Przedwojenni polscy specjalsi. Mieli likwidować niemieckich oficjeli w Prusach Wschodnich

Formacja ta była bliska idei komandosów – słynnych żołnierzy jednostek specjalnych, utworzonych podczas II wojny światowej. Zadaniem polskich spadochroniarzy-dywersantów miała być fizyczna eliminacja wysokich rangą niemieckich wojskowych i dygnitarzy partyjnych w Prusach Wschodnich.

Wołyński desant

We wrześniu 1938 roku na Wołyniu przeprowadzono duże manewry Wojska Polskiego z użyciem zrzuconych na spadochronach grup dywersyjnych, co było pokłosiem prowadzonych od kilku już lat prób z tego typu formacjami. Wcześniej wytypowano grupę 25 oficerów i podoficerów piechoty, saperów i łączności, którzy w Legionowie i Rembertowie przeszli szkolenie w zakresie sapersko-minerskim, taktyki działań desantu oraz topografii. Kursanci oddali także po kilka skoków spadochronowych z samolotów RWD-8 i Fokker F-VII/3m. Kurs zakończył się skokiem grupowym z dwóch Fokkerów z pełnym uzbrojeniem i oporządzeniem, a materiały wybuchowe i środki łączności zrzucono w zasobnikach.

1. Grupa polskich spadochroniarzy przed skokiem ćwiczebnym - lata 1936-39.  

Na Wołyniu główny desant, tzw. bojowy, przeprowadzono 15 września. Jego dowódcą był porucznik Antoni Mokrzecki i składał się z drużyny saperów pod dowództwem porucznika sap. Jerzego Sigenfelda, drużyny piechoty pod dowództwem podporucznika Jerzego Góreckiego, sekcji łączności i lekarza. Żołnierze desantu uzbrojeni byli w pistolety ViS, karabinki Mauser (tylko w drużynie piechoty), erkaem Browning, granaty ręczne. Saperzy dysponowali petardami, imitującymi materiały wybuchowe. Łącznościowców wyposażono w radiostację krótkofalową, aparat do podsłuchu rozmów telefonicznych oraz słupołazy i komplet narzędzi do niszczenia linii telefonicznych. Jako awaryjny środek łączności służyły dwa gołębie pocztowe, które na czas skoku przenoszono w skórzanych futerałach pod pachami.

Zdumiewający sukces spadochroniarzy

Start desantu przeprowadzono z lotniska Skniłowo koło Lwowa. Spadochroniarzy załadowano do dwóch Fokkerów F-VII pożyczonych od "LOT-u". Scenariusz ćwiczeń przewidywał, że dolot nad cel nastąpi w warunkach panowania przeciwnika w powietrzu, stąd skok miał nastąpić tuż po zapadnięciu zmroku. Założono, że rejon desantowania będzie się znajdować 10 kilometrów na południe od Łucka. Punkt ten został osiągnięty o godz. 19.30. Jednak porucznik Mokrzecki, aby uzyskać efekt maksymalnego zaskoczenia potencjalnego przeciwnika, w czasie lotu podjął decyzję o zmianie rejonu desantowania na zapasowy. Znajdował się on na niewielkiej polanie koło miejscowości Puchanów.  Z racji tego, że główny rejon desantowania znany był kierownictwu ćwiczeń, można się było się tam spodziewać odpowiednio "gorącego przywitania" lądujących skoczków. Skok odbył się z wysokości 200 metrów, zamiast planowanych 400 i po upływie 5 minut dywersanci, po zamaskowaniu spadochronów, byli gotowi do akcji.

