„Fronty Wojny”. Dlaczego „terroryści” opanowali pewną jednostkę wojskową w Polsce?

news.5v.pl 2 miesięcy temu

„Fronty Wojny” to podcast Marcina Wyrwała i Edyty Żemły. Opowiadamy w nim o wojsku i wojnie. Nie boimy się twardej krytyki, bo tylko taka przemawia do polityków odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo. Podcast można przesłuchać lub obejrzeć w formie wideo. Poniżej prezentujemy także tekstowy opis najnowszego odcinka.

W pewnej polskiej brygadzie Wojsk Obrony Terytorialnej niedawno przeprowadzono ćwiczenie o kryptonimie „Piorun”. Jego scenariusz zakładał, iż terroryści mogą wedrzeć się na teren jednostki i ją zaatakować. Żołnierze brygady muszą więc być przygotowani na to, by atak odeprzeć.

Problem w tym, iż WOT od początku istnienia ma problem z łącznością. Z braku lepszego rozwiązania ćwiczący żołnierze dostali zwykłe krótkofalówki do komunikowania się między sobą. Terrorystów podgrywali żołnierze z tej samej brygady i gwałtownie się zorientowali, iż radia łatwo można podsłuchiwać. Ustawili więc nasłuch przy ogrodzeniu jednostki i z uwagą słuchali komend wydawanych żołnierzom. Kiedy to im się znudziło, włączyli się do komunikacji i zaczęli wydawać fałszywe rozkazy. Zapanował chaos, ale w brygadzie nikt się nie zorientował, co się dzieje. Następnie „terroryści” w przypływie ułańskiej fantazji zaczęli puszczać żołnierzom rosyjskie piosenki. To też nie obudziło czujności dowództwa.

Następnego dnia miał odbyć się finał ćwiczenia, czyli atak terrorystów na jednostkę. Wcześniej jednak, na godz. 7.30 dowódca zarządził apel na placu. Wiedząc o tym terroryści, weszli na teren jednostki kwadrans po godzinie siódmej i ją po prostu opanowują.

Certyfikacja skazana na sukces

Tak zakończyło się jedno z ćwiczeń, które w tej chwili organizowane są we wszystkich brygadach WOT w ramach tzw. certyfikacji, czyli sprawdzenia gotowości bojowej tego rodzaju wojsk. Czy sprawdzian gotowości bojowej wygląda podobnie we wszystkich brygadach WOT jak w tej wcześniej przez nas wspomnianej? Tego nie wiemy. Mamy jednak podejrzenie, graniczące z pewnością, iż certyfikacja WOT-u jest z góry skazana na sukces.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Obrona terytorialna została powołana do życia przez byłego ministra obrony, Antoniego Macierewicza. Na czele WOT-u minister postawił młodego oficera, dowódcę Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca, wówczas jeszcze płk. Wiesława Kukułę. Dziś, dzięki niezwykłym talentom pijarowskim, oficer ten jest już „pierwszym żołnierzem”, czyli szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i czterogwiazdkowym generałem. Stało się tak, ponieważ w sprzyjającym politycznie momencie gen. Kukuła opuścił WOT i uciekł na wyższe stanowisko. Szefem obrony terytorialnej został gen. Maciej Klisz dotychczasowy szef sztabu WOT, prawa ręka gen. Kukuły, ale kiedy winda transferowa w armii ruszyła do góry, on również się na nią załapał. Dziś jest dowódcą operacyjnym, odpowiadającym za operacje, ćwiczenia i misje polskiej armii.

Darek Delmanowicz / PAP

Ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz (P) uczestniczy w uroczystości w Rzeszowie. Obok ówczesny dowódca WOT gen. Wiesław Kukuła (L), 2017 r.

Dowódcy odeszli, ale został WOT. Czyli co? Przez lata nikt nie sprawdził, jaką wartość bojową reprezentują sobą te wojska, choć certyfikacja, która to miała zweryfikować, została zaplanowana już na 2021 r. Wówczas jednak czarodziejska ręka sprawiała, iż sprawdzian terytorialsów został przesunięty.

Nowy minister obrony minister Władysław Kosiniak-Kamysz przyciśnięty do muru przez media zarządził jednak certyfikację WOT-u. Ruszyły przygotowania. Jak nam się wydaje, do ich organizacji został wyznaczony nieprzypadkowy oficer — gen. Piotr Płonka, były rektor-komendant Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu, który w tej chwili znajduje się w rezerwie kadrowej. Jego sytuacja w wojsku jest niepewna. przez cały czas czeka na wyznaczenie na konkretne stanowisko. Być może sukces certyfikacji WOT-u mu je zapewni? Na ten sukces niecierpliwie czekają również generałowie Klisz i Kukuła. Obaj zresztą walnie mogą się do niego przyczynić, ponieważ ten pierwszy organizuje certyfikację, a drugi będzie ją przyjmował. W tych okolicznościach adekwatnie już dziś możemy gratulować niezwykle udanej certyfikacji WOT-u.

