Jak rosyjska dezinformacja tworzy alternatywną historię wojny

euractiv.pl 52 minut temu
Zdjęcie: https://euractiv.pl/section/praca-i-polityka-spoleczna/news/jak-rosyjska-dezinformacja-tworzy-alternatywna-historie-wojny/


W rosyjskiej przestrzeni informacyjnej prawda przegrywa z dobrze skonstruowaną dezinformacją, która ma rozgrzeszyć agresora i oskarżyć jego ofiary. Gdy te narracje przedostają się do globalnych mediów społecznościowych, zacierają granice między faktami a propagandą.

Od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku w globalnym internecie zaczęła krążyć opowieść, której siła oddziaływania zaskoczyła choćby badaczy wojny informacyjnej. To narracja, według której agresorem nie jest Kreml, ale Ukraina i NATO, rzekomo od lat prowokujące konflikt, łamiące porozumienia i stanowiące permanentne zagrożenie dla „osaczonej” Rosji. Jej trwałość zdumiewa, bo opiera się na fałszywych założeniach, manipulacji faktami i starannie selekcjonowanej „prawdzie”, która ma tworzyć wrażenie, iż Zachód jest nieodpowiedzialnym hegemonem, a Rosja jedynie odpowiada na prowokacje.

Jednym z przykładów takiej manipulacji, który w ostatnich tygodniach zdobył w Polsce znaczną popularność, był post w mediach społecznościowych przypisujący rzekomą wypowiedź „francuskiego generała Jacques’a Guillemana”, według którego „NATO zawsze jest agresorem”, a „porozumienia mińskie porzuciła Ukraina, nie Putin”. gwałtownie ustalono, iż „generał” w tej formie nie istnieje, a osoba, której nazwisko zostało zniekształcone, jest emerytowanym podpułkownikiem znanym z prorosyjskich publikacji, natomiast używane w sieci zdjęcie przedstawia zupełnie innego wojskowego.

Ten przykład nie jest jednak odosobniony. To jeden z wielu elementów większej układanki, która od lat stanowi trzon rosyjskiej strategii informacyjnej: budowania alternatywnej wersji współczesnej historii Europy, atrakcyjnej dla środowisk szukających prostych odpowiedzi na skomplikowane pytania.

„NATO zawsze było agresorem”

Pierwszy i najbardziej nośny mit dotyczy rzekomej agresywności NATO. W przestrzeni prorosyjskiej sojusz jest przedstawiany jako organizacja destabilizująca kontynent i niosąca wojnę wszędzie tam, gdzie pojawia się jego flaga. W medialnych inscenizacjach NATO odpowiada za chaos w Serbii, Afganistanie, Iraku, Libii czy Syrii – tak jakby wszystkie te interwencje stanowiły jedną, spójną linię ekspansji Zachodu.

Tymczasem kontekst każdej z tych operacji był inny i w większości przypadków poprzedzały je wielomiesięczne negocjacje, próby mediacji oraz interwencje organizacji międzynarodowych. Operacja Allied Force w 1999 roku była reakcją na czystki etniczne i masowe wysiedlenia kosowskich Albańczyków. Obecność NATO w Afganistanie odbywała się na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, a działania sojuszu w wielu częściach świata ograniczały się do misji doradczych, monitorujących lub szkoleniowych. Te operacje można analizować, krytykować i oceniać, ale nie można ich sprowadzać do prostej tezy, iż NATO jest agresorem w każdym konflikcie, w którym bierze udział.

Takie uproszczenie ma jeden cel: przenieść odpowiedzialność za działania Rosji na abstrakcyjny „Zachód”, który rzekomo od dziesięcioleci destabilizuje świat.

„Ukraina nigdy nie przestrzegała porozumień mińskich”

Drugim filarem prorosyjskiej narracji jest opowieść o rzekomym sabotażu porozumień mińskich przez Ukrainę. Porozumienia mińskie z 2014 i 2015 roku były zestawem ustaleń mających zatrzymać walki w Donbasie, obejmującym m.in. zawieszenie broni, wycofanie ciężkiego uzbrojenia i przywrócenie kontroli Ukrainy nad granicą. Dokumenty te miały stworzyć ramy politycznego rozwiązania konfliktu, choć od początku były kruche i oparte na wzajemnej nieufności stron.

