Gm. Sawin. Warto być kaskaderem historii. Mirosława Marka Dederki myśli nieuczesane

supertydzien.pl 4 godzin temu
Umie dostrzec historyczny potencjałOdpowiedzi na to pytanie założyciel regionalnego Towarzystwa Gminy Sawin poszukuje przez całe swoje życie. Gdyby nie alarmująca prośba znajomych, nie ocaliłby przed wyrzuceniem na śmietnik i spaleniem pakietu cennych dokumentów. Gdyby nie telefon z Izraela, nie natrafiłby na ślady sawińskiej, żydowskiej „bożnicy”. Gdyby w końcu nie to przygodne spotkanie, nigdy nie przecięłyby się ścieżki dwóch wojennych znajomych – Polaka i Ukraińca. To wreszcie nie kto inny, jak właśnie pan Mirosław był świadkiem niezwykłego spotkania dwóch Niemców, którzy próbowali dowiedzieć się czegoś o sobie na terenie Niemiec, a odnaleźli tutaj – w Malinówkach – „cycowskiej” i „sawińskiej”. Obaj wychowywali się w rodzinach przedwojennych kolonistów.Niespokojną duszą Mirosław Dederko był od urodzenia. Jako uczeń szkoły podstawowej pochłonął chyba wszystkie książki, jakie były w jego zasięgu. Czytał o dalekich podróżach, emocjonujących morskich rejsach, dalekich krajach. Indianach, poszukiwaczach i podróżnikach. W jego głowie wciąż rodziły się i umierały kolejne światy. O pracy historyka nie myślał początkowo w ogóle. Może trochę. Miał być zawodowym wojskowym, może marynarzem? Było blisko, a zostałby nauczycielem, ale matematyki. Ostatecznie całe swoje życie związał z historią i misją nauczyciela lokalnych placówek oświatowych. Ale zadatki na badacza miał od zawsze. Takiej wiedzy o regionie, jaką miał Mirek Dederko z Czułczyc, nie miał w okolicy nikt.Jako profesjonalny przewodnik przemierzył z wycieczkami tysiące kilometrów. Jedne z najważniejszych odbył tam, na drugą stronę granicznej rzeki. Odwiedził ziemie, które wielu naszych rodaków uważa w pewnym wymiarze za święte.- Jest taka miejscowość nad rzeką Turią, dopływem Prypeci. Na pierwszy rzut oka XIX wiek. Drewniane zabudowania, po drodze chodzi domowy inwentarz. Malownicza, piękna cerkiew z drugiej połowy XVII wieku. Dzisiaj już pewnie nie ma po niej śladu, ponieważ wówczas, kiedy odbywaliśmy tam jedną z naszych wycieczek, już chyliła się ku upadkowi. Podjęto starania o wybudowanie nowej. Wśród wielu ukraińskich, prawosławnych grobów na miejscowym cmentarzu jest jeden szczególny. Spoczywają tam polscy nauczyciele. Ich historię opowiedział nam jeden z miejscowych. Okazuje się, iż ostrzegano ich, iż zbliża się niebezpieczeństwo, ale nie zdecydowali się na ucieczkę. Uderzające jest jednak co innego. To miejsce zadbane jest w dużo większym stopniu niż wszystkie inne – mówi, znowu nie wprost, odpowiadając na pytanie o historyczną pamięć, Dederko.Obraz drugi. Krzemieniec, pora wytchnienia przy obiedzie i rozmowa, jaka wywiązuje się pomiędzy uczestnikami wycieczki a Polką, która urodziła się na Wołyniu.- Ktoś od nas zapytał tę Polkę, dlaczego nie zdecydowała się na powrót do Polski? Dlaczego nie wyjechała z Ukrainy? Ona odparła, iż tam się urodziła, tam znajdują się jej rodzinne korzenie i tam zamierza odejść. Wyraziła też nadzieję na to, że, jak to ujęła, „Polska tutaj kiedyś wróci”. Później zawstydziła nas wszystkich znajomością wierszy Juliusza Słowackiego. Recytowała je z pamięci przez większość drogi, jaką wtedy przebyliśmy – wspomina, znowu zawieszając na chwilę głos, Dederko.Daj świadectwo, wyruszając w drogęRozmawiamy o przeszłości, teraźniejszości i o tym, jak adekwatnie dbać o to, aby kolejne pokolenia Polaków po prostu wiedziały i pamiętały. Nie ogólnie, w zarysie, hasłowo. Dochodzimy do wniosku, iż najistotniejsze jest to, aby stanąć możliwie blisko prawdy. W jaki sposób? Zbierając fragmenty, ułamki, zapisując, słuchając, zachowując. A później spróbować napisać na ten temat tekst. Jeden, drugi, może książkę? Podejmą się tego oczywiście nieliczni, ale jak adekwatnie ocalać historię, jeżeli nie przez osobiste zaangażowanie. Kiedy realizowane są ożywione dyskusje na temat kolejnych dat, rocznic i narodowych świąt, pan Mirosław sięga po stosik pożółkłych notatek, „fiszek”, i próbuje przełożyć język historycznego faktu na, zaproponowaną przez siebie, tzw. historyczną średnią.