Państwo cieknie, jak durszlak

Wojsko jest znane z tzw. malowania trawy na zielono, politycy zaś z tego, iż w ramach walki o władzę ujawniają tajemnice państwowe. Ostatnio bez najmniejszej żenady zrobił to Przemysław Wipler, poseł Konfederacji. Na antenie TVN24 w toku burzliwej dyskusji w programie „Kawa na ławę” podzielił się z widzami informacją, którą usłyszał na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Chodziło o opisaną przez nas sprawę zatrzymania i zakucia w kajdany żołnierzy na granicy za nieostrożne obchodzenie się z bronią. Poseł ujawnił, iż na linii strzału mieli swoich kolegów i adekwatnie nasze służby zadziałały wobec nich w sposób prawidłowy. Czy tak jest w istocie? Tego nie wiemy, bo sprawę przez cały czas bada prokuratura, która jednak przywróciła żołnierzy do służby, tym samym dając im prawo do posiadania i używania broni.

Czyli uznała, iż większego zagrożenia nie stanowią. Takie jednak może stanowić poseł Wipler, który udowodnił, iż nie daje rękojmi zachowania tajemnicy, za co grozi choćby do kilku lat pozbawienia wolności. Uspokajamy, jednak wszystko wskazuje na to, iż tak jak w przypadku Antoniego Macierewicza, który ujawnił dane wywiadu wojskowego, czy stany zapasów wojennych polskiego państwa, czy Mariusza Błaszczaka, który ujawnił plany obronne kraju, posłowi Wiplerowi włos z głowy za to nie spadnie.

Połamane ręce, nogi, pęknięte czaszki

W znacznie gorszej sytuacji są jednak nasi żołnierze na granicy. Jak udało nam się ustalić od początku kryzysu migracyjnego, czyli od sierpnia 2021 r. do 19 czerwca 2024 r. trwały uszczerbek na zdrowiu w wyniku ataku cudzoziemców znajdujących się po białoruskiej stronie granicy odniosło 13 funkcjonariuszy Straży Granicznej. Najwięcej takich zdarzeń, bo aż dziewięć było w 2024 r. Cudzoziemcy atakowali ich kamieniami, gałęziami, konarami, strzelali z procy, rzucali szkło. Dodatkowo w 2024 r. zaewidencjonowano 10 zdarzeń, w trakcie których rzucane przedmioty przez cudzoziemców celnie trafiły w funkcjonariuszy Straży Granicznej.

Artur Reszko / PAP

Policyjni instruktorzy przeprowadzają szkolenie taktyczne dla żołnierzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej chroniących granicę z Białorusią w Dubiczach Cerkiewnych, czerwiec 2024 r.

Podczas obrony granicy rannych i poszkodowanych zostało także dziewięciu policjantów i ponad 80 żołnierzy. Co sami wojskowi o tym mówią.

  • Żołnierz 1: „Nie było zagrożenia? Ale jak jeden z żołnierzy dostał w policzek dzidą, dwóm połamali ręce, jednemu uszkodzili czaszkę, to wszystko jest ok”?
  • Żołnierz 2: „Codziennie spotykamy się z agresją z drugiej strony. Nie ma jednego dnia, żeby w którymś miejscu nie było próby przejścia, a przy takiej próbie zawsze jest albo proca, albo kamienie, a choćby mają już gaz. Wtedy albo zasłaniamy się tarczą, albo używamy gazu i tyle. Mamy broń i inne środki, ale non stop siedzi nam w tyle głowy, iż ktoś nam spuści na głowę żandarmerię. No to wychodzi nam, iż lepiej nam się odsunąć”.

Do najtragiczniejszego zdarzenia doszło na początku czerwca, kiedy to starszy szeregowy Mateusz Sitek zmarł w wyniku pchnięcia dzidą przez człowieka, chcącego nielegalnie sforsować granicę. Pchnięcie, jak twierdzą żołnierze, z którymi rozmawialiśmy, było bardzo precyzyjne, a dzida najprawdopodobniej zainfekowana fekaliami. Ten przykład pokazuje, iż po drugiej stronie granicy są ludzie doskonale przygotowani przez służby białoruskiego reżimu do walki z obrońcami granicy.

W tym odcinku sporo miejsca poświęcamy również, temu, kogo nasza armia wysyła do obrony państwa przed naporem nielegalnej imigracji. Jak są wyszkoleni żołnierze oraz jak wygląda ich służba na granicy. Zadajemy sobie też pytanie, czy nie można byłoby ją zorganizować w taki sposób, by rodziny żołnierzy miały większy komfort psychiczny i większy spokój? Na koniec przyglądamy się sprawie masowych odejść do cywila doświadczonych wojskowych.

Zobacz pozostałe odcinki „Frontów Wojny”

Na koniec zapraszamy państwa do wsparcia tych, którzy w hierarchii wojskowej stoją najniżej. W tym przypadku chodzi o polskiego ochotnika, który w wojnie z Rosją na Ukrainie stracił nogę. Nie poddaje się jednak i postanowił, iż będzie kontynuować walkę jako operator drona. Na takiego drona zbieramy dla niego pieniądze na .

Kontakt do autorów: [email protected]; [email protected]

Idź do oryginalnego materiału