Dobija ich wojna i "system"Polscy przedsiębiorcy z branży transportowej – przede wszystkim ci, którzy prowadzą swoje firmy od kilku dziesięcioleci, zmuszeni są dzisiaj redukować zatrudnienie i „zwijać” z mozołem budowany interes. Twierdzą, iż ciężki plecak ich doświadczeń wypełniają dzisiaj wysokie koszty prowadzenia działalności gospodarczej, europejskie regulacje i dumpingowa konkurencja, która zajmuje coraz to dalej zakrojone obszary naszego rynku transportowego. Rynku, który generuje ok. 7% polskiego PKB i stanowi swoisty barometr tendencji, które panują w tej chwili w gospodarce. Poniżej galeria zdjęć z protestu:Co więc można odczytać, spoglądając na skalę? Że nie jest dobrze. Zleceń jest coraz mniej, co oznacza, iż producenci i hurtownicy towarem obracają rzadko i w małych ilościach. Są ostrożni, liczą każdy grosz. Dzisiaj nikt nie inwestuje dużych pieniędzy. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Jak twierdzą, do tego dochodzi niezwykle drapieżna w swoich działaniach, ukraińska konkurencja. Została zaburzona, istniejąca od wielu lat, zdrowa, sprawiedliwa proporcja pomiędzy liczbą przedsiębiorstw i kierowców, którzy obsługują rynek towarowy. Argumentują, iż przed wybuchem wojny za obsługę bieżących zleceń odpowiadało ok. 50% kierowców ukraińskich i polskich. Dzisiaj polscy przewoźnicy odpowiadają za mniej, niż 10% rynku. Powód? Konkurencja gospodarcza, która działa w oparciu o uczciwe zasady, pozwala na zrównoważony rozwój wszystkich podmiotów, uczestników rynku. W momencie, kiedy jeden podmiot uzyskuje wyraźną przewagę nad innymi, o zdrowej konkurencji nie może już być mowy. Zaczyna się, napędzana przez mechanizmy dumpingowe, walka.- Te niepokojące trendy w gospodarce utrzymują się od dłuższego czasu. Pojazdy ukraińskie wjeżdżają na teren naszego kraju i zabierają ładunki, za których obsługę odpowiadali do tej pory przedsiębiorcy z Lubelszczyzny, Podkarpacia, ale też innych regionów naszego kraju. Dlaczego to wiemy? Otóż ukraiński system e-kolejki, Echerga, pokazuje, iż ok. 70% pojazdów, które wjeżdżają na teren Polski z Ukrainy przejeżdża bez żadnego ładunku. Wjeżdżają po to, aby oferować, po dużo niższych stawkach, swoje usługi. Załadowanych jest tylko ok. 30% pojazdów. Ten system obejmuje oczywiście i Polskę i Ukrainę, ale ukraińscy kierowcy mają tę przewagę, iż na terenie swojego kraju mogą oczekiwać w komfortowych warunkach, najczęściej w domu i tylko otrzymują powiadomienie w momencie, kiedy przychodzi czas na przekroczenie granicy. Nasi kierowcy muszą oczekiwać tam, na miejscu, a nierzadko dużo dłużej, ponieważ bardzo często dochodzi do sytuacji, w której przed polskim kierowcą pojawia się w systemie nagle w systemie 20, 30 ukraińskich aut. Jak do tego dochodzi? Nie wiem… - mówił o niektórych aspektach problemu Mekler.Nie są dla Ukrainy żadną konkurencjąPolscy przedsiębiorcy nie są w stanie zejść poniżej określonego, cenowego pułapu. Jest to po prostu niemożliwe. W czasie gdy nasze firmy dwoją się i troją, by przetrwać kryzys, ukraińskie, nieobarczone żadnymi dodatkowymi opłatami i regulacjami, rozwijają się w najlepsze.- Tych obciążeń, z którymi jesteśmy zmuszeni zmagać się, jest bardzo dużo. To tzw. Polski Ład, to pakiet mobilności. To na nas, a nie na Ukraińcach, wymuszono w końcu wymianę, zupełnie niedawno, sprawnych urządzeń, tachografów, na modele o określonych parametrach. Koszt takiej operacji to ok. 7 tys. zł na jeden pojazd. Po co? Żebyśmy mogli być jeszcze dokładniej kontrolowani. Koszty prowadzenia działalności są po prostu nieporównywalne. Te tachografy mieliśmy wymienić do końca lutego. Teraz brak odpowiedniego urządzenia wiąże się z mandatem w wysokości 12 tys. zł – podkreślał w czasie wystąpienia przedstawiciel branży.W tym momencie ciężka praca polskich przedsiębiorców przechodzi do historii, ponieważ większość firm jest zmuszona zakończyć swoją działalność albo znacząco zredukować jej skalę.