Według rozpowszechnianych w mediach społecznościowych wersji to Kijów miał torpedować proces pokojowy, łamać zawieszenie broni i ignorować zapisy dotyczące reorganizacji wschodnich regionów. Tymczasem zapisy Mińska II były naruszane przede wszystkim przez stronę rosyjską, która nigdy nie zaprzestała wspierania separatystów i nieustannie wprowadzała na okupowane tereny ciężki sprzęt i żołnierzy. Obserwatorzy OBWE wielokrotnie zgłaszali utrudnianie pracy, blokowanie dostępu do niektórych rejonów i brak przejrzystości po stronie separatystów, co czyniło monitorowanie sytuacji praktycznie niemożliwym.

Ukraina argumentowała, iż wdrażanie zmian politycznych powinno nastąpić dopiero po zapewnieniu bezpieczeństwa, czyli po zawieszeniu broni i wycofaniu rosyjskich oddziałów. Rosja natomiast domagała się odwrotnej kolejności, co prowadziło do strukturalnego impasu. Dezinformacyjna teza, iż „to Ukraina nie przestrzegała ustaleń”, pomija cały kontekst, a przede wszystkim fakt, iż konflikt we wschodniej Ukrainie był wynikiem ingerencji Rosji, nie zaś spontanicznym buntem lokalnym.

„Separatyści w Donbasie byli ofiarami ukraińskiej agresji”

Trzecia konstrukcja propagandowa dotyczy wojny w Donbasie, która w rosyjskich narracjach przedstawiana jest jako brutalna agresja Ukrainy na własnych obywateli. W tej wersji historii Kijów miał „bombardować cywilów”, a Rosja jedynie „chronić ludność rosyjskojęzyczną”.

Jednak analiza faktów ujawnia proces odwrotny: separatyzm w Donbasie był konsekwencją wieloletnich działań hybrydowych Rosji, polegających na podsycaniu antyukraińskich nastrojów, organizowaniu kampanii pseudoreferendalnych i rozpowszechnianiu propagandy o rzekomych zagrożeniach dla ludności rosyjskojęzycznej. W 2014 roku na terytorium Donbasu zaczęli napływać uzbrojeni bojownicy wspierani przez Rosję, a następnie pojawiły się tzw. „zielone ludziki” – nieoznakowani żołnierze, którzy odegrali kluczową rolę w przejęciu kontroli nad częścią regionu.

Raporty ONZ jednoznacznie wskazują, iż ofiary cywilne były po obu stronach, a ich liczba była znacznie niższa niż przedstawia to propaganda rosyjska. Kreml wykorzystał jednak ten konflikt jako pretekst – najpierw do destabilizacji Ukrainy, a następnie do rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji w 2022 roku pod hasłem „obrony ludności Donbasu”.

Dlaczego ta propaganda działa?

Skuteczność rosyjskiej dezinformacji nie opiera się na sile argumentów, ale na oddziaływaniu emocjonalnym. To narracje, które oferują odbiorcy świat prosty, wyjaśniony, pozbawiony złożoności dyplomatycznych procesów, sprzecznych relacji świadków czy wielowarstwowych analiz. W tej rzeczywistości istnieje główny agresor – NATO, główna ofiara – Rosja lub separatyści, i jeden wielki spisek, w którym Zachód dąży do osłabienia „tradycyjnego porządku”. Tego rodzaju opowieści są atrakcyjne, bo pozwalają wyjaśniać świat jednoznacznie, bez konieczności konfrontowania się z trudnymi faktami.

Dezinformacja jest narzędziem strategicznym. Jej celem nie jest wyłącznie wprowadzenie odbiorców w błąd, ale zmiana ich postaw i decyzji. jeżeli duża część opinii publicznej zacznie wierzyć, iż NATO prowadzi ekspansywną politykę, iż Ukraina „sama sprowokowała wojnę”, a Rosja tylko „reaguje” – wówczas podważony zostaje sens wspierania Ukrainy, odbudowy europejskiego bezpieczeństwa, inwestowania w armię czy wzmacniania wschodniej flanki NATO.

Rosja prowadzi tę kampanię konsekwentnie od lat, wykorzystując sieci kont fikcyjnych, media państwowe, influencerów oraz pozornie niezależnych komentatorów. Dlatego przeciwdziałanie jej wymaga nie tylko prostowania fałszywych informacji, ale także budowania odporności społeczeństw na manipulację.

Idź do oryginalnego materiału