W sklepach z inwestycyjnym metalem dzieją się rzeczy, których nikt się nie spodziewał. Tygodniowe opóźnienia w realizacji zamówień, puste gabloty, klienci pytający o wszystko oprócz ceny. Złoto przebiło właśnie 4 tysiące dolarów za uncję, ale zamiast sprzedawać z zyskiem, Polacy kupują jeszcze więcej.

Fot. S8 / Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Kolejki jak w latach dziewięćdziesiątych
Trzecia w tym tygodniu rozmowa z Mennicą Skarbową zaczyna się identycznie. „Przepraszamy za opóźnienia, mamy naprawdę duże zainteresowanie”. W kantorach bulionowych scena powtarza się w całej Polsce – ludzie siedzą w poczekalni, wypełniają formularze, czekają na realizację zamówienia. Niektórzy przychodzą drugi raz tego samego dnia, bo rano zabrakło towaru.
Typowy klient nie pyta już o cenę. Pyta o dostępność, o terminy realizacji, o to, czy może zapłacić gotówką. Młodsi wolą monety, starsi sztabki. Wszyscy chcą coś fizycznego, coś co można zabrać ze sobą. Atmosfera przypomina te historie z rodzinnych opowieści – jak to przed transformacją ludzie wykupywali wszystko co miało wartość.
Różnica jest jedna. Wtedy wykupywano mydło i papier toaletowy, bo nic innego nie było. Teraz wykupuje się metal warty więcej niż przeciętne roczne wynagrodzenie. Uncja trojańska złota kosztuje dziś prawie 4 tysiące dolarów – to około 16 tysięcy złotych. Dla porównania, za te pieniądze można kupić używanego golfa. Albo złotą monetę wielkości dużej monety dwuzłotowej.
Osiemdziesiąt procent od początku roku
Ósmego października złoto osiągnęło szczyt na poziomie 4059 dolarów za uncję. To nie była krótkotrwała fluktuacja – metal systematycznie drożeje od początku roku. Wzrost od stycznia wynosi prawie pięćdziesiąt procent.
Banki inwestycyjne nie kryją zaskoczenia. Goldman Sachs właśnie podniósł swoje prognozy – teraz przewidują 4 tysiące dolarów w połowie przyszłego roku i 4300 do grudnia 2026. Jeszcze rok temu takie liczby brzmiały jak science fiction. W marcu przekroczenie trzech tysięcy uznawano za sensację. Minęło pół roku i cena poszybowała o kolejny tysiąc.
Problem w tym, iż przy takich wzrostach normalnie ludzie sprzedają. Podstawowa zasada inwestowania brzmi przecież: kupuj tanio, sprzedawaj drogo. Ale złoto to nie akcje technologicznych spółek. To metal, który przez wieki pełnił jedną rolę – zabezpieczenie w czasach chaosu. I właśnie dlatego mimo rekordowych cen Polacy wykupują więcej niż kiedykolwiek.
Dziewiętnasty dron zmienił wszystko
Przez długie miesiące wojna w Ukrainie była dla większości z nas czymś odległym. Pomagamy, przyjmujemy uchodźców, śledzimy wiadomości. Ale w głębi duszy większość ludzi czuła, iż to nie nasz konflikt. Że NATO nas obroni, iż jesteśmy bezpieczni za naszą zachodnią granicą.
Dziewiątego września w nocy rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Nie jeden, nie dwa – dziewiętnaście obiektów przekroczyło granicę. Polskie F-16, holenderskie F-35, włoskie samoloty rozpoznawcze – wszyscy w akcji nad polskim niebem. Szczątki dronów znaleziono w piętnastu lokalizacjach. Jeden pocisk AIM-120 zboczył z kursu i uderzył w budynek mieszkalny w Wyrykach-Woli, niszcząc dach. Głowica na szczęście nie eksplodowała.
Ta noc zmieniła coś w polskiej psychice. Nagle stało się realne, iż konflikt może się rozlać. Że Polska może być wciągnięta bezpośrednio. Że oszczędności na koncie bankowym mogą się okazać bezwartościowe, jeżeli system finansowy ulegnie destabilizacji.
Mennice zgłaszają wzrosty sprzedaży o kilkadziesiąt, czasem kilkaset procent w porównaniu z tygodniem przed incydentem. Najpopularniejsze są małe i średnie sztabki – od jednego do stu gramów. Ludzie chcą dzielności, chcą móc ewentualnie rozmieniać, chcą coś co można schować i zabrać. Klasyczne monety bulionowe – Krugerrand, Wiedeńscy Filharmonicy, Kanadyjski Liść Klonowy – znikają z półek zanim sklepy zdążą je wystawić.
