Z pierwszym lipca wchodzi nowelizacja ustawy, na mocy której Polska udzielała ochrony ukraińskim uchodźcom. Przedłuża ona pobyt uznany za legalny obywatelom Ukrainy, którzy przyjechali do Polski między 24 lutego 2022 roku a 30 września 2025 roku.
Ten termin zbiega się z półroczną prezydencją Polski w Unii Europejskiej, która rozpoczyna się 1 stycznia 2025 roku. Jednym z priorytetów Polski na ten czas jest oczywiście bezpieczeństwo, rozumiane również w kontekście migracji. W tym czasie będą trwały też negocjacje w ramach przyjętego w maju paktu migracyjnego, którego większość założeń ma wejść w życie dopiero w 2026 roku.
Wojna w Ukrainie z jednej strony, a z drugiej presja Rosji i Białorusi na polsko-białoruską granicę, powodują wzmożony ruch i napięcie na granicach, a Polska najwyraźniej próbuje to wykorzystać . Grunt pod nadciągające negocjacje już jest kładziony między innymi na Forum w Salzburgu, którego członkami są Austria, Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Rumunia, Chorwacja i Słowenia.
Jak pisze Maciej Duszczyk, we wspólnej deklaracji po forum zapisano, iż pakt migracyjny (przyjęty przy sprzeciwie Polski) musi uwzględniać instrumentalizację migracji i wpisanie ochrony granicy wschodniej w kontekst wojny hybrydowej – a krajom stojącym przed tym wyzwaniem muszą być przyznane adekwatne środki. W deklaracji znalazły się też zapisy o wzmocnieniu Frontexu i Europolu, walka z przemytem ludzi, zawieszanie wiz dla obywateli państw organizujących nielegalną migrację oraz zrównanie osób, którym udzielono ochrony międzynarodowej, z tymi, którym przyznano ochronę czasową, czyli uchodźcami wojennymi.
Z jednej strony są więc polskie interesy, bo na presji migracyjnej Polska może po prostu skorzystać. Z drugiej mamy zupełnie absurdalną inbę rozkręconą przez PiS i Konfederację, w której migracja, pakt migracyjny i uchodźstwo używane są jako rasistowski straszak. Powtarzane są całkowicie nieprawdziwe informacje, jakoby migranci mieli dostawać mieszkania czy 500 euro. Sławomir Mentzen ostrzega, iż wraz z tymi „socjałami” nadejdzie przerażający socjalizm. Szczerze Polsce życzę socjalizmu, tego jeszcze nie próbowała.
Nie będę już przytaczać tych rasistowskich haseł, napisał o tym Kuba Majmurek, ale nastrój nie sprzyja racjonalnemu namysłowi nad polityką migracyjną, co widać po nowelizacji ustawy regulującej pobyt uchodźców z Ukrainy.
W pierwszych rozwiązaniach prawnych tuż po 24 lutego 2022 roku zostali oni niemal zrównani z obywatelami polskimi w dostępie do rynku pracy, prawie do prowadzenia działalności gospodarczej i dostępu do świadczeń społecznych. Jednak tylko czasowo. Teraz prawo do pobytu ma zostać przedłużone, ale jednocześnie nieco zawężone, co zdaje się odpowiadać na populistyczne hasła o tym, iż Ukraińcy w Polsce „zabierają nam pracę”, a jednocześnie „czyhają na socjal”.
„Czyhają na socjal”
Zacznijmy od socjalu. Polska, do niedawna mądra i dobra siostra, której brązowy warkocz splatał się w tańcu ze złotym warkoczem Ukrainy, zrobiła się nagle strasznie zazdrosna, podatna na jad sączony przez armie internetowych trolli opłacanych przez tych, o których nie można mówić, iż sponsorują Ordo Iuris.
Kto nie słyszał, iż Ukraińcy nie pracują, zabierają miejsca w kolejce do lekarza, iż polski NFZ tego nie udźwignie, iż dostają 800 plus, a rozbijają się drogimi samochodami, iż niech jadą do siebie walczyć z Putinem? Ja to słyszałam na bazarku, w taksówce, od znajomych. A gdy odpowiadam, iż ten „socjal” odpracowują z nawiązką, bo wyrabiają cały procent PKB, iż odsetek pracujących jest największy w Europie i sięga powyżej 60, iż Ukraińcy wyjeżdżają z Polski do Niemiec, gdzie wsparcie systemowe jest o wiele lepsze, a tam się z tego cieszą, bo wiedzą, iż migracja się ekonomicznie po prostu opłaca – to o tym ludzie słyszą pierwszy raz.
