"Nasze delegacje osiągnęły wspólne zrozumienie co do kluczowych warunków porozumienia omawianych w Genewie" - oświadczył Rustem Umerow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy. We wtorek (25 listopada) przed południem zapewnił, iż Kijów "docenia produktywne i konstruktywne spotkania delegacji ukraińskiej i amerykańskiej, które odbyły się w Genewie, a także nieustanne wysiłki prezydenta Trumpa, mające na celu zakończenie wojny". "Liczymy teraz na wsparcie naszych europejskich partnerów w dalszych działaniach" - dodał Umerow.
REKLAMA
Dwa dni wcześniej o planie pokojowym dla Ukrainy rozmawiały delegacje z Kijowa i Waszyngtonu. Obecni byli również doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec oraz przedstawiciele Włoch. Delegacji z Polski nie było. - Jest to powód dużego niepokoju. Ta nieobecność jest spowodowana tym, iż Polski po prostu nikt nie zaprosił. To efekt nieudolności polskiej dyplomacji, ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego i premiera Donalda Tuska - ocenia Jan Piekło, ambasador RP w Ukrainie w latach 2016 - 2019 w rozmowie z Gazeta.pl.*
"Musimy rozwiązać pewne rzeczy na własnym podwórku"
Były ambasador przypomniał, iż premier Donald Tusk i wicepremier Radosław Sikorski w przeszłości sugerowali publicznie, iż Donald Trump miał powiązania z rosyjskim wywiadem. - To powoduje, iż sytuacja jest wyjątkowo niekomfortowa zarówno dla Amerykanów, jak i dla partnerów europejskich - Niemiec, Francji, Brukseli. Widać, iż ich [Donalda Tusk i Radosława Sikorskiego - red.] obecność nie mogłaby pomóc w rozwiązaniu kwestii związanych z pokojem w Ukrainie - podkreśla Jan Piekło.
Według dyplomaty Warszawa powinna wykorzystać kanał komunikacyjny, jaki posiada prezydent Polski. - Rząd atakuje prezydenta, spychając do roli kogoś, kto ma realizować zadania rządu. To jest w tej chwili wielki problem dla naszej sytuacji w świecie i również dla nas samych, obywateli żyjących w tym kraju - wskazuje ambasador Piekło. Jego zdaniem brak zaproszenia dla Polski to nie tylko decyzja Waszyngtonu, ale też Berlina, Paryża, Londynu, ponieważ Europejczycy widzą, iż obecność Warszawy byłaby kontrproduktywna.
Jesteśmy kluczowym krajem. Jesteśmy krajem frontowym, który graniczy z Ukrainą, Białorusią i Rosją. Jesteśmy krajem ważnym. I na pewno świadomość tego jest obecna w Europie i Stanach Zjednoczonych. Tyle tylko, iż musimy rozwiązać pewne rzeczy na własnym podwórku. Prezydent, którego wybraliśmy, może pomóc w rozmowach na temat polskiej roli w regionie, strukturach NATO i w obliczu konfliktu - przekonuje Jan Piekło.
"Putin po prostu nie chce zawierać pokoju"
Z Kijowa i Waszyngtonu po rozmowach popłynęły komunikaty, iż Ukraina i Stany Zjednoczone są o krok bliżej porozumienia w sprawie warunków zakończenia wojny z Rosją. - Nie bardzo wierzę, iż w tej chwili uda się zakończyć wojnę Rosji z Ukrainą pokojowo. Słychać głosy z Moskwy, iż pokój adekwatnie nie wchodzi w rachubę - zauważa Piekło. Na pytanie, czy koniec wojny zależy tylko od Moskwy, dyplomata przekonuje: - Również od Chin, ponieważ Chińczycy są zainteresowani, żeby ten konflikt trwał i żeby Zachód musiał zwracać uwagę na to, co się dzieje w Ukrainie. W tym czasie Chińczycy będą sobie załatwiać sprawy związane z Tajwanem. Tam już rośnie agresywna retoryka w stosunku do Japonii. Chińczycy mają swój cel w tym, żeby nie pozwolić Putinowi na pokój. Zresztą Putin po prostu nie chce zawierać pokoju, to widać - rozwiewa wątpliwości nasz rozmówca.