Za piętnaście tysięcy kupujesz gramów trzydzieści
Typowy klient to nie milioner. To przeciętna osoba z pewną kwotą oszczędności, która postanowiła zamienić część gotówki na metal. Najczęściej chodzi o sumy między piętnaście a pięćdziesiąt tysięcy złotych. Wystarczająco dużo żeby miało sens fizyczne złoto, ale nie na tyle dużo żeby zabrakło gotówki na życie.
Za trzy i pół tysiąca dostaniesz dziesięciogramową sztabkę. Moneta Krugerrand o wadze uncji kosztuje siedemnaście-osiemnaście tysięcy, bo do ceny czystego kruszcu dochodzi marża kantoru. Niektórzy kupują drobne sztabki po gram czy dwa – żeby w razie kryzysu móc płacić złotem jak banknotami.
Młodsze osoby wybierają monety. Łatwiej je przechowywać, łatwiej dzielić, wyglądają mniej podejrzanie niż sztabki. Starsze pokolenie woli klasyczne sztabki, którym bardziej ufają jako „prawdziwemu” złotu. Są też tacy którzy kupują wszystko po trochu – różne gramatury, różne formy. Dywersyfikacja choćby w zakupie metalu.
Co to znaczy dla twojego portfela
Zanim pognasz do mennicy z oszczędnościami życia, zatrzymaj się na moment. Złoto w cenie rekordowej to ryzykowna gra. Załóżmy, iż masz pięćdziesiąt tysięcy złotych oszczędności. Ile z tego powinieneś przeznaczyć na metal?
Klasyczna zasada mówi: nie więcej niż dziesięć procent całego portfela. To znaczy pięć tysięcy w złocie, reszta gdzie indziej. Dlaczego? Bo złoto nie przynosi dywidendy, nie daje odsetek, nie generuje zysku samo z siebie. Zarabia wyłącznie na wzroście ceny. A cena może równie dobrze spaść.
Jeśli naprawdę kupisz metal jako zabezpieczenie przed kryzysem, musisz wiedzieć co dalej. Gdzie je schowasz? W domu? To ryzyko kradzieży. W banku? To ryzyko niedostępności gdy przyjdzie prawdziwy kryzys. W sejfie prywatnym? To koszt wynajmu. Każda opcja ma wady.
Podatki to kolejny temat. Sprzedaż złota inwestycyjnego po sześciu miesiącach jest zwolniona z PIT. Ale jeżeli sprzedasz wcześniej, zapłacisz dziewiętnaście procent od zysku. Kupiłeś za piętnaście tysięcy, sprzedałeś za dwadzieścia po czterech miesiącach? Zapłacisz prawie tysiąc złotych podatku.
Jest jeszcze kwestia weryfikacji. Gdy będziesz chciał sprzedać złoto, kantor musi sprawdzić autentyczność. Profesjonalne testy niszczące to koszt. Testy nieninwazyjne nie zawsze wystarczą. Najlepiej kupować metal z certyfikatem i w oryginalnym opakowaniu – wtedy weryfikacja jest prostsza i tańsza.
Narodowy bank powiększa rezerwy
Nie tylko zwykli obywatele kupują kruszec. Narodowy Bank Polski systematycznie zwiększa swoje rezerwy od lat. W latach 2018-2019 NBP kupił 125,7 tony, gdy uncja kosztowała między tysiąc sto a tysiąc pięćset dolarów. W 2023 roku dokupiło kolejne 286,7 tony, w tym 130 ton w jednym roku.
Te zakupy okazały się strzałem w dziesiątkę. Na koniec września złoto stanowiło 24 procent wartości polskich rezerw walutowych, które sięgały 229 miliardów dolarów. Gdy cena kruszcu poszybowała do czterech tysięcy, wartość rezerw wzrosła o ponad trzy procent. Polska zyskała około siedem miliardów dolarów w ciągu tygodnia – nie robiąc nic, po prostu trzymając metal.
NBP operuje jednak miliardami i ma horyzont czasowy liczony w dekadach. Zwykły Kowalski kupujący sztabkę za kilkanaście tysięcy nie ma takich zasobów ani takiej cierpliwości. Ale sam fakt iż bank centralny inwestuje w złoto, a nie tylko w dolary czy euro, wysyła silny sygnał. jeżeli ludzie odpowiedzialni za stabilność finansową państwa wolą metal od papierowych walut, może warto się zastanowić co oni wiedzą a my nie.
