Jak informuje Biełsat:
Dziś Rosjanie trafili rakietami w Wojskowy Instytut Łączności w Połtawie, zabijając co najmniej 51 osób i raniąc ponad 200. Brak oficjalnych informacji rodzi oburzenie i spekulacje dotyczące powodu tak wysokiej liczby ofiar.
Oficjalna wersja wydarzeń
Trafione obiekty należą do armii. W związku z tajemnicą wojskową oficjalne informacje o dzisiejszym zdarzeniu są bardzo lakoniczne. Ograniczają się one do komunikatu Ministerstwa Obrony i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, które są udostępniane przez inne instytucje.
-Rosyjski agresor zadał barbarzyńskie uderzenie w jedną z instytucji oświatowych miasta. Z posiadanych informacji wynika, iż wróg wykorzystał dwie rakiety balistyczne. Odstęp czasowy między alarmem i przylotem śmiercionośnej rakiety był tak krótki, iż zastał ludzi w momencie ewakuacji do schronów – podało Ministerstwo Obrony w komunikacie na Telegramie.
Czytamy dalej, iż “zniszczony został jeden z gmachów instytutu, wielu ludzi znalazło się pod zawałami”, a dzięki zgranej pracy strażaków i ratowników medycznych udało się uratować 25 osób, w tym 11 wydobyto spod gruzów. Służby ratownicze kontynuują akcję poszukiwawczo-ratunkową.
Resort obrony nie podał przy tym pełnej nazwy wymienionego instytutu ani liczby zabitych.
Informacje te ujawnił dopiero Wołodymyr Zełenski – kilka godzin po ataku. Potwierdził on, iż Rosjanie użyli dwóch rakiet balistycznych do zniszczenia Wojskowego Instytutu Łączności. Dodał, iż trafiony został także “sąsiedni szpital”. W związku z tym, iż nie ma wiadomości o trafieniu żadnego cywilnego zakładu opieki zdrowotnej, należy przypuszczać, iż chodzi o szpital wojskowy na terenie instytutu. Według informacji przekazanych przez ukraińskiego prezydenta, ponad 180 osób zostało rannych, a 41 osób zginęło. Do 19.30 czasu ukraińskiego liczba ta wzrosła do ponad 200 rannych i 51 zabitych.
Zełenski przekazał przy tym kondolencje rodzinom ofiar i zapewnił, iż przyczyny tragedii zostaną zbadane.
– Rosyjskie szumowiny muszą ponieść za to karę – podkreślił, wzywając Zachód do przekazania rakiet przeciwlotniczych leżących w magazynach.
“Rakieta leci na Połtawę”
Zarówno Ministerstwo Obrony Ukrainy, jak i prezydent informowali, iż Rosjanie użyli rakiet balistycznych – nie podając jednak ich typu. Więcej można wywnioskować z komunikatów w Telegramie Sił Powietrznych Ukrainy. O godzinie 8 rano poinformowały one o skutecznym odpieraniu ataków dronów kamikadze typu Shahed, by następnie od 8.57 aż do teraz ostrzegać o startach rosyjskich bombowców i zagrożeniu użycia rakiet balistycznych lub bomb kierowanych. Alarm dla obwodów dniepropietrowskiego, charkowskiego i połtawskiego ogłoszono o 9.09.
-Rakieta leci kursem na Połtawę – podał Telegram Sił Powietrznych o 9.10.
Według różnych mediów od ogłoszenia alarmu lotniczego do trafienia rakiet minęło od minuty do trzech. Czy zabici i ranni w ataku na Wojskowy Instytut Medyczny skorzystali z tego czasu? Według różnych wersji – nie wszyscy.
Brak czasu w reakcję
Ekspert ds. wojskowości Walerij Riabych, dyrektor ds. rozwoju grupy konsultacyjnej Defense Express wyjaśnił w komentarzu dla telewizji Espreso, jak trudna jest obrona przed rakietami balistycznymi.
Według niego Rosjanie użyli najprawdopodobniej rakiet Iskander-M, czyli ziemia-ziemia [chociaż Siły Powietrzne Ukrainy ostrzegały przed atakiem rakietami powietrze-ziemia].
-Od chwili wykrycia do trafienia celu na ziemi mija bardzo mało czasu. Rakiety typu Iskander mogą przelecieć od 50 do 500 kilometrów. Od momentu startu rakieta taka pokonuje 50 kilometrów w 23 sekundy, a maksymalny zasięg przebywa w 238 sekund. To tylko kilka minut.
