Dzwoni Trump do Putina, czyli upokorzenie i rekompensata

krytykapolityczna.pl 4 godzin temu

Wstrzymanie nalotów na infrastrukturę energetyczną na 30 dni, koniec dostaw broni na Ukrainę, koniec mobilizacji w Ukrainie, wymiana 175 więźniów i dalsze negocjacje, tyle iż bez udziału Ukrainy – to warunki pokoju w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, które we wczorajszej rozmowie telefonicznej poruszyli Donald Trump i Władimir Putin. Dodatkowo prezydenci umówili się na amerykańsko-rosyjski mecz w hokeja.

Nie jest to imponujący rezultat. Ukraina ma się rozbroić i zdemobilizować, o Rosji nie wspomniano. Rosja ma zakończyć ostrzał infrastruktury krytycznej, ale Ukraina, która nieźle sobie radzi na tym polu – również. Putin może więc trafić przypadkiem, a Zełenski będzie pilnowany przez Trumpa. Nie rozmawiano o porwanych przez Rosję ukraińskich dzieciach, a taki warunek rozpoczęcia rozmów pokojowych stawiał Zełenski. Nic o zakończeniu nalotów i zatrzymaniu walk na froncie. Dla Putina – czysty zysk.

Kiedy rozmowa między prezydentami już się zaczynała, Putin kończył przemawiać do rosyjskich przedsiębiorców, każąc Trumpowi na siebie czekać. Stosunek rosyjskiego dyktatora do tych negocjacji widać zresztą od początku. Od połowy lutego, od kiedy Trump rozpoczął negocjacje, Putin ani na chwilę nie wstrzymał ataków na Ukrainę. Taktyka polegająca na obsypywaniu ściganego przez trybunał w Hadze zbrodniarza ustępstwami, wprowadzaniu go na salony, adorowaniu i jednoczesnym besztaniu prezydenta Zełenskiego jakoś nie przynosi efektów, które Trump obiecał Amerykanom.

Tak samo było teraz. Nikt nie rzucił Putinowi w oczy, iż to on napadł na Ukrainę, nikt nie dociskał go żądaniami zaprzestania ataków na ukraińskie miasta, a wieczorem Rosja znów zaatakowała infrastrukturę cywilną dronami, rakietami i bombami, trafiając w szpital w Sumach.

Bo Putin będzie mógł w spokoju oglądać hokeja dopiero wtedy, gdy zniszczy Ukrainę. Nie kryje się z tym od trzech lat. Nie obiecywał pokoju także Rosjanom – wojna jest mu na rękę, odwraca uwagę od problemów skorumpowanego, rządzonego przemocą autorytarnego kraju. Wielu się na wojnie wzbogaca, bo najpierw przywieźli sobie z Ukrainy luksusowe sprzęty, teraz dostają wyższy żołd, a matki zabitych maszynki do mięsa.

W gorszej sytuacji po rozmowie, która miała zaprowadzić pokój, jest Trump. prawdopodobnie o tym wie. Tuż przed rozmową ogłosił kolejny prezent dla Putina, czyli zamknięcie finansowania Radia Wolna Europa/Radio Swoboda, które nadawało w 50 językach dla 360 mln odbiorców.

To kolejna zdrada demokracji. Radio Wolna Europa dociera do ludzi uwięzionych w reżimach, jej dziennikarze uważani są przez te reżimy za zdrajców, w Białorusi więźniami są nie tylko dziennikarze, ale choćby słuchacze stacji. Może ten prezent Putinowi się aż tak nie spodobał, żeby pozwolić Trumpowi na ogłoszenie sukcesu w negocjacjach?

Trump na brak sukcesów się jednak jakoś przygotował. Przeprowadza spektakularne deportacje, szykuje więzienia dla migrantów, a jeżeli komuś się to nie podoba, to znaczy, iż ma nie po kolei w głowie i będzie go można potrzymać w psychuszce.

Projekt senatorów republikańskich z Minnesoty wpisuje do katalogu chorób „Trump Derangement Syndrome”, z objawami paranoi i histerii. Trump Derangement Syndrome to też tytuł książki Thomasa Pappasa i Rachel Morin, z podtytułem „psychologiczna analiza lewicowej ideologii”. Książka, jak czytamy w opisie, pokazuje kto jest winny rozprzestrzenianiu się tej choroby: profesorowie uniwersyteccy, opiekuńcze matki, przemysł rozrywkowy, marksiści, cancel culture, woke i mizoandria. To ci ludzie i te zjawiska winne są polaryzacji politycznej w Stanach Zjednoczonych, a autorzy głęboko wierzą, iż nieleczony TDS zmieni oblicze Ameryki na zawsze.

Jeśli Amerykanie się nie obudzą, być może ludzie z „zespołem zaburzeń psychicznych na tle Trumpa” będą wysyłani na leczenie na Grenlandię. A o ile Europa pozwoli na zawarcie pokoju na warunkach Putina, na Syberii będą leczone przypadki „Putin Derangement Syndrome”. W Ukrainie jest ich mnóstwo.

Idź do oryginalnego materiału