Choć do zdarzenia doszło w sierpniu, słowackie media dopiero teraz szerzej opisują incydent. W nocy z 23 na 24 sierpnia samolot linii Ryanair lecący z Gdańska do Bratysławy został w ostatniej chwili przekierowany na lotnisko w Wiedniu. Powód? Zakłócenia sygnału GPS oraz awaria naziemnego systemu nawigacyjnego.
Ryanair z Gdańska miał poważne problemy podczas lotu
– Po lądowaniu załoga poinformowała nas o zakłóceniu sygnału GPS na pokładzie samolotu, a także o awarii systemu nawigacji naziemnej na lotnisku w Bratysławie. To dość nietypowe – relacjonował jeden z pasażerów, cytowany przez słowackie media.
Słowacka Służba Ruchu Lotniczego potwierdziła te informacje. Po tankowaniu w Wiedniu samolot ostatecznie dotarł do Bratysławy, lądując tam o godz. 2:44 w nocy.
Jak już nieraz pisaliśmy, zakłócenia sygnału GPS nad Polską (i innymi częściami Europy) osiągają w tej chwili niepokojący poziom. Mapy monitorujące stan sygnału wskazują, iż Polska i inne kraje nieraz znajdują się w czerwonej strefie oznaczającej najwyższy poziom zakłóceń.
Tak poważne zakłócenia mogą mieć realny wpływ na bezpieczeństwo – nie tylko dla użytkowników dronów, ale także dla lotnictwa cywilnego, żeglugi czy choćby transportu drogowego.
Poważne zakłócenia GPS – stoi za tym najpewniej Rosja
Nie jest wykluczone, iż zakłócenia mogą być efektem celowych działań prowadzonych z obwodu przez rosyjskie systemy walki radioelektronicznej – już wcześniej mieliśmy do czynienia z podobnymi sygnałami i sytuacjami.
Choć systemy nawigacyjne stosowane w lotnictwie mają zabezpieczenia, to eskalacja takich działań może poważnie zakłócić choćby funkcjonowanie transportu i komunikacji w kraju.
To nie pierwszy raz, kiedy dochodzi do takiego niebezpiecznego zdarzenia, w tym w Polsce. 17 czerwca szef MSWiA mówił na ten temat w programie "Graffiti" na antenie Polsat News. Podkreślił, iż sytuacja jest poważna i wymaga zdecydowanych działań. – Ponieważ dzieje się to na niedużej przestrzeni – mówię tu o południowym Bałtyku – wpływa to też na innych, więc to jest absolutnie niedopuszczalne – stwierdził wówczas Tomasz Siemoniak.