- Cóż to takiego? W moim przekonaniu to po prostu umiejętnie zbudowany opis danego historycznego fenomenu. Pamiętam taką rozmowę z jednym z moich znajomych, który także usiłował dociekać, jak adekwatnie rozumieć tę, wymyśloną przeze mnie, „historyczną średnią”. Poprosiłem go o to, aby opisał stojący na stoliku obok kubek herbaty. Jeden z nas stwierdził, iż kubek jest do połowy pusty, natomiast drugi, iż do połowy pełny. Znamy to zresztą, znany przykład. Tak samo jest z historią. Dopiero suma tych obserwacji pozwala wyrobić jako taki obraz danej sytuacji, historycznego zjawiska – wyjaśnia, z charakterystycznym dla siebie zapałem, pan Mirosław.Uśmiech, błysk w oku, myśl, której nie pozwala umknąć. To cały on. Kiedy sobie o czymś przypomni, biegnie do pokoju obok, aby na potwierdzenie swojej tezy znaleźć odpowiedni zapis. Rozmawiając z nim, odnosi się wrażenie, iż jego umysł nie odpoczywa. Pracuje na najwyższych obrotach, chociaż sawiński regionalista ma świadomość tego, iż większości zaplanowanych zadań nie uda mu się ukończyć już nigdy. Historyk, każdy historyk, mierzy się w swojej codziennej, żmudnej pracy, z kilkoma przeciwnościami. Upływającym czasem, ogromem materiału do opracowania, a niekiedy i własnymi słabościami. Chciałoby się dużo, ale wiek i zdrowie już nie to. Ale działać trzeba. Ba! To obowiązek, powinność. Może to inna glina. Ta sprzed kilku dziesięcioleci, co to nie godzi się na to, aby cenne dokumenty, książki czy artefakty trafiły po prostu na przemiał? A może odzywa się w nim silny głos wewnętrznego pozytywisty, który uważa, iż to, co może dać światu, to wytrwałe, uporczywe wręcz dostarczanie pod strzechy kaganka oświaty? W Dederce ścierają się wszystkie te spojrzenia i przekonania. Ale nie byłby sobą, gdyby wewnętrznych sił nie czerpał z niepokornej natury romantyka… Któż bowiem, jeżeli nie romantyk, jest w stanie ślęczeć do późnych godzin nocnych nad kolejnymi artykułami, sprawdzać podsunięte przez kogoś tropy, wyruszyć w nieznane za kilkoma zasłyszanymi w przygodnej rozmowie słowami?- W czasie jednej z ukraińskich wycieczek znaleźliśmy się, o ile sobie dobrze przypominam, w ukraińskim Kamieniu. Znajduje się tam, na potężnym wzniesieniu, kościół. Autokar nie był w stanie wyjechać po bardzo stromej drodze. Przesiedliśmy się do mniejszego busa. Zawiózł nas na sam szczyt, w zamian za niewielką opłatę, miejscowy kierowca. Świątynia zrobiła na nas ogromne wrażenie, ale okazało się, iż ten kościół zaczęto przerabiać już na cerkiew. Przyszedł jakiś mieszkaniec pobliskich zabudowań i wywiązała się dyskusja z innym uczestnikiem wycieczki. Mój współtowarzysz zapytał o to, co działo się w kościele w czasie wojny, na co ten Ukrainiec odparł, iż funkcjonował w kościele szpital psychiatryczny, a pacjenci sami popełnili samobójstwo, skacząc do studni. Wiedzieliśmy oczywiście, iż to nieprawda. Że wymordowano ukrywających się tutaj Polaków, szturmując wzgórze i budynek – mówi o innej ukraińskiej reminiscencji Dederko.Wystarczy chciećRozmawiamy w momencie, kiedy padają pytania o to, czy datę 11 lipca ustanowić narodowym dniem pamięci o Polakach, którzy