Czy wiecie, iż podczas kryzysów społecznych czy politycznych, ludzie często uciekają w zakup dóbr luksusowych? Ci których na to nie stać np. konsumują więcej słodyczy czy innych używek?
Często nie ma to wiele wspólnego z racjonalnymi przesłankami typu: kupię to czy tamto teraz, bo jest tańsze. Kiedy skończy się sytuacja kryzysowa być może spieniężę to z zyskiem.
Ot po prostu, nasze psyche stara się bronić przed zewnętrznymi negatywnymi bodźcami. Powoduje to, iż chociaż na chwilę chcemy zapomnieć o tym co nas spotkało lub co gorsza może spotkać. Szukamy odskoczni od świata realnego, czy „przystani”, w której możemy się ukryć.
Więc zanim to się stanie, sprawmy sobie odrobinę luksusu i… poczęstujmy się kawałkiem czekolady albo innej słodyczy, wszak wtedy świat często staje się piękniejszy.
Tak w istocie można by rozpocząć historię powstania jednej z największych ikon świata motoryzacji, jaką jest Ford Mustang; Auta, które od zawsze kojarzyło się z wolnością, młodością i przygodą.
Cóż, aż trudno w to uwierzyć, iż ten „młodzieniec” w kwietniu 2024 będzie świętował swoje 60 urodziny bycia na rynku. Z pewnością należy do czołówki najbardziej długowiecznych modeli dostępnych nieprzerwanie na rynku pod tą samą nazwą stając w szeregu z takimi weteranami szos, jak np. VW Beetle, Toyota Corolla czy Mini.
Ktoś zapyta: No dobrze, ale co to ma wspólnego z kryzysem lub opychaniem się czekoladą?
Otóż ma i to bardzo wiele. Ford Mustang okazał się urzeczywistnieniem ucieczki społeczeństwa amerykańskiego od bardzo niespokojnych i niejednokrotnie upokarzających czasów, jakich doświadczyło to społeczeństwo pod koniec lat 50tych i początku lat 60tych ubiegłego stulecia.
Piersi na świecie
Oczywiście miało być „pierwsi” ale jakoś nie bardzo to wychodziło.
Oto bowiem supermocarstwo, jakim po II wojnie światowej były Stany Zjednoczone Ameryki, nie zawsze potrafiło sobie poradzić ze swoim konkurentem. Był Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Ta z pozoru dziwna rywalizacja dotycząca odpowiedzi na pytanie – co jest lepsze: komunizm czy kapitalizm, toczyła się niemal nieprzerwanie praktycznie od 1945 roku.
Zaczęło się od żelaznej kurtyny w Europie. Potem rywalizacja przeniosła się do Azji w postaci wojny koreańskiej. Świat zachodni, a zwłaszcza USA nie mogły ogłosić spektakularnym sukcesem.
Żeby tego było mało, prężenie muskułów przeniesiono w przestrzeń kosmiczną i co interesujące częściowo również do świata motoryzacji.
4 września 1957 roku firma Ford zaprezentowała długo zapowiadaną sensację na miarę ziemskiego globu: nową markę Edsel i jej modele. Określono je, jako najbardziej innowacyjne w historii motoryzacji: np. biegi przełączało się specjalnymi przyciskami umieszczonymi w kierownicy auta.
O rozmachu całego przedsięwzięcia świadczyło, iż w dniu premiery zaprezentowano aż 18 wersji nadwoziowych Edsela.
Przypieczętowanie wszystkich innowacji miało stanowić ukształtowanie przedniej części auta, a ściślej wlotów powietrza. Miały być równie fantazyjne i innowacyjne, jak cała reszta wynalazków, którymi naszpikowano nowy pojazd.
Okazało się, iż tym razem ilość nie przeszła w jakość.
Edsel nie został odebrany, jako innowacyjny pojazd na miarę naszych czasów, ale jako coś dziwnego, awaryjnego (było trochę problemów z działaniem tych przycisków na kierownicy) i prawdę mówiąc z nieco krępującą stylizacją przedniej części nadwozia.
