Francuskie wojsko znika z Senegalu. Co dalej?

polska-zbrojna.pl 2 godzin temu

Opuszczenie przez francuskich żołnierzy ostatniej bazy wojskowej w Senegalu, do którego doszło w połowie lipca, jest wydarzeniem przełomowym. Wycofując swój kontyngent, Paryż kończy obecność wojskową nie tylko w tym zachodnioafrykańskim państwie, ale także w całej Afryce Zachodniej i Środkowej, będącymi tradycyjną francuską strefą wpływów. Próżnię pozostawioną przez Francuzów starają się wypełnić Rosja, Turcja i Chiny, a także Al-Kaida i inne organizacje dżihadystyczne.

Sztab francuskiej armii i sztab senegalskiej armii przed ceremonią, podczas której Francja zwróci obóz Geille 17 lipca 2025 r.

Uroczystość przekazania bazy Camp Geille w Dakarze miejscowym siłom zbrojnym, która odbyła się 17 lipca, stanowiła zwieńczenie trwającego od kilku miesięcy procesu stopniowego wycofywania się francuskich wojsk z Senegalu, którego zażądał w 2024 roku nowy prezydent tego kraju Bassirou Diomaye Faye. A jednocześnie końcowym akordem trwającego od czasów dekolonizacji francuskiego patronatu nad regionem Afryki Zachodniej i Sahelu.

Począwszy od 2021 roku, po serii zamachów stanu, które wstrząsnęły regionem, Paryż był zmuszony wycofywać swoje siły z kolejnych krajów: z Mali w 2022 roku, z Nigru i Burkina Faso rok później, z Czadu w 2024, Wybrzeża Kości Słoniowej na początku tego roku i w końcu z Senegalu. Ostatnią i jedyną stałą bazą francuską w Afryce w tym momencie jest Camp de l’Unité, położony w Dżibuti na wybrzeżu Morza Czerwonego. Jednocześnie niektóre z tych państw rozpoczęły analogiczny proces w stosunku do kontyngentów amerykańskich: obecność sił USA została zakończona w Nigrze i mocno ograniczona w Czadzie.

REKLAMA

Tymczasem region Afryki Zachodniej i Sahelu jest bardzo daleki od stabilizacji. Od wielu lat rozdzierają go liczne konflikty, z których najintensywniejszy jest transgraniczny dżihad prowadzony przez miejscową filię Al-Kaidy: organizację Dżama’at Nasr al-Islam wa-al-Muslimin (JNIM). Działa ona głównie w tzw. regionie „Trzech Granic”, czyli na pograniczu Mali, Burkina Faso i Nigru, ale organizacja stopniowo zwiększa zasięg swoich operacji i w tej chwili rozciąga się on od granic Beninu i Nigerii na wschodzie aż po Wybrzeże Kości Słoniowej, Gwineę i Senegal właśnie, a więc na obszarze liczącym około miliona kilometrów kwadratowych. Jednocześnie w regionie działa cała plejada innych grup zbrojnych: od Państwa Islamskiego i Boko Haram, przez tuareskich rebeliantów w północnym Mali, po rozmaite bojówki w Republice Środkowoafrykańskiej.

Przywódcy zachodnio- i środkowoafrykańskich państw, żądając wycofania francuskich wojsk, nie tyle więc dążą do większej niezależności, ile zmieniają sojusze i szukają pomocy innych mocarstw. Mali, Niger i Burkina Faso zwróciły się o protektorat i wsparcie wojskowe do Kremla, którego ten ochoczo udzielił, widząc w tym szansę na wyparcie zachodnich potęg z kontynentu. Jednak obecność rosyjskich żołnierzy – najpierw w postaci najemników z Grupy Wagnera, a w tej chwili jako podporządkowany Ministerstwu Obrony tzw. korpus afrykański – także nie rozwiązała problemów z bezpieczeństwem i stabilnością, a czasami przyniosła wręcz odwrotny skutek: brutalne represje stosowane przez Rosjan powodują wzrost poparcia miejscowej ludności dla grup rebelianckich i dżihadystycznych, a tym samym napływ ochotników i zwiększoną rekrutację, co z kolei przekłada się na wzrost możliwości i zasięgu działania. Rozszerzanie operacji powoduje zaś dalsze represje, a spirala przemocy nakręca się coraz bardziej.

Niektórzy z regionalnych przywódców zwracają się więc do innych patronów. Coraz aktywniejsza jest w regionie Turcja: na początku tego roku przejęła opuszczone przez Francuzów bazy w Czadzie, utrzymuje też kontyngent w Somalii i wspiera wojskowo jedną ze stron libijskiej wojny domowej, a także prowadzi tzw. dyplomację dronów, dostarczając afrykańskim krajom uzbrojenie, ze słynnymi bezzałogowcami Bayarktar na czele.

Również Chiny rozszerzają swoją obecność na kontynencie, choć działają bardziej subtelnie niż Rosja, Turcja, Stany Zjednoczone czy Francja – z wyjątkiem bazy marynarki wojennej w Dżibuti nie mają one stałych instalacji wojskowych w Afryce. Zacieśniają jednak współpracę z krajami regionu poprzez współpracę ekonomiczną, sprzedaż uzbrojenia czy udział w misjach pokojowych pod egidą ONZ-etu.

Trudno w tym momencie przewidywać, jakie to wszystko przyniesie skutki dla globalnej polityki, jakie sojusze wyłonią się z chaosu wojen i zamachów stanu przetaczających się przez Sahel, które mocarstwa rozszerzą swoje strefy wpływów i zyskają możliwość projekcji siły w regionie dzięki dostępowi do afrykańskich portów i baz wojskowych oraz kto czerpać będzie zyski z eksploatacji surowców naturalnych Sahelu. Nie ulega jednak wątpliwości, iż jesteśmy właśnie świadkami przebudowy całej architektury bezpieczeństwa Afryki Zachodniej.

Stanisław Sadkiewicz były żołnierz 6 Brygady Powietrznodesantowej, specjalista ds. bezpieczeństwa i zarządzania ryzykiem
Idź do oryginalnego materiału