2. Grupowy skok 60 spadochroniarzy. Ćwiczenia spadochronowe Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, 

Moment desantowania spadochroniarzy był obserwowany przez dywizjon artylerii przeciwlotniczej z Łucka. Natomiast całkiem zaskoczony został "przeciwnik" dywersantów – 30. Dywizja Piechoty, której dowództwo nieoficjalnie poinformowano o prawdopodobnych działaniach dywersyjnych. Mimo to piechurzy nie wykorzystali tej informacji i nie podjęli żadnych działań przeciwdesantowych. Pod osłoną nocy spadochroniarze umownie "zniszczyli" dwa mosty i wiadukt kolejowy w rejonie miejscowości Połonka i Góra Połonka. W ciągu nocy kilkakrotnie napotykali oddziały wojska, jednak desant nie został wykryty. Dopiero obrzucenie na lotnisku polowym samolotów petardami spowodowało pościg. O godzinie 5.00 oddział dotarł do Łucka, gdzie znajdowało się kierownictwo ćwiczeń. Desant powtórzono 17 września, bowiem wyżsi oficerowie nie dowierzali, że podniebni dywersanci tak łatwo odnieśli sukces. Wściekli, bo mocno już zmęczeni poprzednią akcją spadochroniarze nie dość, że ponownie wykonali wszystkie postawione przed nimi zadania, to jeszcze "przebili się" przez "front" i zameldowali w Łucku z dwiema "zdobycznymi" ciężarówkami.

Podniebni dywersanci

W podsumowaniu ćwiczeń stwierdzono, iż zrzucenie desantu bojowego jest zagadnieniem realnym, lecz trzeba go wykonywać w warunkach lokalnej przewagi powietrznej. Wykazano, że wykrycie dobrze wyszkolonej i zorganizowanej grupy dywersyjnej oraz jej unieszkodliwienie to trudne zadanie. Na przyszłość postulowano wyposażyć dywersantów w pistolety maszynowe oraz granaty ręczne, aby zapewnić im odpowiednio dużą siłę ognia. Również spadochrony powinny mieć większą nośność i być pokryte kamuflażem maskującym dla zminimalizowania możliwości wykrycia.

3. Polski spadochroniarz podczas skoku na podwójnym spadochronie.  

Na polu tych doświadczeń wiosną następnego roku Oddział II Sztabu Głównego Wojska Polskiego opracował plan przerzucenia na wypadek wybuchu wojny, na terytorium Prus Wschodnich, specjalnych spadochronowych grup dywersyjno-rozpoznawczych. Zadaniem tych niewielkich, dobrze wyszkolonych i o wysokim morale oddziałów miały być działania zmierzające do sparaliżowania niemieckiej administracji państwowej, elementów infrastruktury technicznej i terenowej oraz fizyczna eliminacja dygnitarzy NSDAP i wysokich rangą wojskowych.

Bydgoski ośrodek szkoleniowy

Do celów szkolenia dywersantów w maju 1939 roku w Bydgoszczy utworzono Wojskowy Ośrodek Spadochronowy. Dowódcą ośrodka został major Władysław Tuchułka, a w skład kadry instruktorskiej wchodzili m.in. porucznik Jerzy Górecki i podporucznik Jerzy Siegenfeld. Szkolenia spadochronowe prowadzili instruktorzy Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej: Antoni Grabowski, Julian Gębołyś i Feliks Zacharski. Ośrodek dysponował trzema samolotami transportowymi Fokker F-VII/3m.

4. Jeden z Fokkerów F-VII/3m LOT-u. 

Pierwsze dwumiesięczne szkolenie dywersyjne dla 80 kursantów ruszyło w czerwcu 1939 roku. Od każdego z członków kursu, oprócz dobrej opinii służbowej, nienagannej kondycji fizycznej, odwagi, patriotyzmu, samodzielności w wykonywaniu zadań bojowych, wymagano znajomości języka niemieckiego lub rosyjskiego, co jednoznacznie wskazywało przyszłe kierunki działań grup specjalnych.

Każda taka grupa miała liczyć 8-10 żołnierzy o różnych specjalnościach, co powinno zapewnić przeprowadzenie dowolnego rodzaju misji. W czasie szkolenia duży nacisk kładziono na zaprawę fizyczną, walkę wręcz i długie, wyczerpujące marsze na orientację w przygodnym terenie z pełnym obciążeniem bojowym. Ponadto żołnierze poznawali zasady konspiracji i organizowania ruchu oporu na wrogim terytorium.

Szkolenie i sprzęt

Szkolenie spadochronowe składało się z trzech etapów: najpierw ćwiczenia na trapezie, później na wieży i następnie skoki ze spadochronem z samolotu – po trzech skokach kursant otrzymywał tytuł skoczka spadochronowego. Jedna grupa szkoliła się około 2-3 tygodni w zależności od postępów i warunków atmosferycznych. Wszyscy kursanci przeszli także doskonalące szkolenie spadochronowe w zakresie, którego i dziś nie powstydziliby się żołnierze współczesnych jednostek specjalnych czy powietrzno-desantowych. Obejmowało ono skoki w zróżnicowanych warunkach atmosferycznych: podczas silnego wiatru, w deszczu czy we mgle. Ćwiczono także "gaszenie" spadochronu i uwalnianie się z uprzęży w przypadku lądowania różnych warunkach terenowych: w lesie, w zbiornikach wodnych i na bagnach. Natomiast przeszkolenie saperskie obejmowało naukę efektywnego niszczenia różnego typu obiektów przy wykorzystaniu minimalnej ilości materiałów wybuchowych.