Otóż projektanci auta w swoim natchnieniu wzorowali centralny wlot powietrza na końskiej podkowie. prawdopodobnie chodziło o jakiś aspekt dotyczący życzenia szczęścia, pomyślności itp..
Niestety, przeciętny obywatel nie widział w tym miejscu podkowy tylko… damskie łono!!!.
Co gorsza, jak już wspomniano, Edsel nie grzeszył zbytnio jakością. Kiedy auto rozpędzało się do znacznych prędkości zdarzało się, iż aplikacja w kształcie ło… podkowy po prostu odlatywała w siną dal.
Nagle okazało się, iż tzw. góra urodziła mysz i amerykański sen, nie jest zbyt kolorowy, tym bardziej, że…
PI PI PI…
Dokładnie miesiąc później nieznany odgłos z kosmosu, sprawił, iż nastroje w Ameryce nie uległy poprawie.
Autorem tego pikania było niewielkie urządzenie, które nazywało się Sputnik. Zostało wystrzelone przez ZSSR i krążyło wokół ziemi, jako jej pierwszy sztuczny satelita.
Co ciekawe, konstrukcja nie przewidywała udziwnień w stylu motywu podkowy, skutkiem czego pojazd latał i pikał bez problemu.
USA postanowiło podjąć rękawicę w dziedzinie opanowywania kosmosu. Znów przegrało zdobycie palmy pierwszeństwa (dosłownie o niecały miesiąc). Stało się to wtedy, kiedy to na karty światowej historii, jako pierwszy człowiek na świecie wpisze się Jurij Gagarin, a nie Alan Shepard.
Incydenty można mnożyć: Podział Berlina murem na Wschodni i Zachodni, kryzys kubański, zabójstwo Prezydenta Johna F. Kennedy, starcia na tle rasowym czy coraz większa obecność amerykańska w Wietnamie…
Wszystkie te aspekty mają wpływ na postawy społeczeństwa amerykańskiego. Z jednej strony staje się ono coraz zamożniejsze i lepiej wykształcone, z drugiej zaś coraz bardziej poszukuje ucieczki od coraz bardziej ponurej rzeczywistości.
W świecie motoryzacji, pierwsze symptomy omawianej ucieczki pojawiły się w postaci wzrostu popularności samochodów sportowych. Pojawiło się coraz więcej zamówień na „gadgety”. Białe aplikacje na oponach, automatyczna skrzynia biegów, bardziej finezyjne wykończenie wnętrza pojazdów czy wzrost zainteresowania mocniejszymi wersjami silników, dawały więcej przyjemności z jazdy.
Jednakże problem polegał na tym, iż wszystkie prezentowane symptomy „występowały” albo w relatywnie drogich samochodach. Zamawiane do względnie przystępnych cenowo modeli, znacznie podwyższały ich cenę.
Ford (który jeszcze nie do końca otrząsnął się po „sukcesie” związanym z Edselem), dostrzegł w prezentowanych zmianach początek kształtowania się zupełnie nowego obrazu rynku motoryzacyjnego i oczekiwań ze strony konsumentów.
Ludzi którzy jeszcze do niedawna nie byli brani pod uwagę jako perspektywiczna grupa docelowa, którą określono jako:
Baby Boomers
Mowa tu o pokoleniu, które wtedy zbliżało się do wejścia w wiek dorosły. Było pierwszym pokoleniem, które przyszło na świat po 1945 roku czyli po zakończeniu II Wojny Światowej.
To pokolenie miało powoli dosyć martyrologii uprawianej przez starszych. Dotyczyło to heroizmu wojny i hołdowanym przez starsze pokolenie zasadom, iż wszystko musi opierać się na tradycyjnych wartościach. Samochód mniejszy od hangaru lotniczego nie jest samochodem.
Baby boomers, byli lepiej wykształceni od poprzednich pokoleń i głodni sukcesu. Co więcej, stanowili niezwykle liczebną grupę potencjalnych klientów.
Przewidywano, iż do początku lat 70tych grupa wiekowa 18 – 34 lat będzie stanowiła ponad 50% ogólnej liczby klientów zainteresowanych zakupem samochodu.