Wiadomo, plotki rozchodzą się szybciej niż dane zbierane i analizowane przez instytucje. Trudno jednak przypuszczać, by ustawodawca tych danych nie znał. Tymczasem ustawa pisana jest tak, jak gdyby wiedza polityków i ekspertów nie wyrastała ponad bazarkową. Oni nam zabierają, więc trzeba ostro pojechać po tych socjalach. No to pojechano.
Ustawa o zmianie ustawy odbiera dotychczasowe świadczenie 300 zł jednorazowo wypłacane w ciągu pierwszych 120 dni. Odbiera też 40 plus – czyli dopłaty do mieszkań, wypłacane przez 120 dni gospodarzom, którzy przyjęli uchodźców. Teraz kwaterunkiem mają zająć się wojewodowie. Stawka w miejscach masowego zakwaterowania jest ponad dwukrotnie wyższa, a warunki oczywiście o wiele gorsze.
Jak wojewodowie angażują się w pomoc uchodźcom wojennym (tak, w Ukrainie przez cały czas trwa wojna) widać po Warszawie, gdzie znajduje się hub relokacyjny dla osób rannych i chorych, które udało się z Ukrainy wywieźć, często z terenów okupowanych. Hub działa wyłącznie mocą wolontariuszy, wojewoda nie dał choćby zadaszenia i wody. Opisywałam tę sprawę w kwietniu i od tego czasu nic się nie zmieniło. przez cały czas trwa wojna, przez cały czas giną na niej ludzie, chorzy i seniorzy przez cały czas pozostają bez opieki, przez cały czas działają siatki pomocowe, bo państwo polskie przez cały czas nie działa, a chorzy jadą do Niemiec i Norwegii, gdzie państwa chcą i umieją działać.
To, co nakarmionych rosyjskimi kłamstwami Polaków również bardzo boli, to 800 plus. Minister Duszczyk i na tę zawiść odpowiada. Od 1 września ukraińskie dzieci obowiązkowo trafią do polskich szkół. Nakłada się to szczęśliwie na koniec kumulacji roczników, spowodowaną „deformą” Anny Zalewskiej. 35–50 tysięcy dzieci – jak liczy minister Duszczyk – będzie więc miało ławki i krzesła.
Interesujący jest jednak cel, jaki minister Duszczyk postawił sobie w związku z zaproszeniem ukraińskich dzieci do szkół: „przede wszystkim liczymy, iż uda się zweryfikować, ile tych osób w Polsce jest. Pozwoli to ustabilizować ich pobyt, bo będą musiały się pojawić w urzędach, zarejestrować, zostawić odciski palców itd. Zadziała to także stymulująco na rynek pracy, bo duża część świadczeń zostanie Ukraińcom odebrana lub zawieszona, a dzięki objęciu ich dzieci obowiązkiem szkolnym łatwiej będzie im podjąć decyzję o pójściu do pracy” – powiedział w wywiadzie na Money.pl.
A więc nie chodzi o to, iż znaczna część uchodźczych dzieci znalazła się poza kontrolą instytucji, iż nie wiadomo, czy się uczą, ani w jakiej są kondycji. Nie chodzi o zadbanie o spójność społeczną i integrację, ale o policzenie i zweryfikowanie, co się komu należy, a minister już wie, iż się nie należy, i iż „duża część świadczeń zostanie odebrana”.
Ja cię będę dręczyć (biurokratycznie), a ty udowodnij, iż kochasz
Legalny pobyt uchodźców z Ukrainy, którzy znaleźli się w Polsce po 24 lutego 2022 roku, został więc przedłużony do 30 września 2025 r. Jednak, jak pisze analityczka Fundacji Batorego Ksenia Naranowich, trudno uznać, „by proponowana nowelizacja ustawy stanowiła zachętę do pozostania w Polsce”.
