy. Sojusznicy zaś udowodnili już, iż są w stanie podejmować niepopularne decyzje, ponad krajowymi interesami. I putin dobrze o tym wie – i mając rumuńską/natowską interwencję w puli potencjalnych ryzyk, nie zdecyduje się wyjść poza poziom inicjowania społecznych ruchawek.

Nawet gdyby chciał hybrydowe harce zmienić w twardą wojskową interwencję (zagrać va banque z przekonaniem, iż tak daleko NATO się nie posunie, a Ukraińcy są „za krótcy”) – nie bardzo ma czym podziałać. W teorii istnieją dwa sposoby na dotarcie do Mołdawii „wyzwoleńczych” wojsk – za sprawą desantu morskiego bądź operacji powietrznodesantowej.

I tu kłopocik, bo WDW są tak zdziesiątkowane, iż nie bardzo nadają się do jakieś poważniejszej akcji. No i przerzut spadochroniarzy z Krymu to ryzykowana operacja – ukraińska obrona przeciwlotnicza w rejonie Odessy jest silna i wiele wyładowanych spadochroniarzami Iłów-76 nie dotarłoby do celu. A co dopiero mówić o utrzymaniu mostu powietrznego. Czysto teoretycznie ruskie mogłyby zdusić seriami potężnych uderzeń ukraińską OPL w regionie – ale skoro nie zrobili tego do tej pory, w innych częściach kraju, mając silniejsze motywacje niż podpalenie Mołdawii, to dlaczego akurat tu miałoby im się udać? Szczerze wątpię.

Jeśli idzie o desant morski, to musiałby on nastąpić na obszarze Jedysanu czy dalej na południowym-zachodzie, w Budziaku – tym kawałku Ukrainy, który leży „pod” Mołdawią (Mołdawia nie ma bezpośredniego dostępu do morza). Najlepiej zaś w Odessie, gdzie istnieją dogodne warunki do wyrzucenia wojska. ale Odessa to twierdza, a wspomniane wcześniej tereny niespecjalnie nadają się do desantu, co nie zmienia faktu, iż jest tam sporo ukraińskiego wojska i „niespodzianek” dla ewentualnych śmiałków. Tyle iż śmiałków niespecjalnie dużo, bo rosyjska piechota morska również została solidnie przeflancowana (ostatnio pod Wuhłedarem). No i ludzie to jedno, pozostało sprzęt i sposób, w jaki się go używa. Po kompromitującej utracie flagowego krążownika „Moskwa”, rosjanie trzymają się z dala od ukraińskich wybrzeży, dobrze nasyconych zestawami rakiet przeciwokrętowych. Jedyne, na co stać flotę czarnomorską, to walenie rakietami kalibr w ukraińskie miasta. Z baaaardzo bezpiecznej odległości…

PS. W sieci krąży filmik, na którym widać kolumnę rumuńskiego wojska – czołgi, zestawy przeciwlotnicze Gepard i rakietowe Himars – zmierzające rzekomo ku mołdawskiej granicy. Ta informacja to fejk. Kolumna została sfilmowana 22 listopada 2022 roku w mieście Alba Iulia w Siedmiogrodzie. „Film powstał podczas prób przed uroczystością wojskową zorganizowaną w związku z obchodami święta narodowego Rumunii”, napisano w komunikacie ministerstwa obrony.

—–

Zbieranie informacji i ich opracowywanie to pełnowymiarowa praca. Będę zobowiązany, jeżeli mnie w tym wesprzecie. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Nz. Wizyta króla Karola na poligonie w Wielkiej Brytanii, gdzie szkolą się ukraińscy żołnierze. Doskonały symbol determinacji Zachodu/fot. Центр стратегічних комунікацій та інформаційної безпеки

Idź do oryginalnego materiału