Uzupełnieniem tej charakterystyki był fakt, mówiący o tym, iż w porównaniu z początkiem lat 60tych, liczba studentów w latach 70tych będzie dwukrotnie większa.
Opisywane meandry polityczne, zmiany mentalności czy postrzegania świata, zaowocują niedługo rewolucją w świecie sztuki i kultury.
To właśnie ten tygiel da początek nowym trendom np. w muzyce kształtowanych przez takich gigantów, jak: The Doors, The Rolling Stones czy Boba Dylana …
Przykłady dotyczące innych dziedzin sztuki można mnożyć: Andy Warhol, Stanley Kubrick…
Lista nazwisk i dziedzin jest niezwykle długa, jedno było pewne: świat przyspieszał coraz bardziej i należało odpowiednio na to przyspieszenie odpowiedzieć, tym bardziej, iż Baby Boomers mieli szansą zostać Trend setters zarówno dla starszych, jak i młodszych pokoleń.
Porozmawiajmy o samochodach
Ford, jako jeden z pierwszych przedstawicieli tzw. wielkiej amerykańskiej trójki (Ford, Chrysler, General Motors) uznał, iż należy, jak najszybciej „wsiąść do pociągu” pełnego Baby boomers.
Uczynił z nich znaczącą grupę odbiorców swoich produktów.
Zarząd firmy powierzył stworzenie odpowiedzi, w postaci odpowiedniego produktu na nowe trendy, jednemu ze bardziej zdolnych managerów, jakim był Lee Iacocca.
Ten uznał, iż stworzenie nowego auta stanowiącego odpowiedź na potrzeby nowej grupy docelowej należy powierzyć … przedstawicielom tej grupy docelowej.
Iacocca stworzył coś na kształt klubu dyskusyjnego wśród pracowników Forda, który to klub był odpowiedzialny za wykreowanie koncepcji nowego auta. Co ciekawe, stanowiło to absolutną nowość w kulturze zarządzania w tamtych czasach…
Wnioski jakie wynikały z dyskusji były następujące:
- Samochód musi mieć sportowy charakter, ale nie może być taki, jak standardowo rozumiane samochody sportowe. Musi oferować odpowiednią przestrzeń nie tylko dla kierowcy i pasażera. Dodatkowo musi oferować odpowiednio dużo miejsca dla osób siedzących z tyłu.
- Jego sportowy charakter nie może ograniczać przestrzeni bagażowej. Zatem w przeciwieństwie do klasycznych „sportowców” oferujących przestrzeń bagażową wystarczającą do zapakowania złożonej gazety i spinek do mankietów. Nowe auto miało oferować normalny bagażnik.
- Auto miało charakteryzować się sportowymi osiągami. W przeciwieństwie do aut sportowych nie miło to wymagać od jego posiadacza „sprzedaży własnej nerki”, żeby mógł on sfinansować zakup wymarzonego auta. Dlatego uznano, iż podstawowa wersja nowego samochodu nie może przekroczyć kwoty 2 500 USD. w tej chwili najnowsza wersja Mustanga w wersji podstawowej jest wyceniana na kwotę 30 920 USD. No cóż inflacja.
- Na koniec, należało to ubrać w odpowiednie nadwozie, które wyróżniałoby nowy model w tłumie innych samochodów. Było to o tyle ważne, iż do całego procesu włączyli się księgowi i pogrozili komitetowi dyskusyjnemu palcem. Mówili, iż należy do nowego modelu włożyć tyle elementów z w tej chwili produkowanych aut ze stajni Forda ile się da. Ot dla przykładu, nie ma co projektować nowego silnika, wystarczy sięgnąć na półkę i skorzystać z już istniejącej jednostki napędowej.
Zdecydowano zatem, iż „serca” najmłodszemu z Fordów użyczy najpopularniejszy w gamie Forda model Falcon.
Jeśli zatem chciano podbić serca młodego pokolenia należało stworzyć coś zupełnie niepowtarzalnego pod względem formy.
Na koniec uznano, iż wspomniany już Falcon jest „solą ziemi” Forda. Należy zadbać, aby nowy model nie „podgryzł” znacząco pozycji Falcona. Ustalono zatem, iż roczna produkcja nowego auta nie przekroczy 86 tysięcy sztuk.