Specjalista wątpi przy tym, by Ukraina posiadała system wykrywający odpalenie rakiet balistycznych z ziemi. W związku z tym ukraińska obrona przeciwlotnicza może wykryć je dopiero, gdy pokonają już pewną część swojej trajektorii – w połowie lotu.
-Oznacza to, iż pozostaje tylko kilka minut na ewakuację do schronów. Ewakuacja wielkiej ilości ludzi w tak krótkim czasie jest niemożliwa – podkreślił Riabych.
Ofiary musztry i lekkomyślności
Według jednej z wersji, którą propaguje m. in. ekspert ds. wojskowości Jurij Butusow, liczba ofiar w Połtawie jest tak wysoka, bo rosyjskie rakiety uderzyły podczas porannego apelu na placu. Wczoraj na Ukrainie rozpoczął się nowy rok akademicki, co w uczelniach wojskowych wiąże się z kilkoma dniami uroczystości. Doświadczenia trzech lat wojny pokazują jednak, iż duże skupiska żołnierzy są celem bez względu na odległość od linii frontu. Połtawa leży przy tym jedynie 120 kilometrów od granicy z Rosją.
-Żaden dowódca nie został ukarany za uderzenia w koszary w Jaworowie, Mikołajowie, Deśnie, gdzie było wiele ofiar. Dlatego nie dziwi, iż masowe zebrania dalej się odbywają. Nie ma żadnej odpowiedzialności, nie ma analizy, a władze nie wyciągają wniosków z błędów i ofiary się mnożą – napisał oburzony Butusow w Telegramie.
Przytoczył on przy tym swoje doświadczenia z linii frontu, gdzie dowódcy brygad zbierają w jednym miejscu nie więcej niż 30-40 żołnierzy. Albo robią to w obiektach, w których nie można zauważyć koncentracji personelu. I szybko, by uniknąć tragedii.
-Byłem na zbiórce jednego batalionu. O miejscu zbiórki dowiedziałem się 15 minut przed jej rozpoczęciem. To było w głuchym lesie, bez żadnych świadków, z pojazdami rozproszonymi w dużej odległości. Takie same elementarne zasady bezpieczeństwa można i należy stosować wszędzie. Do tego nie potrzeba jakiegoś specjalnego wykształcenia, to jest oczywiste dla wszystkich.
Według dziennikarza informacje o tym, iż studenci Wojskowego Instytutu Łączności gromadzą się na placu, Rosjanom prawdopodobnie przekazał ich agent w Połtawie. Może choćby ta sama osoba, która wrzuciła do sieci nagranie z wynikami ataku rakietowego.
Weterani nie schodzą do schronów
Na inną możliwą przyczynę wysokich strat osobowych zwrócił na Telegramie uwagę “pierwszy kanał kursantów i oficerów” Słon FM. Według niego przeżyli wszyscy kursanci, a więc studenci, którzy trafili na uczelnię bezpośrednio po ukończeniu szkoły.
-W rzeczywistości było wystarczająco dużo czasu, żeby zejść do schronu. Równo 2 minuty. Dzięki dowódcom, którzy poganiali ludzi, wszyscy kursanci byli w schronie – przekazał kanałowi jeden z nich.
Dodał, iż personel ratowniczy udzielił tam pomocy medycznej i psychologicznej potrzebującym, a lepiej się trzymający kursanci pomagali kolegom, którzy doświadczyli szoku.
Według kanału Słon FM to nie zgromadzona na placu młodzież padła ofiarą rosyjskich rakiet. W razie alarmu kursanci są bowiem prowadzeni do schronów pod przymusem i kontrolą oficerów. W Wojskowym Instytucie Łączności przeszkolenie odbywali jednak także starsi żołnierze – zmobilizowani rezerwiści i weterani skierowani z jednostek liniowych. To właśnie oni mieli – na swoją zgubę – zignorować alarm.
-Wy****ne na schrony mieli żołnierze zawodowi i zmobilizowani. I tyle. Nie było żadnej zdrady, nie było musztry. Oni po prostu byli w budynku koledżu i nie zdążyli wyjść [do schronu – przyp. belsat].
Wersji też mogą jednak przeczyć zdjęcia z miejsca zdarzenia, które wyciekły do sieci. Widać na nich ciała żołnierzy zabitych na placu przed gmachem uczelni.
nzm, pj/belsat
#Dziś #Rosjanie #trafili #rakietami #Wojskowy #Instytut #Łączności #Połtawie #zabijając #najmniej #o..
Żródło materiału: BIEŁSAT