Po ośmiu latach rządów twardej prawicy, eurosceptycznej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), proeuropejska, centroprawicowa Koalicja Obywatelska Donalda Tuska była postrzegana jako potencjalny przycisk resetujący dla Polski.
Jednak w momencie, gdy Warszawa przejmuje stery w Radzie UE, nieco ponad rok po rozpoczęciu kadencji, podejście Tuska wzbudziło wątpliwości co do tego, jak duży przełom naprawdę reprezentuje.
Podczas gdy obrońcy nazywają 67-letniego premiera umiarkowanym i pragmatycznym, jego krytycy twierdzą, iż jego działania w zakresie reform mediów i migracji są w dużej mierze zapożyczone z populistycznego podręcznika, któremu kiedyś się sprzeciwiał.
Widać to w jego narracji na temat ukraińskiego rolnictwa. Premier powiedział, iż część eksportu produktów rolnych wzbogaca oligarchów i międzynarodowe korporacje, zamiast przynosić korzyści zwykłym Ukraińcom i wysiłkom kraju, aby oprzeć się wojnie agresji Rosji.
Tusk może się nie ugiąć
A ponieważ Polska przygotowuje się do wyborów prezydenckich, ta wewnętrzna dynamika może kształtować — lub nadwyrężyć — negocjacje w sprawie aktualizacji dziesięcioletniej umowy handlowej UE z Ukrainą i pokrzyżować długoterminowe ambicje Kijowa dotyczące przystąpienia do bloku.
— Tusk ma dobre wyczucie tego, co ludzie w Polsce traktują priorytetowo lub czego się obawiają: strach przed wojną, bezpieczeństwo granic, stabilność gospodarcza — mówi Aleksander Smolar, politolog i członek zarządu Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). — Używa populistycznej retoryki, ale nie jest populistą per se. Powstrzymuje prawdziwe niebezpieczeństwo, jakim jest powrót do władzy eurosceptycznego i prawicowego Prawa i Sprawiedliwości.
Polska niezłomnie wspierała walkę Ukrainy z Rosją — wysyłając pomoc wojskową, przyjmując uchodźców i broniąc sprawy Kijowa w UE. Jednak jeżeli chodzi o handel, Warszawa przyjęła zupełnie inną postawę, szczególnie w odniesieniu do ukraińskiego eksportu rolnego: linii życia dla rozdartej wojną gospodarki kraju.
Tusk „nie będzie gołębi w kwestiach migracji czy rolnictwa, zwłaszcza w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich. Są one najważniejsze dla elektoratu PiS” — mówi jeden z unijnych dyplomatów, który zabrał głos pod warunkiem zachowania anonimowości.
Pozornie proeuropejskie przywództwo
Napięcia te rzucają cień na zbliżające się rozmowy, których celem jest zastąpienie tymczasowych środków handlowych długoterminową umową — gdzie szybki i płynny postęp jest mało prawdopodobny podczas sześciomiesięcznej prezydencji Polski w Radzie UE.
Dzieje się tak pomimo apeli Kijowa o pilność: przetrwanie gospodarcze Ukrainy i jej zdolność do walki z Rosją zależą „teraz znacznie bardziej niż kiedykolwiek” od utrzymania wolnego handlu z UE — przekonuje POLITICO minister polityki agrarnej i żywności Witalij Kowal podczas wizyty w Brukseli w zeszłym miesiącu.
Niepowodzenie Tuska w zniesieniu nielegalnych ograniczeń na import ukraińskich produktów rolnych, nałożonych przez jego poprzedników, jest już punktem spornym.
Warszawa, wraz z Węgrami Viktora Orbana i Słowacją Roberta Fico, sprzeciwiła się unijnym nakazom ponownego otwarcia swoich rynków, ryzykując podjęcie kroków prawnych przez Brukselę. Posunięcie, które zostało dobrze przyjęte przez wyborców z obszarów wiejskich, podkreśla niechęć Polski do pełnego dostosowania się do dyrektyw UE, choćby pod pozornie proeuropejskim przywództwem Tuska.
Wybory prezydenckie w Polsce w maju br. dodają kolejną warstwę do złożonego problemu. Tusk będzie musiał utrzymać twarde stanowisko w kwestiach rolnych, aby przemówić do wyborców z obszarów wiejskich i odeprzeć zarzuty opozycji, iż jest zbyt miękki w sprawie Ukrainy.
Polskie podejście się zmieniło
Chociaż jest mało prawdopodobne, aby zablokował postęp, podejście jego rządu będzie odzwierciedlać delikatną równowagę między krajowymi priorytetami a solidarnością UE.
