„Gdyby Polska nie dołączyła do UE, byłaby gospodarczo w dużo gorszym miejscu” [WYWIAD]

euractiv.pl 2 tygodni temu

„Nie jesteśmy w stanie jednoznacznie powiedzieć w jakim miejscu byśmy byli, gdyby Polska nie dołączyła do Unii. Wydaje mi się jednak, iż stwierdzenie, iż w dużo gorszym miejscu nie jest w żadnym stopniu kontrowersyjne”, mówi w rozmowie z EURACTIV Polska ekonomista dr Krzysztof Beck z Uczelni Łazarskiego w Warszawie.

Krzysztof Ryncarz, EURACTIV.pl: Jak członkostwo Polski w Unii Europejskiej wpłynęło na rozwój gospodarczy naszego kraju? W jakim miejscu bylibyśmy obecnie, gdybyśmy 20 lat temu nie dołączyli do UE?

dr Krzysztof Beck, Uczelnia Łazarskiego: Na to pytanie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Ekonomia jako nauka nie dysponuje aparatem, który pozwalałby odpowiedzieć na takie pytanie, możliwe są jedynie spekulacje. Często można usłyszeć wypowiedzi ekonomistów, którzy mówią, iż bylibyśmy teraz na poziomie np. Bułgarii, jednak nie jesteśmy w stanie tego w żaden sposób udowodnić.

Moim zdaniem członkostwo w UE miało ogromny wpływ na polski wzrost gospodarczy. Trzeba pamiętać, iż dzięki Unii Europejskiej mieliśmy znaczące inwestycje w infrastrukturę, realizowane dzięki polityce spójności. Ponadto, Wspólna Polityka Rolna umożliwiła unowocześnienie polskiego rolnictwa oraz zapewniła polskim rolnikom godny dochód za ich pracę. To właśnie te środki są najczęściej podkreślanymi korzyściami z uczestnictwa w Unii Europejskiej.

Jednak najważniejszą korzyścią z przynależności do Unii Europejskiej jest dostęp do wspólnego rynku – możliwość swobodnego przepływu dóbr, usług, kapitału i osób w ramach Unii. O ile w przypadku środków finansowych pochodzących z Unii bardzo łatwo zobaczyć ich wielkość, o tyle korzyści wynikające z partycypacji we wspólnym rynku nie są możliwe do jednoznacznego określenia. Można jednak powiedzieć, iż uczestnictwo we wspólnym rynku przyczyniło się do rozwoju polskiego eksportu, który w tej chwili przekracza już ponad połowę naszego PKB. Uczestnictwo w Unii Europejskiej pozwoliło na przyciągnięcie przez Polskę większej liczby bezpośrednich inwestycji zagranicznych. To uczestnictwo w UE pozwoliło Polsce uzyskać reputację kraju, w którym inwestowanie jest bezpieczne i opłacalne. Wraz z bezpośrednimi inwestycjami zagranicznymi do Polski przyszły zachodnie technologie i know-how, które pozwalają na podniesienie produktywności i poprawę tempa wzrostu gospodarczego. Podobnie było w przypadku pracowników powracających do kraju z pracy na zachodzie, którzy przywozili ze sobą dobre praktyki i wiedzę zdobytą w UE.

Warto też zwrócić uwagę, iż gospodarka Polski zachowuje się w bardzo nietypowy sposób. Otóż mamy niesamowicie wysoką i stabilną stopę wzrostu przez praktycznie cały okres od transformacji. Jesteśmy na bardzo dobrej drodze do tego by stać się jednym z najbogatszych państw Unii, przy czym należy oczekiwać, iż droga do dogonienia Niemice czy Francji będzie jeszcze bardzo długa. Z drugiej strony, już teraz udało nam się wyprzedzić Grecję czy Portugalię, o ile chodzi o poziom PKB per capita mierzonego w parytecie siły nabywczej. Innymi słowy przeciętny Kowalski jest w stanie kupić za swoją wypłatę więcej niż przeciętny Alves. Dokonaliśmy niesamowitego przeskoku, który stawia nas w czołówce wszystkich państw, które przystąpiły do Unii w 2004 roku i później.

