UE przez cały czas finansuje wojnę Putina. Te dane nie pozostawiają złudzeń. Europa przez dwa lata wojny w Ukrainie próbowała odciąć się od rosyjskiej energii, ale liczby mówią same za siebie.

Fot. Shutterstock
Mimo embarga i deklaracji niezależności, unijne kraje przez cały czas kupują rosyjski gaz skroplony. W praktyce oznacza to, iż europejskie pieniądze wciąż płyną do Moskwy, a tym samym wspierają machinę wojenną Władimira Putina.
Gaz z Rosji wciąż płynie do Europy
Po inwazji na Ukrainę dostawy gazu rurociągowego z Rosji do Unii Europejskiej spadły o blisko 90 procent. To wydawało się wielkim sukcesem. Jednak w tym samym czasie eksplodował import rosyjskiego LNG. Europa nie tylko nie zrezygnowała z gazu Putina, ale w wielu przypadkach zwiększyła jego zakup. Dane pokazują, iż w pierwszej połowie 2025 roku import LNG z Rosji był wyższy niż rok wcześniej.
Rosyjski koncern Jamal zarobił w ciągu trzech lat wojny ponad 34 miliardy euro, z czego ponad 8 miliardów trafiło wprost do rosyjskiego budżetu. Co najmniej dwie trzecie tej kwoty pochodziło z Europy. W praktyce oznacza to, iż to właśnie europejscy odbiorcy finansowali znaczną część wpływów z eksportu rosyjskiego gazu.
Koniec importu dopiero w 2027 roku
Unia Europejska zapowiedziała zakończenie importu rosyjskiego LNG, ale nie od razu. Zgodnie z przyjętym harmonogramem ma to nastąpić dopiero 1 stycznia 2027 roku. Oznacza to, iż przez kolejne czternaście miesięcy europejskie firmy i rządy będą przez cały czas kupować surowiec od agresora. To decyzja, która stawia pod znakiem zapytania sens dotychczasowych sankcji.
Dla Moskwy to ogromne wsparcie. Każde euro zapłacone za rosyjski gaz to pieniądze, które mogą zostać przeznaczone na produkcję broni, finansowanie armii i propagandy. Z perspektywy Kijowa to brutalna rzeczywistość: Europa jednocześnie wspiera Ukrainę i finansuje Rosję.
Moralny paradoks Europy
To sytuacja, którą niemieckie media określają mianem „krwawego paradoksu”. Europa płaci za rosyjski gaz, a potem wydaje kolejne miliardy, by bronić się przed konsekwencjami tej zależności. Każde oszczędnościowe euro na tańszym gazie zamienia się w wyższe koszty wojny, uchodźców, pomocy humanitarnej i odbudowy Ukrainy.
Dla wielu państw członkowskich to także problem polityczny. Jak wytłumaczyć obywatelom, iż wciąż finansuje się kraj, który bombarduje cywilów, tylko dlatego, iż brakuje alternatywnej infrastruktury energetycznej?
Co to oznacza dla Ciebie
Jeśli jesteś mieszkańcem kraju Unii, twoje rachunki za gaz i prąd mogą mieć szerszy kontekst niż tylko ekonomiczny. Część pieniędzy z rachunków trafia do firm, które wciąż kupują rosyjskie surowce. Każda złotówka w systemie zależnym od Moskwy to cegiełka w finansowaniu wojny, której skutki odczuwasz pośrednio poprzez inflację, droższe paliwa i wzrost kosztów życia.
Dla Polski oznacza to konieczność dalszego inwestowania w alternatywne źródła energii i dywersyfikację dostaw. Rozbudowa terminalu LNG w Świnoujściu, przyspieszenie projektów wodorowych i rozwój energetyki odnawialnej mogą uniezależnić kraj od wschodnich surowców. Im szybciej Polska i reszta Europy zrezygnują z gazu Putina, tym mniejsze będą koszty polityczne i moralne tego kompromisu.
Europa w pułapce własnej ostrożności
Unia znalazła się w paradoksalnej sytuacji. Chce ukarać Rosję, ale wciąż dostarcza jej środki finansowe. Każdy miesiąc zwłoki w odcinaniu się od rosyjskich surowców to kolejne miliardy euro, które wzmacniają budżet Kremla.
Wojna w Ukrainie nie toczy się tylko na polach bitewnych, ale także w portach i na rynkach energii. Europa, jeżeli chce naprawdę stanąć po stronie ofiar, musi przestać karmić agresora swoimi pieniędzmi. Pytanie, czy polityczna wola i energetyczna odwaga wystarczą, by zrobić ten krok, zanim będzie za późno.
Źródła: forsal.pl/warszawawpigulce.pl