Nadchodzące rozmowy handlowe skupią się na aktualizacji bezcłowych kontyngentów w ramach istniejącej umowy o wolnym handlu między UE a Ukrainą, która weszła w życie w 2016 r. Aktualizacja ma zastąpić środki nadzwyczajne wprowadzone przez UE w odpowiedzi na inwazję Rosji na Ukrainę w 2022 r., które rzuciły gospodarczą linę ratunkową poprzez zniesienie wszystkich ceł na ukraiński import.
Środki wywołały jednak reakcję ze strony państw UE, takich jak Polska i Francja, oraz rolników w państwa graniczących z Ukrainą, którzy obawiają się, iż napływ tanich ukraińskich towarów osłabia lokalnych producentów.
Blokada polskich rolników w Dorohusku przy granicy z Ukrainą, 21 lutego 2024 r.
W Polsce rolnicy wielokrotnie blokowali przejścia graniczne z Ukrainą, spowalniając ruch handlowy i ryzykując zakłócenia w przepływie dostaw humanitarnych i wojskowych.
Blokady cieszą się szerokim poparciem społecznym w Polsce, a badania opinii publicznej pokazują zauważalną zmianę w postrzeganiu Ukrainy przez Polaków w miarę przeciągania się wojny. Według ostatnich sondaży większość Polaków uważa, iż ich rząd powinien priorytetowo traktować interesy narodowe, w tym ochronę krajowego sektora rolnego, zamiast wspierać Kijów za wszelką cenę.
Oczekuje się, iż Ukraina będzie naciskać na nadchodzącą aktualizację, aby zliberalizować handel w jak największym stopniu, utrzymując szeroki dostęp do rynku dla swojego eksportu rolnego.
Historie o „świętym Donaldzie”
Polska będzie jednak prawdopodobnie preferować bardziej restrykcyjne podejście, odzwierciedlając wewnętrzne obawy o wpływ ukraińskiej konkurencji na własnych rolników.
Jeden z dyplomatów odrzucił wszelkie złudzenia co do radykalnej transformacji Polski pod rządami Tuska. — Nigdy tak naprawdę nie kupowałem tych historii o „świętym Donaldzie” — to są politycy i muszą zostać ponownie wybrani — tłumaczy rozmówca.
Polska prezydencja daje Tuskowi możliwość zaprezentowania przywództwa na scenie europejskiej. Jednak stawia również pod lupą podwójny przekaz premiera.
Jego zdolność do wypełnienia luki między krajową publicznością a europejskimi sojusznikami będzie miała najważniejsze znaczenie dla ustalenia, czy Polska stanie się mediatorem w negocjacjach handlowych między UE a Ukrainą.
— Jest to z wielką szkodą dla Polski — z powodu krótkoterminowych interesów krajowych i nieprzemyślanych, emocjonalnych reakcji — mówi Aleksander Smolar z ECFR.
Historyczne żale dodatkowo komplikują rozmowy handlowe
Wołyń, który pozostaje punktem spornym w polsko-ukraińskich stosunkach, powrócił do dyskursu publicznego. Od czasu rosyjskiej inwazji Polska i Ukraina pracowały nad pogłębieniem więzi, ale ropiejące rany historyczne i nacjonalistyczne postawy po obu stronach podważają zaufanie.
— Po polskiej stronie nie ma pozytywnej odpowiedzi na pytanie, jak budować te relacje — ocenia Smolar. — Również po stronie ukraińskiej trudno dziś wymagać jakiejkolwiek politycznej kreatywności — w końcu są w stanie wojny.
Prezydencja Polski pod rządami Tuska jest powszechnie postrzegana jako szansa na nadanie impetu długoterminowej trajektorii Ukrainy w UE.
Jednak napięta dynamika budzi obawy co do roli Warszawy w przewodzeniu wysiłkom UE na rzecz wspierania Ukrainy w jej ambicjach. Podczas gdy przywódcy publicznie popierają sprawę Kijowa, za zamkniętymi drzwiami narastają obawy dotyczące praktycznych aspektów integracji rozdartego wojną kraju — i jego rozległego sektora rolnego — z blokiem.
A jeżeli chodzi o handel w rolnictwie, naciski wewnętrzne prawdopodobnie będą miały pierwszeństwo dla polskiego premiera, grożąc zatrzymaniem postępu i potencjalnie pozostawiając UE walkę o uratowanie porozumienia z Kijowem.
— To nie jest dziwne — inni przywódcy tak robili — mówi anonimowo unijny dyplomata.