W mediach bardzo żartowano z „polskiego cudu gospodarczego”, o którym mówił prezes Glapiński, jednak jest w Polsce coś takiego co sprawia, iż gospodarka bardzo dobrze działa. o ile chodzi o przyczyny tego stanu, to możemy powiedzieć, iż dyskusja dalej trwa. w tej chwili gospodarka Polski jest w bardzo dobrym miejscu, biorąc pod uwagę to gdzie byliśmy przed 2004 rokiem. Uważam jednak, iż członkostwo w Unii Europejskiej pozwoliło nam dotrzeć do tego miejsca szybciej niż gdybyśmy szli jako kraj poza Unią. Jednak, tak jak wspomniałem na początku, ani ja, ani nikt innym nie jest w stanie jednoznacznie powiedzieć w jakim miejscu byśmy byli, gdyby Polska nie dołączyła do Unii. Wydaje mi się jednak, iż stwierdzenie, iż w dużo gorszym miejscu nie jest w żadnym stopniu kontrowersyjne.

Mówi się, iż już niedługo, bo w 2027 roku, Polska ma zostać płatnikiem netto w Unii Europejskiej, więc będziemy więcej płacić niż otrzymywać. Dla niektórych, zwłaszcza eurosceptyków, może być to argument i sygnał, iż czas UE opuścić. Co Pan na to? Dalej będzie nam się opłacać członkostwo w UE?

Jak już wspominałem wcześniej, najważniejsze korzyści z członkostwa w Unii wynikają nie z bezpośrednich transferów, tylko z uczestnictwa we wspólnym rynku i są to korzyści, które nie podlegają prostej estymacji. Należy dodać, także o korzyściach reputacyjnych wynikających z członkostwa w Unii. Uczestnictwo w Unii nakłada na członków wymagania odnośnie demokracji, praworządności, dotrzymywania umów i swobód gospodarczych. Te elementy, w połączeniu z relatywnie tanią i dobrze wykształconą siła roboczą przyciągały bezpośrednie inwestycje zagraniczne i pozwalały Polsce na szybki rozwój. Miało to szczególne znaczenie zaraz po naszym wejściu do Unii, kiedy luka produktywności między Polska a Europą Zachodnią była dużo większa.

Jeszcze raz chciałbym podkreślić, iż największe korzyści z tytułu uczestnictwa w Unii Europejskiej Polska odniosła dzięki możliwości partycypacji we wspólnym rynku. Wielka Brytania bardzo mocno odczuwa skutki opuszczenia wspólnego rynku. Po latach nieobecności pojawiają się granice, cła czy problemy z dostosowywaniem regulacji między krajami. Koszty prowadzenia działalności gospodarczej rosną a w samej gospodarce pojawiają się tarcia, które blokują handel, a to później przekłada się na wyższe ceny komponentów, a to z kolei hamuje rozwój gospodarki. Bardzo ciężko jest mi sobie wyobrazić, jak miałoby wyglądać nasze funkcjonowanie poza Unią Europejską. Jestem jednak przekonany, iż konsekwencje byłyby dużo gorsze dla Polski, niż dla Wielkiej Brytanii. Wielka Brytania jest krajem bogatszy, ma duże lepsze relacje z USA oraz posiada sektory, w których jest światowym liderem.

Nie powinniśmy narzekać, iż będziemy płatnikiem netto, ponieważ świadczy to o naszym sukcesie i o tym, iż jako kraj stajemy się coraz bogatsi. Wizyta w Grecji czy w Portugalii dość gwałtownie pozwala sobie uświadomić, iż Polsce udało się już wyprzedzić te kraje. Należy także pamiętać, iż to my jesteśmy największym beneficjentem w historii Unii Europejskiej, kiedy popatrzymy w wartościach absolutnych. Polska będzie ofiarą własnego sukcesu, jednak te wpłaty do budżetu Unii będą miały minimalny wpływ na dobrobyt w Polsce. Koszty związane z utraceniem członkostwa we wspólnym rynku będą wielokrotnie przekraczać te wpłaty.

