Dołączyć do najlepszych

polska-zbrojna.pl 5 godzin temu

Nasz przemysł obronny znajduje się w tej chwili w przełomowym, historycznym momencie. Wiele czynników sprawiło, iż mamy właśnie ogromną szansę, aby nadrobić dzielący nas dystans do Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Czy podpisany niedawno z Francją traktat o strategicznej współpracy może zaowocować zdobyciem przez polskie firmy obronne nowych rynków zbytu? Tak, o ile adekwatnie spojrzymy na nasz potencjał, mierząc siły na zamiary.

Różnego typu okręty wojenne. Samoloty i śmigłowce. Czołgi, bojowe wozy piechoty, kołowe transportery opancerzone oraz wszelakie pojazdy logistyczne. Systemy artyleryjskie – zarówno rakietowe, jak i lufowe. Broń osobista. Systemy łączności, walki radioelektronicznej oraz wsparcia dowodzenia. Radary. W tym miejscu pozwolę sobie skończyć tę wyliczankę, ponieważ wymienienie wszystkich produktów oferowanych przez francuski przemysł zbrojeniowy byłoby bardzo trudne. Trójkolorowi produkują bowiem prawie wszystko, czego potrzebuje ich armia, a jeżeli czegoś akurat sami nie wytwarzają, to starają się, aby ich firmy były podwykonawcami kluczowych elementów.

Od razu chciałbym podkreślić, iż nie zamierzam porównywać obecnego potencjału polskiej i francuskiej zbrojeniówki. Z wielu powodów byłoby to absolutnie bezzasadne – zaczynając od uwarunkowań ustrojowych, poprzez historyczne, na geopolitycznych skończywszy. Przez ostatnie dwieście lat (od rewolucji przemysłowej) nasz przemysł obronny nie miał takich samych warunków do rozwoju, jak jego francuski odpowiednik. My podnosiliśmy się po zaborach, potem zderzyliśmy się z imperializmem niemieckim i rosyjskim, by po prawie pięciu dekadach pod butem sowieckim zmagać się z ustrojową przebudową kraju.

Co w tym czasie robiła Francja? W obu wojnach światowych była po stronie zwycięzców i na tej fali w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku rozpoczęła budowę własnej potęgi militarnej, mając ambicję bycia supermocarstwem. Co najistotniejsze, oparła się w tym dążeniu na własnej gospodarce, na silnych firmach zbrojeniowych, które miały być niezależne zarówno od potencjalnych wrogów, jak i sojuszników. Jak bardzo zdeterminowana była Francja w tym dążeniu, najlepiej pokazuje fakt, iż w 1966 roku zdecydowała się wystąpić z NATO, nie godząc się – w jej rozumieniu – z dominacją w Sojuszu USA i Wielkiej Brytanii.

REKLAMA

Efekty takiej supermocarstwowej polityki zaowocowały tym, iż francuski przemysł opracował na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dla tamtejszej armii własne czołgi, samoloty i śmigłowce, okręty nawodne i podwodne, systemy artylerii rakietowej i lufowej, czyli w ogromnym skrócie broń, której produkcja była wówczas równoznaczna z pełną niezależnością technologiczną od USA.

Na pytanie, czy dziś można mówić o Francji w takim samym kontekście, odpowiedź nie jest już taka prosta. Trójkolorowi w ostatnich dekadach tak mocno postawili na europejską integrację, iż pozbyli się sporej części narodowych zdolności przemysłowych na rzecz wielonarodowych inicjatyw – jak chociażby francusko-niemiecki koncern KNDS, który produkuje dla nich czołgi i BWP-y, albo francusko-niemiecko-hiszpański koncern Airbus (produkujący samoloty, śmigłowce i drony). Ale choćby mając na uwadze to, iż dziś spora część francuskiej zbrojeniówki szczyci się flagą UE na swoich produktach, nie zmienia to faktu, iż zalicza się do ścisłej światowej czołówki.

W tym miejscu zasadne jest pytanie: a jak wypada na tym tle polska zbrojeniówka? Cóż, musimy być realistami – poza nielicznymi wyjątkami jesteśmy „europejskim średniakiem”. Jestem jednak mocno przekonany, iż to tylko ocena „tu i teraz”, gdyż nasz przemysł obronny znajduje się w przełomowym, historycznym momencie. Wiele czynników sprawiło, iż mamy właśnie ogromną szansę, aby nadrobić dzielący nas dystans do Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii.

Owszem, najłatwiej powiedzieć, iż to wojna w Ukrainie sprawiła, iż możemy wydawać więcej na zbrojenia, czyli kupować więcej broni w polskich firmach. Jednak to ogromne uproszczenie, bardzo niesprawiedliwe dla kolejnych polskich rządów. To bowiem nie w 2022 roku, ale znacznie wcześniej uruchomiliśmy program modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP, który zakłada (w ogromnym skrócie) wymianę przestarzałej techniki wojskowej na nowe rozwiązania – od czołgów po okręty.

To właśnie na potrzeby modernizacji armii powstała nowa polska armatohaubica Krab, nowy polski bojowy wóz piechoty Borsuk, nowoczesny system obrony powietrznej nazywany Tarczą Polski, nowe niszczyciele min Kormoran II, karabinki Grot, rakiety Piorun, drony FlyEye i Warmate. I bez wahania po tej wyliczance można powiedzieć – to naprawdę są produkty światowego formatu, albo nieustępujące zagranicznym odpowiednikom, albo od nich lepsze. Czyli jednym słowem, znamy się na nowych wojskowych technologiach.

Kilka dni temu Polska podpisała traktat o strategicznej współpracy z Francją. Mam nadzieję, iż zostanie on wykorzystany do wzmocnienia naszego przemysłu obronnego poprzez zacieśnienie współpracy z francuskim odpowiednikiem. Bo tak jak nie bardzo widzę szansę na to, iż nasi trójkolorowi sojusznicy nagle zaczną masowo kupować polską broń, tak jestem głęboko przekonany, iż możemy być wartościowymi partnerami dla francuskich firm, ich podwykonawcami (nie w produktach przez nas kupowanych, ale na zasadach czysto biznesowych). Liczę również na to, iż traktat przełoży się na wspólne projekty obronne – np. moglibyśmy wejść w program nowego czołgu podstawowego lub samolotu bojowego kolejnej generacji, stając się jego pełnoprawnymi uczestnikami. To chyba nie jest naiwność z mojej strony, iż wierzę, iż bliska kooperacja obronna i przemysłowa z Francją, oparta na partnerstwie, a nie „klientyzmie”, może być kołem zamachowym, którego potrzebujemy.

Krzysztof Wilewski , publicysta portalu polska-zbrojna.pl
Idź do oryginalnego materiału