5. Ćwiczenia skoczków z użyciem wieży spadochronowej na Stadionie Wojska Polskiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie. 

W bydgoskim ośrodku wdrażano i testowano również sprzęt, który w przyszłości miał się znaleźć na wyposażeniu nie tylko dywersantów ale i planowanej większej jednostki spadochronowej. Był to np. zminiaturyzowany sprzęt łączności z warszawskiej wytwórni radiotechnicznej "AVA". Nowe radiostacje jednak nie bardzo się sprawdziły. Były dość trudne w obsłudze, a miniaturowe słuchawki słabo izolowały od dźwięków z zewnątrz. Baterie radiostacji szybko ulegały wyczerpaniu, a zasięg jej pracy w zależności od ustawienia anteny i warunków atmosferycznych wynosił jedynie do 30 kilometrów. Ciekawą konstrukcją była także niewielkich rozmiarów naciskowa mina do niszczenia torów kolejowych o szerokości szyny, opracowana przez pułkownika Stelmachowskiego. Ponadto jednostka otrzymała do testów kilka pistoletów maszynowych Mors próbnej serii. W ośrodku powstały także specjalne zasobniki z amortyzatorami do zrzucania cięższego sprzętu, które podczepiono pod spadochrony transportowe o nośności 120 kg. 

Popisowy desant

Podsumowaniem kursu były ćwiczenia przeprowadzone 2 sierpnia 1939 roku. Według planu 20 dywersantów pod dowództwem porucznika Jerzego Góreckiego miało zostać zrzuconych w rejonie linii kolejowej Mińsk Mazowiecki – Tłuszcz. Ich zadaniem było dokonanie prawdziwych zniszczeń małego wiaduktu kolejowego, odcinka toru o długości około 300 metrów oraz napowietrznej linii telegraficznej. Dywersanci byli uzbrojeni w cekaem (transportowany w zasobniku), erkaem Browning, dwa Morsy, karabinki Mauser, pistolety Vis oraz granaty ręczne i materiały wybuchowe. W ćwiczeniu uczestniczył także pluton saperów 2. Batalionu Mostów Kolejowych, który miał początkowo przebywać na stacji kolejowej Tłuszcz, a później odbudować zniszczenia dokonane przez spadochroniarzy. 

Porucznik Górecki najpierw rozpoznał teren z samolotu szkolnego PWS-26 i wybrał docelowy rejon lądowania, między stacjami kolejowymi Cyców i Pustelnik. Jeden z uczestników tych ćwiczeń, podporucznik łączn. Wacław Malinowski, wspominał:

     Desantowanie odbyło się w godzinach popołudniowych. Wyskoczyliśmy z wysokości 400 m, z trzech samolotów transportowych. Aby zapewnić większe zaskoczenie, otwieraliśmy spadochrony z 5-sekundowym opóźnieniem. Po ukryciu spadochronów na skraju lasu, natychmiast przystąpiliśmy do wykonywania zadań. Pod osłona piechoty saperzy zniszczyli wiadukt, a następnie, biegnąc w nakazanym kierunku, kolejno, odcinkami tor kolejowy.

     Posuwając się razem z saperami grupa łączności zniszczyła napowietrzną linię telegraficzną. Po upływie około 20 minut zadanie zostało wykonane. Rozwinąłem radiostację, by nadać meldunek. W tym momencie rozległ się nieoczekiwanie, skierowany na nas ze wszystkich stron, ogień karabinów maszynowych i kbk. Zostaliśmy zaatakowani przez nieznany pododdział piechoty. Mimo, że była to amunicja "ślepa", zaskoczeni zupełnie niespodziewanym atakiem, padliśmy na ziemię, nie wiedząc początkowo jak zareagować.