Świat ucieka od papierowych pieniędzy
Polacy nie są sami w swojej ucieczce do metalu. Dane World Gold Council pokazują iż w trzecim kwartale 2025 roku globalne fundusze ETF zabezpieczone fizycznym złotem zwiększyły swoje zasoby o rekordowe 26 miliardów dolarów. Ponad 16 miliardów to Ameryka Północna, osiem – Europa, prawie dwa – Azja.
Zaufanie do tradycyjnych walut słabnie na całym świecie. Lata dodruku pieniądza przez banki centralne, rosnące długi publiczne, niestabilność geopolityczna – wszystko to sprawia iż inwestorzy tracą wiarę w dolary i euro jako nośniki wartości. Złoto ma przewagę – nie można go wydrukować, nie traci wartości przez inflację, istnieje niezależnie od rządów.
Goldman Sachs w swoich raportach zwraca uwagę na mechanikę rynku. Każde dodatkowe 100 ton netto kupione przez fundusze ETF, banki centralne i spekulantów historycznie przekłada się na wzrost ceny złota o około 1,5-2 procent. Ta reguła nie jest żelazna, ale pokazuje proporcje. Gdy widzisz informację o dużym zakupie, łatwiej osądzić czy to impuls na kilka dziesiątych procenta, czy coś co realnie może przesunąć wykres.
Scenariusze które cię czekają
Z czysto finansowego punktu widzenia kupowanie złota po rekordowej cenie to ryzykowne posunięcie. Jest jednak kilka scenariuszy rozwoju sytuacji i warto je znać zanim zdecydujesz się na zakup.
Scenariusz pierwszy: dalsze wzrosty. jeżeli dolar będzie słabł, jeżeli geopolityka będzie się zaogniać, jeżeli inflacja wróci – cena może pójść do pięciu czy sześciu tysięcy. Ci którzy kupili po cztery tysiące będą mogli sprzedać z zyskiem. Albo po prostu trzymać metal jako zabezpieczenie na jeszcze gorsze czasy.
Scenariusz drugi: korekta i stabilizacja. Wyobraź sobie iż napięcia opadną, wojna w Ukrainie się skończy, geopolityka się ustabilizuje. Popyt na złoto spadnie, ludzie będą sprzedawać żeby wyjść z pozycji. Cena może spaść do trzech tysięcy, może choćby do dwóch. Kto kupił po czterech będzie siedział na stratach latami czekając aż kruszec odrobi straty.
Scenariusz trzeci: prawdziwy kryzys. Załóżmy iż dojdzie do eskalacji konfliktu, załamania systemu finansowego, hiperinflacji. W takiej sytuacji złoto teoretycznie zachowa wartość. Problem w tym, iż wymiana metalu na jedzenie czy paliwo może być trudniejsza niż myślisz. Kto przyjmie sztabkę w płatności? Jak zweryfikujesz autentyczność w terenie? Jak wydasz resztę?
Rzeczy o których nikt nie mówi
Przy całej euforii wokół złota kilka osób mówi o realnych zagrożeniach. Pierwszym jest ryzyko fizycznej kradzieży. Złoto w domu to cel dla włamywaczy. jeżeli informacja o tym iż masz sztabki wycieknie – a wystarczy iż pochwaliszś się w złej grupie na facebooku – możesz spodziewać się nieprzyjemnej wizyty.
Drugie ryzyko to legalne konfiskaty. Stany Zjednoczone w latach trzydziestych zakazały prywatnego posiadania złota i zmuszały obywateli do oddania kruszcu w zamian za papierowe pieniądze. Kto mówi iż w skrajnym kryzysie polski rząd nie sięgnie po podobne narzędzie? Historia zna takie przypadki nie tylko z USA – także z Australii czy Wielkiej Brytanii.
Trzecie ryzyko to problem z płynnością w kryzysie. Wszyscy myślą iż gdy przyjdzie katastrofa, będą mogli wymienić złoto na jedzenie czy paliwo. Ale w praktyce to może być trudniejsze. Typowy producent żywności czy właściciel stacji benzynowej nie ma sprzętu do weryfikacji autentyczności metalu. Nie wie ile jest wart. Nie wie jak go bezpiecznie przechowywać po transakcji.
W prawdziwym kryzysie bardziej użyteczne mogą być konserwy, leki, narzędzia czy paliwo. Ale nikt o tym nie myśli kupując błyszczący metal. Założenie jest takie, iż system przetrwa na tyle żeby złoto dało się wymienić na coś użytecznego. To założenie nie zawsze się sprawdza.