Potrzeby grupy docelowej potraktowano niezwykle szeroko: Nowe auto miało być odpowiednie do: dojazdów do pracy, wakacyjnych podróży, wypadów na piknik i niedzielnych eskapad do kościoła.
Jak to zwykle w takich historiach bywa, zanim narodzi się arcydzieło, droga do sukcesu wyboistą jest…
Zaczęło się od kształtu nowego samochodu. Przygotowano bardzo dużo wariantów i propozycji. Stworzono setki rysunków i aż 18 modeli w glinie, ale jakoś nikt nie otwierał z euforii szampana na widok wspomnianych propozycji.
WOW!
Udało się to w końcu jednemu z projektantów Forda, był nim Gale Halderman, który specjalizował się w projektowaniu… składanych dachów do modeli Falcon i Thunderbird.
Halderman stworzył bryłę, która choćby będąc glinianą rzeźbą sprawiała wrażenie, iż jest w ruchu …
Teraz należało zastanowić się, jak to cudo nazwać.
I tu również pojawiło się wiele meandrów dotyczących wyboru „imienia” dla nowego Forda.
Auto zostało roboczo nazwana Cougar, jednak przez cały czas nie zaprzestawano w poszukiwaniach.
Chcąc mu nadać nieco bardziej światowy charakter zaczęto rozważać takie nazwy jak: Monte Carlo, Monaco czy Torino.
Pod koniec dnia okazało się, iż Monte Carlo i Monaco, zostały już zarezerwowanie przez konkurencję, a zatem do wykorzystania były: Cougar i Torino.
I wtedy specjaliści od marketingu stwierdzili, iż Torino nie jest dobrą nazwą, bowiem właściciel firmy Henry Ford II rozwodził się z Panią Cristine Vettore Austin, która to była Włoszką.
Uznano, iż z tego względu nazwa Torino w tej sytuacji może źle wpłynąć na reputację Bossa.
(Swoją drogą, interesujące jak na tę historię zareagował zarząd brytyjskiej marki motoryzacyjnej Austin?!).
W odniesieniu do nazw, w tamtym okresie Ford garściami czerpał nazwy swoich modeli ze świata zwierząt. Z tego względu zdesperowani spece od marketingu udali się do biblioteki z zadaniem przejrzenia nazw zwierząt, od Antylopy do Zebry w celu wybrania czegoś sensownego.
Przywieziono kilkanaście propozycji, między innymi: Bronco (pół dziki koń), Puma czy Colt (Źrebię).
Nie wiadomo do końca, jak to się stało, ale ktoś zwrócił uwagę na pasję John’a Najjar’a będącego jednym z głównych projektantów nowego auta. John był nie tylko fanem, ale niemal wyznawcą … Mustanga.
Co prawda nie chodziło to bezpośrednio o skojarzenie z rumakiem, ale z jednym z najlepszych samolotów myśliwskich II Wojny Światowej, jakim był P-51 Mustang.
Nagle wszystko stało się proste.
Jak wspomina sam Lee Iacocca: Nazwa Mustang wywoływała ekscytację otwartą przestrzenią i była amerykańska, jak diabli!
W końcu, można było zabrać się za tworzenie logo dla nowego auta, był to oczywiście dziki koń w galopie.
Jednak choćby w takim momencie znaleźli się „eksperci” i krytykanci twierdząc, iż Mustang… galopuje w złym kierunku. Jak wiadomo, na wyścigach konie biegają od lewej strony do prawej. W przypadku logo Mustanga, koń galopuje od strony prawej do lewej.
Jak twierdzili twórcy logo, właśnie ten fakt obrazuje innowacyjność i „dzikość” nowego auta.
Popatrz na mnie i powiedz co o mnie sądzisz.
Tym razem należało zweryfikować, czy to co dotychczas zostało stworzone, spodoba się Smith’om, Johnson’om czy Brown’om … innymi słowy; co potencjalni klienci będą sądzić o najmłodszym dziecku Forda?
W tym celu na prezentację Mustanga zaproszono 52 małżeństwa i nagrano ich reakcje.