zostali pomordowani w 1943 roku tam, za Bugiem. Naszych rodakach, którzy byli masowo podpalani przez ukraińskich bojowców we własnych domach, świątyniach. O tych, którzy zginęli w łonie swoich matek. O tych, którzy zginęli od ciosów zadawanych tępymi lub ostrymi narzędziami. Kilka obrazów, kilka spojrzeń, jedna prawda… A pomiędzy tymi doświadczeniami polskie serca, które znalazły się na ostrym zakręcie historii.Jak więc funkcjonować adekwatnie w tej złożonej sytuacji? Jechać tam i próbować tłumaczyć, wyjaśniać, kłócić się? Bronić racji oczywiście trzeba, ale warto skupić się chyba na tym, co w naszym zasięgu. Na własnym podwórku, na którym wciąż jeszcze tyle jest do zrobienia. Do odkrycia i opisania. Dla siebie samego i potomnych. To dla społeczności gminy i młodych pokoleń pan Mirosław wydaje wytrwale kolejne pozycje i czasopisma, w których usiłuje opowiedzieć nam, skąd adekwatne przychodzimy. O nas sprzed 100 i 200 lat. Opowiedzieć o przodkach sąsiada, który mieszka o kilka domów dalej i jego przyjaciołach, którzy dzisiaj żyją być może na antypodach świata, a może całkiem blisko?- Tym razem proszę sobie wyobrazić taką oto sytuację. Archiwum, długi stół i ja, który przeglądam na tym stole udostępnione mi dokumenty. Nagle do pomieszczenia wchodzi mężczyzna, który, jak twierdzi, przyjechał spod Szczecina i poszukuje śladów po ojcu, który w czasie okupacji pracował w kamieniołomie w Sawinie. Nadstawiłem oczywiście ucha (śmiech). I zacząłem go wypytywać o ojca. Może kopał torf, a może piach? Może kopali jakieś umocnienia? Rowy? On natomiast uparcie twierdził, iż nie, na pewno skały. Ja natomiast dalej przeglądałem te dokumenty i natrafiłem na notatkę, skargę, iż jedna z mieszkanek Busówna znęcała się nad Żydami z pobliskiego obozu pracy. Nie byłbym sobą, gdybym nie pojechał do wskazanej miejscowości i nie sprawdził. Napotkałem, zupełnie przypadkowo, na kobietę, która, jak się okazało, była córką opisanej w skardze kobiety. I oczywiście nie znęcała się nad tymi Żydami, tylko pomogła im w ucieczce – przytacza kolejną niesamowitą historię pan Mirosław.I faktycznie – udało mu się odnaleźć miejsce, gdzie w czasie okupacji więźniowie zajmowali się łamaniem kamienia i transportowali go następnie, przy pomocy specjalnych wózków, szynami we wskazane miejsce.Tych historii Dederko ma w swojej głowie, zapiskach i na bibliotecznych półkach całe mnóstwo. Wciąż dochodzą nowe. Tutaj skrawek papieru z pospiesznie skreślonymi kilkoma słowami, ówdzie dokument z wyblakłą pieczęcią. Trzeba jednak próbować, wciąż od nowa, cierpliwie, wiązać ze sobą te pogubione przed laty nici. Liczą na to z pewnością mieszkańcy gminy, ale i ci, którzy przyjeżdżają tutaj po to, aby dowiedzieć się, kim adekwatnie są.Poszukiwacz prawdy nie potrzebuje tytułów. Poszukiwacz prawdy nie potrzebuje zaszczytnych funkcji. Przydaje się, rzecz jasna, odpowiednie wykształcenie, życiowe i zawodowe doświadczenie, bagaż sytuacji i osób, które stanęły na naszej drodze. Nie to jednak wydaje się w gruncie rzeczy najważniejsze. Co więc jest ważne? Może te same, co przed laty, rozpalone policzki? Ta sama ciekawość świata. Świeże spojrzenie. Pasja. Energia odkrywcy tego, co jeszcze nieodkryte? Nieopisane i niezgłębione? Może tak właśnie trzeba mówić o historii? Mówić o niej, samemu wyruszając w podróż do jądra ziemi...Czytaj także:Gm. Wierzbicy. Pochylili się nad stanem gminy i jej budżetem. Wójt Flisiuk doceniona za gospodarnośćGm. Sawin. Czekają, by wejść w progi „świątyni sportu”Gm. Sawin. Świetlice, czyli filie, przejdą modernizacjęGm. Sawin. Kto może skorzystać z nowego wodociągu?
Idź do oryginalnego materiału