6. Odprawa skoczków spadochronowych przed lotem. Dęblin, rok 1928. 

     Ale nasz dowódca nie zastanawiał się długo, wyciągnął pistolet i zaczął strzelać do góry, wydając komendę obsłudze broni maszynowej. Mimo, że nie posiadaliśmy amunicji "ślepej", natychmiast rozległy się krótkie serie naszego ckm i nieznanych w wojsku pistoletów maszynowych, strzelających w górę. Skutek był natychmiastowy. Ogień przeciwnika ucichł i zaraz się rozległ sygnał "odtrąbiono" oznaczający koniec ćwiczeń.

     Wkrótce staliśmy na zbiórce. Niemałe ogarnęło nas zdziwienie, kiedy zauważyliśmy zbliżającą się w naszym kierunku, od strony zniszczonego toru kolejowego, grupę wyższych oficerów, a wśród nich wielu generałów. Na ich obliczach malowało się zdumienie – mijali powyginane, zerwane szyny kolejowe, zniszczoną linię telegraficzną…       

Wybuch wojny i kres polskich planów

Mimo znakomitych efektów szkolenia, kursanci rozjechali się do swoich macierzystych jednostek. Szkoda, że w obliczu zagrożenia wojennego nie zdecydowano się utworzyć z nich samodzielnej jednostki. Zamiast tego zaplanowano kolejny kurs dla dywersantów, tym razem już tylko dla 40 żołnierzy. Miał zakończyć się w połowie września 1939 roku.  

Turnus szkoleniowy w Bydgoszczy został przerwany 28 sierpnia 1939 roku. Wszystkich jego uczestników oraz personel ośrodka transportem lotniczym i kolejowym zamierzano przebazować na lotnisko Małaszewicze koło Brześcia nad Bugiem. Tam ostatniego dnia sierpnia major Tuchułka otrzymał rozkaz utworzenia z częściowo przeszkolonych kursantów trzech grup dywersyjnych i przygotowanie ich do przerzutu na teren Prus Wschodnich.

Historię pierwszego z prawdziwego zdarzenia oddziału specjalnego Wojska Polskiego - 1. Samodzielnej Kompanii Commando - poznasz z mojej najnowszej książki "Awanturnicy i bohaterowie", która jest już dostępna w przedsprzedaży. 

Śmiały ten plan został pokrzyżowany już pierwszego dnia wojny. Około godz. 5.30 lotnisko Małaszewicze stało się celem nalotu silnej grupy samolotów Luftwaffe. Zniszczeniu uległy prawie wszystkie znajdujące się tam samoloty, w tym również Fokkery ośrodka. Z tego względu przerzut dywersantów do Prus stał się praktycznie niemożliwy. Na domiar złego do Małaszewicz nie dotarł rzut kolejowy ośrodka, który został zbombardowany koło Łowicza. Część specjalistycznego sprzętu została bezpowrotnie stracona. 13 września 1939 roku major Władysław Tuchułka rozwiązał Wojskowy Ośrodek Spadochronowy. Metody szkoleniowe wypracowane przed wojną w Bydgoszczy, w trakcie wojny realizowano z powodzeniem w ośrodku spadochronowym w Ringway w Wielkiej Brytanii, gdzie kadrę szkoleniową stanowili dawni polscy instruktorzy, m.in. Julian Gębołyś i Jerzy Górecki. 

***

Źródła fotografii:

  1. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  2. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  3. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  4. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  5. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  6. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 

Bibliografia:

  • Aleksander Czerwiński: Irviny nad Bydgoszczą, "MMS Komandos" 1996, nr 5.  
  • Mirosław Gajewski: Komandosi (2), "Skrzydlata Polska" 1991, nr 5-6.
  • Włodzimierz Parfieniuk: Z lotu ptaka. Historia polskiego spadochroniarstwa 1927-39, cz. 1-4, "MMS Komandos" 2001, nr 4 – 7/8.
  • Jędrzej Korbal: Spadochroniarze WOS, "Wojsko i Technika Historia" 2016, numer spec. 3.
  • Hubert Królikowski: Historia działań specjalnych, Warszawa 2004.  
  • Jędrzej Tucholski: Powracali nocą, Warszawa 1988.
  • Piotr Witkowski: Polskie jednostki powietrzno-desantowe na Zachodzie, Warszawa 2009.
  • Adam Wysocki: Spadochrony nad Arnhem, Warszawa 1969.

Komentarze