Co ciekawe, osoby o wyższym statusie społecznym główną uwagę zwracali na sylwetkę pojazdu, natomiast dla osób o niższym statusie społecznym najważniejszym był aspekt prestiżu; zwracali uwagę, iż super byłoby mieć takie auto u siebie przed domem – sąsiedzi popękaliby z zazdrości.
Wszyscy badani zostali zapytani o to: ile ich zdaniem będzie wynosiła minimalna cena za Mustanga i generalnie okazało się, iż średnio auto zostało wycenione o 1 tysiąc dolarów więcej aniżeli planował Ford. Ważne; podczas tej fazy badania Ford nie podał planowanej ceny za Mustanga …
Pracownicy działu marketingu zacierali ręce. Jak dotąd wszystko układało się znakomicie…
Jednak kiedy prowadzący badanie zapytali: Czy kupiłbyś to auto? Większość odpowiedziała: NIE!
Argumenty były zgoła zastanawiające, zważywszy, iż badanie przebiegało jedynie w oparciu o oglądanie wystawionego modelu samochodu.
Generalnie odmowa zakupu była argumentowana w następujący sposób:
– za drogi,
– za mały,
– zbyt trudny w prowadzeniu …
Kiedy jednak uczestnicy badania zostali poinformowani i bazowej cenie auta, nagle zmienili zdanie na temat zakupu Mustanga i niemal zostali jego wyznawcami…
Mogę zaoferować klientowi samochód w jakimkolwiek kolorze, pod warunkiem, iż … będzie to kolor czarny.
To słynne słowa Henrego Forda opisujące paletę kolorów Forda T – samochodu, który zbudował potęgę firmy Ford.
Na marginesie całej historii, wspomniany slogan nie wynikał z faktu, iż Henry Ford był daltonistą albo maniakiem czerni.
Ford T był pierwszym na świecie samochodem wytwarzanym masowo. To na potrzeby produkcji tego auta wymyślono tzw. taśmę produkcyjną, która zapewniała masową produkcję.
W tamtych czasach, lakiery używane do malowania samochodów schły nieznośnie długo i zanim wyschły na karoserii, auta musiały być trzymane w sterylnych pomieszczeniach, żeby uniknąć jakichkolwiek uszkodzeń.
Ford przy taśmowej produkcji najzwyczajniej nie miał czasu w tego typu praktyki. Nadwozie Fordów T były pokrywane emalią i wypalane w piecu. Efektem tego był czarny kolor tych pojazdów.
W przypadku, Mustanga zastosowano zupełnie inną strategię: Klienci mogli przebierać niemal bez ograniczeń nie tylko w kolorach, stopniach wykończenia pojazdów, czy różnych konfiguracjach wyposażenia pojazdów (np. radio w standardzie), ale także w rodzajach nadwozia. Mustang mógł być oferowany jako klasyczny sedan kabriolet czy fastback.
Bez względu na typ nadwozia, samochód wyglądał jakby rwał się do jazdy.
Patrząc na Mustanga miało się wrażenie z jednej strony lekkości i elegancji, z drugiej zaś wewnętrznej siły. Sprawiała to długa i płaska przednia część nadwozia i stosunkowo szeroki rozstaw kół.
Całości dopełniały dwa duże przednie reflektory, które rozglądały się za najbliższą drogą.
Auto było na tyle różne od konkurencji pod względem wymiaru, przestrzeni użytkowej, funkcjonalności i charakteru, iż wymyślono dla niego specjalny segment nazwany: Pony Car!
Niech wszyscy się dowiedzą i zobaczą.
Trzeba przyznać, iż strategia wprowadzenia Mustanga była równie innowacyjna, jak sam pojazd.
Przede wszystkim zadbano, aby KAŻDY dealer Forda dysponował w dniu premiery przynajmniej jednym Mustangiem. Niemal każdy Amerykanin dowiedział się, iż oto Ford wprowadza na rynek coś absolutnie fenomenalnego!
17 kwietnia 1964 był wielkim dniem dla Forda i światowej motoryzacji.
Oto w świetle reflektorów zaprezentowano najnowszy model Forda – Mustanga.
