Generał USA tłumaczy, dlaczego NATO nie pozwoliłoby na powtórkę z Ukrainy w przypadku Polski. „Natychmiastowa i druzgocąca odpowiedź NATO”

warszawawpigulce.pl 2 godzin temu

Były dowódca amerykańskich sił lądowych w Europie, generał Ben Hodges, w rozmowie z kanałem Vot Tak nie pozostawił złudzeń: gdyby Rosja spróbowała zaatakować Polskę tak, jak napadła na Ukrainę, spotkałaby się z natychmiastową i druzgocącą odpowiedzią NATO. – W ciągu pierwszych godzin Królewiec przestałby istnieć, a wszystkie rosyjskie obiekty wojskowe w Kaliningradzie i Sewastopolu zostałyby zniszczone – powiedział amerykański generał. Jak zaznaczył, różnica między Ukrainą a Polską jest zasadnicza – w grę wchodziłby artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, który uruchamia wspólną obronę całego Sojuszu.

Generał Ben Hodges, podczas konferencji ryskiej w 2024 roku. Fot. Shutterstock

Atak na członka NATO spotkałby się z natychmiastową reakcją

Jak podkreślił generał Hodges, Rosja mogłaby liczyć na element zaskoczenia tylko przez kilka godzin. Po tym czasie zareagowałyby zintegrowane siły NATO – od amerykańskich myśliwców po europejskie systemy obrony przeciwlotniczej. Według byłego dowódcy US Army Europe, rosyjska armia nie miałaby szans prowadzić działań ofensywnych na większą skalę. W pierwszej kolejności uderzono by w Kaliningrad, gdzie stacjonują rosyjskie systemy rakietowe Iskander, a także w bazy morskie na Krymie.

Jak zauważył Hodges, scenariusz obrony Polski byłby zupełnie inny niż w przypadku Ukrainy, która nie jest członkiem Sojuszu. W jej przypadku państwa zachodnie długo zwlekały z decyzjami o pomocy, obawiając się eskalacji. – Gdyby NATO od początku wojny w Ukrainie jednoznacznie zapowiedziało pełne wsparcie militarne, ta wojna mogłaby zakończyć się dużo szybciej – dodał generał w rozmowie cytowanej przez Vot Tak.

Dlaczego NATO reagowałoby natychmiast

Hodges zwrócił uwagę, iż artykuł 5 traktatu NATO jest podstawą całego systemu odstraszania. Zobowiązuje wszystkie państwa członkowskie do uznania ataku na jedno z nich za atak na cały Sojusz. Oznacza to, iż w przypadku agresji na Polskę w ciągu godzin mogłyby ruszyć wspólne operacje powietrzne i lądowe. – NATO jest dziś w zupełnie innej sytuacji niż dekadę temu – zaznaczył Hodges. – Zwiększono obecność wojskową na wschodniej flance, rozbudowano infrastrukturę i zdolności przerzutowe. Rosja doskonale o tym wie – dodał.

Generał przypomniał też, iż w przeciwieństwie do 2014 roku, gdy Zachód reagował na aneksję Krymu z opóźnieniem, w tej chwili państwa NATO utrzymują wysoką gotowość bojową. Ćwiczenia takie jak Defender Europe i rozlokowanie sprzętu wojskowego w Polsce czy Rumunii mają pokazać, iż sojusznicy są w stanie błyskawicznie odpowiedzieć na każdy atak.

Czego nauczyła Zachód wojna w Ukrainie

Hodges przyznał, iż wojna w Ukrainie stała się dla NATO lekcją, jak nie reagować zbyt późno. Według niego Zachód zmarnował pierwsze lata agresji Rosji, licząc, iż uda się uniknąć eskalacji. – W 2014 roku mówiono: „Nie dramatyzujmy, Rosja to poważny kraj, ma broń jądrową”. Dziś wiemy, iż to był błąd – powiedział generał. Zaznaczył, iż gdyby wtedy podjęto twarde działania, Kreml nie odważyłby się kontynuować wojny w 2022 roku.

Jak informuje Vot Tak, Hodges ocenia, iż rosyjskie siły są dziś osłabione, a armia traci zdolności bojowe szybciej, niż jest w stanie je odbudować. Mimo to ostrzega, iż Zachód nie może ulegać zmęczeniu wojną i musi utrzymywać wysoką gotowość, bo Kreml potrafi wykorzystywać każde zawahanie.

Co to oznacza dla Polski

Wypowiedź Hodgesa to jasny sygnał dla Warszawy: system sojuszniczy działa tylko wtedy, gdy każdy z jego członków jest w pełni przygotowany. Polska już dziś jest jednym z filarów wschodniej flanki NATO, ale generał zwraca uwagę, iż sama obecność wojsk sojuszniczych nie wystarczy. Potrzebna jest dalsza modernizacja obrony przeciwlotniczej, rozwój systemów satelitarnych i zdolność do szybkiego reagowania w cyberprzestrzeni.

W praktyce oznacza to, iż bezpieczeństwo kraju nie zależy wyłącznie od USA czy NATO, ale też od własnych przygotowań – od gotowości armii, odporności infrastruktury krytycznej i świadomości społeczeństwa. Polska, jak podkreśla Hodges, ma wyjątkową pozycję w regionie, bo leży na linii strategicznej między Bałtykiem a Morzem Czarnym. – To państwo najważniejsze dla stabilności Europy. Atak na Polskę byłby atakiem na cały Zachód – podsumował generał.

Czy Rosja naprawdę odważyłaby się zaatakować? W ocenie Hodgesa – nie. Generał jest przekonany, iż rosyjskie władze doskonale rozumieją konsekwencje otwartego starcia z NATO. – Rosja może straszyć, może próbować testować reakcję, ale nie jest gotowa na wojnę z Sojuszem, który ma przewagę technologiczną, logistyczną i operacyjną – stwierdził. W jego ocenie obecne wypowiedzi rosyjskich propagandystów o „uderzeniu w Polskę” to raczej element psychologicznej wojny niż realna zapowiedź.

Polska w centrum uwagi NATO

Od początku wojny w Ukrainie Polska stała się kluczowym hubem logistycznym dla dostaw broni i pomocy humanitarnej. Sojusz wzmocnił swoje siły w regionie, a amerykańska baza w Powidzu i obecność wojsk USA w Żaganiu są częścią szerszego planu odstraszania. Według Hodgesa te inwestycje mają znaczenie nie tylko militarne, ale też symboliczne – pokazują, iż granica NATO jest nienaruszalna.

Jak podaje Biełsat za Vot Tak, generał jest zdania, iż scenariusz ataku Rosji na Polskę jest mało prawdopodobny właśnie dlatego, iż Rosja nie mogłaby już liczyć na przewagę zaskoczenia. – Putin wie, iż jego armia przestała być postrzegana jako niepokonana. Polska to nie Ukraina z 2014 roku – zaznaczył.

Ben Hodges, choć już od kilku lat w stanie spoczynku, wciąż jest jednym z najbardziej cenionych analityków wojskowych w USA. W jego opinii NATO przeszło ogromną przemianę, a Polska zyskała wyjątkową pozycję strategiczną. – Gdyby Rosja odważyła się zaatakować Polskę, wynik byłby przesądzony. To Rosja zostałaby zniszczona – powiedział w rozmowie z Vot Tak.

Idź do oryginalnego materiału