W lutym 1945 roku minęło 14 miesięcy od ostatniego spotkania przywódców trzech wielkich mocarstw w Teheranie. Dla Roosevelta to był trudny czas – zdjęcia w prasie pokazują, że wychudł i miał zapadnięte policzki. Kiedy Churchill spotkał się z nim na Malcie w drodze na Krym, doszedł do wniosku, że prezydent Stanów Zjednoczonych ma tylko „niewielki kontakt z życiem”. Mimo to w 1944 roku Roosevelt stanął do wyborów i po raz czwarty został wybrany na prezydenta, a jego wytrzymałość i siła woli nadal pozwalały mu stawiać czoła olbrzymim obciążeniom fizycznym i psychicznym. Do tej konferencji podszedł zupełnie inaczej niż do poprzedniej. W Teheranie pracował niemalże w pojedynkę, a do Jałty pojechał z silnym zespołem, w tym z Edwardem Stettiniusem (sekretarzem stanu), Jamesem F. Byrnesem (byłym senatorem i dyrektorem agend federalnych do stabilizacji ekonomicznej i mobilizacji wojennej) oraz Edwardem J. Flynnem (demokratycznym politykiem z Nowego Jorku i zagorzałym działaczem katolickim). Roosevelt był więc dobrze przygotowany, by odpowiednio zaprezentować wyniki konferencji amerykańskiej opinii publicznej i doskonale zdawał sobie sprawę, że będą one musiały być pozytywne.
Mijający rok również dla Churchilla był trudny pod względem zdrowotnym. On także odczuwał trudy wojny, które musiał przecież znosić dłużej niż Stalin czy Roosevelt. W reakcji na zmęczenie zmuszał siebie samego (i ludzi wokół niego) do jeszcze większego wysiłku – spędził nawet Boże Narodzenie 1944 roku w Atenach, a więc w samym środku cyklonu greckiej polityki. W Jałcie był prawdopodobnie w lepszym zdrowiu niż w Teheranie, a jego zdolność do dyskusji i argumentacji z pewnością się nie zmniejszyła. Kiedy Mołotow opisał Roosevelta i Churchilla w Jałcie jako „dwóch zmęczonych starców”, którzy „nie mieli innego wyjścia, jak tylko dać nam to, czego chcieliśmy”, z całą pewnością ich nie doceniał. Zarówno Roosevelt, jak i Churchill wiedzieli, czego chcą, i nie rezygnowali ze swoich stanowisk łatwo.
Czytaj więcej
Wiosną 1947 r. prezydent Harry Truman opracował doktrynę polityczną Stanów Zjednoczonych, której naczelnym celem było „powstrzymanie komunizmu” na całym świecie. Tak narodził się świat dwubiegunowy, który zasadniczo trwa do dziś.
Można też było dostrzec, że Stalinowi trudy wojny również zaczynają dawać się we znaki – w szczególnych okolicznościach swojej dyktatury musiał znosić je przecież niemal samotnie. Miał jednak pewną istotną przewagę, której nie mieli Roosevelt i Churchill. Dla obu zachodnich mężów stanu, a zwłaszcza dla Roosevelta, sojusz tej wielkiej trójki był absolutnie niezbędny w wojnie i w pokoju, który miał po niej nastąpić. Dla Stalina w miarę upływu czasu i kolejnych zwycięstw Armii Czerwonej sojusz miał coraz mniejszą wartość. W razie konieczności – nawet jeśliby mu miało być trudniej – on mógłby się już obejść bez swoich sojuszników. Ale oni nie mogliby się obejść bez niego. To była bardzo mocna karta przetargowa.
Wielka Trójka na Krymie
Przedstawiciele wielkiej trójki spotkali się w Jałcie dopiero po wielu dyskusjach na temat innych potencjalnych miejsc. Już we wrześniu 1944 roku Churchill zasugerował Invergordon na Orkadach, miejsce odległe i bezpieczne, choć na pewno nieco ponure. Stalin odmówił. W tej sytuacji Roosevelt zaproponował kilka miejsc w basenie Morza Śródziemnego. Bez powodzenia. Jałta na Krymie miała dla Stalina tę zasadniczą zaletę, że znajdowała się na terytorium Związku Radzieckiego. Na korzyść tego wyboru przemawiały też inne argumenty. Był to kurort nad Morzem Czarnym o długiej tradycji, z wieloma miejscami noclegowymi, znany w literaturze jako miejsce akcji opowiadania Czechowa „Pani z pieskiem”; zapewniał przyjazny klimat na lutowe spotkanie. Stanęło więc na Jałcie.