Pod poprzednią notką pojawiła się dyskusja na temat „przecieku tajnych wydruków” – do której nie mam serca, bo po prostu niewykluczone, iż nigdy się nie dowiemy, na ile młody człowiek działał samodzielnie. A jeżeli nie, to kto i w jakim celu go podpuścił.
Ciekawsza wydaje mi się inna kwestia mniemanologiczna. Jak z pewnością słyszeliście, wczoraj (14 kwietnia) Prigożyn ogłosił esej, w którym zawarł sugestię, iż dla Rosji teoretycznie najlepszym scenariuszem byłoby ogłoszenie, iż już wygrała – i zadowoleniem się status quo.
Zacznę od zastrzeżenia, iż ta sugestia umieszczona jest w szerszym kontekście, który osłabia jej wymowę. Osłabiają ją głównie dwa elementy.
Tytuł eseju to „TYLKO UCZCIWA WALKA: ŻADNEJ USTAWKI” (moim zdaniem nieprzypadkowo Prigożyn użył kolokwialno-slangowego rzeczownika „dogoworniak”). Puenta „do zobaczenia w Bachmucie” jest zaś już należycie bojowa, autor konkluduje, iż skoro ten teoretyczny scenariusz jest niemożliwy – pozostaje najlepszy możliwy w praktyce, czyli odparcie bojem ukraińskiej kontrofensywy.
Mimo tego zastrzeżenia, esej Prigożyna wydaje mi się unikalny z wielu powodów. Po pierwsze: bo jest to esej Prigożyna!
Dotąd komunikował się przy pomocy krótkich, wiralnych i memetycznych form. Kręcił filmiki, wygłaszał oświadczenia audio (pracowicie spisywane przez jego współpracowników).
Nie śledzę go 24/7, ale tak ogólnie jednak obserwuję kanały wagnerowców. To jest pierwszy esej Prigożyna jaki czytałem (czyli musi być pierwszy od bardzo dawna, ale bardzo możliwe, iż pierwszy w ogóle).
Po drugie: spośród znanych osób komentujących wojnę po rosyjskiej stronie, pierwszy raz ktoś scenariusz zamrożenia status quo uznał za „najlepszy” (czy choćby w ogóle za „dobry”). Sołowiow, Girkin, obaj Miedwediewowie itd. mogą się różnić we wszystkim innym, ale zgadzają się, iż „musimy wrócić do Chersonia, a potem wziąć Odessę i Kijów”.
Szczególny dyskomfort musi to budzić na Zachodzie, bo prorosyjscy komentatorzy anglojęzyczni, jak Karsonow, Duranow czy Ritter-Paedofiloff CAŁY CZAS zapewniają swoich odbiorców, iż Ukraina już przegrała, bo po upadku Bachmutu (który nastąpi najdalej za godzinę) nie ma następnych linii obrony i front się cofnie co najmniej do Dniepru.
Po trzecie wreszcie, sam tej esej kryje wiele zagadek. Spójrzcie na fragment ze skrina – Prigożyn mówi tam nie tyle o „status quo”, co o zamrożeniu granic na stan z „24 lutego 2023”.
Skąd ta data? Rzeczywiście, od tego czasu front zmienił się tylko nieznacznie… ale cofnięcie do stanu z 24 lutego oznaczałoby np. zwrócenie Soledaru Ukrainie – a w Bachmucie powrót na ulicę Lumumby.
Przypuszczam, iż ten esej powstaje od lutego. Prigożyn początkowo prawdopodobnie liczył na sukces zimowej rosyjskiej ofensywy.
Przecież jeszcze w styczniu Rittery-Paedofiloffy ekscytowały się jej perspektywami („Vuhledar w ciągu 24 godzin!”, przepowiadał któryś z nich 10 stycznia, skrin u mnie na śrubsztaku). Na początku marca jeszcze sobie obiecywali, iż „niedługo się zacznie”.
Nie było żadnego sukcesu na rocznicę wojny, więc Prigożyn wstrzymywał publikację, wprowadzał poprawki. Ostatecznie ogłosił swój apel w prawosławny wielki piątek (co też może mieć symboliczne znaczenie) udając, iż to szybka reakcja na amerykański wyciek (to za długie na „szybką reakcję”!).
Myślę, iż fragment z tą datą pochodzi z wcześniejszej wersji. Podobnie jak nadzieja, iż „USA może przedstawić taką ofertę choćby dzisiaj”.
Bije z tego naiwne wyobrażenie Zełeńskiego jako amerykańskiej marionetki. Moim zdaniem, choćby GDYBY – to efektem i tak byłaby niekontrolowana irredenta. Więc tak naprawdę choćby dla Rosji to nie jest najlepszy scenariusz (nawet „teoretycznie”).
Wygłaszając taką tezę, Prigożyn przeszedł jednak od krytykowania Szojgu i Gierasimowa (do tego nas przyzwyczaił), do wyznaczania dalekosiężnych celów rosyjskiej polityki, w dodatku innych niż te, które widzą Putin, Pieskow i Ławrow.
Że Rosja powinna się zadowolić tym, co już zgarnęła, bo na powrót do Chersonia nie ma szans – to oczywiste dla wszystkich, kto spojrzy na mapę. Ale w rosyjskiej telewizji tego na głos nie odważą się powiedzieć choćby ci tzw. rozsądniejsi, jak Nadieżdin czy Olewicz.
Ciekawe czy to też mu ujdzie na sucho?