donald trump, na tle swoich poprzedników z kilku ostatnich dekad, jawił się dotąd jako „gołąb”, nie „jastrząb”. Retorycznie agresywny – momentami wręcz obrzydliwie wulgarny – był zarazem prezydentem, który starał się trzymać USA z dala od wojny. Afgańską – w swojej pierwszej kadencji – „odziedziczył” po Bushu i Obamie; nie chciał jej, to za jego prezydentury Stany Zjednoczone przygotowały się do wyjścia z Afganistanu (czego finał, na skutek przegranej trumpa w wyborach z 2020 roku, nastąpił za Joe Bidena).
Zarówno w latach 2017-21, jak i podczas kampanii w 2024 roku, trump i jego środowisko kładli nacisk na konieczność wycofania się USA z roli „światowego żandarma”. choćby kosztem sojuszniczych zobowiązań, co bardzo źle odbierano w Europie, przyzwyczajonej do amerykańskiego parasola. Stosunek trumpa do wojny w Ukrainie również mieścił się w tych kategoriach myślenia – Stany nie tylko miały przestać angażować się bezpośrednio, ale i pośrednio, poprzez dostawy sprzętu i finansowanie działań zbrojnych innych państw. „Mamy dość problemów u siebie, to na nich musimy się skupić”, przekonywał przywódca republikanów i jakkolwiek często przy tym kłamał i przeinaczał, tą pacyfistyczno-izolacjonistyczną retoryką przekonał do siebie miliony Amerykanów. I m.in. dlatego znów dostał od nich mandat do sprawowania władzy.
Co się stało, iż trump zdecydował się na atak na Iran? Nie sądzę, by uderzenie na irańskie obiekty jądrowe było preludium do jakiejś większej interwencji. Eskalację dopuszczam – w postaci na przykład wielotygodniowej kampanii bombowej – ale z pewnością nie dojdzie do klasycznej wojny z udziałem sił lądowych. Po Iraku i Afganistanie nikt w Waszyngtonie takiego ryzyka podejmował nie będzie. W mojej ocenie, zamiarem Białego Domu jest maksymalne osłabienie Iranu, do tego stopnia, by nie stanowił poważnego zagrożenia dla Izraela. Bo o Izrael tu de facto chodzi, to dla Izraela amerykański prezydent składa w ofierze swój wizerunek „gołębia”, dla Izraela ryzykuje gniew własnych zwolenników. Nie jest przy tym pierwszym prezydentem USA, dla którego trwanie żydowskiego państwa na Bliskim Wschodzie ma wymiar absolutnie priorytetowy. To składowa fundamentu amerykańskiej polityki zagranicznej od niemal 80 lat.
Czy Iran wyposażony w broń jądrową stanowiłby egzystencjalne zagrożenie dla Izraela? W Waszyngtonie i Jerozolimie wierzą, iż tak. Izraelczycy już od dawna alarmują, iż Irańczycy są bliscy zbudowania bomby A. „A jednak wciąż jej nie mają!”, podkreślają zwolennicy Teheranu, zarzucając Żydom kłamstwo na wzór amerykańskich twierdzeń z 2003 roku o irackiej broni masowego rażenia. Faktem jest, iż gdyby alarmistyczne zapowiedzi z 2005 czy 2010 roku się spełniły, Iran od lat dysponowałby bronią jądrową. Ale równie prawdziwe jest to, iż Izrael od ponad dwóch dekad nie ustaje w wysiłkach, by irański program jądrowy storpedować. Metodą w tej walce były dotąd skrytobójstwo (zabijanie naukowców) oraz sabotaż technologiczny i cyfrowy; w efekcie wysiłki Irańczyków opóźniano, ale nigdy nie udało się ich definitywnie zatrzymać. Otwarty konflikt z wykorzystaniem klasycznych rodzajów uzbrojenia daje w tym zakresie większe możliwości.
A największe techniczne możliwości do niszczenia schowanej pod ziemią infrastruktury mają Stany Zjednoczone, które dotąd nie kwapiły się do twardych, kinetycznych uderzeń na Iran (co dotyczy obecnej, ale i wcześniejszych administracji). Nie wierzę w opinie, wedle których izraelska kampania bombowa rozpoczęta 12 czerwca została zaplanowana wspólnie z Amerykanami. Przekonują mnie racje, zgodnie z którymi Izrael postawił USA przed faktem dokonanym – poszedł na wojnę z Iranem, by tym sposobem zademonstrować nie tylko własną determinację, ale i powagę sytuacji. Niczym młodszy brat, który wyprawił się na bójkę z nielubianym kolegą, słabszym, ale nie na tyle, by rezultat pojedynku był łatwy do przewidzenia. Starszy brat nie zaryzykuje zdrowia i życia młodszego – ten uniwersalny imperatyw ma zastosowanie do relacji amerykańsko-izraelskich. trump, choć odżegnuje się od waszyngtońskiego establishmentu, jest jego częścią, mówi i myśli tak, jak amerykańskie elity. Co w tym konkretnym przypadku oznacza pójście z Iranem na wojnę, by młodszemu bratu, Izraelowi, nie stała się większa krzywda. Kto zaczął, kto ma rację, nie ma w tym ujęciu większego znaczenia…
Szerszą wersję tego tekstu opublikowałem w portalu „Polska Zbrojna” – oto link do materiału.
—–
A gdybyście chcieli wesprzeć mnie w dalszym pisaniu, polecam się poniżej.
Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
To dzięki Wam powstają także moje książki!
A skoro o nich mowa, w sklepie Patronite możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.
Nz. Amerykański bombowiec B-2/fot. USAF, domena publiczna