Od relacji z frontu po wrogie nastawienie polityczne w kraju — słowaccy dziennikarze mierzą się z coraz większymi wyzwaniami związanymi z opisywaniem wojny na Ukrainie. EURACTIV.sk zapytał trzy słowackie redakcje, jak radzą sobie z dziennikarskimi dylematami ponad trzy lata po wybuchu konfliktu.
Podobnie jak media na całym świecie, słowackie redakcje nie były przygotowane na rosyjską agresję przeciwko Ukrainie. Relacjonowanie największego konfliktu zbrojnego w Europie od zakończenia II wojny światowej okazało się wyjątkowym wyzwaniem dziennikarskim, które wraz z przebiegiem wojny ewoluowało.
Szczególnie trudna dla słowackich dziennikarzy okazała się sytuacja polityczna, jaka ukształtowała się pod koniec 2023 roku. Do władzy powrócił wówczas Robert Fico, który przyjął ewidentnie prorosyjskie stanowisko.
Rząd regularnie atakuje media głównego nurtu, zarzucając im, iż są „sponsorowane przez Sorosa”, i nie nawiązują normalnej komunikacji z dziennikarzami. Zamiast tego wolą przekazywać swoje komunikaty przez media społecznościowe lub „media dezinformacyjne”, które są antyukraińskie i nie przestrzegają standardów dziennikarskich.
Innym wyzwaniem, wspólnym dla słowackich i zachodnich mediów, jest samo pisanie o wojnie. To złożona kwestia, o której dyskutuje się często wewnątrz redakcji. Dyskusje te obejmują m.in. dobór języka i terminologii, kryteria wysyłania reporterów w teren oraz sposoby utrzymania zainteresowania czytelników wojną trwającą już ponad trzy lata.
Aby lepiej zrozumieć, jak słowackie media radzą sobie z tymi wyzwaniami, EURACTIV.sk rozmawiał z działami zagranicznymi trzech głównych redakcji: dziennika „SME”, portalu informacyjnego Aktuality.sk oraz gazety „Pravda”.
Zasady pisania: jasne wskazanie agresora i ofiary
Lukáš Onderčanin, szef działu zagranicznego w „SME”, wyjaśnił, iż już na początku wojny jego zespół wspólnie z redaktorami internetowymi ustalił wspólną terminologię.
– Ustaliliśmy, iż unikamy określeń takich jak konflikt ukraińsko-rosyjski, wojna w Donbasie czy wojna domowa, i jasno nazywamy agresora. Preferujemy takie wyrażenia jak rosyjska inwazja, rosyjska agresja czy pełnoskalowy atak Rosji na Ukrainę — powiedział Onderčanin.
Pozostałe dwie redakcje obrały podobne podejście. W Aktuality.sk dziennikarze celowo używają określeń takich jak „wojna”, „rosyjska inwazja” czy „rosyjska agresja” i unikają słowa „konflikt”, tłumaczy korespondentka zagraniczna Stanislava Harkotová.
W „Pravdzie” nie przyjęto formalnie spisanych zasad dotyczących pisania o Ukrainie, ale redaktor działu zagranicznego Andrej Matišák podkreśla, iż ich linia redakcyjna również skupia się na konsekwentnym przypominaniu, kto jest ofiarą, a kto agresorem.
Na początku wojny na Słowacji toczyła się również debata o tym, jak zapisywać i wymawiać nazwy ukraińskich miejscowości. Tradycyjnie w języku słowackim stosuje się transliterację z rosyjskiego, np. „Kyjev” (ros. „Киев”), zamiast ukraińskiego Kyjiv (ukr. „Київ”). W języku polskim takiej różnicy nie ma.
Ostatecznie tylko jedna redakcja – „Denník N” – zdecydowała się na zmianę zasad pisowni, uzasadniając to gestem solidarności z Ukrainą.
Media, z którymi rozmawiał EURACTIV.sk, przez cały czas stosują rosyjskie formy, jednak SME świadomie wybiera ukraińską pisownię mniej znanych miejscowości.
Coraz rzadsze relacje z terenu
Relacjonowanie wojny to również dziennikarstwo terenowe. Liczba zagranicznych korespondentów systematycznie jednak spada, ponieważ taki rodzaj pracy wiąże się z wysokimi kosztami i jest zwykle możliwy jedynie dla największych redakcji.
To samo dotyczy Słowacji — kraju postkomunistycznego z populacją zaledwie 5,4 miliona mieszkańców i stosunkowo niewielkim rynkiem medialnym.
Trzy redakcje, z którymi rozmawiał EURACTIV, różnią się pod względem częstotliwości relacjonowania wydarzeń z Ukrainy. Największą aktywność wykazuje Aktuality.sk, którego dziennikarka Stanislava Harkotová relacjonuje wojnę od początku, a w 2023 roku rozpoczęła pracę z Kijowa jako stała korespondentka.