Jak kupować żeby nie przepłacić
Jeśli mimo wszystko decydujesz się na zakup, musisz wiedzieć jak to robić mądrze. Po pierwsze – porównuj ceny między różnymi kantorami. Marże potrafią się różnić o kilka procent. To przy zakupie za dwadzieścia tysięcy może być tysiąc złotych różnicy.
Po drugie – sprawdź koszty całkowite. Niektóre kantory doliczają opłatę za przesyłkę, inne za ubezpieczenie, jeszcze inne za weryfikację przy odkupie. Liczy się cena końcowa, nie tylko cena netto metalu.
Po trzecie – kupuj wyłącznie od sprawdzonych sprzedawców. Mennica Skarbowa, Mennica Polska, duże kantory z długą historią. Unikaj podejrzanych ofert w internecie czy na forach. Złoto to produkt który łatwo sfałszować – wolfram pokryty cienką warstwą złota waży prawie tyle samo i wygląda identycznie.
Po czwarte – zachowaj wszystkie dokumenty. Certyfikaty autentyczności, faktury, potwierdzenia zakupu. Gdy będziesz sprzedawał, te dokumenty ułatwią weryfikację i pozwolą udowodnić legalność pochodzenia metalu.
Po piąte – zastanów się nad przechowywaniem. Sejf bankowy kosztuje kilkaset złotych rocznie ale daje bezpieczeństwo. Ukrycie w domu jest darmowe ale ryzykowne. Specjalistyczne przechowywanie w firmie zewnętrznej to kompromis – droższe niż sejf bankowy, tańsze niż ubezpieczenie dużej ilości złota w domu.
Strach który wyprzedza rozum
Fundamentalnym motorem obecnego boomu na złoto jest strach. Nie chciwość, nie kalkulacja, nie logika inwestycyjna. Czysty, pierwotny strach przed utratą bezpieczeństwa. Strach iż oszczędności staną się bezwartościowe, iż system się zawali, iż będzie wojna.
Ten strach ma głębokie korzenie w polskiej historii. Naród który przeżył rozbiory, dwie wojny światowe, komunizm, transformację ustrojową, hiperinflację lat dziewięćdziesiątych – ma wrażliwość na zagrożenia której narody żyjące w stabilnych warunkach nie rozumieją. Gdy coś zaczyna wyglądać podejrznie, Polacy nie czekają aż się potwierdzi. Zabezpieczają się z wyprzedzeniem.
Złoto jest idealnym narzędziem do tego zabezpieczenia. Fizyczne, namacalne, niepodważalne. Nie znika gdy bank upada, nie dewaluuje się gdy rząd drukuje pieniądze, nie zostaje zablokowane gdy system finansowy się zawiesza. Możesz je schować, zabrać, przekazać dzieciom. To ostatnia linia obrony gdy wszystko inne zawodzi.
Eksperci mogą mówić iż to irracjonalne, iż lepiej trzymać zdywersyfikowany portfel akcji i obligacji, iż złoto nie przynosi odsetek ani dywidend. Ale człowiek który słyszał jak rosyjskie drony latają nad Polską nie myśli o dywidendach. Myśli o przetrwaniu rodziny. I w tym kontekście wydanie kilkunastu tysięcy na uncję metalu nie brzmi wcale tak absurdalnie.
Co będzie za rok
Nikt nie potrafi przewidzieć czy cena złota pójdzie do pięciu tysięcy czy spadnie do trzech. Zależy to od czynników całkowicie poza kontrolą pojedynczego inwestora – decyzji banków centralnych, rozwoju sytuacji geopolitycznej, tempa inflacji, siły dolara.
Jedno jest pewne – boom na fizyczne złoto wśród Polaków to symptom głębszego niepokoju społecznego. Ludzie nie ufają systemowi finansowemu, nie ufają stabilności geopolitycznej, nie czują się bezpiecznie. Kupują metal bo to jedyna rzecz która wydaje się pewna gdy wszystko inne jest niepewne.
Może za rok będą żałować. Może cena spadnie i uznają iż dali się nabrać na panikę. A może za rok będą wdzięczni sobie z dzisiaj, iż zdążyli zabezpieczyć oszczędności zanim było za późno. Historia pokaże kto miał rację – ostrożni czy sceptycy.
Na razie kolejki w mennicach nie maleją. Polacy kupują złoto jakby nie było jutra. Bo w głębi duszy boją się, iż jutra faktycznie może nie być. A gdy strach jest większy niż kalkulacja ekonomiczna, ludzie przestają liczyć pieniądze. Zaczynają liczyć szanse na przetrwanie.