Musimy się oswoić z myślą, iż Putin nie jest człowiekiem, z którym można się zrozumieć i dogadać. Za nim stoją Chiny, które są wrogiem Ameryki. Oni chcieliby zdominować Europę i nie ma tam nastrojów koncyliacyjnych. Mam nadzieję, iż się mylę, ale odnoszę wrażenie, iż ten konflikt będzie trwał, może się przerodzić w bardziej agresywną formę, a wojna może ulec rozszerzeniu. Tymczasem w fazie przygotowania jest nowy teatr wojenny - Pacyfik i Tajwan - wskazuje Piekło.
Rozwiązanie wojny w Ukrainie dyplomata widzi w odejściu Putina - naturalnym lub poprzez odsunięcie go od władzy. - Myślę, iż to prawdopodobnie doprowadziłoby do rozpadu Rosji. Stałoby się dokładnie to, co po rewolucji bolszewickiej: zapanowałby chaos i doszłoby do wojny domowej - podsumowuje rozmówca Gazeta.pl.
Pierwsze opinie po rozmowach w Genewie
Biały Dom stwierdził, iż nowa wersja umowy zawiera wzmocnione gwarancje bezpieczeństwa i iż delegacja ukraińska uznała ją za "odzwierciedlającą interesy narodowe Ukrainy". Pierwotna, 28-punktowa lista warunków przerwania wojny, zakładała ustępstwa ze strony Ukrainy i stawiała w uprzywilejowanej pozycji Rosję. Portal Axios podawał, iż plan miał być opracowany z Rosją i dotyczyć m.in. uznania - w tym przez USA - Krymu i obwodów: ługańskiego i donieckiego za "de facto rosyjskie", a kolejne dwa obwody: chersoński i zaporoski miały być zamrożone wzdłuż linii kontaktowej. Rosja miała zrzec się terytoriów, które w tej chwili kontroluje poza tymi pięcioma regionami. Z kolei wojska ukraińskie miały wycofać się z części obwodu donieckiego, który w tej chwili kontrolują, a strefa wycofania miała zostać uznana za neutralną buforową strefę zdemilitaryzowaną. Zgodnie z dokumentem liczebność ukraińskich żołnierzy miała być zredukowana z 900 do 600 tysięcy osób. Jeden z 28 punktów planu dotyczył Polski i stacjonowania na jej terytorium europejskich myśliwców.
Według dziennika "Financial Times", projekt porozumienia po rozmowach w Genewie został skrócony z 28 do 19 punktów, ale kwestie takie jak ustępstwa terytorialne Ukrainy na rzecz Rosji, mają zostać omówione między prezydentami USA i Ukrainy. Europejscy przywódcy podczas nieformalnego szczytu Rady Europejskiej w stolicy Angoli Luandzie sprzeciwiali się zmniejszeniu liczebności ukraińskiej armii w czasie pokoju. Tego miała zażądać Moskwa.
Prezydent Ukrainy w poniedziałek wieczorem przyznał, iż "wiele zależy od Ameryki". "Rosja rozpoczęła tę wojnę i to Rosja musi ją zakończyć. Tworzymy ku temu niezbędne warunki poprzez dialog z naszymi partnerami" - napisał Zełenski. 10 godzin później poinformował o zmasowanym ataku Rosji na Ukrainę, między innymi na Kijów. Zginęło co najmniej 6 osób.
*Jan Piekło – polski dziennikarz, ekspert ds. mediów, długoletni dyrektor wykonawczy Poland-America-Ukraine Cooperation Initiative, w latach 2016–2019 ambasador Rzeczypospolitej Polskiej na Ukrainie, powołany na to stanowisko przez rząd PiS.