Dzień przed premierą, wyemitowano reklamę auta, którą zobaczyło … 29 milionów widzów.
W dniu premiery reklama ukazała się w ponad 2 500 publikacjach prasowych.
Zainteresowanie i zachwyt Mustangiem przerósł wszelkie oczekiwania.
Pierwszego dnia sprzedaży, zebrano ponad 22 tysiące zamówień, czyli … około 25% zakładanej rocznej sprzedaży.
Tylko w pierwszym tygodniu salony dealerskie Forda odwiedziło ponad 1 milion potencjalnych klientów.
Co ciekawe, większość kupujących wcale nie kupowała bazowej wersji auta (2368 USD). Do ceny dorzucała ochoczo kolejny tysiąc USD, zamawiając białe aplikacje na oponach, radio, silniki z 8 cylindrami, czy automatyczną skrzynię biegów. Szczególnym zainteresowaniem cieszył się tzw. zestaw rajdowy, w którego skład wchodziły: obrotomierz i zegar.
W dniu 16 kwietnia 1965 wieczorem (czyli równo rok po premierze auta), pewien młody człowiek z Kalifornii opuścił salon dealerskim Mustangiem w wersji Kabrio, który to Mustang był 418 812 egzemplarzem sprzedanym przez Forda.
W roku 1966 milionowy Mustang opuści zakłady Forda.
Wspominany już wczesnej Lee Iacocca przytacza w swojej biografii list od jednego z konsumentów, który ciekawie prezentuje postrzeganie Forda Mustanga:
„Nie przepadam za samochodami i trwa to od dość dawna, gdyż stają się one coraz bardziej ociężałe. Poza tym Nowy York to nie jest miejsce na posiadanie samochodu. Właściciele czworonogów zachęcają swoje psy do siusiania na koła, dzieci ze slumsów kradną kołpaki z kół, gliny nakładają mandaty za niedozwolone parkowanie. Gołębie robią sobie z dachów grzędy i jeszcze coś gorszego. Ulice mają dziury. Autobusy miażdżą, a parkowanie pod dachem wymaga założenia drugiej hipoteki na dom (…) Mimo wszystko, gdy tylko zdołam się pozbierać, kupię Mustanga.
Mustang stał się wszechobecny, okazał się nie tylko wiernym towarzyszem wypraw do kościoła czy na piknik ale królował też na srebrnym ekranie.
Mustangiem jeździł Agent 007 i bynajmniej nie czuł się wstrząśnięty lub zmieszany, Mustangiem pędziła łamiąc wszelkie przepisy przyszła małżonka Żandarma z Saint Tropez, a scena pościgu samochodowego w filmu Bullitt na zawsze zapisze się w arkanach kinematografii.
Początek końca legendy…
Okazało się, iż niebywały sukces auta przesłonił zarządowi Forda poczucie realizmu.
Samochód był wyposażany w coraz mocniejsze silniki, dobudowano mu kilka kilogramów tu i ówdzie i z Pony Car’a stał się Muscle Car’em, czyli … jednym z wielu aut oferowanych na rynku. Po wprowadzeniu omawianych modyfikacji, okazało się, iż Mustang z pełnego lekkości auta o opływowej sylwetce stał się pozbawionym finezji mięśniakiem, który już nie był tak przystępny cenowo, jak miało to miejsce w przypadku protoplasty – wersja podstawowa była około 1 tysiąca USD droższa od wersji z roku 1964 (pamiętacie reakcję małżeństw zaproszonych na ocenę nowego Mustanga, ich przewidywania co do bazowej ceny oraz ich entuzjazm dotyczący intencji zakupu samochodu?).
Po dokonaniu wspomnianych zmian w 1971 roku, Ford był w stanie sprzedaż jedynie około 150 tysięcy Mustangów.
40 lat rollercoaster’a
Tyle niemal trwała walka z materią i gustami konsumenckimi. W omawianym okresie Mustang doczekał się 4 generacji, które sprzedawały się z różnym powodzeniem – w 1994 roku Mustang doczekał się choćby tytułu samochodu roku, ale mimo to można odnieść wrażenie, iż przez cały czas brakowało mu tej nieuchwytnej całej magii, dzięki której jego praprzodek stał się żywą legendą.