Jeśli ktoś chce przedłużyć pobyt w Polsce, to pod warunkiem, iż pracuje – czyli złoży wniosek o zezwolenie na pobyt i pracę, o zezwolenie na pobyt czasowy w celu wykonywania zawodu wymagającego wysokich kwalifikacji albo o zezwolenie na pobyt czasowy w celu prowadzenia działalności gospodarczej. Innym warunkiem przedłużenia pobytu jest łączenie rodzin. Od 1 lipca można będzie zalegalizować pobyt małoletnich.
Małoletnich uchodźców z Ukrainy jest w Polsce ponad 20 proc. więcej niż średnia w innych krajach Unii. Łączenie rodzin ma się odbywać na podstawie dochodu, który musi być wystarczający, by utrzymać rodzinę. Ustawa nie obejmuje dzieci, które są w pieczy zastępczej opiekuna albo dziadków. Wykluczono też możliwość legalizowania pobytu na podstawie studiów w Polsce. Ostatnią możliwością jest „zasiedzenie się” – dla zdeterminowanych, by w Polsce pozostać.
Legalizację pobytu umożliwiał dotąd cyfrowy dokument diia.pl. Ten unikatowy na skalę Unii Europejskiej cyfrowy dokument można było wykorzystać i rozszerzyć, bazując na publicznych rejestrach – takich jak baza PESEL, w której rejestrowali się obywatele Ukrainy, a także dane z instytucji ewidencjonujących cudzoziemców – by prowadzić postępowania o udzielenie zezwolenia na pobyt. Tak się nie stało. Weryfikować dokumenty będą gminy na terenie całego kraju, czym do tej pory zajmowały się urzędy wojewódzkie.
Determinacji więc potrzeba: urzędników jest zbyt mało, co opóźnia procedury, które w myśl nowej ustawy mają przebiegać szybciej, np. zarejestrować się należy niezwłocznie po przyjeździe, a nie, jak to było do niedawna, w ciągu 30 dni. Do tego w różnych województwach, a choćby w różnych urzędach, te same przepisy są interpretowane rozmaicie. Nowa ustawa też nie celuje w uporządkowaniu tego chaosu.
By przedłużyć pobyt, obywatele Ukrainy będą musieli zaopatrzyć się w paszporty wydawane przez ukraińskie przedsiębiorstwo państwowe, które ma swoje biura w Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu i Warszawie. Koszt wyrobienia paszportu to co najmniej 150 zł, czas oczekiwania – co najmniej tydzień.
Już wiadomo, iż trudności z uzyskaniem tego dokumentu będą mieli mężczyźni w wieku poborowym oraz uchodźcy z terenów okupowanych, którzy uciekają szlakiem północnym.
Na pewno zamysłem twórców ustawy jest oddzielenie tych, którzy dostawszy PESEL, znajdują się w innych krajach, od tych, którzy są w Polsce nieprzerwanie. Prawdopodobnie dlatego, choć rejestracja i składanie wniosku odbywa się przez internet, po odbiór karty pobytu trzeba stawić się fizycznie.
Jednocześnie nowelizacja nie porządkuje i nie ujednolica, ale właśnie różnicuje i rozwarstwia statusy pobytowe dla cudzoziemców w Polsce, a atmosfera debaty jest uchodźcom co najmniej niechętna. Brak w tych zapisach jakichkolwiek zachęt, by w Polsce pozostać. Trudności są choćby z dostępem do lekcji języka polskiego, nie mówiąc o najprostszych działaniach integracyjnych. Polska proponuje skok na głęboką wodę i kilka więcej.
To, czego można się spodziewać, to iż po prostu wyjadą. Co nie opłaca się nam ani na krótką, ani na dłuższą metę – jeżeli już musimy operować kategoriami zysków i strat. Na dziś się nie opłaca, bo tracimy argumenty w dyskusjach o pakcie migracyjnym – trudno, żebyśmy domagali się większych pieniędzy, jeżeli nie zatrzymujemy uchodźców u siebie. Na jutro też się nie opłaca, bo mamy braki demograficzne, a obywatele Ukrainy z powodu bliskości kulturowej i językowej są mniej wymagający wobec naszych niesprawnych systemów niż przybysze z bardziej oddalonych krajów.