Wczoraj zajechałem pociągiem z Krakowa do Rzepina. Pech chciał, iż czekałem na krakowskim dworcu ponad dwie godziny, bo o tyle był opóźniony. Na miejscu byłem po dwudziestej, a przed dwudziestą pierwszą znalazłem się w Słubicach, by dzisiaj z samego rana pomóc babci wrócić do domu. I tak w dziesięć godzin przejechałem całą Polskę wszerz. Od granicy z Niemcami do granicy z Ukrainą. Jestem padnięty.