„Mamy prawie 50 tys. żołnierzy z doświadczeniem bojowym”, podkreślał pewien pułkownik, wykładowca ówczesnej Akademii Obrony Narodowej. „To połowa armii”, mówił, wyraźnie zadowolony. „Znakomity kapitał na przyszłość”, dodał. Zakwestionowałem jego optymizm, chyba nazbyt grubiańsko; w każdym razie rozstaliśmy się w niezgodzie. ale mowa o człowieku, który miał dość intelektualnej uczciwości, by po czasie przyznać: „Masz rację”. „Doświadczenie z Iraku i Afganistanu na kilka się zda w Europie”, usłyszałem, tym razem już przez telefon.
Był rok 2012, armię rzeczywiście mieliśmy ostrzelaną. I doświadczoną w realizacji zadań w ramach wielonarodowego kontyngentu; tyle wygrać. Ale istota tego treningu sprawdzała się do udziału w konflikcie asymetrycznym, antypartyzanckim – a więc o względnie niskiej intensywności – w dodatku prowadzonym w bardzo specyficznych warunkach geograficznych. Nie do powtórzenia w Europie, w konfrontacji z przeciwnikiem takim jak rosja.
Wojna, która wybuchła na wschodzie Ukrainy dwa lata później, w pełni to potwierdziła.
Po co o tym piszę? Ano mamy wysyp opinii, wedle których „już za chwileczkę, już za momencik”, armia rosyjska uderzy na Europę. No więc pytam, czym? Prymitywnie przerobionymi moskwiczami i ładami, wózkami golfowymi? Stadem pędzonych „wpieriod!” kalek? Oczywiście, celowo uwypuklam rosyjskie słabości – są w wojsku putina przyzwoicie wyekwipowane komponenty – ale co do zasady, siły zbrojne federacji pozostają cieniem samych siebie sprzed trzech lat. Liczniejszą, ale dramatycznie niedoposażoną strukturą, która na odzyskanie potencjału sprzed 24 lutego 2022 roku potrzebuje co najmniej 10 lat. Cudów nie ma, sowieckie zapasy „wyszły”, a przemysł – wbrew propagandowym twierdzeniom – nie jest w stanie produkować wielkich mas uzbrojenia.
Odrębną kwestią pozostaje jego jakość – dotychczasowa okazała się niewystarczająca choćby do pokonania Ukrainy. Zatem w ciągu tej dekady należałoby – patrząc z perspektywy Moskwy – wymyślić i wdrożyć coś „ekstra”. Powodzenia, zwłaszcza w realiach sankcji i zdychającej gospodarki.
„No ale doświadczenie!”, mógłby rzec ktoś. Jakie? Z ponad miliona posłanych na wojnę z Ukrainą żołnierzy prawie połowa nie żyje bądź została trwale okaleczona. Czym jest kunszt pozostałych? To pytanie, o sposób, w jaki rosjanie wyszarpali Ukrainie kilkanaście procent jej terytorium. Rajdami z początków pełnoskalowej wojny, nieco późniejszym „walcem artyleryjskim” i „mięsnymi szturmami”, które dramatycznie nasiliły się w drugim i trzecim roku inwazji. To jest istota doświadczenia bojowego rosyjskich żołnierzy i ich dowódców.
Czy da się je wykorzystać w wojnie z armiami natowskimi? A niby jak przy miażdżącej przewadze w powietrzu (sama Europa „zjada” tu rosję, nie tyle liczbą, co jakością)?
„W powietrzu latają też drony!”, stwierdziłby ów ktoś. No latają, ale w całej tej opowieści o bezpilotowcach zapominamy, iż to bieda-broń, narzędzie kompensacyjne, używane z braku innych środków. Przede wszystkim klasycznego lotnictwa oraz dalekonośnej, precyzyjnej artylerii; obie strony konfliktu na Wschodzie mają w tych zakresach istotne braki (fizyczne bądź kompetencyjne). Wojna z innym przeciwnikiem – dysponującym silnym lotnictwem i artylerią o lepszej donośności i celności – nie wyglądałaby tak, jak zmagania na Donbasie czy Zaporożu. Najogólniej rzecz ujmując, rosjanie nie byliby w stanie podejść tak blisko, strefa kontaktu byłaby znacznie rozleglejsza, najpewniej w ogóle nie byłoby linii frontu. Większość dronów okazałby się nieprzydatna, większość rosjan zginęłaby na skutek „wybombardowania”.
Oczywiście, determinacja i ostrzelanie (rozumiane nie jako kompetencja w posługiwaniu się bronią, ale nawyk funkcjonowania w realiach zagrożenia), to byłyby rosyjskie atuty. Tyle iż bez technologii dalece niewystarczające. Pamiętajmy o tym proszę, nim zanurzymy się w ponury nastrój.
PS. Nie, Ukraina nie jest stracona. Ostatnie wypowiedzi amerykańskich polityków niczego nie przesądzają. Jutro i pojutrze, po spotkaniu w Monachium, będziemy wiedzieć więcej. Dziś mam „dzień świra”, ale będę trzymał rękę na pulsie. Dodam tylko, bo warto, iż putinowska machina wojenna na lądzie ewidentnie dostała zadyszki; rosjanie stanęli, Ukraińcy lokalnie kontratakują, często z powodzeniem. Takie są fakty, a nie zmarkotniałe spekulacje.
—–
Szanowni, jak wielokrotnie podkreślam, moje publicystyczne i reporterskie zaangażowanie w konflikt na Wschodzie w istotnej mierze możliwe jest dzięki Wam i Waszemu wsparciu. Pomożecie w dalszym tworzeniu kolejnych treści?
Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
To dzięki Wam powstają także moje książki!
A skoro o nich mowa… – w sklepie na Patronite pojawiły się kolejne książki – powieści, które napisałem i wydałem „w czasach afgańskich”, reportaż z tamtego okresu oraz książka political/war fiction, dziejąca się w realiach pandemii i rosyjskiej agresji militarnej na Polskę. Polecam lektury – by je nabyć, przejdźcie na stronę pod tym linkiem.