Ponadto, uważam, iż „Polexit” z powodu tego, iż stajemy się płatnikiem netto jest co najmniej niewłaściwy moralnie. Przez lata inwestowano w nas jako kraj rozwijający się, a teraz kiedy już udało nam się stać krajem relatywnie bogatym wycofujemy się, bo nie chcemy pomagać biedniejszym. Nie można też zapominać, iż gospodarka (także europejska) nie jest grą o sumie zerowej. Bogacenie się naszych partnerów jest dobre również dla nas.

Sławomir Mentzen stwierdził ostatnio, iż w 2008 r. UE była większą gospodarką niż USA, a w tej chwili jest ona dużo mniejsza. Według niego, Unia jak chodzi o rozwój gospodarczy, stanęła w miejscu. Czy też uważa Pan, iż być może Unia trochę odeszła od tego, czym miała być od początku, czyli unią gospodarczą, postawiła na inne kwestie, takie jak praworządność, klimat, migracje i przez to zbyt wolno się rozwija?

Nie można kłócić się z faktami. A fakty są takie, iż Unia Europejska rozwija się bardzo powoli i to też dzięki temu łatwiej było Polsce doganiać kolejne kraje Unii. Kryzys finansowy z 2008 roku oraz kryzys zadłużeniowy 2009-2012 bardzo negatywnie odcisnęły się na dużej części Unii Europejskiej. Co więcej, spadek tempa wzrostu gospodarczego na kontynencie Europejskim w stosunku do Stanów Zjednoczonych zauważalny był już w latach osiemdziesiątych.

Pojawia się pytanie, czy rzeczywiście liczne regulacje Unii nie sprawiają, iż zwalniamy wzrostu w Unii Europejskiej? Należy jednak pokreślić, iż UE zdaje sobie sprawę z problemu, ale ma kompletnie inny przepis na jego rozwiązanie. Przepisem Unii jest zaplanowanie strategii, skupienie się na konkretnych sektorach poprzez ich dofinansowywanie. Ma to przełamać pełzający rozwój i wprowadzić Unię na szybszą ścieżkę wzrostu. Problem jednak polega na tym, iż jest to przepis realizowany od dwudziestu pięciu lat i do tej pory nie przyniósł zadowalających rezultatów. Na tle teorii ekonomii jest to dobra droga, jednak wciąż nie wystarcza by przełamać złą passę.

Chciałem także zaznaczyć, iż Unia może skupiać się na zadaniach związanych z praworządnością, migracjami czy ekologią oraz jednocześnie na kwestiach gospodarczych. Czasem mogą występować konflikty pomiędzy tymi zadaniami, jak w przypadku kwestii klimatycznych. Tu bardzo często mamy do czynienia z wyborem: szybszy wzrost gospodarczy czy realizowanie celów klimatycznych. Do pewnego stopnia można pogodzić te cele jednak wymaga to przemyślanych decyzji. Bardzo dobrym przykładem jest tu energia atomowa, która pozwala na uzyskiwanie taniej energii w sposób przyjazny dla środowiska.

Ponadto, gdy zatrzymujemy wzrost, to najbardziej cierpią na tym najbiedniejsi ludzie, co powinno być szczególnie w kręgu zainteresowań partii lewicowych.

Innym przykładem tego problemu jest migracja. Korzystają na niej przedsiębiorstwa, bo im więcej pracowników, tym niższe płace. Natomiast ludzie w mniejszych miastach, gorzej zarabiający czy pracujący za najniższe stawki ponoszą koszty. Mogą obawiać się konkurencji oraz spadku wynagrodzenia, szczególnie w ujęciu realnym. Taka sytuacja będzie prowadzić do nasilenia się napięć społecznych, co z kolei może przełożyć się na spadek poparcia dla Unii w poszczególnych państwa i dochodzenie do władzy ugrupowań eurosceptycznych. Na skutek tego może nastąpić odwrócenie zmian realizowanych na korzyść klimatu i poprawy sytuacji migrantów w Europie.

Takie nastroje są już obecne w mniejszym lub większym stopniu we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Dobrym przykładem jest Grecja, większość ludzi zgadza się co do tego, iż polityka Trójki (KE, EBC i MFW) w trakcie kryzysu w Grecji była niewłaściwa. Zwiększanie wydatków oraz umorzenie części długu mogłoby pozwolić na uniknięcie trwającej tam już piętnaście lat zapaści gospodarczej.