- Domagamy się, aby przywrócić ruch bez e-kolejki w Dołhobyczowie i Zosinie. To ten system odpowiada, w dużej mierze, chociaż nie wyłącznie, za tę sytuację. Ukraina bardzo sprawnie wykorzystuje ten system właśnie po to, aby opóźniać wjazd polskich kierowców na teren naszego kraju. Dlatego tak ważne jest przywrócenie tzw. żywej kolejki. W takiej kolejce nie ma możliwości, aby pojawiło się przed nami kilkadziesiąt samochodów. A w kolejce wirtualnej jest to możliwe. Jest to po prostu niesprawiedliwe – zauważył przedsiębiorca.Kierowcy walczą również o wdrożenie zapisów ustawy UD18, która umożliwi walkę z nieuczciwą konkurencją. W dokumencie mowa jest między innymi o tym, iż zleceniodawca może zostać obciążony karą, jeżeli powierzy ładunek firmie bez uprawnień. A w przypadku współpracy z ukraińskimi firmami do takich sytuacji dochodzi niestety bardzo często.- Chodzi też o masę innych zapisów, które obniżą koszty naszej pracy i uproszczą współpracę z przedsiębiorstwami, które powierzają nam ładunki. Te zapisy mają oczywiście charakter czasowy, związany z bieżącą sytuacją, ale to jednocześnie przepisy których potrzebujemy właśnie teraz, na „już” – wyjaśnił Mekler.Rafał Mekler: "Tracimy ostatnie przestrzenie suwerenności"Przedsiębiorcy domagają się w końcu, aby Polska zaczęła się w końcu zachowywać jak podmiot, a nie przedmiot we współpracy pomiędzy Unią Europejską a Ukrainą.- Oddaliśmy w istocie większość swoich kompetencji, jeżeli idzie o strategiczne decyzje. Teraz o wielu gałęziach naszej gospodarki decydują już urzędnicy w Brukseli. Nie mamy na to większego wpływu. Tak też dzieje się w transporcie. Nie decydujemy o sobie w relacjach z Ukrainą. Polityka Unii Europejskiej prowadzona jest w taki sposób, aby ograniczyć rolę państw tej wspólnoty. Decyzje mają zapadać poza tymi państwami – alarmował Mekler.Marek Okliński, który na rynku ukraińskim działał od przeszło 25 lat zauważył z kolei, iż czas oczekiwania w ukraińskiej e-kolejce niesie też za sobą inne skutki.- Otóż kierowca, który wjeżdża na Ukrainą kilkanaście razy w roku i zmuszony jest za każdym razem oczekiwać przez kilka dni na wjazd, ostatecznie traci pozwolenie na wjazd. Wyczerpuje swój czasowy limit. Więc z punktu widzenia przedsiębiorcy jest bezproduktywny. Mógłby jeździć, ale nie może – uważa Okliński.Podobne odczucia towarzyszą innemu przedsiębiorcy, Janowi Teteryczowi. On swoją firmę prowadzi od ponad 30 lat- Poprawę sytuacji obiecywał nam i poprzedni rząd, i obecna ekipa rządząca. Mamy poczucie, iż nikt nie szanuje naszej pracy. W ramach porozumienia z Unią Europejską ukraińskie przedsiębiorstwa miały tylko wjeżdżać na teren wspólnoty, zabierać ładunki i wracać do siebie. Tymczasem wjeżdżają i poruszają się po Europie choćby 60, 70 dni. Podobne odczuci towarzyszą również naszym kolegom z innych krajów. Ukraińcy są po prostu tani, a dla nas te stawki są nieakceptowalne. Kształtują się poniżej progu opłacalności – podkreślił z kolei Teterycz.Na granicy pojawiać się będą, w systemie rotacyjnym, przedsiębiorcy z różnych części kraju. Przyjechali także związkowcy z kopalni „Bogdanka”, którzy także alarmują w sprawie niepokojących, w ich opinii, trendów.Czytaj także:Gm. Dorohusk. Protest branży transportowej jednak się rozpocznieGm. Ruda-Huta. Park zamiast cieszyć, straszyGm. Dorohusk. Transportowcy przygotowują kolejny protestGm. Ruda-Huta. Bez paniki! Przygotowują młodych na kryzys