Wyjaśnia, iż stara się podróżować do różnych regionów Ukrainy co najmniej raz lub dwa razy w miesiącu, również do miejsc bezpośrednio dotkniętych działaniami wojennymi. W efekcie powstają reportaże, teksty o ludziach, wywiady, a choćby książki – od początku inwazji portal Aktuality.sk opublikował trzy poświęcone Ukrainie.
– Zależy nam na tym, by nasi czytelnicy mogli połączyć się z ludźmi bezpośrednio dotkniętymi wojną i zrozumieć kontekst różnych zjawisk, które przynosi wojna – mówiła Harkotová w rozmowie z EURACTIV.
SME również aktywnie relacjonowało wydarzenia z Ukrainy na początku wojny, ale po pierwszym roku takie wyjazdy stały się rzadsze.
– Obecność na miejscu była bardzo ważna na początku. Teraz mamy więcej dostępnych źródeł, a zainteresowanie czytelników spadło. Ze względu na wysokie koszty trudniej jest uzasadnić wyjazd terenowy – tłumaczy Onderčanin.
Gazeta przez cały czas publikuje dużo treści z Ukrainy, korzystając m.in. z tekstów zewnętrznych autorów – np. wolontariuszy, którzy niosą pomoc humanitarną i przy okazji piszą relacje – oraz z tłumaczeń materiałów partnerskich zagranicznych redakcji.
Pravda tylko sporadycznie publikuje relacje terenowe z Ukrainy, choć Matišák przyznaje, iż mają one duże znaczenie zarówno dla zrozumienia tematu przez dziennikarzy, jak i dla zaangażowania odbiorców.
Coraz mniejsze zainteresowanie czytelników
Wszystkie trzy redakcje potwierdzają, iż zainteresowanie tematami związanymi z Ukrainą spada. Każda z nich znalazła jednak typy materiałów, które wciąż znajdują odbiorców. Dla „Pravdy” są to przede wszystkim wywiady i analizy wojskowe. Podobnie jest w przypadku czytelników „SME”.
Według Onderčanina jednym z najczęściej czytanych formatów w dziale zagranicznym SME pozostaje relacja live z wojny. Poza tym zainteresowanie zależy od bieżących wydarzeń – czytelnicy najchętniej sięgają po analizy sytuacji na froncie, podsumowania dużych starć oraz artykuły przedstawiające słowacką perspektywę.
W Aktuality.sk Harkotová zauważa, iż największe zainteresowanie budzą typowe newsy, dziennikarstwo analityczne oraz szerokie podsumowania – na przykład medialnej burzy wokół sporu prezydentów USA i Ukrainy w Gabinecie Owalnym.
Dodaje też, iż czytelnicy wciąż interesują się doniesieniami o negocjacjach pokojowych czy tragediach, takich jak rosyjskie ataki rakietowe na ukraińskie miasta
Inne wyzwania: weryfikacja informacji i zdrowie psychiczne
Jeśli chodzi o inne aspekty relacjonowania wojny, dziennikarze wspomnieli o szeregu wyzwań — od wyboru odpowiednich zdjęć, przez zapewnienie skutecznej współpracy z innymi działami redakcyjnymi, po trudne zadanie weryfikowania informacji w strefie działań wojennych. Ostatni z tych problemów okazał się szczególnie wymagający.
W redakcji SME od samego początku bardzo ostrożnie podchodzono do wiarygodności źródeł. Redakcja opiera się na ukraińskich, a nie prorosyjskich mediach, śledzi międzynarodowych korespondentów z dużych redakcji i stosuje podobne strategie weryfikacyjne.
Szczególną ostrożność zachowują wobec mediów społecznościowych. Chociaż X (dawniej Twitter) to bogate źródło informacji o Ukrainie, jest również zalewane teoriami spiskowymi i prorosyjską propagandą. – Dlatego ważne jest, aby sprawdzać, które źródła są godne zaufania, a które nie – dodał Onderčanin.
Harkotová z portalu Aktuality.sk podkreśliła trudności związane z weryfikowaniem informacji, które podlegają ścisłej kontroli, zwłaszcza w kwestiach związanych z bezpieczeństwem narodowym – takich jak operacje wojskowe.
Zwróciła też uwagę na problemy z dostępem do miejsc zdarzeń: – To frustrujące, kiedy dziennikarze docierają na miejsce ataku rakietowego i są zatrzymywani przez taśmę policyjną. Rozumiem ścisłą kontrolę informacji, gdy trafiony zostaje obiekt wojskowy – ale nie powinno to mieć miejsca, gdy celem jest budynek cywilny.”
Poza wyzwaniami związanymi z samym relacjonowaniem, zauważyła również okazjonalne obciążenie biurokratyczne oraz psychiczny koszt tej pracy.
– Dziennikarze nie różnią się od innych cywilów dotkniętych wojną. Dlatego tak ważne jest dbanie o zdrowie psychiczne i fizyczne – i co najważniejsze, znajomość własnych granic – podsumowała korespondentka z Kijowa.