Ostatnio coraz częściej mówi się o rozszerzeniu Unii o Ukrainę, Mołdawię, Gruzję i państwa Bałkanów Zachodnich. Czy takie rozszerzenie miałoby jakiś znaczący wpływ na gospodarkę Polski?

Gospodarczo, dla Polski, wpływ przyjęcia wszystkich tych krajów, poza Ukrainą, byłby niewielki. Są to małe i biedne gospodarki, które nie będą dla nas konkurentem jeszcze przez wiele lat po ewentualnym wejściu do Unii. Należy przy tym pamiętać, iż będziemy wtedy jako kraje bogatsze zobligowani do finansowania poprawy ich rozwoju. Jak wspominałem wcześniej, w krótkim okresie jest to związane z kosztami związanymi z funduszami europejskimi dla tych krajów. Jednak w długim okresie odniesiemy także korzyści z powiększającego się rynku europejskiego.

Jeżeli chodzi o Ukrainę, to bardzo ciężko jest mi wyobrazić sobie scenariusz, w którym ten kraj zostaje członkiem Unii Europejskiej w ciągu najbliższych dziesięciu lat.

A co na przykład z napływem ludzi z tych państw na nasz rynek pracy?

Przede wszystkim należy się spodziewać, iż większość z tych ludzi będzie wolała niemiecki albo francuski rynek pracy, tam wynagrodzenia są znacznie wyższe niż w Polsce. Ponadto bezrobocie w Polsce pozostaje na rekordowo niskim poziomie i powinniśmy oczekiwać, iż przy starzejącym się społeczeństwie, będziemy zgłaszać coraz większe zapotrzebowanie na pracowników z zagranicy. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach i sytuacja będzie zależeć od szczegółowych rozwiązań jakie przyjmie Unia Europejski w przyszłym prawodawstwie. Mołdawia, Gruzja czy inne państwa Zachodnich Bałkanów są stosunkowo niewielkie, dlatego ich wpływ na europejski oraz polski rynek pracy będzie ograniczony.

Przypadek Ukrainy jest dużo bardziej skomplikowany. Jak wspominałem wcześniej perspektywa jej wejścia do Unii jest raczej odległa. Przede wszystkim musiałby nastąpić koniec wojny z Rosją, a cała sytuacja między tymi krajami musiałaby być na tyle stabilna by prawdopodobieństwo następnego konfliktu było niewielkie. Następnie Ukraina musiałaby spełnić kryteria członkowskie, a tu poważnym problemem okazałaby się prawdopodobnie korupcja, w przypadku której Polska z lat dziewięćdziesiątych wydaje się niedoścignionym ideałem. Ponownie, jeżeli miałbym obstawiać to powiedziałbym, iż Ukraina nie przystąpi do Unii europejskiej w ciągu najbliższych dziesięciu lat.

Co ważne, spośród wymienionych wcześniej przez Pana krajów, jedynie Ukraina mogłaby wydawać się kłopotliwa z perspektywy Polski – zwłaszcza w przypadku, gdyby Polska stała się płatnikiem netto. Ukraina jest teraz najbiedniejszym krajem Europy, więc pozostałe kraje dokonywałyby transferu środków w ramach Unii Europejskiej do Ukrainy. Można by także spodziewać się zwiększonej fali migracji zarobkowej, a z doświadczenia wiemy, iż relatywnie bliska im kulturowo Polska byłaby celem migracyjnym wielu z nich.

W długim okresie dołączenie każdego kolejnego kraju do Unii Europejskiej byłoby pozytywne dla Polski. Każde nowe państwo członkowskie jest korzystne dla Unii Europejskiej ze względu na powiększenie wspólnego rynku i podniesienie znaczenia Unii w gospodarce światowej. Z tej perspektywy, rozszerzenie Unii o Ukrainę jest dobre i dla Unii i dla Polski.

Myślę, iż Unia Europejska ma pewne podstawowe problemy, o których wspominałem wcześniej i są one na tyle poważne, iż to nimi należy się przejmować, a nie potencjalnym wejściem Ukrainy do UE.

Idź do oryginalnego materiału