Niech żyje Retro Style!
Na początku XX wieku w sztuce i w modzie zapanował nowy styl, czyli odświeżanie starych dobrych wzorców.
Styl był bardzo popularny niemal w każdej dziedzinie sztuki czy generalnie rozumianej mody. Dotyczyło to również motoryzacji. Przykładem tego mogą być VW Beetle, Fiat 500, Mini, Chevrolet SSR czy Dodge Challenger – wszystkie one wyglądały, jak przeniesione z poprzedniej epoki.
To samo zrobił Ford z Mustangiem i kiedy w 2004 roku zaprezentował V generację, było jasne, iż kształt pojazdu i założenia koncepcyjne zostały zaczerpnięte z DNA pierwowzoru.
Auto znów odniosło sukces, ba choćby Europa upomniała się o nowego Mustanga.
Tym razem nauka nie poszła w las. Ford wprowadza bardzo ostrożnie kolejne generacje Mustangów na rynek, to jest raczej ewolucja aniżeli rewolucja. I raczej daleko obecnemu Mustangowi do Pony Car’a, ale taki Muscle Car nie za bardzo przeszkadza!
Nowa energia?
W roku 2020 świat zelektryzowała wiadomość, iż oto można nabyć Mustanga w wersji z napędem elektrycznym.
Opinie na ten temat okazały się bardzo spolaryzowane: auto miało swoich gorących przeciwników, jak i zwolenników.
Co ciekawe, sam Ford chyba nie bardzo wie, jak się do tego odnieść. Auto posiada kształt crossover’a, posiada logo Mustanga, ale na próżno szukać na nim logo … Forda!.
(Obrazek Mustang Electric)
Pełnokrwiste Mustangi na start!
Mówiąc o tradycyjnym Fordzie Mustangu; ostatnim czasie zaprezentowano VII generację auta.
Nie ma wątpliwości, iż auto spokojnie doczeka swoich 60tych, a może choćby 70 urodzin?!
To świetnie o nim świadczy, bowiem jego wielcy konkurenci, tacy jak Chevrolet Camaro czy Dodge Challenger nie doczekają się swoich następców.
No cóż świat w większości postanowił zasuwać suv’ami …
Pora na ostatni kawałek czekolady…
Tak przedstawia się historia Forda Mustanga, legendy na 4 kołach. Znów rośnie jego sprzedaż, podobnie, jak dóbr luksusowych, czy różnego rodzaju używek… czasy przecież mamy niespokojne.
Bez względu na ten fakt, Mustang ma ogromną szansę na przetrwanie.
Jak wspomniano wcześniej, większość motoryzacyjnego świata uwierzyła w suv’y i za chwilę ze świecą przyjdzie szukać na rynku klasycznego sedana bądź coupe, a właściciele swoich suv’ów będą musieli sprawdzać jakie logo tkwi na masce ich aut, bowiem wszystkie suv’y stają się coraz bardziej jednakowe.
Co ciekawe, świat już raz wpadł w pułapkę unifikacji, kiedy to uznano, iż najlepszym rozwiązaniem jest pudełkowaty kształt samochodu określany, jako Van. Działo się to pod koniec XX wieku, a ulicami mknęły tysiące niemal identycznych mikro van’ów, mini va’ów i oczywiście van’ów.
Zabawne, ale trend na vany rozpoczął nie kto inny, jak sam Lee Iacocca, który ratując markę Chrysler w latach 80 tych XX wieku postawił na model Voyager – niezwykle funkcjonalny van, który rozpoczął szaleństwo van’owe na świecie. To jednak już zupełnie inna historia.
Bibliografia:
Lee Iococca – Biografia,
Witold Rychter – Dzieje Samochodu,
Rob de la Rive Box, Mirco de Cet – Samochody marzeń,
Robert – Legendarne samochody,
Sebastiano Salvetti – Złoty Wiek Samochodów Klasycznych,
Karol Wiechczyński – Kultowe samochody,
Marco Ruiz – Encyklopedia Samochody.
Pinterest,
Wikipedia,
Ford.